Jajami w ekologizm
W spojrzeniu Pani ze sklepu dostrzegam, jak zdziwienie zmienia się w irytację. Pewnie niewielu studentów prosi ją o otwieranie wytłaczanek i sprawdzanie oznaczeń na jajach. Podejmuję próbę dekonstrukcji niezręcznej atmosfery za pomocą głupkowatego uśmiechu. Bez skutku. Sprzedawczyni przemierza swój teren za ladą w stronę półki z jajkami. Natychmiast orientuje się, że nie jest w stanie przeczytać maleńkich znaków bez okularów i musi iść po nie na zaplecze. Teraz irytacja zmienia się w złość. „Ale się panu zachciało! - słyszę. Boli trochę. Najbliższe kilka wizyt pewnie obejdzie się bez koleżeńskiej wymiany kuchennych porad. Litości! Raz się zapytam i już będę później wiedział jakie. Do sklepu wchodzi pierwszy klient nieświadomy czekania, które go czeka. Pani Sklepowa wraca uzbrojona w okulary i bierze się do pracy. Sprawdzając skorupki, przypomina mi biologa rodem z pozytywistycznych portretów w trakcie obserwacji probówek.
„Są takie z zerem na początku?” - pytam. Chwila ciszy. Frontowe drzwi otwierają się po raz drugi. „Są. Dwanaście złotych. Podać?” Dużo - myślę. Nie starczy na papierosy. „A z jedynką?” Przerwany proces analizy badawczej zostaje wznowiony. Drzwi otwierają się po raz trzeci. Zabijcie mnie, ale bez tych jaj nie wyjdę! „Z jedynką osiem” Też dużo, ale kupuję. Kolejne pytanie mogłoby doprowadzić do rękoczynów. Lub gorzej. Do uszczypliwego komentarza. Siniaki znikają, nieodparowane docinki pozostają w duszy na zawsze. Wychodząc, tłumię wyrzuty sumienia. "Wolny wybieg" brzmi nawet lepiej niż "chów ekologiczny", a z całą pewnością lepiej niż "chów klatkowy". Jeszcze chwilę temu czułem na sobie surowy wzrok innych. Słyszałem ich westchnienia pożałowania. Ale ja wiem lepiej! I to ja właśnie będę na koniec tak wzdychać
i patrzeć! Wyobrażam sobie tych wszystkich ludzi kupujących jaja od kur, które nigdy w życiu nie widziały nieba i czuję wstręt. Są albo głupi albo okrutni - myślę, stojąc na moralnych wyżynach z jajami kategorii pierwszej w ręku! Po tym heroicznym zakupie będę w stanie utrzymać tę pozycję jeszcze kilka dni, kupując biotofu, bioryż i biopaprykę, by obronić pszczoły przed neonikotynoidami. Mógłbym też kiedyś kupić sobie elektryczny samochód, by nie smrodzić dislem,
a gdybym musiał polecieć gdzieś samolotem, to tylko z Lufthansą, bo można im dopłacić za biopaliwo, które zredukuje emisję dwutlenku węgla za mój lot o nawet 80%.
Na razie jednak - moja droga Ziemio - stać mnie tylko na te jaja. Końcówkę miesiąca postaram się przeżyć w błogiej nieświadomości, jak powstało jedzenie, które kupuję i skąd pochodzi prąd, którego zdecydowanie nie oszczędzam. Zobowiązuje się też w miarę możliwości segregować śmieci i nie zapominać już bawełnianej torby wielorazowego użytku, gdy idę do sklepu. Już nie będę z cynicznym uśmiechem pomijać komentarzy ludzi niewierzących w nadejście katastrofy klimatycznej, a zacznę ich gromić i wyzywać najobraźliwiej jak tylko potrafię.
Tak mi dopomóż Adrian Zandberg.
Więcej ekologicznych grzechów nie pamiętam.
Serdecznie za nie żałuję i proszę was Przyszłe Pokolenia o rozgrzeszenie.
Komentarze (7)
I owszem, cóż... ziemia ma się źle, ale do wszystkiego trzeba podejść z rozsądkiem :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania