Poprzednie częściInside

Inside część I

-Rozdział I -

- Chodź, pójdziemy się pożegnać, głupio wyjść bez słowa.

Popatrzyłam na nią jak na szaloną. Nigdy tego nie robiłyśmy, nie żegnałyśmy się z nimi, nie witałyśmy. Tworzyliśmy dwa różne światy. Ciężko powiedzieć czy uważałyśmy nasz świat za lepszy czy za gorszy. Po namyśle, postanowiłam jednak się zgodzić.

- Ok, skoro musimy. Brooke zrobiła swoją ulubioną minę. Zawsze jej używała, kiedy chciała ukryć zadowolenie. Widziałam, że była podekscytowana, nie rozumiałam tylko dlaczego.

Nie było czasu na dłuższe rozmyślanie, musiałam dogonić swoją przyjaciółkę, która pospiesznym krokiem ruszyła w kierunku sali chemii. To właśnie tam czekała na nas cała masa cudownych ludzi... Oczywiście nie tolerowałam prawie nikogo z nich. W zasadzie lista osób, które toleruje jest krótsza niż przepis na szarlotkę.

- Rusz się, Sawyer - niemal wykrzyczała, poirytowana moim żółwim tempem Brooke. Więc się ruszyłam. Z głową zawieszoną na ścianie korytarza na pierwszym piętrze. Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego nikt nie zajmie się pomalowaniem jej . Odrobina koloru na pewno by nie zaszkodziła. Nic dziwnego, że nasza szkoła ma opinię " najsztywniejszej" w okolicy. Mimo, że zajmujemy pierwsze miejsce w rankingu najlepszych szkol w kraju. Od pewnego czasu każdego dnia patrząc w lustro nienawidziłam się za ten wybór. Ale czy to na pewno był mój wybór. Czy to ja wpadłam na pomysł aplikowania do tej zachwalanej szkoły.

- Oo, przepraszam... Z zamyślenia wyrwał mnie jakiś głos. Uniosłam głowę do góry i zobaczyłam JEGO. Głębokie spojrzenie nie pozwalało mi oderwać od niego wzroku. Gęste, ciemne włosy jakby falowały, mimo, że znajdowaliśmy się w szkole. Chociaż w tamtej chwili nie do końca wiedziałam, gdzie się znajduję.

- Przepraszam, na szczęście jest cały. Moje spojrzenie zostało skierowane na idealnie kształtne usta. Coś do mnie mówiły, ale nie rozumiałam co. Z osłupienia wyrwał mnie gwałtownie dźwięk dzwonka. Swoją drogą, czy to normalne, że w dzień wigilii szkolnej dzwoni dzwonek? Zauważyłam, że chłopak popatrzył zdziwiony na moje dłonie, które jak najwyraźniej przez dłuższą chwilę układały się w pozycji w której zwykle trzymam telefon. Tylko, że tym razem telefonu w nich nie było. Brunet właśnie podnosił go z podłogi. Natychmiast opuściłam ręce, dotarło do mnie, że musiałam wyglądać głupio. Chłopak podał mi telefon. Widocznie mijając mnie wytrącił mi go z ręki. A może sama go upuściłam. Wolałam nie wnikać w szczegóły, żeby się nie kompromitować. Brunet chyba zauważył, że nad czymś się zastanawiam (W sumie nie było to trudne. Zawsze kiedy to robię marszczę brwi w specyficzny sposób. ). Po dłuższej chwili gapienia się na niego z przekrzywioną głową i rozdziawionymi ustami znowu coś powiedział.

- To Wesołych świąt! - usmiechnął się i ruszył dalej w swoim kierunku.

- Taak, Wesołych.. yyy świąt - to wszystko na co było mnie stać w tamtym momencie. Jak mogłam go wcześniej nie spotkać? Czy chodzi do naszej szkoły? Zdałam sobie sprawę, że nadal stoję w miejscu. Natychmiast ruszyłam przed siebie. Ale coś kazało mi się odwrócić. Tak więc zrobiłam. Moje długie włosy płynnym ruchem opadły mi na twarz. Chłopak jeszcze nie doszedł do końca korytarza. Dopiero teraz zobaczyłam jaki jest umięśniony, mogłam to dostrzec mimo luźnej, białej koszuli (tak, typowy strój w naszej szkole). Trochę zrezygnowana już miałam się odwrócić kiedy on przystanął. Podrapał się po włosach dość nerwowo i odniosłam wrażenie, że chciał zawrócić. Wtedy skierował na mnie swoje nieziemskie spojrzenie i obdarował mnie dziwnym uśmiechem, jakby się nad czymś zastanawiał. Czy chciał zawrócić? Zawrócić do mnie i porozmawiać? Nie, na pewno po prostu czegoś zapomniał. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie potrafiłam odwzajemnić uśmiechu, ciągle tylko wpatrywałam się w niego zamyślonym spojrzeniem. Nigdy nie miałam problemów z chłopakami. Co się dzieje? Tajemniczy chłopak chyba źle odebrał moje zachowanie, bo zrobił zrezygnowaną minę i poszedł dalej. Widziałam, że na końcu korytarza mimo, że nie odwrócił się w moją stronę to kątem oka na mnie zerkał. Ja ciągle stałam zamyślona. Kiedy zniknął z mojego pola widzenia zdałam sobie sprawę, że cała płonę. Była zima, a ja czułam się jakby w szkole temperatura wynosiła minimum czterdzieści stopni. Serce waliło mi jak oszalałe, miałam zarumienione policzki, przekrwione usta i byłam jakby w szoku. Nie miałam pojęcia co się ze mną działo.

- Lilian Sawyer, natychmiast rusz tutaj swój kościsty tyłek! - Nagle usłyszałam ponaglający krzyk, który wyrwał mnie z transu. Nie wiem, gdzie Brooke była przez ostatnią minutę, chyba rozmawiałą z Kate, dziewczyną z rownoległej klasy.

Potrzebowałam jeszcze kilku sekund, żeby ochłonąć.

- Taak, Brooke, już idę, przepraszam...

Brooke podeszła do mnie, obrzuciła badającym spojrzeniem i razem ruszyłyśmy, aby zmierzyć się ze światem. Właściwie z małą częścią świata, ale nie umniejszajmy naszego heroizmu. Każdy przyjmuje na siebie tyle ile zdoła...

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • elenawest 11.01.2016
    Fajnie, że dostosowałaś się do naszych uwag, ale istnieje coś takiego, jak edycja tekstu, więc nie musiałaś wstawiać tego ponownie :-)
    A teraz do błędów:
    "-Rozdział I -(wyrzuć to i daj tą informację w tytule)
    - Chodź, pójdziemy się pożegnać, głupio wyjść bez słowa.
    Popatrzyłam na nią(,) jak na szaloną. Nigdy tego nie robiłyśmy, nie żegnałyśmy się z nimi, nie witałyśmy. Tworzyliśmy dwa różne światy. Ciężko powiedzieć czy uważałyśmy nasz świat za lepszy(,) czy za gorszy. Po namyśle, postanowiłam jednak się zgodzić.
    - Ok, skoro musimy. (- )Brooke zrobiła swoją ulubioną minę. Zawsze jej używała, kiedy chciała ukryć zadowolenie. Widziałam, że była podekscytowana, nie rozumiałam tylko dlaczego.
    Nie było czasu na dłuższe rozmyślanie, musiałam dogonić swoją przyjaciółkę, która pospiesznym krokiem ruszyła w kierunku sali chemii. To właśnie tam czekała na nas cała masa cudownych ludzi... Oczywiście nie tolerowałam prawie nikogo z nich. W zasadzie lista osób, które toleruje(toleruję) jest krótsza(,) niż przepis na szarlotkę.
    - Rusz się, Sawyer(.) - niemal wykrzyczała, poirytowana moim żółwim tempem Brooke. Więc się ruszyłam. Z głową zawieszoną(głowa była zawieszona na pierwszym piętrze??? No tego jeszcze nie było... Raczej chodziło ci o spojrzenie) na ścianie korytarza na pierwszym piętrze. Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego nikt nie zajmie się pomalowaniem jej . Odrobina koloru na pewno(,) by nie zaszkodziła. Nic dziwnego, że nasza szkoła ma opinię " najsztywniejszej" w okolicy. Mimo, że zajmujemy pierwsze miejsce w rankingu najlepszych szkol w kraju. Od pewnego czasu każdego dnia patrząc w lustro(,) nienawidziłam się za ten wybór. Ale czy to na pewno był mój wybór.(?) Czy to ja wpadłam na pomysł aplikowania do tej zachwalanej szkoły.(?)
    - Oo, przepraszam... (- )Z zamyślenia wyrwał mnie jakiś głos. Uniosłam głowę do góry i zobaczyłam JEGO(z małej). Głębokie spojrzenie nie pozwalało mi oderwać od niego wzroku. Gęste, ciemne włosy jakby falowały, mimo, że znajdowaliśmy się w szkole. Chociaż w tamtej chwili nie do końca wiedziałam, gdzie się znajduję.
    - Przepraszam, na szczęście jest cały(co jest całe?). (- )Moje spojrzenie zostało skierowane na idealnie kształtne usta. Coś do mnie mówiły, ale nie rozumiałam co. Z osłupienia wyrwał mnie gwałtownie dźwięk dzwonka. Swoją drogą,(bez przecinka) czy to normalne, że w dzień wigilii szkolnej dzwoni dzwonek? Zauważyłam, że chłopak popatrzył zdziwiony na moje dłonie, które jak najwyraźniej(bez jaknajwyraźniej) przez dłuższą chwilę układały się w pozycji(,) w której zwykle trzymam telefon. Tylko, że tym razem telefonu w nich nie było. Brunet właśnie podnosił go z podłogi. Natychmiast opuściłam ręce, dotarło do mnie, że musiałam wyglądać głupio. Chłopak podał mi telefon. Widocznie mijając mnie wytrącił mi go z ręki. A może sama go upuściłam. Wolałam nie wnikać w szczegóły, żeby się nie kompromitować. Brunet chyba zauważył, że nad czymś się zastanawiam (W sumie nie było to trudne. Zawsze kiedy to robię marszczę brwi w specyficzny sposób. ). Po dłuższej chwili gapienia się na niego z przekrzywioną głową i rozdziawionymi ustami znowu coś powiedział.
    - To Wesołych świąt! - usmiechnął się i ruszył dalej w swoim kierunku.
    - Taak, Wesołych..(...) yyy świąt(.) - to wszystko na co było mnie stać w tamtym momencie. Jak mogłam go wcześniej nie spotkać? Czy chodzi do naszej szkoły? Zdałam sobie sprawę, że nadal stoję w miejscu. Natychmiast ruszyłam przed siebie. Ale coś kazało mi się odwrócić. Tak więc zrobiłam. Moje długie włosy płynnym ruchem opadły mi na twarz. Chłopak jeszcze nie doszedł do końca korytarza. Dopiero teraz zobaczyłam jaki jest umięśniony, mogłam to dostrzec mimo luźnej, białej koszuli (tak, typowy strój w naszej szkole). Trochę zrezygnowana już miałam się odwrócić(,) kiedy on przystanął. Podrapał się po włosach dość nerwowo i odniosłam wrażenie, że chciał zawrócić. Wtedy skierował na mnie swoje nieziemskie spojrzenie i obdarował mnie dziwnym uśmiechem, jakby się nad czymś zastanawiał. Czy chciał zawrócić? Zawrócić do mnie i porozmawiać? Nie, na pewno po prostu czegoś zapomniał. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie potrafiłam odwzajemnić uśmiechu, ciągle tylko wpatrywałam się w niego zamyślonym spojrzeniem. Nigdy nie miałam problemów z chłopakami. Co się dzieje? Tajemniczy chłopak(powtórzenie-zlikwiduj zastepując go jakimś synonimem) chyba źle odebrał moje zachowanie, bo zrobił zrezygnowaną minę i poszedł dalej. Widziałam, że na końcu korytarza mimo, że nie odwrócił się w moją stronę(,) to kątem oka na mnie zerkał(a w jaki sposób bohaterka to widziała, skoro odwrócony był do niej plecami i stał w dużej odległości?). Ja ciągle stałam zamyślona. Kiedy zniknął z mojego pola widzenia zdałam sobie sprawę, że cała płonę. Była zima, a ja czułam się jakby w szkole temperatura wynosiła minimum czterdzieści stopni. Serce waliło mi(,) jak oszalałe, miałam zarumienione policzki, przekrwione usta i byłam jakby w szoku. Nie miałam pojęcia co się ze mną działo.
    - Lilian Sawyer, natychmiast rusz tutaj swój kościsty tyłek! - Nagle usłyszałam ponaglający krzyk, który wyrwał mnie z transu. Nie wiem, gdzie Brooke była przez ostatnią minutę, chyba rozmawiałą(rozmawiała) z Kate, dziewczyną z rownoległej(równoległej) klasy.
    Potrzebowałam jeszcze kilku sekund, żeby ochłonąć.
    - Taak, Brooke, już idę, przepraszam...
    Brooke(powtórzenie) podeszła do mnie, obrzuciła badającym spojrzeniem i razem ruszyłyśmy, aby zmierzyć się ze światem. Właściwie z małą częścią świata, ale nie umniejszajmy naszego heroizmu. Każdy przyjmuje na siebie tyle ile zdoła..."

    Hmmm... No i kurczę nie wiem zupełnie, jak mam to ocenić, bo dla mnie, jak na pierwszy rozdział to kompletnie nic sięnie dzieje. I można tą część opisać w kilku słowach: dwie dziewczyny idą na klasową wigilię, nagle jedna wpada na chłopaka, chwilę rozmawiają, ten odchodzi, dziewczyna zostaje na korytarzu, potem przychodzi po nią koleżanka z którą szła i idą dalej...
    W sumie, to bardziej powiedziałabym, że jest to prolog do czegoś, a co z tej całej historii wyniknie nie mam pojęcia, bo nie potrafiłam się wczuć w historię bohaterki.
    Błędów nie jest dużo, tak naprawdę to pikuś, tyle, że trafił ci się błąd logiczny :-/

    Zostawię chyba narazie 3 i zobaczę, jak dalej się rozwinie to opko.
  • Akwus 11.01.2016
    +1 do poprzedniej wypowiedzi. Jak na 5000 znaków, to treści malutko :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania