Iskra
Dominik rozejrzał się na boki, po czym ostrożnie przemknął do najbliżej stojących skrzyń. Przylgnął do nich plecami, a gdy wyrównał oddech, kiwnął głową.
Przyszła kolej Zofii. Pomału wysunęła głowę i przeczesała pomieszczenie wzrokiem w poszukiwaniu zagrożenia. Nic. Wzięła głębszy oddech i ruszyła szybko przed siebie. Zaraz kucnęła obok Jakuba, próbując uspokoić walące serce.
Została jeszcze Julianna. Szybko przedostała się na drugą stronę i kucnęła przy skrzyniach stojących obok ich. Przy nich nie było już miejsca. Ledwie zdążyli wyrównać oddechy, gdy w pomieszczeniu rozległy się kroki. Obcasy stukały o kamienną posadzkę, a ich echo niosło się po całym pomieszczeniu. Zdawały się być wszędzie. Pola wiedziała jednak, że to blef. Wychylili głowy zza krawędzi skrzyń, usiłując dostrzec cokolwiek więcej.
Za skrzyniami rozpościerała się ogromna przestrzeń, oświetlona przez kilka podłużnych jarzeniówek zawieszonych wysoko. Jedna z nich migała, jakby zaraz miała zgasnąć. Wszędzie wokół Pola dostrzegła podobne zestawy skrzyń. Wyglądały na ustawione w jednej linii, niejako na okręgu. Zobaczyła ruch za skrzyniami ustawionymi na wprost ich. Gdy Pola wytężyła wzrok, dojrzała Miłosza i odetchnęła z ulgą. Więc i oni zdołali tu dotrzeć. Pozostawało jeszcze sprawdzić, co się stało z trzecią grupą, lecz teraz nie mieli na to czasu.
- Może powinniśmy poszukać sposobu, aby przyśpieszyć inwazję?
Kroki zwiększyły natężenie, a zaraz potem dwie osoby weszły w krąg światła. Ich esencja była tak silna, że Pola nie musiała wysyłać mocy, aby ich zidentyfikować. Potępieni zatrzymali się na środku przestrzeni. Jeden jej kogoś przypominał, choć nigdy wcześniej go nie widziała. Ogolony na łyso, napakowany osiłek, na którym ubranie opinało się tak mocno, że Pola sądziła, że zaraz pęknie. Przeniosła wzrok na drugiego, wysokiego mężczyznę. Założył na siebie płaszcz, a pod niego jeszcze bluzę z kapturem. Kaptur naciągnął głęboko na oczy, więc nie mogła dostrzec, kim był. Zresztą, czy to ważne? I tak mieli zginąć.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Marcel? - odezwał się osiłek. Rozłożył ręce, po czym zacisnął pięści. Żyły mu napęczniały.
Marcel uniósł rękę i machnął od niechcenia.
- Słucham, słucham. Jednak sądzę, że pośpiech może okazać się zgubny. Przynajmniej w tym przypadku, Aleksandrze - odparł cicho Marcel. Jego głos zdawał się znajomy. Może spotkaliśmy go wraz z Aleksandrem podczas jednej z naszych potyczek? Niepokój wewnątrz narastał, a bestia wyrywała się do walki. Jeszcze chwila, jeszcze momencik.
- Niby czemu? Sam wiesz, jak wielu mamy już żołnierzy. Spokojnie wystarczy, by zająć należne miejsce.
Wtem Marcel odwrócił się gwałtownie i uderzył go w twarz.
- Zamknij gębę i wykonuj rozkazy. Kiedy do ciebie dotrze, że jesteś zaledwie pionkiem? A pionki bardzo łatwo zastąpić.
Aleksander z trudnością powstrzymał napad wściekłości, lecz nie ośmielił się unieść ręki na Marcela. Nawet stąd wyczułam jego strach. Wspaniale, więc natrafiliśmy na większą szychę.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania