Internat, miłość i sen

W samo południe wróciłem do internatu przy ulicy Bartkiewiczówny po ostatnim przed weekendem dniu pracy w dziale rehabilitacji. W swoim pokoju pod numerem 308 zastałem współlokatora Przemka. Odpoczywał z tabletem w dłoni. Na mój widok zagadnął mnie z entuzjazmem:

- Siemanko Błażej! Co tam, jak tam?

– Intensywnie, ale z sukcesem. Dopiero pod koniec była przerwa na kawę i coś słodkiego.

– Aa rozumiem.

– A Ty nie na zajęciach?

– Mam wolny piątunio…

- Nic Przemuś, idę trochę odpocząć, później pogadamy.

Położyłem i prawie zaliczyłem drzemkę, kiedy usłyszałem podwójny sygnał SMS w moim telefonie marki Nokia Lumia 610. Odruchowo sprawdziłem wiadomość. Z wrażenia niemal spadłem z łóżka! Odezwała się do mnie Kornelia, dziewczyna poznana kilka dni temu na imprezie w klubie studenckim „Czeski sen” przy ulicy Łaziennej. Tańczyliśmy w rytmie polskich hitów: Kazika Staszewskiego – „12 groszy” i zespołu T. love -„Ajrisz”. Odczytałem treść:

„Witaj, czy nasze dzisiejsze spotkanie aktualne o 20:30?”

No pewnie, że tak! Odpisałem bez wahania, czyli szykuje się piękny plan na wieczór, ale nikomu na razie nic nie zdradzałem. Z radości zgadnąłem Przemka:

- Co oglądasz?

– Youtuberów: Wapniaka, Ravgora i Bartka USA. Goście urządzają i nagrywają pranki. To znaczy; zagadują, wkręcają i rozśmieszają przypadkowych ludzi na ulicach miast i w centrach handlowych.

– Fajne, to muszę sprawdzić.

– Polecam i w ogóle kiedyś sami musimy coś takiego wypróbować na starówce!

– Hmm, no pewnie!

– Zatem, jesteśmy w kontakcie.

Z każdą minutą ciężko było ukryć pozytywne emocje. No ale, trzeba przeczekać do wieczora. Spakowałem kilka rzeczy do prania na weekendowy na jutrzejszy powrót do domu, następnie poszedłem do kuchni przygotować obiad dla siebie: makaron z sosem pomidorowym.

W międzyczasie spotkałem Kacpra, drugiego współlokatora, który uczył się w systemie dziennym jako technik dentystyczny. Przyszedł z torbą pełną zakupów, które rozmieszczał w lodówce i szafce

– Cześć, a Ty zostajesz na cały weekend, czy masz egzamin z ortodoncji?

– Nie, wracam jutro rano. Uśmiechnął się Kacper, zaskoczony pytaniem.

- Po prostu u siebie nie będę miał czasu na zakupy, dziś zaopatrzyłem się w produkty z długą datą ważności. Wystarczą na przyszły tydzień!

- No to, do zobaczenia w pokoju!

– Narka.

Moje danie wyglądało bardzo smacznie! Zabrałem się do konsumpcji, jednak parę minut później słyszę kobiecy głos:

– Smacznego, panie kolego!

To Ilona, sąsiadka z drugiego końca korytarza. Najwyraźniej wyczuła mój dobry nastrój…

- Co tam, Błażejek?

– A nic wieczorem spotykam się z koleżanką, idziemy na spacer… Nieświadomie wygadałem się!

– To ładnie się ubierz i nie pytaj jej czasem o poprzednie związki!

Powiedziała to zdanie z lekką aluzją i nutą zazdrości! Zmieniłem temat:

- A jak tam Twój Radek, w tym tygodniu go spotkałem…

- Raduś uczył się cały tydzień na egzamin z architektury. Odwiedzi mnie dopiero jutro.

-No to pa!

Ilonka wzięła łyżeczkę i jogurt z lodówki i wróciła do swojego pokoju, a ja mogłem już spokoju dokończyć obiad.

Popołudnie spędziłem surfując po Internecie i przy muzyce. Do pokoju wrócił trzeci współlokator – Emil, student finansów i rachunkowości. Rok młodszy od nas ( ja, Przemek i Kacper jesteśmy rówieśnikami), Spokojny i radosny facet, zawsze witał się radosnym „hej!”, ale na swój sposób specyficzny. Kiedyś pod koniec maja szliśmy całą grupą, na rozgrywkę siatkówki na pobliski orlik przy torach kolejowych. Pojawili się między innymi: Ilona z narzeczonym Radkiem, Magda, Paulina, Alicja, Wiktor i nasz pokój. Z wyjątkiem Emila, którego Kacper i Przemek namawiali, żeby oderwał się trochę od nauki i pisania, ale jak sam stwierdził :

- Nie mogę iść z Wami bo jutro mam kolokwium z makroekonomii.

- No dobrze, to powodzenia w nauce! Powiedział Kacper.

Tymczasem założyliśmy sportowy strój, wzięliśmy piłkę, już czekają na nas inni lokatorzy. Kacper skoczył na chwilę po swój telefon. Gdy wrócił, stwierdził krótko:

- Emil zasnął przed podręcznikiem.

- Jego strata, powiedział Przemek. Idziemy!

W naszym pokoju tymczasowy gwar ucichł, każdy skupił się na swoich zajęciach. Około godziny osiemnastej, przygotowałem rzeczy na wieczorne wyjście. Jeszcze mocniej wzrosły emocje i bicie serca, nie umknęło to uwadze kolegom. Zaczął Przemek:

- No Błażej, gdzie się wybierasz?

– Za dwie godziny mam spotkanie z Kornelią.

– Super, bajka! Zazdroszczę Ci. Ja się Wam uda, to zaproś ją kiedyś do nas!

Dołączył się Emil:

- Powodzenia, życzę udanego spotkania, trzymam kciuki.

Zakończył Kacper:

- Powodzenia, Błażej, szczęścia, tylko po spotkaniu wróć jeszcze do nas!

No tak, nie było już żadnej tajemnicy, ale to nic. Nadszedł czas na kolacje, ale nie mogłem się skupić na przygotowaniu dla siebie posiłku. Pociły mi się dłonie, na usta cisnął się uśmiech, a równocześnie stres… Zauważyła mnie Magda, najstarsza koleżanka i opiekunka naszej internackiej społeczności. Również życzyła szczęścia i doradziła, żebym nie prowadził czasami monologu. Ostatni łyk herbaty i czas na wyczekiwane spotkanie! Zanim nadeszła godzina dwudziesta, założyłem zimowy strój wyjściowy i użyłem najlepszych perfum. Pożegnałem się z kolegami i ostatecznie ruszyłem na najbardziej wyczekiwaną chwilę. Ciemnym i pustym korytarzem pokonałem strome schody, później pewnym krokiem znalazłem się na osiedlowej ścieżce. Światła i przejeżdżające pojazdy przez Szosę Chełmińską wskazywały, że jestem bardzo blisko celu. Tuż za przejściem za sygnalizacją świetlną znajdował się duży parking należący do marketu Lidl. Zostało jeszcze parę minut do umówionej godziny, emocje sięgnęły zenitu. Mimo późnej pory wciąż panował ruch, sklep był otwarty, rozglądałem się z każdej strony w nadziei, że nie dostanę wiadomości odmownej. Nagle, mignęły mocne światła pozycyjne parkującego busika w kolorze pomarańczowym, marki Renault Traffic. Światła zgasły a z miejsca kierowcy wysiadła… piękna dziewczyna!

W jasnoczerwonej, zimowej kurtce i czapce z pomponem. Nosi okulary z cienkimi oprawkami, usta pomalowane czerwoną szminką, kolczyki "wisienki", długie brązowe włosy, ma związane w kucyk. To musi być Kornelia! Zamknęła pilotem auto i pewnym krokiem idzie w moją stronę, wydmuchując parę mroźnego powietrza. Przy pierwszym spojrzeniu oniemiałem. Czując ogromną satysfakcję, że to nie jest sen, wydukałem niskim głosem:

- Czeeeść!

W reakcji na poważnym wyrazie twarzy Kornelii pojawił się uśmiech, który ujawnił urocze dołki w policzkach. Odpowiedziała mi piękną, spokojną barwą głosu:

- No cześć Błażej! Długo na mnie czekałeś?

– Nie, dosłownie parę minut. Pięknie wyglądasz!

– Hehh, dziękuję.

– I masz bardzo fajny samochód!

Dodałem, jako pasjonat motoryzacji. Dziewczynę wyraźnie taki komplement zaskoczył. Odpowiedziała z zalotnym uśmiechem:

- No, dzięki! Nie myślałam, że spodoba Ci się bus, którym przyjechałam, hehe!

Ale to nie jest mój prywatny samochód. Należy do mojego taty. Ja mam Seata Alteę, który był niedawno w serwisie i odpoczywa w garażu.

No dobrze Błażej, idziemy na spacer, czy jak?

– Jak najbardziej Korcia, chodźmy w stronę Wrzosów!

Bez pośpiechu ruszyliśmy w długą trasę ścieżką pieszo – rowerową. Mimo początkowej niepewności, znaleźliśmy wspólny język. W pewnym momencie zboczyliśmy na osiedle domków jednorodzinnych, gdzie w oczy rzuciły się kwiatowe nazwy ulic. Kornelia wspomniała niepewnie, że jest trochę zmęczona… Zaproponowałem, że usiądziemy na chwilę na najbliższej ławce lub murku. Mieliśmy szczęście! Kawałek za obszarem zabudowanym, na skraju przejścia do lasu był oświetlony deptak i ławeczki. Westchnęliśmy z ulgą zajmując miejsce na środku ścieżki.

– Zimowe noce też mają swój urok! Zagadnąłem.

– Masz rację, ale ja wolę wiosnę i lato. Jest wtedy bardziej romantycznie.

- Jesienią też…

Nie dokończyłem zdania, gdy rozglądając się po okolicy moim oczom ukazało się coś strasznego! Dosłownie parę metrów od naszej ławeczki zza drzew wyszedł wielki, masywny, czworonożny zwierz. Kornelia, akurat zerknęła na swój telefon. Obserwowałem nieproszonego gościa z coraz większym przerażeniem. Coś obwąchał, potem na szczęście poszedł w przeciwną stronę, kłapiąc wielkimi łapami. Milczałem jak zaklęty, do czasu, gdy usłyszałem przerażony głos Korci:

- A rany, co to było? Dzik, byk, nieeee… Pies!!!

– Tak, rasy mastiff!

Po tym incydencie i mnie serce podskoczyło do gardła! Odruchowo przytuliłem i objąłem dziewczynę za dłonie. Szepnęła mi na ucho płaczącym głosem:

- Gdyby do nas podszedł, albo nas zobaczył… Uciekajmy stąd!

– Zdecydowanie!

W oczach zdecydowanej i pewnej siebie dziewczyny pojawił się prawdziwy strach, tym bardziej, że po chwili, w oddali rozniosło się szczekanie innych psów, w tym głośne, basowe tej bestii! Sam się zacząłem bać… Wycofywaliśmy się objęci za ręce, choć jeszcze nie było to zaplanowane. W drodze spotkaliśmy starszego pana, który również był przerażony:

- Ale wielki pies, dobrze że nic Wam nie zrobił! Ja siedziałem w samochodzie, ale nie chciałbym się z nim minąć. Dobrej nocy!

Emocje i strach opadły dopiero, gdy minęliśmy jakiś przystanek, gdzie oczekiwali imprezowicze, nie zwracaliśmy na siebie uwagi. Po krótkim milczeniu Kornelia szepnęła do mnie czułym głosem:

- Błażej, jest mi zimno w dłonie, nie obrazisz się, jak włożę schowam je do kieszeni?

– Ale mogę pożyczyć Ci rękawiczki?

– Tak? To dziękuję! Ale proszę jedną, żeby Tobie też nie było zimno.

Znaleźliśmy kompromis, pożyczyłem prawą, jednak na tym zawiesiliśmy rozmowę. Spojrzeliśmy sobie prosto w twarz. Ujrzałem smutne, ale pełne nadziei zielone oczy, krzaczaste brwi. delikatny, przyjacielski uśmiech. Kadr zatrzymał się w najpiękniejszym momencie. Następnie złapaliśmy się za ręce, kierując wzrok przed siebie. Droga była prosta i oświetlona, wokół unosiła się gęsta mgła i para mroźnego powietrza. W głowie wybrzmiały mi słowa refrenu piosenki zespołu Lemon: „Nie będę myśleć dziś i na jutro, to zostawię. Jesteś moją muzą, ciszą moją. Nie będę myśleć dziś, jesteś moją jutrznią!”

Usłyszałem anielski głos:

- Nasze spotkanie dobiega końca. Za torami jest moje mieszkanie, a niemal po przeciwnej stronie Twój internat… Odpowiedziałem smutnym tonem:

- Już Kornelciu? Dziękuję serdecznie, życzę więc wszystkiego dobrego i spokojnej nocy.

Już mieliśmy się rozejść, gdy poczułem wyjątkowy dotyk jej dłoni i szept:

- Czekaj Błażejek…

Spontanicznie zeszliśmy z chodnika na trawnik, zaczął padać śnieg. Znów spojrzeliśmy sobie prosto w oczy, Kornelia delikatnie przyłożyła swoje dłonie do mojej twarzy. Zapytała:

- Czy czujesz to samo co ja? Serce zaczęło niebezpiecznie szybciej bić! Po krótkim namyśle wydusiłem:

- Chyyyyba tak.

I powoli, ale pewnie musnęliśmy się ustami. W przypływie bardzo pozytywnych uczuć powtórzyliśmy czynność, kończąc z zamkniętymi oczami głębokim intensywnym pocałunkiem. Naszym pierwszym! Na zawsze pozostanie jego smak, namiętny oddech oraz te wszystkie niepowtarzalne uczucia i emocje! Świat na moment wydawał się być tylko dla nas. Pięknym tłem była mroźna noc i śnieżny puch… Gdy otworzyłem oczy widziałem tylko zaparowane okulary Kornelii, rozmazaną, także na moich ustach – szminkę i make-up, zaczerwienione policzki i słyszałem radosny, podniecony oddech, taki sam, z resztą, jak u mnie… Niestety, już naprawdę przyszła pora się pożegnać. Zegarek wskazywał godzinę dwudziestą drugą piętnaście. Chwilę ochłonęliśmy, przytuliliśmy się, po czym Kornelia rzekła z euforią;

- Było cudownie!!! Jeszcze raz dziękuję, będziemy kontakcie, dobrej nocy, paa!

– Pa. Pokiwałem jej, poszliśmy już w przeciwną stronę. Czułem się jak po mocnym drinku, nieco zdezorientowany, kręcąc się nocą, we mgle po ośnieżonych ulicach przedmieścia. Ale szczęśliwie dotarłem w porę do mojego internatu. Wszyscy lokatorzy już poszli spać. Zrzuciłem zimowe ciuchy. Po omacku przeszedłem do łazienki zmyć z twarzy makijaż Kornelci. W końcu czas na dobranoc, tak piękną, jak chyba nigdy wcześniej…

W sobotni poranek, obudził mnie budzik – melodyjka z telefonu Kacpra. To była krótka, niewyspana noc. Czułem się jak transie, w głowie cały czas przewijały się obrazy ze wczorajszej randki i nie był to sen! Kacper zaczął reagować dość nerwowo. Zapytał, która godzina. Ziewając odpowiedziałem, że siedem po dziewiątej.

– Naprawdę, o nie!!! Po czym zaklął. Zareagował Przemek:

- Kacperek, co się stało?

– Zaspałem na pociąg do Włocławka. Odjeżdża za niecałe piętnaście minut z dworca głównego!

– Fakt, już nie zdążysz, a poza tym jest weekendowy rozkład jazdy komunikacji miejskiej!

- Trudno, muszę znaleźć jakieś późniejsze połączenie…

Kacper był wyraźnie skonsternowany. Poderwał się z łóżka i uruchomił laptopa. Obudził się Emil. Westchnął ziewając:

- Co tak głośno? Sam muszę wstać, ale będzie mi trochę ciężko…

Mam ochotę na kawę!

– A ja na wodę! Wtrącił się Przemek.

Wszyscy byliśmy na imprezie karnawałowej, tylko Ty Błażej na randce! Rozmowę odłożyłem na później. Poszedłem się przebrać, a następnie zjeść śniadanie. Większość lokatorów zwykle opuszczało na weekend pokoje internackie. Dziś wyjątkowo zostaliśmy my i… Ilona, którą spotkałem w kuchni.

– Hejka Błażejek, jak tam spotkanie?

– Dobrze, a nawet bardzo dobrze!

Jednak skupiłem się bardziej na przygotowaniu kanapek i herbaty. Czułem, że Ilonka dziwnie się mi przypatruje… Po chwili wypowiedziała słowa, po których prawie spadłem z krzesła:

- Błażej, Ty się zakochałeś!!! Widzę to po Twoich oczach! Nie pozostało mi nic innego, jak przyznać jej rację. Tego nie da się ukryć co i z kim przeżyłem zeszłą noc. W pokoju atmosfera nieco się ożywiła. Zaspany Kacper znalazł drugie połączenie do Włocławka - Jedenasta trzydzieści siedem, bez przesiadek, mam jak wrócić do domu! Oznajmił radośnie. Emil zajął się grą komputerową, a Przemek kończył ćwiczyć pompki w rytm muzyki hip-hop.

– No teraz czas na śniadanko. Była forma, teraz coś na masę!

– Ja już po…

- No to strzała ziomki!

– Smacznego!

Krzyknąłem do kolegi.

– Tylko nie złap zakwasów… Dodał ironicznie Emil.

Tymczasem spakowałem resztę swoich rzeczy na wyjazd do domu. Mój autobus odjeżdżał z dworca PKS o jedenastej czterdzieści pięć. Jednak musiałem wyjść nieco wcześniej, by dostać się do centrum wspomnianą już komunikacją miejską. Przed wyjściem pożegnałem się z kolegami. Zachęcali, abym został nieco dłużej, ale teoretycznie zobaczymy się znów pojutrze! Targając torbę podróżną spotkałem kuchni Przemka, który zachęcił mnie, abym w momencie jak będę kupować bilet u kierowcy, poprosił go, aby dał mi poprowadzić swój autobus z „prawkiem” kategorii B! Ha, jedno z moich marzeń, ale raczej nie dziś…

Na dworze słoneczna, zimowa aura. Przystanek niemal pusty. Szybko przyjechał miejski Solaris linii numer 27. Wysiadłem przy Placu Teatralnym. Bardzo ruchliwa ulicy, z której odjeżdżały; autobusy, tramwaje i auta. Niezwykłej wymagało pokonanie pasów z sygnalizacją świetlną. Zacząłem nerwowo kontrolować czas na zegarku. Na szczęście do planowego kursu zostało jeszcze niecałe pół godziny. Pełen luz, a dworzec znajduje się tuż za parkiem. Stawiłem się na właściwy obiekt. Kilka osób oczekiwało na zewnątrz. Słońce odbijało się centralnie na zaparkowany tabor Arrivy, nieco rażąc w oczy. Poszedłem skorygować tablicę z odjazdami najbliższych kursów. I jest! Chełmno przez Papowo Biskupie – 11:45. Zająłem zatem właściwy peron. Obserwowałem ludzi, gdy z zajezdni wyjechał śmieszny autobus - Jelcz 120M. Identyczny, jak w toruńskiej komunikacji miejskiej, z tym że nie biały, a zielono – kremowy, i za przednią szybą widniała tablica kierunkowa: „Chełmno”. Za kierownicą młody „szofer” z czarną brodą , kitą na szczycie głowy w granatowym polarze, podjeżdża pod peron. Do środka wchodzi się z niskiej podłogi. Stojąc w kolejce nieco dziwi mnie wesoła reakcja ludzi odbierających bilet. Przyszła kolej na mnie:

- Dzień dobry. Chełmno nad Wisła poproszę.

– A może Chełmno nad Nerem? Mogę dziś w tamten rejon zrealizować kurs!

– To poproszę drugą opcję…

- Dobrze proszę Pana, tylko w tej sytuacji cena biletu wyniesie: sto jedenaście złotych! - Wybieram Chełmno nad Wisłą!

– Super, w takim razie należy się osiem osiemdziesiąt.

Bilet odebrałem z niemałym szokiem i promiennym uśmiechem. Zająłem miejsce z prawej strony na małym, twardym, kubełkowatym siedzeniu. Na dalszą podróż wyciągnąłem słuchawki i włączyłem muzykę z telefonu. Swoją drogą rzadko spotyka się tak pozytywnego kierowcę w komunikacji publicznej! Również wysiadający, starszy i młodszy pasażer miał uśmiech na twarzy. Chyba najlepszy usłyszały dwie dziewczyny w Ostaszewie:

- A co to? Popołudniowy melanżyk czy kawka?

Sama trasa upłynęła bardzo szybko, wzdłuż drogi krajowej numer jeden. Jedyny zjazd był do Papowa Biskupiego i z powrotem. Co innego, jak bym chciał wracać późniejszym kursem. Druga trasa wiodła przez piękne, malownicze wioski w powiecie toruńskim. Między innymi przez: Różankowo, Pigżę i Łubiankę, która przypomina małe centrum miasta. Dalej przez: Unisław i Kijewo Królewskie. Wówczas kurs trwa jednak około godzinę i piętnaście minut, a wysiadka na samym dworcu. A dziś jedziemy przez Stolno i mogę wysiąść na przystanku „koło Helvetii” Przy zjeździe z drogi głównej na sygnalizacji świetlnej chowam telefon i ustawiam się do wyjścia przednimi drzwiami. Kierowca się zatrzymuję. W odpowiedzi na „Do widzenia”, słyszę: „Pchły na noc, do widzenia”. Przed dojściem do pasów słyszę przeraźliwy warkot silnika WSK Mielec znikającego w oddali Jelcza. Już prawie jestem w domu, idę wolnym krokiem nie przeczuwając niespodzianki… Nagle na mojej posesji, przy garażu spostrzegam zaparkowane, tajemnicze auto. W pierwszej chwili pomyślałem, że mam gościa w domu. Ale podchodzę bliżej i moim oczom ukazuje się coś pięknego! Opel Astra J (hatchback), w kolorze morskiego błękitu, przyciemniane tylne szyby i oryginalne, stylowe alufelgi. Przystanąłem nie mogłem oderwać wzroku od pięknej sylwetki i zmysłowych linii. Tak jak bym zobaczył Kornelię, swoją drogą bardzo chciałbym się zgadać na następne spotkanie... Co tu dużo mówić, jedno z wielkich marzeń motoryzacyjnych znajduje się pod moim domem! W dodatku auto, ma tymczasowe numery rejestracyjne… Póki co wracam do domu ściągnąć kurtkę i odłożyć torbę podróżną i plecak. O dziwo nie zastałem żadnych gości. Na komodzie w salonie spostrzegłem zestaw kluczyków do Astry. Serce mi zabiło szybciej przeczuwając wielkie szczęście, możliwości zobaczenia wnętrza i… zajęcia miejsca kierowcy. Chyba, że za chwilę wróci właściciel lub właścicielka Opla. Klucze lepiej zostawić w spokoju, a poza tym poczułem ogromne zmęczenie po ciekawej podróży i pełnym pozytywnych wrażeń pobycie w Toruniu. Brak sił na porządki i rozpakowanie. Kładę się w swoim pokoju. Po chwili mała drzemka zamienia się w głęboki i spokojny sen, co rzadko mi się zdarza w ciągu dnia. Z tyłu głowy zaplątała się dziwna myśl, że to co zobaczyłem i przeżyłem przez ostatnią dobę nie jest tylko snem lub ułudą naiwnych pragnień. Gdy otworzę oczy zostanie chociaż część tych pięknych obrazów i dobrych ludzi, których nie da się wymazać z pamięci.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania