Jak księżyc
Gdy patrzysz w kadr — on traci blask,
choć wokół lśni w spokojny czas.
Nie mów, że zbladł, że nic nie znaczy,
to nie on zgasł, to kadr nie patrzy.
Bo nie uchwyci go soczewka,
gdy jego siła jest zbyt wielka.
Piękno nie mieści się w obrazie,
bo prawda mieszka w innej fazie.
Jak księżyc — jesteś, choć cię nie ma
na cudzych zdjęciach, w cudzych wspomnieniach.
Nie każdy spojrzy tam, gdzie trzeba,
by dostrzec światło, które nie pada.
Gdy czujesz, żeś za mało wart,
bo nikt nie widzi twoich kart —
to nie ty bledniesz w ludzkim oku,
lecz oni patrzą zbyt głęboko.
Lub zbyt płytko — w pustą ramę,
w kształt, co im pasuje samej
wizji, którą w głowie noszą —
lecz nigdy tobą jej nie głoszą.
Ty jesteś światłem — tym ukrytym,
co nie błyszczy na zachwyty.
Jak księżyc — cicho świecisz w mroku,
niezłomny, choć nie w każdym oku.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania