Inna niż wszyscy a jednak ślizgonka 6 cz.2

Witam was moi mili. Mam nadzieje, ze sie steskniliscie bardzo mocno. Ja tez. Mam nadzieje, ze ta czesc sie wam spodoba, bo tak jakby ja naszpikowalam czyms lepszym. Oczywiscie nie moglam nic lepszego napisac, bo jest to dopiero 1. rok. takze mam nadzieje, ze bedziecie usytasfokcjonowani. Takze zapraszam do czytania.

 

Czesc 6.2 " Harry ma siostre?"

 

Po lekcji poszliśmy na obiad w doborowym towarzystwie. Byłam tak strasznie głodna, ale gdy zobaczyłam jedzenie, marzyłam tylko o powrocie do dormitorium lub obudzić się z tego snu. Usiadłam pomiędzy bliźniakami (standard), a naprzeciw Ron, który sie obrzerał, Harry, który również nie najlepiej się czuje i Mionka, oczywiście zajęta książką. Oparłam głowę o ramię Freda (tak umiem ich roztóżniać) i przymknęłam oczy.

W końcu wyszliśmy z sali. I co teraz? Pójdziemy do dormitorium.

Weszliśmy do Pokoju Wspólnego. Multum ludzi, więc chciał niechciał udaliśmy się do pokoju Rona, Harrego i Nevila (którego niebyło). Usiadłam naprzeciwko nich i zaczęłam, a przynajmiej próbowałam.

- Posłuchajcie. Chodzi o to, że odkąd tu jestem, każdy się na mnie dziwnie patrzy. Odkąd tu zasypiam, mam koszmary, dokładnie Lily i James Potter. Harry niewiedziałam. Przez tyle lat żyłam w błędzie. - zwróciłam się bezpośrednio do niego. Głęboki oddech. - Ja... Ja jestem Twoją siostrą. Wiem, że masz takie sny i to nas łączy, jak i różdżki. Moja się zmieniła, gdy poznałam prawdę u Dumbledorea. - pokazałam na różdżkę, którą wyciągnęłam z buta. - Widzisz? Wiem, że to szok, ale... - niedokończyłam, bo on mnie poprostu przytulił.

- Wiedziałem. Wiedziałem, że jesteś gdzieś blisko. Tak bardzo się cieszę. - pojedyncza łza popłynęła mu z oka.

- Nie płacz, bo i ja się rozpłaczę. - oddałam uśmiech, czując jak łzy napływają mi do oczu. - Patrzcie. Pokażę wam coś. - odsłoniłam czoło grzywką. - To mój i Harrego znak. Mojego bliźniaka. - wytarłampojedynczą łzę.

- Chodźmy na błonie. - przerwała nam uradowana Mionka .

***

Udaliśmy się na błonia, siadając pod drzewem. Położyłam nogi na nogi Georga, a głowę na nogi Freda.

- Niezawygodnie pani? - spytał Fred, udając jakby zmartwionego, łapiąc teatralnie się za serce.

- Oj Freddie, Freddie... Mi nigdy niedogodzisz... - zaczęłam się niepochamowanie śmiać.

- Ej, a ja? On ma Freddie, a ja to pies? - jęczał drugi bliźniak, udając urażonego.

- Przestań Georgie! Męczysz! - wydarłam się z uśmiechem.

- No to pięknie! Ja Georgie, a on Freddie! No i tak ma być! - wszyscy zaczęliśmy się śmiać.

***

W drodze na kolację ustaliliśmy z bliźniakami, że wychodzimy w nocy i dodajemy kostki farby do karmy Norris. Wchodząc do Wielkiej Sali, napotkałam tylko uśmiech dyrektora i szczęśliwą McGonagall. Czyli nauczyciele wiedzą. Rozpoczęła się kolacja. W miarę jedzenia i obrzarstwa Rona, wstałam na ławkę i wzrok wszystkich skupił się na mojej osobie.

- Przepraszam, że przeszkadzam w jedzeniu, ale jest coś, co musicie wiedzieć. Proszę nie pytać dlaczego i w ogóle, bo mnie zamęczycie. Otóż nienazywam się Aleksandra (t.n.), tylko Lily Luna Potter. Harry, jest moim bratem bliźniakiem. A jeżeli nie wierzycie to udowodnię. - pokazałam bliznę na czole. - Dziękuję, za uwagę i przepraszam. - dodałam i usiadłam na swoje miejsce.

Spojrzałam po wszystkich stołach i każdy pokazywanie palcem. Mój wzrok zatrzymał się najpierw na Snapie, a później na Quirellu. Blizna znów zabolała. Spojrzałam na Harrego, on również się trzymał za głowę, niczym ja.

- Ej, co jest? - zaczął znartwiony George.

- Nie, nic. Trochę źle się czuję, ale przechodzi. - faktycznie przechodziło.

***

Poszliśmy do pokoju chłopaków. Graliśmy bardzo długo aż wszyscy zaczęli się zbierać. Lee spał. Mionka w pokoju już. Nevil, który przyszedł, później poszedł z Harrym i Ronem do pokoju. Zaczęliśmy wcielać plan w życie. Weszliśmy do pokoju wspólnego. Zupełna pustka. Przeszliśmy przez dziurę w portrecie, a Gruba Dama nie była zbyt zadowolona lecz to po prostu olaliśmy. Zakradnęliśmy się do składziku Filcha i dosypaliśmy do karmy pani Norris kilka kostek farby (nieszkodliwej). Gdy ją zje, zmieni kolor futerka na ognistoczerwony na 12 h.

Wracaliśmy biegiem bo ją Zauważyliśmy a gdy jest ona to musi być gdzieś niedaleko Filch. Biegliśmy ile sił w nogach ale chłopcy zniknęli za zakrętem a ja ukryłem się za pierwszym lepszym i drzwiami. Odwróciłam się po chwili i zobaczyłam wielkie lustro. Podeszłam ostrożnie i stanęłam przed nim. Napisz jaki przeczytałam brzmiał: AIN EINGARP ACRESO GESTEL AZ RAWTĄ WTE IN MAJ IBDO.

- Mama? Tata? - zobaczyłam siebie i Harrego pomiędzy rodzicami.

Kobieta położyła mi dłoń na prawym ramieniu. Momentalnie tam spojrzałam ale niczego nie było. Spojrzałam jeszcze raz w lustro. Mężczyzna uśmiechał się i objął ramieniem mamę. Tak, Mama, to dobre słowo. Mama, tata, Harry i ja, to cała moja rodzina.

***

Położyłam się spać. Znów ten sam koszmar o przerwał mój sen. Zegarek zadzwonił 06:30. Poszłam pod prysznic i ubrałam się. Lekcje na dziś: zaklęcia, eliksiry, transmutacja i zielarstwo.

- O Boże... Zielarstwo. - powiedziałam do siebie.

- Co nie lubisz? zaskoczyła mnie Mionka tak, że odskoczyłam na bok.

- Na brodę Merlina! Hermiono, nie strasz mnie tak dalej, bo dostanę zawału. - powiedziałam przerażona. Odeszła do łazienki.

Sprawdziłam czy aby na wszystko mam dobrze spakowane. To już godzina 07:14. Poczekałam jeszcze na Hermi i razem wyszłyśmy do wielkiej sali. To będzie chyba Nasza tradycja. Usiadłam na moje standardowe miejsce i Mionka również. O dziwo Harry i Ron byli, a razem z nimi Nevil.

- Witam moich towarzyszy i braciszka. - objęłam ramionami bliźniaków.

- My również witamy. - odpowiedzieli z wielkim rogalem na twarzy.

- Przepraszam że przeszkadzam w pałaszowaniu tych wszystkich przysmaków przygotowanych przez skrzaty. Jest coś naprawdę bardzo ważnego. Z pewnością już wiecie Dzięki pannie Lily Potter, że jest siostrą Harrego. Jest dzieckiem które przeżyło. Ministerstwo Magii, również nie wiedziało że panna Potter przeżyła najgroźniejsze z zaklęć. Tak więc proszę ja jak i pewnie bliźniaki Potter, żeby nie pytać o szczegóły. Dziękuję za uwagę i życzę smacznego. - klasnął w dłonie, a na stołach pojawiło się jedzenie i picie.

Popatrzyłam w stronę stołu nauczycieli i spotkałam wzrok między innymi panią Sprout, McGonagall, Dumbledorea, Snapea i Quirella. Blizna znów bolała ale nie tak bardzo jak ostatnio. Nagle do wielkiej sali wpadł jak szalony Filch z kotką Norris na rękach. Zaczęłam się niepochamowanie śmiać razem z bliźniakami potem dołączył do nas stół Gryfonów, Krukonów, Puchonów i co dziwne Ślizgonów. Zobaczyłam również rozbawiony w całą tą sytuacją nauczycieli.

- To napewno oni! - wydarł się zdyszany Filch, pokazując na nas palcem.

- My? - spytałam z udawanym powagą wymalowana na twarzy. - Czy pan uważa że ja bym mogła zrobić taki kawał z moimi przyjaciółmi? To nie mój poziom ja mam dużo wyższy. - dodałam z ręką na sercu.

- Jeszcze kiedyś was dopadnę Huncwoci. Po prostu Huncwoci. - dodał na wychodne z ognisto czerwoną kotką.

- Co to są Huncwoci? - spytałam Georga.

- To była kiedyś czwórka chłopaków: Syriusz Black, Remus Lupin, Peter Pettigrew i James Potter-wasz ojciec. To byli dopiero psotnicy. My przy nich to jesteśmy nic. - zaśmiał się. - Wasz ojciec był dowódcą i to po nim macie takie charaktery. - nagle przyleciały sowy z poranną pocztą. Co bylo dzowne, że także dostałam choć byłam pewna że nikt do mnie nie napisze.

- Ministerstwo Magii? - zdziwiłam się.

- No otwórz go. - polecił Ron.

- Szanowna panno Lily Luno Potter. Z przykrością informujemy panią że dzisiejszego dnia w godzinach porannych zmarli panny opiekunowie państwo Michał i Edyta (t.n.). Sowy będą przesyłane z informacjami.

Z wyrazami szacunku i kondolencjami minister magii Korneliusz Knot.

 

Zatkało mnie. Ale jak? Dlaczego?

- Nie! - wydarłam się i wybiegłam z Wielkiej Sali skupiając wszystkich wzrok na swojej osobie. Biegłam jak poparzona przed siebie trochę po schodach i znów przed siebie tak, że natrafiłam na drzwi. Dobrze znane mi drzwi. Weszłam i ujrzałam te lustro. Podeszłam, usiadłam na podłodze i po prostu się poryczałam.

- Przecież oni byli jak rodzice. Mamo, tato. Dlaczego? Po prostu dlaczego? - skuliłam nogi i płakałam.

***

Lekcje już dawno się zaczęły ale miałam to gdzieś. Mijały minuty za minutami a ja nic. Popatrzyłam na szczęśliwą mamą, która uśmiecha się potrzebująco, dumnego, jak paw tatę i Harrego. Został mi tylko on, tylko Harry. Rodzice i opiekunowie, zawsze będą żyli w moim sercu. Wstałam otrzymałam się lekko z kurzu i uśmiechnęłam blado do rodziców po czym wyszłam.

***

W końcu nadszedł czas świąt. Nie miałam nikogo dorosłego, więc musiałam zostać na święta w Hogwarcie. Zawsze chciałam spędzić Magiczne święta. Przygotowania szły pełną parą. Ja ozdobiłam korytarz, siedząc na ramionach Hagrida i przyczepując ozdoby. Zostałam tylko ja,Ron, Harry i kilkoro innych uczniów. Gdy siedziałam z Harrym i Ronem, oglądałam, jak grają w szachy czarodziejów. Super gra, lecz nie dlamnie. Przyszła Mionka z bagażami.

- Ja za niedługo mam pociąg. Lepiej coś znajdźcie o Nicolasie Flamelu. - poinformowała nas, a raczej nich.

- Przecież już chyba całą biblioteki przetrząsnęliśmy. - jęczał Ron.

- Nie szukaliśmy tam, gdzie powinniśmy. - powiedziała pełna energii.

- Czy ja czegoś nie wiem? spytałam, drapiąc się po głowie.

- Wszystko ci później powiem. Lepiej nie tutaj. - odezwał się Harry, a ja tylko wzruszyłam ramionami.

- To pa. - odeszła Mionka, gdy się przytuliłyśmy.

Następnego wieczoru odbyła się kolacja wigilijna. Co było śmieszne, każdym musiałam wylosować coś co będzie nosić cały wieczór. Nie było dużo uczniów oprócz nas kilkoro krukonów i dwóch puchonów. Był tylko jeden stół gdzie siedzieliśmy wszyscy razem. Ron wylosował różową sukienkę ja duży, czerwony nos Harry czerwoną opaskę Dumbledore koszulę nocną kobiecą, Mcsztywna złoty kapelusz, Snape różową perukę a bliźniaki opaski na włosy. Każdy się ubrał. Jaki był wszystkich śmiech. Nawet Severus się śmiał. Po kolacji wszyscy poszliśmy do swoich pokoi. Były naprawdę ładnie ozdobione.

- Pierwsze świeta bez rodziców. - pomyślałam zrezygnowana.

Łzy znów popłynęły mi po policzkach. Usiadłam na parapecie i patrzyłam w niebo. Te cudowne gwiazdy to one mnie uspokajają.

- Muszę być dzielna. Po prostu muszę. Zrobię to dla bliskich. - powiedziałam do siebie, jako przysięgę.

Przebrana w pidżamę położyłam się spać.

***

Gdy się obudziłam zeszłam na dół. Prezentów bo naprawdę dużo.

- O Lily, dobrze, ze jesteś. Wesołych Świąt! - podał mi prezent.

- To dla mnie? Dziękuję. - przytuliłam go. - Ale ja nie mogę tego przyjąć. Nie mam nic dla Ciebie. - odpowiedziałam smutna.

- Nieważne. Nic od Ciebie nie chcę. Ważne, że jesteś obok mnie. - dał mi prezent.

- To jest piękne. - naszyjnik z sercem otwieranym a w środku były wygrawerowane litery L+H.

Od Ronalda dostała masę słodyczy i czarny sweter z białą literą L od pani Weasley. Od Freda i Georga ich psikusy. Od Mionki książkę "Quidditch przez wieki" oraz małe pudełeczko. Otworzyłam je i moim oczom ukazała się piękna srebrna bransoletka z literą L. Nie było listu Tylko mała karteczka z napisem " Mam nadzieję że się podoba. Będzie ci w niej ładnie."

- Harry przypniesz? - spytałam brata.

- Jasne. A od kogo to? - odpowiedział przypinając ją.

- Nie wiem nie pisze od kogo. - spoglądnęłam na niego, z miną mówiącą prawdę.

Harry przypiął bransoletkę i podal ostatnie duże i masywne pudełko. Ron się dziwnie patrzył Harry też i ja również.

Do pokoju weszli roześmiani rudzielcy-bliźniaki.

- Wesołych Świąt! - krzyknęli na cały regulator.

- Wesołych Świąt! - posłałam im serdeczny uśmiech.

- Co to jest?- spytał pełny obaw George.

- A może to jakaś bomba lub coś? - dołączył się Fred z miną mówiącą Otwórz paczkę.

- Zaraz się dowiemy. - odpowiedziałam klękając na podłogę i zaczęłam brać się za rozpakowywanie Otóż tej paczki.

Chwilę mi to zajęło. List dołączony z krótką informacją: " Mam nadzieję że się podoba. Harryteż taką ma. Tylko nie szalejcie." Otworzyłam ją do końca.

- Na brodę Merlina! Przecież to Nimbus 2000. - powiedział podekscytowany Ronald.

- Najlepsza miotła w szkole. Nie licząc Harrego oczywiście. - dodał z miną pełną podziwu George.

- Możemy polatać? Oczywiście zaraz po tobie. - zakomunikował z miną zbitego psa Ron.

- Jasne! - odpowiedziałam bez namysłu.

***

Święta święta i po świętach. Znów trzeba się zmierzyć z realią świata. Co będzie dalej? Co z pogrzebem?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania