Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Jak popadłem w szaleństwo

Nazywam się Esanegona, przemawiam za tych, którzy nie czują się nie siłach by mówić.

Za ludzi nierozumiejących, czemu muszą żyć, za wszystkie za zagubione owce w obcym stadzie. Moi wyznawcy poderżnęli swoje nadgarstki w mojej fontannie. Jak oddanym trzeba być, aby odebrać swoje życie? Być na tyle dzielnym, odważnym by zadać sobie ból, nie myśleć już o korzeniach trzymających na siłę do ziemi. Wielu odwraca się od mojego ołtarza, wielu zabija moich wyznawców. Nie mówię, że są ślepi uważając inaczej, uważam każde życie za ważne i wartościowe nawet, jeśli odbiera ono inne życia. Płaczę jednak nad tymi, którzy są zmuszeni żyć.

 

Wróciłem jak zwykle z pracy do domu. Za oknem ciągła szarość i mgła.

Od odejścia rodziny w zaświaty zostałem sam, kompletnie sam.

Żadnej żywej duszy, do której mogłem się odezwać.

Byłem zamknięty we własnej osobie, chciałem zrzucić z siebie te ciężkie brzemię myśli.

Pamiętam całą drogę, jaką przebyłem, była ona trudna, przepełniona rozpaczą.

 

Zawsze zastanawiałam się jak to jest pamiętać przeszłość, ludzki umysł jest obciążany tak ogromnym brzemieniem. Wszystkie przykre wydarzenia, po prostu przewijające się przez umysł. Do tego dochodzi teraźniejszość. Ciążyć na sobie ból tego, co było i jest.

 

Moja pierwsza próba była przepełniona desperacją oraz pragnieniem bycia zauważonym.

Pamiętam, że nie dowierzałem w to, że ludzie próbują odebrać sobie życie dla atencji.

Myślałem raczej, że po prostu chcą uwagi i niczego więcej.

Teraz spoglądając za siebie wiem, jak bardzo byłem głupi.

Uciekłem z domu do lasu, tam znalazłem grubą linę, wiszącą na drzewie.

Tak jakby, ktoś ją dla mnie przygotował, chciał mnie przetestować.

Spróbowałem, jednak nie potrafiłem się puścić.

Zacząłem wtedy myśleć o teraźniejszości.

O tym jak wrócę do domu do swojej poduszki i wygodnego łóżka.

Jak usiądę przed komputerem i udam się w świat fikcyjny.

Bałem się, że stracę te rzeczy.

Teraz żałuję, bo szansy takiej już nie dostanę.

 

I jeszcze okropna świadomość istnienia przyszłości. Bycie świadom, że następnego dnia wszystko może ulec zmianie. Ukochane osoby mogą odejść, osoby kochanych osób mogą odejść, zmieniając je, przepełniając je smutkiem i rozpaczą. Pomyśleć, że to, co sprawia przyjemność może zniknąć. Nie potrafię sobie tego wyobrazić.

 

Moje życie ciągnęło się dalej. Jak również brzytwa po moim ciele.

Przychodziłem do ludzi z rękoma pociętymi wielokrotnie.

Siedziałem pośród nich z naciętą twarzą.

Poruszałem się między nimi z czerwonymi szramami na rękach.

A matka słysząc uderzenia paska z igłami o moje plecy.

Przychodziła jedynie bezradna, „przestań”, „nie rób tak”.

I rozpacz w jej głosie, nie przestawałem nawet na jej oczach.

Jaki terror w człowieku musiałem wywołać.

Teraz obecnie, gdy spoglądam w lustro.

Widzę ucieleśnienie wszelkich wad bądź grzechów.

Uosabiałem się do potwora.

Nie obchodzi mnie, co istnieje.

Uroniłem suche łzy.

 

Mimo że jestem istotą bez empatii, odczuwam po prostu coś rezonującego w moim sercu, niewytłumaczalnego. Jak istnieć, wiedząc, że nie można się cofnąć? Nie da się pomóc komuś, kto po prostu uważa idee życia za bezcelową. Gdyby poprosić o szybką, bezbolesną śmierć, nikt jej nie zada, nikt nie chce odbierać istnienia. Choć gdyby ktoś naprawdę chciał się skończyć, znalazłby sposób. Niektórzy jednak nie są na tyle odważni. Chciałabym pomóc, naprawdę.

 

I gdy pogodziłem się z tym, że samemu nie dam rady.

Zacząłem szukać bratniej duszy.

Za co oczywiście zostałem obśmiany.

Słowa tak bolały, desperacja narastała, prowadząc do irracjonalnych decyzji.

Żadna mnie nie chciała (nie zechce), nie znałem nikogo.

Jednak, gdy miałem odcień radości, poznałem kogoś.

Ten ktoś sobie poszedł a ja siedziałem w wirze emocji.

Było zimno, bardzo zimno, a tory twarde.

Nie nadeszło jednak zbawienie, przynajmniej nie, jakie chciałem.

Pomoc zaczęła się ze mnie śmiać.

„Znajdź sobie dziewczynę”

Zatraciłem kontakt z rzeczywistością,

Z jednej strony się śmiali, że szukam.

Z drugiej się śmiali, że nie mam.

A chciałem mieć i się starałem.

Mówili, zadbaj pierw o siebie.

Dbałem tedy jak potrafiłem.

Teraz już nie dbam o nic.

I nic mnie nie obchodzi.

Oprócz sposobu.

 

Nie mieć ojca ani matki, od dziecka w samotności. Pozostaje tylko żalić się światu jak jest źle.

Pozostaje wylewać płacze gdzie się da, szukać uwagi, czegokolwiek, może i akceptacji. Niekochany przez nikogo, zostawiony sam na pastwę losu. Teraz jak zaczynam więcej o tym myśleć, może ludzie nie powinni nigdy powstać? Kto lub co było tak okrutne by ich stworzyć? Zamknięci w wiecznym konflikcie między sobą, walczący o dobro własne o racje. Rozumiem, czemu może nie chcieć po prostu żyć. Za ciężko.

 

Pamiętam wieczorne spacery w ciszy i samotności.

Rozmyślałem nad tym jak mogłoby być.

Oraz dlaczego tak nie mogło być.

Czego mi brakowało?

Uciekłem w mrok.

Zamykałem się w sobie, darząc każdego człowieka czystą nienawiścią.

Jak takie ścierwo mogło stąpać po ziemi?

Robactwo do wytępienia, obraza dla jakiegokolwiek istnienia.

Byłem gotów zabić, chciałem prowokacji.

Tak bardzo chciałem skręcić kark.

Usłyszeć łamanie kości.

Gołymi rękoma wydrzeć skórę z twarzy, chwytając za szczękę.

Pięściami uderzać do plamy na asfalcie.

Przepełniony czystą nienawiścią i wrogością.

Jednak to minęło.

Nienawiść jest bardzo płytkim krokiem w odmęty.

Prawdziwy mrok, prawdziwa rozpacz, wymaga finezji.

Więc przybliżałem się do ludzi by wywołać konflikt.

By pokazać im jak żałosnymi są stworzeniami.

Zacząłem obrażać i drwić.

Wyszło na to, że ja nie mogłem tego robić.

Przynajmniej nie w stronę kogoś.

 

Zaczynają podróż od narodzin, a kończą na śmierci. Nie mają zdania czy chcą się narodzić, czy nie. Tak jakby siłą ktoś nakazywał im żyć. Ustawiał jak nakręcaną zabawkę drogę w życiu. Wychowywał na swój własny, namalowany obraz. Kryjąc to wszystko za słowem „miłość”. Nie dając wyboru.

 

Hhahha…

Ludzkie słowa przestały wystarczać.

Zacząłem się śmiać z mojej kolejnej, żałosnej próby.

Leki usypiające z wódką, a potem mi tylko płukali wątrobę.

No idiota, idiota.

Zamiast żyć normalnie jak każdy to odwala takie rzeczy.

Jakiego żałosnego syna stworzyliśmy.

Jakie utrapienie z nim w szkole.

Najlepiej go zamknąć w szpitalu.

Czemu nie byłem normalny?

Czemu się normalnie nie zachowywałem?

Czemu nie mogłem odpowiadać normalnie?

Czemu nie mogę jeść normalnie?

Czemu nie mogę jak każdy normalny człowiek pójść do kościoła?

Czemu normalnie, normalnie, normalnie, normalnie.

Jak każdy, jak inni, a inni, a wszyscy, a koledzy……………

Weź te leki i się zachowuj, boże, co z ciebie będzie?

Jak można tylko siedzieć przy tym komputerze?

Wyjdź na dwór, zrób to, zrób tam to, nie rób tego.

Znajdź sobie prace, znajdź, szukaj, szukaj.

Gdzieś mamy, że już to robisz.

Gdzieś mamy, co myślisz.

Zachowuj się proszę normalnie.

Zachowuj się jak chcemy.

Bądź, kim chcemy.

Nie bądź sobą proszę.

Bycie sobą jest bezsensu.

ahhahahahhhah

 

Gdy nadchodzi moment, kiedy po prostu się nie potrafi, wszystko wygląda inaczej. Poszukując odpowiedzi na swoje pytania, których nigdy nie znajdziemy, po drodze stąpamy na niechciane rzeczy. Ludzie mają zawsze inaczej, jednak jednostka winna zachowywać się jak większość. Przestaje się odczuwać smutek, rozpacz czy ból. Na miejsce tych wartości przychodzi czyste niezrozumienie, obojętność czy niewrażliwość. Ludzie zostają pozbawieni bardzo dużej ilości zmiennych w ich życiu. Znika zastanawianie się, po co, dlaczego? Po prostu się to robi i tyle. Są rzeczy nieprzyjemne oraz przyjemne, taka jest kolej rzeczy. Ten człowiek jest już wyniszczony, boje się czerpać więcej z jego istnienia. Chciałabym, aby się skończył, jednak korzenie są zbyt mocne. Trzymają go przyjemności, nie ważne, czy małe, czy duże, takie coś nie ma znaczenia.

 

Obecnie.

Nie mam nic do powiedzenia.

Obecnie.

Nic nie jest warte wspomnienia.

Obecnie.

Nawet mi się nie chcę.

Obecnie.

Sam nie wiem, do kogo mówiłem

?

 

...

Najcenniejsza rozmowa to rozmowa z samym sobą. Pozostawiam tego człowieka, nie wiem, jaki los go czeka, nie jestem od tego. Być może oczy Agleaca’ia go zauważą, być może zabierze go Aelaramas. Może skończy w Plaghagetonie? Ja zapraszam do siebie tych, którzy poderżną swoje nadgarstki. Umrą. Umrzeć tak dobrze.

 

IlxmiliamxlI: Śmiertelnicy, jam jest tym, który łamie wszelkie bariery, ściany. Bóstwem tworzenia i utrzymania. Jestem pasywnym bóstwem, nie życzę nikomu źle, autor tekstu również. Zapewne jego utwory nie znajdują audiencji, o jakiej marzył. Robi to, bo to kocha, chciałby przekazać świat widziany jego oczami, wszystkie sny, jakie widział. Wszystkie rozmowy, być może z samym sobą, tego sam nie wie. Znam jego wnętrze, wiem, czego pragnie. Wiem również, że tego nie dostanie. Ja zaś odezwałem się po raz pierwszy, by zapowiedzieć koniec świata dotąd znanego. Zapraszam was do swojego Relmu, przepełnionego terrorem i grozom. Opowieść o prawdziwym szaleństwie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania