Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
INNA KULTURA PRACY
CZĘŚĆ I
POCZĄTEK
1.
Ten dzień był inny od całej serii go poprzedzających. Kaptur skupiał się nad tym skąd wziąć flotę na galaktyczne ziele. Nie było źródeł, ale tego dnia to się zmieniło. Około 15:30 zadzwonił Solidny Buntownik.
- Słuchaj, jest robota. Przyjedziesz?
- Jasne - odpowiada Kaptur.
- Dawaj na Górniak. W okolicach Domu Rzemiosła.
Wyjdę po ciebie. Zadzwoń jak będziesz w pobliżu.
Zielarz czując możliwości zbyt wiele nie myślał. Wziął ciuchy robocze i poszedł szybkim krokiem na przystanek tramwajowy. Pojechał oczywiście na gapę. Taki miał styl. Kiedy zbliżał się do celu zadzwonił do Solidnego. Ten jak obiecał wyszedł po niego. Kaptur jeszcze intensywniej poczuł galaktyczny podmuch. Nie miał pojęcia co go czeka w tej tyrce, ale to nie miało znaczenia. Po wejściu do firmy zobaczył szybko poruszającego się Szamana. To go trochę zdziwiło. Po lewej stronie siedział Azjata. Przywitał się. Na wprost, zauważył kolejnego. Nie wiedział, że to człowiek najwyższy rangą. Także się przywitał. Zrobił to tak jakby witał się z kumplem. Jednak widział że tamten ma zdziwiony wyraz twarzy.
2.
Na początek, przebrał się w zielone ogrodniczki i w bliżej nieokreśloną bluzę. Nie wiedział co ma robić gdyż nikt nie starał się go poinstruować. Był nieco zagubiony. Młodzi pracownicy jeździli ręcznymi wózkami z szarozielonymi workami w jedną i drugą stronę. Panował ogólny mętlik. Spostrzegł, że jest obserwowany przez Buntownika i gościa o brązowym odcieniu skóry. Ów człowiek okazał się być nepalskim przełożonym. Kaptur kątem oka zobaczył iż obok niego zaczyna przewracać sie potężny wór wypełniony belami materiału. Zareagował i nie dopuścił do wywrotki. To był jego chrzest w oczach tych dwóch towarzyszach niedoli. Przynajmniej na starcie. Połapał się o co chodzi. Stał się pracownikiem magazynowym w hurtowni tkanin o wdzięcznie brzmiącej nazwie Wykańczalnia - Tex. Praca nie była lekka. On jednak wiedział że są bardziej wymagające zawody. Wynagrodzenie też było w porządku. Był koniec sierpnia 2005 roku, a życie dało mu okazję do tego by mógł coś ze sobą zrobić. Dobijała go ta bezczynność i ten brak pieniędzy. Wiedział, że jest zerem ale tu nadarzyła się okazja by to zmienić. Teraz mógł się wykazać, bo tak w gruncie rzeczy to miał jeszcze trochę siły. Dwa - będzie mógł się upierdolić po robocie. Lecz czy na pewno ? Szczęście w nieszczęściu.
3.
Po siedmiu godzinach nastał fajrant. Nie było łatwo ale też nie było jakoś specjalnie trudno. Kasjer wypłacił mu hajs. Był zmęczony ale w perspektywie miał napić się dobrego markowego piwa. Tak też zrobił wypijając dwie butelki w autobusie linii 96. Wracali we czwórkę - Piekarz , Wilk , Szaman i on. W jego ocenie jednak nie mógł się totalnie uwalić gdyż przełożony kazał mu być następnego dnia na godzinę 9:30....Przestój nie wchodził w grę. Albo jesteś codziennie albo wypad. I dobrze.
DZIEŃ DRUGI
4.
Dnia następnego o 9:00 Kaptur stoi w cieniu drzewa przed rynkiem na Górniaku i pije piwo z zielonej puszki. Robi to gdyż jest to dla niego czymś w rodzaju rytuału. Ma świadomość że nie może wypić więcej. Zastanawia się dlaczego przełożony Camel kazał mu być w robocie 30 minut po otworzeniu firmy. Myśli i nie wie. Na miejscu jest 10 minut przed rozpoczęciem pracy. Tym razem również wita się z Azjatami. Ktoś stojący za nim się śmieje. To Solidny Buntownik. Myśli że to wszystko jest trochę dziwne. Jednak już rozumie. Ten na wprost to główny szef o ksywce Drapieżca. Kaptur traktował Azjatów na równi. Jak mu było wiadomo, rejon świata z którego pochodzili opierał się na czymś w rodzaju przynależności do danej grupy społecznej. Było to dla nich bardzo ważne. Każdy z nich znał swoje miejsce w szeregu. Zielarz w ich świecie byłby kimś z dolnego szczebla co przekładałoby się na szczególny szacunek wobec szefa. Ale na szczęście byli w Polsce i mógł zachować resztki godności jakie mu pozostały.
5.
Gotów do działania rozkminia dlaczego kazano mu być później. Chodziło o to że ludzie z umowami mają na początku pracy pół godziny na kawę za które są normalnie wynagradzani przez pracodawcę. Tyrka rozpoczyna się ostro. Zaczyna wdrażać się w tryby i zasady panujące w tym miejscu. Łatwo mu nie było. Musiał się przestawić na inne tory myślenia. To było trochę jak przetrwanie w Dżungli. Wiele niebezpieczeństw ale także sporo pięknych wizualnych doznań. Niektórzy ludzie określali tekstylia jako szmaty. Kaptur był z wykształcenia plastykiem i potrafił docenić piękno wzorów i odcieni tkanin. Lubił etykiety na belkach. Sądził iż każda z nich jest wizytówką fabryki i miejsca z którego pochodziły. Czasem zabierał je do domu. Na pamiątkę. Przed śniadaniem zlecono mu zrealizować kolejne zadanie. Miało to miejsce w tylnej części obiektu na parterze. Jako że był nowy pofatygowała się do niego Pani Anne. Wkurwiał się bo nie miał nożyka służącego do rozcinania kartonów. Anne także była zdenerwowana bo jak było im obojgu wiadomo, czekał klient.
- Więc czym mam kurwa otworzyć karton skoro nie ma
dla mnie nożyka ? - zadał pytanie kobiecie.
Ta powiedziała coś do siebie po czym zjawił się Camel i zaopatrzył Zielarza w narzędzie pracy. Może był nikim w otaczającym go świecie ale w tym zawodzie się sprawdzał. W tej firmie miał jakąkolwiek przyszłość. A mieć ją, to dużo więcej niż usychanie w domu i liczenie tylko na rodziców. Miał 24 lata i wiele piw do wypicia. Nim udało mu się zmądrzeć.
6.
40 minut po posiłku Kaptur jeszcze raz chciał się napić herbaty. Wstawił wodę i czekał aż ta się zagotuje. Kiedy zalewał wrzątkiem szklankę zjawił się Buntownik który spojrzał spode łba na Zielarza. Ten zorientował się w czym rzecz. Według panujących zasad, herbatę bądź kawę piło się o 9:00, 12:00 i 15:00. Władza poza władzą. W sumie Kaptur czuł zawód. Buntownik ściągnął go do firmy w momencie gdy nie było pewnie innych opcji. Uważał iż Zielarz pierwszego dnia weźmie flotę i się napierdoli na tyle mocno że drugiego dnia już go nikt nie zobaczy. Okazało się co innego. Tego dnia fajrant nastąpił o czasie, czyli o 17:00. Pracownicy magazynowi wybrali się całą ekipą na piwo do sklepu Pani Steni. Browar smakował po ciężkim dniu pracy jak nigdy, a Solidny jak to on, nieoficjalnie zaapelował o rozwagę w piciu alkoholu. Chodziło o to by niektórzy nie przesadzili bo jutro także jest dzień. Oczywiście Kaptur wiedział do kogo przede wszystkim kierowane są te słowa. Między nimi nigdy nie było przyjaźni ale Zielarz nie chciał go zawieść. I chyba nigdy to się nie zdarzyło jeśli chodzi o Wykańczalnia - Tex.
DZIEŃ TRZECI
7.
Koła w ruch. Camel chyba zaczął się do niego przekonywać. Wyciągnął takie wnioski gdyż przełożony bardziej mu ufał. Chodziło o klucze do boksów. Nie wszyscy nowi je dostawali.
Tym razem Kaptur miał być w firmie o tym samym czasie co pozostali. Półgodzinna kawa i Boksy były czymś w rodzaju mini magazynów. Było ich kilkanaście i nie wszystkie dzierżawiła firma. Realizowanie zamówień szło mu całkiem dobrze. Przed śniadaniem miał znaleźć w boksie numer 4 belkę bordowej tafty o numerze koloru 6. Tej pozycji miało już nie być, o czym nie wiedział. Jednak ją znalazł z czego przełożony był zadowolony. On także. Tak zdobywał uznanie, chociaż na tę chwilę były to małe kroczki.
DZIEŃ ZA DNIEM
8.
I tak to leciało. Dni zlewały się w jedną całość. Klientów nadal było w bród. Prawie każdego dnia przychodziły dostawy nowego towaru. Interes się kręcił. Fajrant często następował po kilkunastu godzinach pracy. Tir za tirem. Specjalnością Wilka i Piekarza stało się rozładowywanie naczep. To była konkretna praca. Poważne zadanie. Czas przy niej leciał dość szybko o czym jeszcze nie wiedział Zielarz. On, wyspecjalizował się w obsłudze klientów. To zajęcie często także sprawiało iż czas szybko upływał. O to chodziło. Kiedy sklep się zamykał, a tir czekał na rozładowanie wszyscy skupiali się tylko na tym.
- Kolega dużo robisz mało mówisz. - Pewnego razu Camel pochwalił Szamana.
Była to prawda chociaż te słowa zabolały trochę Zielarza. Nie czuł że gorzej pracuje. Wkładał wiele serca w przydzielane mu zadania. W kolejnych dniach czuł się gorzej. Psychika dostawała po tyłku. Nie chodziło o to że nie dawał rady wypełniać poleceń. Po prostu dała o sobie znać cholerna melancholia. Dziewczyna o której myślał była bardzo daleko. Nieosiągalna. Lekarstwem na ten stan był alkohol w postaci piwa. Był to moment życia kiedy upijał się już każdego wieczoru, jeśli miał pieniądze a miał je często. Szaman i Kaptur stali się towarzyszami picia. Mimo tego z rana, byli gotowi do pracy. Nadzieją na lepsze chwile stał się kawałek " Window Shopper "....
9.
Po miesiącu ciężkiej pracy Drapieżca zaproponował dwóm popierdoleńcom umowy o pracę. Cieszyli się, chociaż wiedzieli, że będzie mniej hajsu. Dogadali się, iż do końca października będą pracować w starym trybie. Pierwsza umowa była na trzy miesiące. Po jej upływie, miało okazać się, co dalej.
10.
Październik był piękny. Słoneczny i kolorowy. Jedynym wolnym dniem tygodnia była niedziela. Zielarz tego dnia często chodził na cmentarz. Kupował dwa bądź trzy mocne piwa w puszce i krążył. To były jego pierwsze dni mentalnego wampiryzmu. Właściwie sam nie wiedział, po co to robi. Nic mu to nie dawało, jednak czuł potrzebę by włóczyć się po nekropolii.
11.
Listopad był inny. Szary i deszczowy. W pracy nic się nie zmieniło. Dzień za dniem. Zielarz nabawił się kontuzji pleców. Wybrał się do lekarza. Ten był gotów dać mu zwolnienie, ale odmówił. Medyk przepisał Ketonal. Plecy bolały jeszcze kilka dni, ale dał radę.
GRUDZIEŃ I BOŻE NARODZENIE
12.
Siódma płyta Thorna okazała się być najsłabszą w dorobku grupy jak do tego czasu. Kaptur usłyszał ją kilka dni po premierze. Był zawiedziony ale nie to było najgorsze. Miał świadomość że co raz bardziej się stacza. Miał pieniądze które finalnie okazały się być przekleństwem. Świadczył między innymi o tym, jego stosunek do higieny. Myślał jedynie o tym by się nawalić, choć w pracy, było tak jak miało być. Nadal szło mu dobrze. W jego głowie nastąpiły dziwaczne procesy. Objawiało się to zupełnie innym spostrzeganiem świata. Gdyby miał porównać swój umysł do czegoś konkretnego, to porównał by go do zniszczonego działaniami wojennymi miasta. Na horyzoncie pojawił się nadzorca Naruszony. Po nim kolejny nadzorca. Zwał się Książę. Początkowo mogli lecieć z nimi w chuja. Ale gdy załapali trochę języka polskiego uległo to zmianie. Zielarz wciąż trzymał się z dala od galaktycznego ziela. Takie miał założenie. Utwierdził się w przekonaniu - jeśli pije, to będzie tylko pił. Grudzień powoli miał się ku końcowi. Firmowa Wigilia była skromna. Żadnej premii, żadnego upominku. Życie powinno być radosne o tej porze roku. Nie było.
22 Grudzień 2024
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania