„Ja staram się dojść do siebie i jeszcze z Wami ostro popracować” - dziennik choroby

Mój zmarły 6 maja 2015 roku na nowotwór kolega z pracy, Dominik, nie był człowiekiem wylewnym. Zwłaszcza jeśli chodziło o chorobę. Z uwagi na jakieś tam i moje doświadczenie w chorowaniu rozmawialiśmy jednak często.

Kiedy leczenie na Ursynowie zdecydował wesprzeć leczeniem w klinice w Hanowerze zaproponowałam mu pisanie bloga.- Wiesz, może innym przetrzesz drogę – powiedziałam.

Co do bloga - wahał się. – Czy to rzeczywiście kogoś zainteresuje… - To wiesz co? Rób notatki, a potem pisz do mnie maile – zaproponowałam. -Może coś z tego wyjdzie.

I o dziwo, zgodził się. Wymienialiśmy maile przez większą cześć jego choroby. –Dominik, napiszemy książkę- prorokowałam. - Jak wyzdrowiejesz, opublikujemy ku pokrzepieniu innych. Śmiał się – a kto by tam ją czytał…

Nie było nam dane ukończyć książki. Myślę, że warto jednak opublikować te fragmenty. Z uwagi na hart ducha Dominika. Może ku pokrzepieniu innych

 

From: Dominik

To: Basia

Grudzień, 2013.

XXX

Nie, nie, Basiu, jeśli chodzi o zbiórki dla mnie, to na razie nie ma o czym mówić. Gdy będzie taka potrzeba, to na pewno coś się zrobi. Nie ukrywam swojej choroby, ale nie mam zamiaru stanąć na środku redakcji i opowiadać o niej. Jestem zbudowany z innej gliny niż Karaś i na pewno nie zniósłbym powszechnego użalania się nade mną i współczucia. Jak sama Basiu, widzisz, na co dzień staram się żyć normalnie.

XXX

„ Witamy w Centrum Hipertermii w Hanowerze, Niemcy.Ponad 30 lat doświadczenia w terapiach biologicznych”.Tak, To jest właśnie ten ośrodek. Miejmy nadzieję, że wiedzą co robią. Oni podchodzą do tematu z optymizmem i, co najważniejsze, zarażają przekonaniem, że sobie poradzą.

No, z tymi notatkami to ciekawy pomysł. W sam raz na zimowe wieczory w Hanowerze.Jeśli chcesz, Basiu, pisać do mnie maile, to ślij na adres prywatny.. Podczas leczenia raczej nie będę zaglądał na służbową skrzynkę.Pozdrawiam

XXX

Dojechałem i jestem już po pierwszym zabiegu. Podłączyli mnie pod kroplówkę, z której kapały jakieś specyfiki, między innymi witamina C oraz osławiona B17. Reszta to już ich tajemnica. Oprócz tego miałem hipertermię. To nic innego jak podgrzewane człowieka niczym kurczaka. Doprowadzili mnie do gorączki 39,6 i tak leżałem przez 30 minut. W sumie cały zabieg trwał około 3h. Teraz się czuję dosyć słabo. Idę spać.

XXX

Na jakim oddziale leżę. Tu się nie leży. To jest klinika dziennego pobytu. Śpię 100 km od Hannoveru w Bielefeld gdzie mieszka i pracuje moja mama (opiekuje się starszą kobietą). Między innymi tą dogodnością logistyczną kierowałem się wybierając miejsce leczenia.PS. We wtorek wracam do Polski i mam zamiar w środę przyjść do pracy. Następny zabieg dopiero we wtorek więc nie ma co tu siedzieć. Potem przyjadę do Niemiec i zostanę do końca stycznia.

XXX

Że aż cały miesiąc? Ja się tym nie przejmuje. Mam wokół siebie wystarczającą liczbę przyjaciół i całą rodzinę, która mocno trzyma za mnie kciuki, kibicuje mi i pomaga. "Zadziwia mnie trochę to twoje leczenie – piszesz Basiu, – to oni wypuszczają pacjenta po takim jednodniowym "strzale?" No a jakby ktoś nie miał nikogo w pobliżu szpitala?? Idzie spać na dwór?” Żaden dwór. W tamtejszej klinice nie mają łóżek, ale za to kilka pensjonatów z którymi współpracują. Zapewniam cię, że nikt mnie nie wypuścił na ulicę bez opieki. Dopóki nie stanąłem na nogi, wypoczywałem na miejscu. Nie korzystam z noclegów proponowanych mi, bo są cholernie drogie. Przejazd 100 km nie stanowi żadnego problemu, mam na miejscu mocne wsparcie. Nie zamartwiaj się o to.

XXX

I po co te babskie łzy? Nie masz co się mną przejmować, w końcu nic nie jest przesądzone. Sama wiesz najlepiej, że niezbadane są... i tak dalej. Zapewniam cię, że póki co choroba nie zdominowała mojego życia. Mam wiele innych spraw, którym wolę się oddawać. Czasem nawet myślę, że ja cholera nie mam czasu na leczenie! Reasumując ten wątek, robię co mam robić i wierzę, że podejmuję słuszne decyzje.

A jeśli chodzi o pisanie, to nie mam nic przeciwko. Nawet lepiej jak od czasu do czasu coś skrobnę. Dobranoc

XXX

„ Zaczynam i ja wierzyć w niekonwencjonalą medycynę- piszesz. Może ta niekonwwecjonalna a medycyna da ci też niekonwencjonalność w pisaniu…” Oby. Ale to nie jest medycyna niekonwencjonalna. Metody te są jak najbardziej konwencjonalne i sprawdzone. Dość powiedzieć że hipertermia stosowana jest na Ursynowie jako terapia wspomagająca. U nas nie ma kroplówek z letrilu i to wszystko.

Nasze prawo ma w "opiece" pacjentów i nie dopuszcza metod nie zatwierdzonych. Między innymi dlatego umarła szczepionka poznańska, i dlatego niemiecka medycyna tak zdecydowanie wyprzedza naszą. Taki mamy kraj i cóż na to poradzić.

Ostatnio Tusk stwierdził, że nie da więcej kasy na onkologię, bo "nie ma takich pieniędzy których by nie przejadła. Limity muszą wiec zostać". Ale nawet nie o to chodzi. Nie bez powodu ludzie chorzy szukają pomocy za granicami mimo ogromnych kosztów. A nie mogliby wydać tej kasy w Polsce? Ech, nie będę się już tym denerwował, jadę wydać w Niemczech tysiące złotych na coś co u nas nie jest legalne. O zgrozo!

XXX

Co to letril? To inna nazwa witaminy B17, zwany jest też amigdaliną. Uzyskuje sie go miedzy innymi z pestek moreli. Ponoć oczyszcza organizm z gówna różnego które przyplątuje się człowiekowi. A podróż nie jest wielką niedogodnością. Lubie jeździć autem i teraz mam okazję. Źle odebrałaś moje intencje. Ja się nie buzuje, tylko hamuje ciebie w buzowaniu Zimy sie wcale nie boję. Mam przed sobą dużo trudniejsze wyzwania.

XXX

Leczenie mam ciągle jednakowe, tyko dawka leków w kroplówkach się zmienia. Chodzi zapewne o intensywność. Nie dopytywałem o szczegóły, bo już i tak wystarczająco wiem o swojej chorobie, a może lepiej nie wiedzieć wszystkiego co robią z człowiekiem. Czasem mam wrażenie, że mógłbym już doradzać. A na pewno będę doradzał jak z tego wyjdę. Wtedy z czystym sumieniem powiem: pokonałem go i mogę powiedzieć jak to zrobiłem! Być może moje maile brzmią poważnie, ale to wynika raczej z braku umiejętności przekazywania faktycznych emocji. Znasz mnie przecież na żywo i chyba nie powiesz, że ze mnie poważny człowiek. Choć ostatnio te proporcje się zachwiały, to i tak - mam wrażenie - więcej żartuję niż smucę. Wesołych wydarzeń w moim życiu jest bardzo wiele, a główną ich dostarczycielką jest naturalnie Ola. Rozwesela mnie dokumentnie i rozbraja z każdej złej emocji.Wrzucilaś 50 zdjęć w galerii?! To zdecydowanie ponad normę, może nawet o 500 procent ponad normę. Następnym razem wrzuć 10, zaoszczędzisz czasu i zdrowia. Co nie znaczy, że nie doceniam twoich starań. Powiem tak: brawo! I tak trzymać.

XXX

Z chęcią i ja bym nabrał lekkości pióra, ale obawiam się, że to nie takie proste. To bardziej rzecz wrodzona niż wyuczona. Ja zawsze byłem taki poprawny, no może poza wiekiem przedszkolnym. Z opowieści mamy wynika, że dałem całej rodzinie w kość. Wszystko się odmieniło, kiedy poszedłem do szkoły. Nabrałem jakby ogłady. Nie pamiętam siebie z tamtego czasu, więc trudno powiedzieć skąd taka przemiana.

Według mojej mamy, Ola jest obecnie taka sama jak ja byłem w jej wieku. Potrafiłem dokuczyć, ale jednocześnie byłem przesłodkim dzieckiem. He he, aż trudno dziś uwierzyć kiedy patrzę w lustro.

Moja odmiana raka to czerniak, który chemią się raczej żywi niż jej ulega. Dlatego nie stosuje się jej w leczeniu prawie w ogóle. Moje wznowy się wycina lub traktuje radioterapią. Pozostają też różnego rodzaju eksperymenty i szukanie ratunku tak ja to robię.

Wyjeżdżam w poniedziałek z samego rana, na miejscu będę wieczorem. A we wtorek o 12 mam się stawić w klinice w Hannoverze. Będę trochę zmęczony, szczególnie że całą niedzielę pracowałem przy WOŚPie. Objechałem Kozienice, Warkę, Białobrzegi i Grójec. Wszędzie porobiłem zdjęcia i nagrałem filmy, na koniec wróciłem do redakcji, napisałem wszystko, narysowałem dodatek WOŚP, zmontowałem i wgrałem filmy. Do domu wróciłem koło 22, szybkie pakowanie, kilka maili i idę spać.

XXX

Dopiero dojechałem. Jutro napisze cos wiecej.

XXX

14 stycznia, 2014.

No, i jestem po zabiegu i padam z nóg. Dziś znowu podgrzewanie, gorączka, kroplówka. Mam nadzieję, że wysiłek przyniesie oczekiwany efekt. Doktor Wolf mnie zaczepił, uśmiechnął się i zapewnił o skuteczności swoich metod.

Przypadku Kamila Durczoka nie znam. Być może miał odmianę czerniaka, która ulegała chemii. Mi powiedzieli, że się dla mnie nie robi. Przez krótki czas brałem jakiś eksperymentalny lek, ale okazał się nieskuteczny. A może chemia, kiedy jest jakiś konkretny przerzut? Sam nie wiem, toć są mądrzejsi ode mnie i pozostaje mi im zaufać.

Teraz trochę przerwy i mam zamiar oddać się zwiedzeniu okolic. Westfalia i Dolna Saksonia są od Polski o jakieś kilkaset lat cywilizacyjnie do przodu. Już Karol Wielki podbiał te tereny i tworzył tu kulturę. Mam nadzieję, że ślady tego wczesnego średniowiecza się zachowały żebym mógł jej obejrzeć. Jutro mam zamiar poszukać informacji na ten temat w internecie.

XXX

No, za mną nareszcie normalny dzień! Wyspałem się jak należy, wsunąłem śniadanie i ruszyłem żyć! Mama wysłała mnie na zakupy spożywcze, a ja połączyłem obowiązek z przyjemnością i wybrałem się na długi spacer po miejscowości, w której mieszkam. To Halle w Westfalii, miasteczko wielkości Pionek. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Podzieliłbym je na trzy strefy, pierwsza zabytkowa z rynkiem jak z bajki i deptakiem, druga bardziej współczesna, gdzie są domy i kamienice mieszkalne i wreszcie trzecia przemysłowa.

Gdyby Halle leżało w Polsce zapewne zostałoby ochrzczone perełką i stało się wielką atrakcją turystyczną na wzór Kazimierza. Zabudowa deptaka i rynku pochodzi z osiemnastego i siedemnastego wieku w stylu tak zwanego muru pruskiego. Wszystko pachnie starością, ale taką zadbaną i pielęgnowaną. Podejrzewam, że kamienice należą ciągle do tych samych rodzin co setki lat temu. Tu przecież nie było komunistów z ideologią upaństwawiania wszystkiego.

I tak zakończyłem swoją wycieczką prozaicznymi zakupami w postaci wody i ziemniaków. Jutro mam zamiar wybrać się do większego miasta - Bielefeld. Zapewne ta wycieczka będzie dłuższa.

Jeśli chodzi o leczenie, to gorączkę uzyskują przez podgrzewanie mnie lampami. Leżę sobie na specjalnym łóżku i wzorem Rozalki z "Antka" jestem podpiekany. Tylko tam dziewczynka leżała w piecu na kilka zdrowasiek, a ja mam w tyłku termometr i jestem podłączony do komputera, który mnie monitoruje. Jak osiągnę temperaturę 39,6 to zmniejszają moc grzania, dają kilka kroplówek i maskę z tlenem. Cały zabieg trwa 2,5 godziny i jest mocno wyczerpujący. Ponoć komórki rakowe przy temperaturze 39,5 stopnia przechodzą proces, który pozwala układowi immunologicznemu je wyłapać i zniszczyć. Tego typu zabiegi są stosowane także w Polsce, na Ursynowie też. Tylko u nas nie ma kroplówek, które wzmacniają organizm - z witaminy B17, hormonu Grasicy i witaminy C.

Ufff, sił przybyło to się wyjątkowo rozpisałem.

XXX

Mój pobyt tu wygląda trochę na wzór gruźlików z dziewiętnastego wieku. Jechali oni w jakieś śródziemnomorskie kraje leczyć się, ale jednocześnie wypoczywać. Ja też tak chcę i może się uda. A, że jestem historykiem i z pasji, i z wykształcenia to chcę zobaczyć na własne oczy część historii tego kraju, jak chociażby pomnik Prusaka.

Zabiegi mam raz na tydzień, bo mocno forsują organizm i nie można zbyt często. Niby dwa dni po zabiegu, niby jest lepiej, a dziś i tak odczuwałem niedogodności, dlatego dzień spędziłem w bez wielkiego nadwyrężania sił.

Wyjaśniałem już pokrótce na czym polega leczenie. Wszystko trwa 2,5 godziny. Zaczyna się od rozebrania do rosołu, potem dostaję magnez do picia, kładę się na łóżku, dostaję termometr we wspomniane wcześniej miejsce, przykrywam się folią termiczną i ruszają lampy podgrzewające. Leżę i pocę się niemiłosiernie przeklinając w myślach cały świat. Tymczasem temperatura mojego ciała rośnie. Gdy osiągnie 39,6 dostaje kroplówki, lampy przygasają i leżę tak przez pozostały czas zabiegu. W międzyczasie pogadam sobie, a to z pielęgniarką, a to z lekarką. Rutyna. Na koniec biorę prysznic, siedzę trochę czasu w klinice aż dojdę do siebie i powrót do domu. Wszystko odbywa się w książkowych warunkach, osobny pokój z łazienką, muzyczka w tle. Brakuje tylko tancerek, które by mnie zabawiały w trakcie wyganiania tego diabła z mojego ciała. Zabawnie jest tylko wtedy jak po przekroczeniu 39 stopni zaczynam majaczyć i chcę uciekać stamtąd gdzie pieprz rośnie. Powstrzymuje się ostatkiem woli. Możesz sobie tylko wyobrazić jaką atrakcją dla lokalnej prasy i mieszkańców byłby Polak biegający nago po Hannoverze.

Mieszkam w domu, w którym pracuje moja mama jako opiekunka osoby starszej. Jej rodzina wyraziła zgodę i mam do dyspozycji całe piętro. Niemka o imieniu - a jakże by inaczej! - Helga to miła osiemdziesięcioletnia kobieta, która ciągle mówi kein problem i alles gute. Mam więc doskonałe warunki do mieszkania i świetną bazę do wypadów po okolicy.

Do tej pory podgrzewany byłem dwa razy i czekają mnie jeszcze dwie sesje do końca stycznia. Potem podobne zabiegi będę miał raz na miesiąc, raz na trzy miesiące, a na koniec raz na pół roku. Cała kuracja obliczona jest na kilka lat. Ale naprawdę nie ma się czym chwalić.

XXX

Oczywiście, możesz śmialo dopytywać o terapię, czy mój pobyt Niemczech. Z chęcią poćwiczę się w pisaniu, bo od czasu kiedy przestałem być aktywnym dziennikarzem, nie mam ku temu wielu okazji. Zastrzegam jednak, że jestem zwolennikiem raczej zwięzłej i krótkiej formy, zarówno w pisaniu jak i w mówieniu. Jeśli się rozpędzę, to chwilowe natchnienie.

Może to przez dorastanie w pokoleniu używającym gadu gadu i smsów, albo przez mój charakter. Jestem zwyczajnie bardzo oszczędny w emocjach, co mi już w wielu sytuacjach pomogło.

Tak było chociażby kiedy dowiedziałem się o chorobie. Poszedłem do lekarza przerywając rysowanie kolumny, kiedy wróciłem to ją skończyłem, zrobiłem zebranie i dalej pracowałem. Ani razu nie przeszedłem załamania z tego powodu i wiele osób na początku w ogóle nie wierzyło mi, że jestem chory. W ich rozumieniu powinienem wszystko dużo bardziej przeżywać. Być może, ale po co?

XXX

O tym, że jestem chory dowiedziałem się w marcu 2013 roku. Miałem na plecach dużego pieprzyka, który zaczął mi krwawić. Kiedy poszedłem do lekarza, ten się złapał za głowę i od razu wiedział: pan ma czerniaka! Jego diagnozę potwierdziły badania i tak się zaczęła moja walka.

W kwietniu miałem jedną operację, w sierpniu drugą, a w październiku radioterapię. Wycięto mi węzły chłonne pod pachami, gdzie miałem po kilka guzów. Ostatnie badania z grudnia nie stwierdziły żadnych przerzutów, ale do radości daleko.

Mam czerniaka BRAF. To jakaś ponoć wielka i złośliwa paskuda. Rzadko kiedy odchodzi z organizmu na zawsze. Dlatego szukam i zapobiegam. Teraz jak wiesz siedzę w Niemczech, a w lutym mam kolejną wizytę na Ursynowie.

Nie, nie łykałem dotąd środków uspokajających. Przez ponad miesiąc brałem natomiast udział w eksperymencie medycznym prowadzonym przez klinikę na Urysnowie. W jego ramach dostawałem lek, który miał zapobiec nawrotom. Jednym ze skutków ubocznych tego leku było ogólne przygnębienie i osowienie. Przestałem go w końcu brać, bo miałem wznowę i konieczna była druga operacja, a potem radioterapia.

XXX

Ostatnie dni spędzam bardzo leniwie. Dużo śpię, trochę czytam i uczę się niemieckiego. Niedziela była za to bardziej aktywna. Przed obiadem pojechałem do Bielefeld. Miasto żadnego wrażenia na mnie nie zrobiło. Starówka mała, bez szału, dużo sklepów, kawiarni i restauracji.

Bielefeld jest dziesięć razy większe od Halle, ale zdecydowanie wolę to drugie. Do tego stopnia, że po obiedzie wsiadłem na rower i wybrałem się na wycieczkę po Halle. Pomnik Prusaka nadal stoi, a kamienice cały czas robią na mnie wrażenie. Tym razem zrobiłem kilka zdjęć, które dołączam do maila.

Kolejne podgrzewanie we wtorek. Już zaczynam się do tego wydarzenia psychicznie przygotowywać. Mój cel: pojechać, przetrwać, wrócić. A jeszcze do niedawna takim łobuzem byłem…!. Broiłem, sąsiadki się na mnie skarżyły, a mama załamywała ręce i roniła łzy. Ojciec nie raz musiał wyciągać dyscyplinę. A to złamałem drzewo, które sąsiad posadził pod blokiem i dumnie prezentował wszystkim jako zaczyn przyszłych zielonych płuc naszego blokowiska; a to rzucałem kamykami w przejeżdżające samochody; a to czepiałem się zimą za zderzaki samochodów i konkurowałem z kolegami, który z nas dłużej będzie tak się ślizgał; a to nauczycielki kiwały głową z niedowierzaniem zliczając godziny lekcyjne, które uznawałem za zbyt nudne by na nich się pojawić; a ileż to razy dyrektor Bobrowski wyszarpał mnie za ucho, aż mało go nie urwał!; a ileż razy linijka smagała moje dłonie! Ech, nazbierała by się tego długa litania.

 

XXX

Dni mi mijają bardzo leniwie. Dziś do popołudnia naprzemiennie drzemałem i czytałem, potem wybrałem się na krótką przejażdżkę rowerem. Nabieram sił na jutro. Podpiekanie zbliża się wielkimi krokami.

Także mój pobyt tutaj to przewlekła nuda. Dobrze mi niemiecka lekarka mówiła, że po nagrzewaniu raczej nie będę miał ochoty na wielką aktywność. Dopadło mnie zamulenie fizyczne i umysłowe. Czytam coś i za chwile się łapie, że nie wiem co chodzi, więc wracam kilka stron a potem znowu to samo. Zawartość internetu wyczerpuje mnie i nuży już po kilku kliknięciach. Nawet na mejle i wiadomości postanowiłem dziś odpowiedzieć wcześniej, bo chce legnąć na łóżku gapiąc się bezmyślnie na jakiś film.

W sumie zazdroszczę tym, co piszą na blogach elaboraty o swojej walce z chorobą. Po przeczytaniu takiego bloga odnosi się wrażenie, że rak to jakaś ciągła batalia, wszędzie wystrzały, zwroty akcji. U mnie ich nie uświadczysz. Leczenie w Niemczech to nuda, nuda i jeszcze raz nuda.

Acha, na Ursynowie dawali mi taki lek co to jest "dużą nadzieją" dla chorych na czerniaka. Niestety, coraz częściej się słyszy, że poprawia stan na krótko, potem znów choroba uderza. Ale nie chce mi się myśleć o takich smutach, już wystarczająco się naczytałem o "średniej przeżywalności" i innych danych dotyczących mojej choroby.

XXX

Dziś nie dam rady nic napisać. Śpię dalej.

XXX

Bo widzisz, tym razem podgrzali mnie do 40 stopni! Było bardzo gorąco i ciężko. Sama temperatura jest do przeżycia, ale nieznośne uczucie, że nie można się ruszyć. W duchu cały czas sobie powtarzałem: dasz radę, dasz radę, dasz kurwa radę, musisz dać kurwa radę! - no i dałem, choć walka była ciężka (jak na blogach).

Tym razem leżałem w innym pokoju, gdzie nie miałem ani podglądu czasu, ani temperatury ciała, co sprawiało, że wszystko mi się dłużyło niemiłosiernie. Na ścianie za to wisiał jakiś durny obraz, jakiegoś durnego artysty - przypadkowe plamy w różnych kolorach. Jeśli nawet w wysokiej gorączce nie znalazłem w nim sensu, to znaczy niezbicie, że sensu nie miał.

A tak swoją drogą, zapytam cię bo obracasz się w sferach artystycznych - czy nie odnosisz wrażenia, że te odrealnione obrazy są często rodzajem drwiny artysty z odbiorcy lub zwyczajnego lenistwa? Człowiek kupi taki obraz bo się mu wmówi, że to wybitne dzieło sztuki i kasa leci. Wszyscy zadowoleni. Artysta się nie napracuje tylko wyleje trochę farby, pośrednik ściągnie prowizję, a klient ma obraz z "głębokim przekazem".

Tak czy siak, zabieg odespałem i dziś nawet wybrałem się krótką przejażdżkę rowerem po okolicy. Na szczęście siły mi wracają i mam nadzieję, że jutro będzie dużo lepiej. Muszę wydobrzeć do piątku bo razem z mamą wybieramy się na weekend do mojego najmłodszego brata, który mieszka w Norymberdze, to to jest jakieś 400 km od mojej obecnej lokalizacji.

XXX

Kolejny dzień spędziłem na nicnierobieniu. Rano wybrałem się bieg po okolicy, ale skończyło się na szybkim spacerze. Jedynym zadaniem, które dziś wykonałem było napalenie w kominku. Może takie ładowanie akumulatorów było mi potrzebne? Sam nie wiem. Jutro podróż i zapewne nie będzie okazji do spania.

Moja klinika w Hannoverze podgrzewa ludzi do max 40,5 stopnia. Ostatnio więc zbliżyłem się do maksymalnego progu. Problem jednak w tym, że każda dziesiąta stopnia przy gorączce ponad 39 jest mocno odczuwalna. Niby między 40, a 40,5 nie ma wielkiej różnicy, ale dla organizmu to różnica znacząca. Sam jestem ciekaw, czy następnym razem zwiększą dawkę ciepła. Tak czy siak, będę musiał dać radę! Ta cholerna kuracja ma na celu wzmocnienie mojego organizmu, więc za jakiś czas powinienem tryskać energią i mocami jak Herkules albo jego ojciec. Oby.

XXX

No, wycieczka skończona. Jak widzisz powrót późny więc i zmęczenie spore. 400 km to nie w kij dmuchał. Jazda w śniegu powoduje znużenie. Jutro mam grzanie więc idę szybko spać, żeby wypocząć.

Jutro (a w zasadzie dziś) ostatnie podgrzewanie ze styczniowej puli

A jeśli chodzi o sztukę którą mi przesłałaś, to muszę przyznać że bardzo ciekawa. Muszę chyba bardziej się nią zainteresować, żeby zrozumieć.

XXX

No, za mną dosyc intensywna trójdniowka. W niedziele jazda z Norymbergii, w poniedziałek grzanie i spanie, a wtorek podróż do Polski. Właśnie dotarłem do domu i padam z nóg. Jutro jeden dzień odpoczynku i w czwartek wracam do pracy. A tam jak najmniej i jak najkrócej o chorobie! Jest wiele ważniejszych i ciekawszych spraw na świecie. Teraz mam spokój na miesiąc i tym się cieszę. Kolejny piec 28 lutego, więc sporo czasu by odetchnąć.

XXX

No, teraz znów wpadłem z codzienny amok - praca, dziecko, zakupy, dziecko, jedzenie, dziecko. Wolę to sto razy bardziej niż wylegiwanie się w Hannoverze Działam, głowa wolna od zbędnych myśli, a mimo to umysł pracuje na pełnych obrotach, skupiony na realizacji codziennych celów. Znów bitwy, wybuchy, zwroty akcji, a nie jakaś tam nudna choroba.

XXX

Po powrocie z Niemiec jestem mocno zajętym człowiekiem. Taki całodzienny dyżur, a kiedy już jest noc padam na twarz.

Nad zapiskami z choroby też się zastanawiam, ale nawet jeśli to raczej do własnego tylko wglądu i użytku. Cały czas przeważa u mnie zdanie, że choroba to raczej życie do bólu prywatne, czym nie powinno się do końca dzielić ze wszystkimi. Sama wiesz jak nowotwory są różne i potrafią inaczej działać na człowieka. Lekarze aplikują leczenie jakie znają: zniszczyć wszystko co chore, a przy okazji zdrowe. Problem jednak w tym, że wiele osób traci potem siły i mocno słabnie, stając się podatnymi na inne choroby i dolegliwości.

Ostatnio czytałem, że Polska ma najwyższy lub jeden z najwyższych w Europie wskaźnik umieralności na raka. Być może właśnie dlatego, że wśród lekarzy jest zbyt wielu ignorantów. Może gdybym nie zetknął się z lekarzami z Niemiec nie byłbym taki surowy w ocenie, ale się zetknąłem i zobaczyłem zupełnie inne podejście do raka i chorych na raka. Przed polskim onkologami jeszcze daleka droga i życzę im, żeby pokonali ją jak najszybciej. Mimo to szanuję ich wiedzę i nie mam zamiaru rezygnować z wizyt na Ursynowie, bo wiem, że wielu naprawdę ma na sercu życie swoich pacjentów.

XXX

Wielkie dzięki za książkę. Jak tylko znajdę chwilę to zacznę ją czytać, odłożę na chwilę moją fantastykę i zapoznam się z prawdziwą literaturą. Ja albo nie mam tyle do powiedzenia, albo mi się zwyczajnie w świecie nie chce. No bo jak mi się może chcieć po 12 godzinach za biurkiem, po 12 godzinach walki ze studniówkami, miskami i misterami studniówek oraz monotonnego liczenia i klikania.

Kiedyś zawód redaktora kojarzył mi się z czytaniem ciekawych rzeczy, poszerzaniem horyzontów, poznawaniem ludzi. Moja praca nie ma z tym wiele wspólnego. Mój profesor z KULu, głową by się nakręcił, kiedy obejrzałby co robię. Kiedy mu kilka lat temu powiedziałem czym się zajmuje, ucieszył się i uznał, że to doskonałe miejsce do propagowania katolickich wartości. Oj. by się zdziwił. Zdziwiłby się też biskup Lepa, jeden z moich wykładowców na podyplomówce ze dziennikarstwa, który wpajał nam rzetelność i etykę. Jedyną z jego nauk, którą wcieliłem w życie, to uczciwe wykonywanie obowiązków. .

XXX

Jak sama zauważyłaś, można iść gdzie indziej, ale gdzie? Można też robić co innego, ale co innego nie wymóżdża? Polacy ponad 20 lat temu zdecydowali, że nie chcą komuny tylko kapitalizm, no i mamy! Korporacje, w których człowiek jest trybikiem, urzędników zainteresowanych tylko zachowaniem swojego stołka, lekarzy zbierających chciwie dyżury byleby tylko zarabiać.

 

Zarabiać, zarabiać, zarabiać. Bo jak nie masz kasy, to nikt ci nie okaże szacunku, choć będziesz emanować mądrością.

No tak, katolickie wartości. Na KULu bardzo dbają o to, żeby absolwenci uczelni jeszcze długo po studiach byli w ich drużynie. Broń Boże nie mówię o jakiejś indoktrynacji, po prostu tam panuje atmosfera szacunku do chrześcijańskich tradycji. Skrajności to środowiska sympatyzujące z Tygodnikiem Powszechnym (ówczesny rektor) i Radiem Maryja (np. mój wykładowca od doktryn politycznych). No więc, kiedy mój promotor dowiedział się, że pracuje w mediach uznał to za dobry znak "człowiek z naszej drużyny ma możliwość wpływania na innych za pomocą słowa drukowanego". Nie wyjaśniałem mu jak bardzo się myli.

XXX

Czuje się dobrze, brak czasu mi doskwiera. Jak będę miał jakieś dolegliwości to dam znać. A smutek z moim mejlu? No chyba żartujesz, to po prostu stwierdzenie pewnych faktów. Brak czasu i zabieganiu jest w pewnym sensie smutne, ale nie przesadzajmy z przygnębieniem. Pisałem to w kontekście braku czasu na rozpisywanie się i ćwiczenie stylu. Naprawdę życie pracującego trzydziestosześciolatka z dzieckiem to doba wypełniona po brzegi.

O radosnych stronach mojego życia mógłbym pisać wiele. Mam wiele radości, co daje mi siły i motywacje do nieprzejmowania się z dużym stopniu chorobą. To nie rak dominuje w moim życiu.

A troska o zdrowie jest bardzo miła, ale zapewniam cię, że mam ostatnio nadmiar pytań o zdrowie i samopoczucie. Rozumiem, że wszyscy się martwią i to doceniam, ale czasem mi się aż przelewa i odburkuję niemiło. Też muszę nad tym popracować.

XXX

Do tego co ma być podchodzę ze spokojem, w myśl powiedzenia co ma być to będzie. W mojej sytuacji przyjmę wszystko co mi los przyniesie.Mimo, że jestem kulowcem to wcale taki rozmodlony nie jestem. Mam swoje dosyć krytyczne zdanie na temat Kościoła i na tym poprzestańmy. Współczuję nawiedzonym, bo czasem pieprzą takie głupoty i robią takie rzeczy, że dobremu katolikowi nie przystoi. Za grosz skromności, za to gęba pełna pustych haseł.

XXX

Nie ma co się denerwować. Jutro na Ursyniwie mam normalną wizytę kontrolną. Zapewne zlecą mi całą serię badań bo dawno nie miałem. Wówczas się okaże, czy mój raczek śpi czy może znów się panoszy po organizmie. W czwartek Warszawa, potem weekendowy dyżur, a w następny czwartek Niemcy. Tempo godne kierowcy rajdowego, nie mam nawet czasu na chorowanie.

XXX

. Mam rozsiewy w jamie brzusznej. Sam jestem trochę podłamany tym co się stało. Można się było spodziewać takiego obrotu sprawy, ale nie sądziłem, że nastąpi to tak szybko. Nie tak mialo być. Miałem mieć dobre wyniki. Po to mnie przecież piekli w tych Niemczech. W czwartek jadę do Niemiec, 4 marca mam tomografię w Warszawie, a po niej konsultację u lekarza. Dopiero potem będę wiedział co mi zrobią.

XXX

Staram się nie poddawać i nie dać rozmyślaniom co robiłem dotychczas źle - jeśli chodzi o leczenie. Taki to rodzaj raka, że ciężko go pokonać. Dotychczas byłem pewien, że mi się uda, teraz już sam nie wiem. Pojadę do Niemiec i mam nadzieje znaleźć tam skuteczną metodę leczenie. A dalej? Najpierw zobaczę co mi powiedzą w Niemczech. Być może znów będę musiał tam jechać lub zostać na miesiąc. Być może zdarzy się też, że będę musiał wybierać: albo Warszawa albo Hanower. Oby nie, z drugiej strony na Ursynowie dano mi już do zrozumienia, że ich możliwości się wyczerpują.

XXX

Z Niemiec już wróciłem. Miałem tradycyjny zabieg podgrzewania i dostałem dodatkowe leki. Lekarka stwierdziła, żebym dał znać jak będę miał wyniki dodatkowych badań, które potwierdzą przerzuty i odpowiedzą na pytanie czy nie ma czegoś więcej. Oni tam do sprawy podchodzą optymistycznie. O ile w Warszawie powiedzieli mi, że "chemia, którą mamy dla Pana może wydłużyć przeżycie" o tyle w Hanowerze twierdzą, że będzie ok. Tak się zastanawiam, czy nie mają przypadkiem na myśli "będzie ok, zarobimy na panu trochę kasy".

Mam wrażenie że czeka mnie wybór drogi leczenia. Albo, albo. Męczą mnie te maratony Warszawa - Radom - Hanower - Radom - Warszawa. Tym bardziej, że Ursynowa wracam zawsze mocno zdołowany, a Niemiec wierzący w cud.

XXX

Wróciłem z Warszawy. Tomografia potwierdziła badanie usg więc rozsiew jest już pewny. Za tydzień znów mam jechać do Warszawy i dostać lek vemurafenib. Ponoć działa w przypadku 60 procent chorych. To mocny środek więc nie wiadomo jak będę się po nim czuł. Póki będę się dobrze czuł, mam zamiar pracować, choć zapewne będzie sporo dni kiedy będę musiał wziąć wolne.

XXX

Nie piszę z jednego poważnego powodu: mam sporego doła i jak tylko jestem w domu to leżę lub śpię. Przemieniłem się w pasożyta, który swoją aktywność ogranicza do minimum. Nie mam na nic ochoty. Co najwyżej wkładam w uszy słuchawki i słucham audiobooków. Nie wiem ile ten stan potrwa, ale teraz mi z nim dobrze.

XXX

Nie pojechałem do Warszawy. Podjąlem tę decyzję wieczorem. Mam dosyć. Od trzech tygodni w domu nie mówi się o niczym innym! To właściwie jest opinia mojej mamy. Koniec. Kropka.

Przez jakiś jeszcze czas zdam tylko się na lekarzy niemieckich. Ciężko łączyć te dwie terapie, tym bardziej, że lek, który chcą mi dać na Ursynowie wcale tak dobrze nie działa.

Nie chce mi się o tym pisać. Tak zdecydowałem nas podstawie swojej wiedzy na temat skuteczności leczenia czerniaka. Koniec i kropka. Mam już dosyć rozmów na ten temat. Głowa mi pęka od rozmaitych opinii i porad.

XXX

Mnie sie zwyczajnie nic nie chce pisać. Ktoś tam prowadzi bloga i niech tak zostanie. Nie kazdy znajduje radosc i pocieszenie w opowiadaniu innym o swoich dolegliwosciach.Po zakończeniu codziennych spraw leżę i staram się mieć w głowie pustkę.Poza przemyśleniami o tym, jak różny może być rak.

Patrząc na mnie trudno doszukać się choroby. Nie mam żadnych objawów poza bólami w całej klatce piersiowej. Ale nie są nieznośne i mogę pracować i "normalnie żyć". Problem jednak w tym, że - jak to ujęła lekarka na Ursynowie - taki jest właśnie czerniak. Rozwija się powoli i cichutko by w końcu zaatakować i od razu powalić. Oby tym razem tak nie było.

A co do mojego doła to wynika z bardzo prostego powodu. Do tej pory zrobiłem naprawdę dużo, żeby być zdrowym ale nic nie działa! Muszę uporządkować sobie myśli i uwierzyć, że jestem dopiero na początku leczenia w Hanowerze, a jego skutek objawi się przecież dopiero po zakończeniu całego cyklu.

XXX

Co boli? Po pierwsze nie mam wezlow chlonnych pod pachami wiec limfa przeplywa swobodnie pod skora, a to powoduje nieprzyjemne szczypanie. Po drugie wezly chlonne śródpiersia mam mocno powiększone co powoduje ucisk na klatkę piersiowa. Po trzecie mam guzy na watrabie i śledzionie co tez powoduje dyskomfort. Na szczęście nie są to dolegliwosci zwalajace z nóg.

Psychika? Mam sie lepiej, skupiam sie na sprawach codziennych i nie myślę o chorobie. Jak sama zauwazylas wyglądam na zdrowego człowieka i tego sie trzymam.

XXX

Już wróciłem z Niemiec. Jakoś wyjątkowo ciężko zniosłem zabieg dlatego zdecydowałem się na dodatkowy jeden dzień wolnego. Na przerzut zareagowali spokojnie i dopisali mi tylko dwa leki, które mam łykać w międzyczasie - czyli między co miesięcznymi wizytami w Hanowerze. Nadal utrzymują, że wszystko będzie dobrze i to co robią jest najlepszą drogą do pełnego zdrowia.

XXX

Przestań wreszcie tak wszystko przeżywać. Nie mam możliwości siedzieć i ciągle pisać smsów. Na nic się nie obrażam. Ja naprawdę mam na głowie zbyt wiele zmartwień i zgryzot żeby mieć do ciebie pretensje, ale jeśli w końcu się nie opanujesz to zacznę je mieć.

Ostatni rok był dla mnie wyjątkowo ciężki. Rok temu się rozwiodłem i wyprowadziłem z domu na wsi. Kontakt z Olą mam częsty i nie narzekam. Nie chcę wchodzić w szczegóły ale uwierz mi, że nie stało się to wszystko z mojej winy. Szanowana małżonka okazała się niedojrzałym dzieciuchem. Bardzo to wszystko przeżyłem, stres mnie zjadał, nie spałem, nie jadłem, chudłem z godziny na godzinę. Dwa miesiące po rozwaleniu małżeństwa dowiedziałem się, że jestem chory na raka. Wspaniale! Nieszczęścia chodzą parami. Wszystko to odcisnęło na mnie swoje piętno. Poważna depresja. Dzięki rodzinie zacząłem z tego wychodzić i walczyć z chorobą. Na początku tego roku okazało się, że dotychczasowe działania nie dają efektu. Znów załamanie. Podjąłem jednak ważne decyzje o zmianie leczenia, odejściu z Warszawy. Tak trwam dalej.

 

Emocjonalnie jestem wyjałowiony (czytaj obojętny). Staram się wyjść z tego stanu i pojawiło się światełko w tunelu. Ale droga daleka i wyboista. Tylko nie wiem, czy dożyje mety.

Czerwiec, 2014.

XXX

Wszystko jest ok. Zero powodów do zmartwień.

XXX

Jest dobrze. Leczę się i będę zdrowy. Nie rozmawiam już ma temat choroby. Koniec!

XXX

Boli mnie noga. Czemu?...Pytalem jej ale nie odpowiada.

XXX

Czuję się dobrze, jestem nadal leczony. Nie chce mi się opowiadać. Wszystkio jest ok.

XXX

Miałem naświetlania na kręgosłup.

XXX

Mam dużo bóli bo jestem po naświetlaniach kręgosłupa przez brzuch i plecy. Poza tym nadal mi dokucza noga. Generalnie biorę proszki i jakoś leci. Jeśli chodzi o lek, to jeszcze nie widzę żadnych efektów jego działania. Cały czas czekam i wierzę, że zadziała.

Sypiam bardzo słabo. Po dwie, trzy godziny na dobę, Biorę dużo leków, które mają łagodzić skutki guza na kręgosłupie. Od tych proszków nieźle spuchłem. Generalnie leżę lub półleżę-półsiedzę. Siedzenie ka krześle jest trudne. Do tego lewa noga jest odrętwiała. Mogę wstać i mocno kuśtykając załatwiam swoje sprawy, nawet czasem wychodzę na powietrze. Za to apetyt mam przeogromny, to dzięki sterydom które łykam - nigdy chyba tyle nie jadłem. Mówią, że to dobrze.

XXX

Generalnie jest do dupy. Ciągle czekam na jakieś pozytywne efekty łykania kilkunastu różnych proszków dziennie i naświetlań kręgosłupa. Wg lekarzy przekonamy się "za jakiś czas". Kiedy? Tego nie wiadomo. Do pracy na razie się nie nadaje, no chyba że za jakiś czas będę mógł coś zrobić z domu, bo w pracy jest chyba niezły zapierdziel beze mnie. Szkoda, wolałbym się z wami męczyć i na was wściekać niż wściekać się na swoją bezsilność i obecne ułomności.

Już ci pisałem, że rozumiem twoje emocje i jeśli wreszcie dasz spokój, to nie widzę problemu z utrzymaniem normalnych relacji. Ja nie chowam żadnej urazy, bo wiem jak bardzo można stracić rozum. Najważniejsze, żeby się otrząsnąć. I biada ci jeśli nie nie dotrzymasz danego po raz kolejny słowa. Jedni wiedzą o mojej chorobie więcej, inni mniej. Jedni wiedzą o moim życiu więcej, inni mniej. Jedni członkowie rodziny są mi bliżsi, inni dalsi. Z jednymi przyjaciółmi widuje się częściej, z innymi rzadziej. Z jednymi znajomymi rozmawiam o dupie Maryny, a z drugimi o piłce nożnej. Iza mi robi tort, a Ewelina pomaga np. w dostarczeniu dokumentów. Marcin mnie wspiera duchowo, a Sławek czy naczelny pomogli szybko znaleźć miejsce w szpitalu. Janusz czy Antonii lub Monika nie interesują się moim losem w ogóle.Ty z kolei wiesz bardzo dużo o mojej chorobie, jej historii, leczeniu czy życiu prywatnym. Przestań do cholery histeryzować

XXX

Nie wiem ile potrwają moje dolegliwości. Na pewno organizm potrzebuje trochę czasu. Dla mnie najważniejszym pytaniem jest czy przerzut na kręgosłupie bezpowrotnie zniszczył nerwy odpowiadające za pełną władzę w nodze. Niby jest, ale nie mam nad nią pełni władzy. Poza tym mam inne problemy neurologiczne, które wg lekarzy wynikają właśnie z ucisku jaki robi guz siedzący między kręgami. Czy komórki rakowe się cofną? Czy już pochłonęły te zdrowe? Czy może tylko uciskają? To są moje główne pytania i nikt nie potrafi na nie odpowiedzieć.

Reszta bóli jest pewnie przejściowa i wynika z łykania dużej ilości prochów (brzuch, wątroba, nerki) i naświetlań (skóra pleców, brzucha i kichy). Wszystko to razem sprawia, że czuje się obolały i zły, ale wiem to czasowe.

Ze spaniem jest coraz ciężej. Im więcej nie śpię tym więcej czarnych myśli i jeszcze trudniej się zdrzemnąć. Staram się czytać, ale najczęściej tępo patrzę w tv. Dużo też piszę, bo starzy znajomi i przyjaciele się mocno przejęli moim losem. Koresponduję więc i w sumie każdy dzień mi jakoś mija.

XXX

Stan zdrowia coraz lepszy. Co prawda nadal mam problemy z chodzeniem, ale boli coraz mniej. Zmniejszam dawkę leków przeciwbólowych i innych. Liczę, że może w sierpniu wrócę do pracy.

XXX

W cuda nie wierzę. Jedyne co, to może wreszcie dopisze mi szczęście. Przez ostatnie półtora roku dopadła mnie prawdziwa plaga egipska. Jeśli w świecie istnieje jakaś równowaga, to w końcu moneta musi się odwrócić. Nie, przesadziłem. Nic nie musi, może. Moja nadzieja tkwi w tym może - jeszcze tkwi, choć coraz słabiej.

Właśnie na tej nadziei opieram swoje plany powrotu do pracy w sierpniu. Mam dolegliwości, ale potrzebuje ruchu, odskoczni, problemów i zadań innych niż choroba.

XXX

Raport ze zdrowia: nie czuję się już aż tak chory, że niemal przykuty do łóżka. Samopoczucie się poprawia, coraz częściej wychodzę na dwór. Bywam w marketach. Chodzę jak kaleka, ale chodzę i pracuje nad formą. Systematycznie zmniejszam ilość łykanych leków, goją się poparzenia po radioterapii. Zakładam i wierzę, że w końcu ból zniknie całkowicie. Siedzenie na krześle jest nadal problemem, ale i na to znajdę w końcu sposób.

XXX

Moje wszystkie dni są bardzo podobne, i zlewają się. Nigdy nie wiem co dziś właściwie jest, muszę to sprawdzać.

Stan zdrowia bez zmian. Codziennie wychodzę z domu na przechadzki. Kuśtykam jak diabli, ale się poruszam. Nie jest źle, z punktu a do punktu b docieram i jest ok. Najważniejsze, że już od kilku dni nie biorę proszków przeciwbólowych i daje radę, Czasem tylko mnie coś pobolewa, wówczas wystarczy się położyć i za chwilę przechodzi. Ostatnio nawet wymyśliłem rower i wyobraź sobie, że mogę jeździć! Najtrudniejsze jest wsiadanie i zsiadanie, ale potem się jedzie. Przez chromą nogę nacisk na pedała jest słaby ale wystarczy do powolnej jazdy. Ze dwa razy spróbowałem i zamierzam częściej. Muszę ćwiczyć bo przez to leżenie niemal zanikły mi mięśnie nóg. Nogi wyglądają jak dwa patyki.

Właściwie, gdyby nie problemy z siedzeniem na krześle (to znaczy siedzę, ale nie mogę za długo), to mógłbym wrócić do pracy. Zapewne jeszcze nie w wymiarze całodniowym, ale tak na jakiś czas. Musiałbym też sprawdzić jak będzie z koncentracją i wysiłkiem umysłowym. Nie wiem jak długo wytrzymam publikując coś w necie, czy makietując. Zauważyłem, że kiedy czytam czy oglądam, po chwili gubię wątek. A może właśnie potrzebuję takiej dyscypliny jak praca?

Chciałbym gdzieś wyjechać. Mój brat usilnie chce mnie zabrać nad morze gdzie wybiera się ze swoją rodziną i ze znajomymi. Ale ja chyba się nie zdecyduje. Raz, że muszę unikać słońca, dwa nie mam zamiaru być dla nikogo ciężarem.

Cały czas cenię bardziej ciszę, spokój i półmrok jaki mam w mieszkaniu od tego całego zgiełku na zewnątrz. Z drugiej strony to nie jest dobre dla mojego umysłu narażonego w takich okolicznościach na różne przykre projekcje. Ze snem bywa bardzo różnie. Generalnie organizm przestał funkcjonować według podziału dzień-noc. Wypracował swój podział doby, a ja nic nie robię, żeby to zmienić. Bo w sumie po co? Dlatego czasem mi się wydaje, że potrzebny mi powrót do pracy, chociażby z domu.

XXX

Basen dopiero rozpoczynam i mi się podoba. W wodzie moja noga jest całkiem sprawna i poruszam się swobodnie stylem grzbietowym lub klasycznym. U mnie „goryli: pod bl;okiem brak. W okolicy mieszkają normalni ludzie i jest całkiem kulturalnie. Nie mogę zatem z nikim posiedzieć, co wcale mnie nie martwi, bo alkohol jest dla mnie zakazany - a to już mnie martwi, bo trzeźwy człowiek to nieszczęśliwy człowiek. Nie to, że ze mnie pijak jakiś, ale czasem bym sobie coś chlapnął dla resetu mózgu.

XXX

Mam się dobrze, nie umieram, nie wybieram się na żadne inne światy. Nie jestem też ani sam, ani samotny. Szczególnie w weekendy nie mogę opędzić się od ludzi. Są dni kiedy marzę o spokoju. Mam półmrok w mieszkaniu, bo mi tak lepiej. Przypominam, że biorę lek po którym muszę unikać słońca. Lodówka ciągle jest pełna, półki uginają się od wszelkich dóbr. Jest tego tyle, że nie daję rady zjadać. Obiady mam doskonałe, jeśli mam jakieś kulinarne życzenie, to jest natychmiast spełniane. Poprawić poduszkę? Proszę bardzo, w jednej sekundzie. Śmierdzi mi pościel? Nie ma sprawy i już jest czyściutka. Kanapeczka? Już biegnę, a z czym sobie życzysz? A może masz ochotę na sernik?

Mój stan zdrowia nie jest tragiczny. Jeżdżę na rowerze, a teraz zaczynam chodzić na basen, co mi lekarz zalecił. Jestem w stanie zrobić wszystko wokół siebie sam, nie potrzebuję żadnej pomocy.

Wiem, że ludzie próbują robić dobrą minę. Nawet kiedy leżałem półprzytomny w szpitalu, gadali głupoty, że wyjdę z tego, że jest szansa, że dobrze wyglądam. Idioci, myślałem po cichu i miałem rację, bo potem widziałem łzy w ich oczach. Przyłapałem mamę, która beczy nad moim losem po kryjomu.

Ja nie chcę głupiego pocieszania, tylko traktowania mnie jak żywego człowieka, który ma jeszcze szanse, który chce wykorzystać jak najlepiej pozostały czas. A może zdarzy się cud? A może ta choroba się zwyczajnie cofnie? A może jej przebieg nie będzie już tak dokuczliwy i stanie się moim towarzyszem życia na długie cudowne lata. A może dzięki niej stanę się mądrzejszy, lepszy i bardziej wartościowy? A może musiałem przeżyć to wszystko, żeby coś zrozumieć, inaczej żyć?

XXX

Drzwi ładne, gratulacje. Wydają się solidne i podobają się mi się te szyby.

Gorzej oceniam twojego mejla i emocje w nim. Żadna zmiana nie przychodzi szybko dlatego spodziewam się raz na jakiś czas podobnych lamentów. Moja wina w tym, że za dużo napisałem. Nauczka, że mejle do ciebie powinny zawierać lapidarne raporty ze stanu zdrowia i nic więcej, żadnych spacerów poza temat główny. Za duże ryzyko doprowadzenia cię do łez. Przykro mi, że płaczesz po raz kolejny przez mnie.

Teraz wyjeżdżasz na daleki urlop i bardzo dobrze. Skorzystaj z tego czasu, oderwij się. Zazdroszczę ci bardzo. Sam chciałbym gdzieś wyjechać. Pisalem ci już, że mój brat usilnie chce mnie zabrać nad morze. Ale ja chyba się nie zdecyduję.

W „Echu” atmosfera zawsze jest słaba i doskonale o tym wiem. Wiem czego się spodziewać. Że będą ciężkie, długie maratony i debilne rozmowy. Masz rację z oceną S. Do niego potrzebna jest przeogromna cierpliwość. A ja teraz jestem bardzo nerwowy przez sterydy, które łykam i być może będę nie do zniesienia. Nie raz na pewno wybuchnę podczas zebrania czy w trakcie dnia stawiając do kogoś do pionu. Być może złapię się właśnie z S. bo jego komentarze są najbardziej złośliwe i debilne.

A tym blogiem, to pisałem poważnie. Lubisz pisać i możesz to robić na blogu. Wielu pisze anonimowo opisując swoje relacje osobiste, czy zawodowe. Unikają prawdziwych imion i szczegółów, które narażają ich na rozpoznanie. I wylewają swoje emocje, być może traktują to jako terapie? Nie wiem, dla mnie to kiepski sposób. Samo założenie bloga to kwestia techniczna i mógłbym go stworzyć, a tobie wysłać instrukcję jak publikować. Choć może faktycznie masz rację, że to gra nie warta świeczki.

I opanuj się wreszcie! Spoliczkuj się, wytargaj za włosy… Jedziesz na wakacje i skoncentruj się na tym. Ciesz się tym, ciesz się słońcem, dobrym jedzeniem, towarzystwem, widokami. Tym, że możesz jeździć na rowerze, spacerować, siedzieć, leżeć, pisać, czytać. Korzystaj z tego cholernego życia, a nie becz. Sama jesteś chora i przeżyłaś wiele, a nie potrafisz docenić tego co masz? Dziwne bardzo i smutne

A o mieszkaniu nadal ci nic nie powiem. Baw się, wymyślaj, wyobrażaj sobie co chcesz. Pamiętaj tylko, że jest dobrze, nie mam powodów do narzekania. To miejsce wyjątkowo mi pasuje, jest chłodno, mam duży balkon, wszędzie blisko. Jest idealnie.

XXX

Zawsze opowiadałem o swoim życiu prywatnym tyle ile uważałem za słuszne. Kiedy się dobrze działo, dzieliłem się tym. chwaliłem. Podobnie jak każdy - dom, dziecko, psy są zawsze wdzięcznymi tematami. Ale życiowe dramaty? Po co opowiadać, po co zasmucać ludzi z pracy? Niech wiedzą tyle ile trzeba, czyli jak najmniej. Niech sobie co najwyżej plotkują i opowiadają głupoty. O życiowych dramatach wiedzą zazwyczaj najbliżsi - rodzina i przyjaciele. Tak to jest. Ja nie wnikam w prywatne życie nikogo z redakcji, nie wypytuje o małżeństwa czy problemy z dziećmi lub zdrowiem. Jeśli ktoś chce, sam mówi - i to jest podstawowa, pierwsza zasada!

I nie dramatyzuj mi pisząc o śmierci. Ludzie przeżywają gorsze tragedie. Ja w ciągu jednego roku straciłem rodzinę i zdrowie. Dziś leżę chory, dziecko widuje tak rzadko, że zaraz o mnie zapomni i sobie radzę. Jakoś żadna śmierć mi do głowy nie przychodzi, no chyba że rak się za mnie zabierze.

Współczuje ci, że narobiłaś sobie takiego bałaganu w głowie. Czytałem nasze mejle i nic w nich takiego znalazłem. Jedyne co ci mogę doradzić to zrozum mnie, popłacz, idź na spacer, przeczytaj jakąś książkę i przemyśl wszystko jeszcze raz. Jak nie otrzeźwiejesz to powtórz ten zabieg. Uświadom sobie, że nic takiego ci się nie stało. To jakaś literacka bujda na resorach.

Zawsze ceniłem twój warsztat dziennikarski i wiedzę. Lubiłem cię jako koleżankę z pracy i niech tak zostanie.

PS. Stan zdrowia coraz lepszy. Co prawda nadal mam problemy z chodzeniem, ale boli coraz mniej. Zmniejszam dawkę leków przeciwbólowych i innych. Liczę, że może w sierpniu wrócę do pracy.

XXX

Problem chyba w tym, że ty się zachowujesz normalnie, to znaczy taka jesteś. Jedyne co, to próbuj panować nad emocjami. Wszystko wymaga pracy, ważne żeby ją wykonać. Moje mejle też są ostatnio przepełnione emocjami bo postanowiłem folgować sobie i nic nie dusić w sobie. Dlatego też takie ostre sądy, pisane pod wpływem impulsu.

XXX

A ja myślałem, że ostatni mejl cię ucieszy. Przecież opisałem w nim jak mi dobrze się choruje i że niczego mi nie brakuje. Poza tym dochodzę do siebie fizycznie, mam coraz więcej aktywności. Ciesz się więc, w nie wstrząsaj.

Sama chciałaś emocje to proszę bardzo, tylko dlaczego ciągle muszą to być łzy? Nie potrafisz się cieszyć? Daję ci więc zadanie, masz się cieszyć i pisać mi ciekawe rzeczy. Mogą to być plotki, relacje z wakacji, konflikty z siostrą, kłótnie z S. a może jakieś ciekawostki z życia ludzi kultury. Masz tyle możliwych tematów, że aż grzech wylewać łzy na klawiaturę. W końcu coś się przepali i porazi cię prąd. Bo wiesz, że od wilgoci może się zrobić spięcie w twoim komputerze? Pomyśl jaki byłby to banalny koniec. Ktoś by cię znalazł przy kompie, a na ekranie niedokończony, smutny mejl do jakiegoś Dominika, który się nad tobą wytrząsa. A jeśli przeżyjesz atak prądu, to komputer się przepali na amen i kolejny wydatek.

To chyba wszystko na tę chwilę. Idę spać.

XXX

Jeśli jedziesz na dwa tygodnie, a ja za dwa tygodnie nad morze to może te oliwki sobie odpuść. Mogą zwyczajnie nie przetrwać. Jadę na 90 proc. chyba że będę się źle czuł. Oli nie zabieram bo sobie sam z nią nie poradzę, a nie chcę obciążać brata i jego żony - oni mają już dwie dziewczynki.

Widzę, że dla ciebie płacz jest reakcją na wszystko: smutek, radość, stres. Jeśli masz ochotę płakać całą drogę to proszę bardzo. Szybciej ci podróż zleci. Ja nie wiem jak mam ci dać optymizm i radość. Ciągle ci powtarzam, że przesadzasz i ciągle mam nadzieję, że się opamiętasz. Teraz masz dwa tygodnie na przemyślenia i ochłonięcie. Liczę, że sobie wszystko poukładasz i wrócisz całkiem odmieniona.

A tak przy okazji, dziś na basenie spotkałem Kutka. Razem pływaliśmy i zamieniliśmy kilka zdań. Też zdążył wspomnieć o Soku. Widzę, że ten człowiek zalazł wszystkim za skórę. Zaczynam się zastanawiać, czy on nie potrzebuje wsparcia jakiegoś psychologa.

XXX

Od poniedziałku przez kilka dni mam zamiar wspierać w pracy Wojtka. Zdalnie z domu, ale zawsze. Facet siedzi od rana do wieczora i chyba już mu się mózg wypalił bo słyszę opowieści, że czasem ma dziwne zachowania. Ja go podziwiam, że potrafi tyle znieść i tak pracować. Ciekawe co by dziś było gdyby Wróbel go zwolnił jak zamierzał. Na szczęście wtedy udało się Wojtka obronić i do dziś Marcin mu to wypomina zrzucając na niego kolejne zadania.

Upały mi dokuczają jak zapewne każdemu. No może trochę bardziej, bo przecież muszę unikać słońca. I tak ograniczam czas spędzony na zewnątrz do minimum więc jakoś obleci.

XXX

Nie wiem czy uda się ci się przewieźć oliwki. Chyba żywności nie wolno zabierać na pokład samolotu, ale może się mylę. Nigdy nie latałem ale kiedyś oglądałem program o lotnisku w Australii i tam strasznie ludzi gnębili za przewożenie jedzenia. No ale to Australia, a nie Włochy. Może tam są mniejsze restrykcje. Poza tym u mnie coraz mniej czasu na wszystko. Odkąd się poruszam sprawniej, zacząłem jeździć w odwiedziny do Oli lub zabierać ją do siebie. A przy niej czas leci niesamowicie szybko...

W sprawie wakacji nie podjąłem jeszcze decyzji. To znaczy mówię bratu, że raczej pojadę ale ciągle się waham. Znajduje równie wiele argumentów za i przeciw.

Basen dopiero rozpoczynam i mi się podoba. W wodzie moja noga jest całkiem sprawna i poruszam się swobodnie stylem grzbietowym lub klasycznym. Do Piotrka mi daleko bo nigdy nie byłem ratownikiem, ale pływam.

XXX

Twoja wycieczka wydaje się ciekawa i na pewno taka będzie. Chciałbym móc kiedyś tak polecieć i nacieszyć się słońcem i miejscową kuchnią. Jak wiesz jestem wegetarianinem, a kuchnia śródziemnomorska obfituje w ciekawe warzywa i owoce. A już świeże oliwki... Ech, rozmarzyłem się. U nas można kupić co najwyżej takie zamarynowane w słoiku, wszystkie smakują tak samo. Kiedyś jadłem prawdziwe w Niemczech, w greckiej knajpie. Na początku mi nie smakowały, ale z czasem doceniłem ich smak i od tego czasu oliwki (niestety te ze słoika) są dla mnie ulubionym składnikiem wielu potraw. Skorzystałbym zapewne też ze świeżej oliwy. Musi być wyborna.

My, ludzie północy wychowani na mięsiwie, mamy tak ograniczone kubki smakowe, że aż wstyd. Bardzo dużo czasu zajęło mi przestawienie się na kuchnię bezmięsną. Na początku wszystko smakowało tak samo trawiasto, teraz już nie. Uwielbiam sosy z ciecierzycy, czy małej fasoli adzuki. Zajadam wszelkiego rodzaju kasze, zapiekanki warzywne, humus.

Ostatnio w Warszawie trafiłem do baru o nazwie Izrael i jakież było moje zdziwienie kiedy zobaczyłem menu. Raj dla wegetarian. Nie wiedziałem, że kuchnia żydowska dostarcza tak wiele ciekawych, smacznych i bezmięsnych potraw. Było drogo, ale smakowicie. I co ciekawe, ludzie stali w kolejce po jedzenie.

Co duże miasto, to duże miasto. U nas wegetarianie mają ciężko. Gdy leżałem w szpitalu w Kielcach podstawą każdego posiłku było mięso. Musiałem więc ratować się dostawami z domu, ale raz poszedłem do baru. Pytam pani czy ma coś bez mięsa, a ona na to, że ma krokiety "a w nich jest bardzo mało mięsa - podać?". Ech, ręce opadają.

Powiem ci, że wielu ludzie w ogóle nie rozumie, że można żyć bez jedzenia świń czy krów. Raz zajechaliśmy z mamą do przydrożnego baru. Ona jest weganką, więc ma jeszcze gorzej niż ja. Jako że w karcie nie było dosłownie niczego bez mięsa postanowiła się przełamać i zamówiła sobie pierogi ruskie. Jakież było nasze zdziwienie kiedy pierogi zostały dostarczone... obficie polane tłuszczem i skwarkami. Czy naprawdę nasza kuchnia musi aż tak ociekać zwierzęcym tłuszczem? Kiedyś chyba nie jadło się tak często mięsa?

Czytałem w różnych pamiętnikach, że jeszcze na początku XX wieku w polskich domach mięso było rarytasem jedzonym raz na jakiś czas. A dziś? Mój Boże, martwe zwierzęta atakują z każdej strony. Grill? Musi być karkówka. Obiad? Musi być schabowy. Śniadanie? Proszę bardzo jajecznica na boczku lub kanapeczki z wędlinką, A kolacja? Może jakaś paróweczka albo sałatka z kurczakiem. Mięso trzy razy dziennie plus kanapki do pracy. I taki trzydziestopięciolatek przechodzi potem na wegetarianizm i robi się masakra. Co ma w ogóle jeść, żeby nie umrzeć z głodu? Trzeba się naczytać i naszukać, a przede wszystkim nauczyć innego jedzenia.

Ja miałem dużo łatwiej bo korzystałem z kuchni i doświadczenia mojej mamy. Choć sam proces przechodzenia na wegetarianizm trwał u mnie pół roku to nadal nie jest w pełni skończony. Trzeba naprawdę dużo się dowiedzieć.

XXX

W sumie nie mam pomysłu jak mi masz podać te oliwki, chyba że już spotkamy się w redakcji.

----------------------------------------------------

XXX

1 kwietnia 2015 DO REDAKCJI

Witajcie!

Dzięki wielkie za pamięć o mnie i super życzenia. Chciałem odpowiedzieć podobnym nagraniem ale się tak wzruszyłem, że oczy mi popuchły i nie mogłem odnaleźć klawisza odpowiedzialnego za włączenie kamery :) Poza tym odrosły mi włosy i mam śmieszną, raczej niewyjściową czuprynę, która by wszystko popsuła.

Całej redakcji i każdemu z osobna życzę wszystkiego najlepszego z okazji świąt. Spełnienia marzeń, a przede wszystkim zdrowia. Bo bez zdrowia ani rusz.

Ja staram się dojść do siebie i jeszcze z Wami ostro popracować ku chwale Polskapresse czy jakiejkolwiek innej korporacji, która nas przejmie. Robić cele, zdobywać unik userów, sprzedawać kontent, opowiadać o wsiadaniu do uciekającego pociągu i takie tam dyrdymały.

Ta przerwa ciągnie mi się w nieskończoność, ale gówno które we mnie siedzi jest bardzo uparte. Pozostaje mi wierzyć, że lekarze wiedzą co robią i sobie z tym poradzą.

Jeszcze raz zdrowych, rodzinnych i wesołych świąt! Wypoczywajcie i do zobaczenia!

Dominik

 

 

 

 

 

 

 

.

 

 

 

 

 

 

.

.

 

.

 

.

 

-

 

 

 

 

 

-----

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • NataliaO 03.04.2016
    Przeczytałam. Nie umiem tego skomentować.
    To, co czytałam to cholerna, smutna prawda tego świata. Choroba to coś bardzo trudnego :(
  • zdrowychyba 03.04.2016
    Maile - listy Dominika, to nie tylko dziennik choroby. Mam na myśli stan emocjonalny, powodujący retrospektywną refleksyjność na temat własnego życia. Choroba nie oszczędza nikogo. Będzie atakować także bliskich w jego życiu, ponieważ jego stan, udzieli się także im. Poprzez empatię. Powstało już tyle przekazów, a zawsze wymuszają uwagę i zastanowienie. Także nad sobą. Pzdr
  • alfonsyna 03.04.2016
    Bardzo trudne i bardzo smutne, ale też w dużym stopniu pokrzepiające i podnoszące na duchu. Taka walka nigdy nie jest łatwa, ale zawsze jest też ten indywidualny czynnik ludzki, który każdą podobną historię czyni wyjątkową. W tym wypadku można by pozazdrościć Dominikowi tej siły, z jaką mierzył się z trudnościami, nawet te chwile załamania nie zdołały całkiem pozbawić go nadziei. Często najtrudniejsze do pokonania przeszkody stają na drodze tym najlepszym ludziom, bo życie nie działa wedle zasad powszechnej sprawiedliwości. Każdy jednak może z tego wyciągnąć własne wnioski i skłonić się do refleksji nad samym sobą.
  • Robert. M 12.03.2017
    Autor "Naśladowania" pisał. że urodziliśmy się po to, by w pocie czoła pożywać chleb i skrapiać go łzami. Często sam się buntuję, gdy wciąż powtarzam dane czynności, gdy perspektywa jałowości nie ma końca, a ja pragnę większych doznań. Dopiero takie opisy sprawiają, że moje jestestwo pokornieje, bo mam wiele możliwości ( jeszcze, tak sądzę) bo wciąż spokojnie zasypiam, a budząc się nie muszę liczyć minut bez bólu, szarpać się z ciałem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania