Jak przeżyć i nie zwariować – poradnik ironiczny 6
#Pan Marian idzie po władzę, czyli jak medytacja nie pomaga na dziury w chodniku
Wiosna w pełni, co dla Doroty oznaczało jedno – alergie, a dla jej dzielnicy drugie: wybory. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że na lokalnych słupach ogłoszeniowych zamiast znajomych twarzy polityków, pojawiły się... no właśnie.
Dorota stanęła przed plakatem wielkości średniej pizzy rodzinnej i zamrugała. Plakat wyborczy na klatce schodowej głosił wielkimi literami: „Marian Kłopotek – Twój Minister Dobrej Energii w Radzie Dzielnicy”. Poniżej widniało zdjęcie Pana Mariana w jego słynnej już lnianej koszuli, z rękami złożonymi w geście medytacji i enigmatycznym uśmiechem człowieka, który właśnie odkrył tajemnicę wszechświata.
— Pani Doroto! — Pani Kowalska wyłoniła się zza śmietnika, machając ulotką wyborczą. — Idzie pani na spotkanie? Będzie herbatka!
— I ciasteczka? — zapytała z nadzieją Dorota, dla której to było jedynym sensownym punktem programu.
— I medytacja grupowa... — westchnęła Pani Kowalska. — Ale trzeba iść. Ktoś musi mu powiedzieć o tej dziurze w chodniku przed blokiem.
Świetlica osiedlowa, przemianowana na „Przestrzeń Świadomej Polityki”, pachniała kadzidełkami i... czy to był zapach świeżo skoszonej trawy w sprayu? Zamiast krzeseł na podłodze leżały maty do jogi, a ze ściany spoglądał baner z hasłem: „Twoja dzielnica – Twoje chi”.
Pan Marian, w nowej lnianej koszuli (tym razem w kolorze „świadomego beżu”), rozpoczął spotkanie od grupowego „ommm”.
— Drodzy świadomi wyborcy — zaczął, gdy już wszyscy przestali wibrować. — Przedstawiam wam program transformacji naszej dzielnicy w przestrzeń dobrej energii.
Wyciągnął zwój (prawdopodobnie bambusowy, z recyklingu, i na pewno z dobrą energią) i zaczął czytać:
* Zamiana wszystkich ławek na „punkty kontemplacji zen”
* Wprowadzenie obowiązkowych porannych medytacji dla dozorców
* Zastąpienie psich kuwet w parku „ogrodami świadomości”
* Przemianowanie dziury w chodniku na „przestrzeń urban art
Właśnie wtedy Dorota poczuła na sobie czyjś wzrok. Odwróciła głowę i napotkała spojrzenie mężczyzny stojącego przy oknie. Wysoki brunet w swetrze, który wyglądał jak jedyna normalna osoba w tym cyrku. Wymienili rozbawione spojrzenia, gdy Pan Marian wspomniał o „energetycznym recyklingu”. Mężczyzna bezgłośnie się zaśmiał i pokręcił głową. Dorota przypomniała sobie, że widziała go wcześniej na klatce – wprowadził się niedawno do mieszkania po pani Helence. Bartek, tak chyba miał na imię...
— Panie Marianie — przerwała jej rozmyślania Pani Kowalska — a co z tą dziurą przed blokiem?
— To nie dziura, to przestrzeń do kontemplacji miejskiej przestrzeni!
— Wczoraj Zenek skręcił tam kostkę...
— Doskonale! Pierwszy świadomy uczestnik naszego programu 'Poczuj Miasto'! Jego kostka jest teraz w pełni zharmonizowana z miejską przestrzenią!
Pani Kowalska westchnęła ciężko i sięgnęła po swoją torbę.
— A co z tymi obiecanymi ławkami w parku? — nie ustępowała.
— Ławki to przestarzała koncepcja — odpowiedział Pan Marian. — Proponuję strefy kontemplacji na trawie.
— Na trawie? A jak spadnie deszcz?
— Deszcz to naturalna forma oczyszczenia przestrzeni publicznej.
— To jak politycy — mruknął ktoś z tyłu, prawdopodobnie pan Zdzisław, znany z ciętego języka i kolekcji butelek po piwie. — Jak pada, to ich nie ma, a jak świeci słońce, to zasłaniają.
Pan Marian rozpromienił się.
— Dokładnie! Dlatego proponuję transparentne zadaszenia, które pozwolą na świadome doświadczanie każdej pogody! Będą kosztować tylko... — zajrzał w notatki — trzy miliony złotych.
— Za te pieniądze można załatać wszystkie dziury w dzielnicy — zauważyła Pani Kowalska.
— Ale dziury to nasza historia! To świadectwo naszej dzielnicy! Proponuję tylko je oświetlić i dodać tabliczki z opisem...
Punkt kulminacyjny nastąpił, gdy Pan Marian próbował przeprowadzić zbiorową medytację nad makietą dzielnicy. Ktoś wspomniał o dzikich kotach za śmietnikiem, na co Pan Marian natychmiast zaproponował „program integracji międzygatunkowej poprzez wspólne sesje oddechowe”.
Po powrocie ze spotkania wyborczego Dorota właśnie rozkładała talerze na stole, gdy zadzwonił telefon. Ola.
— Nie uwierzysz! — Ola brzmiała podejrzanie entuzjastycznie. — Dostałam w pracy darmowy karnet na siłownię! Pomyślałam o tobie! To świetna okazja, żeby... wiesz... zoptymalizować swoją energię i wyrzeźbić ciało na lato! Musisz spróbować! Trenerzy są super, mówią, że to świadoma praca z ciałem.
Dorota westchnęła.
— Ola, właśnie wracam ze spotkania, gdzie Pan Marian próbował nas przekonać do medytacji nad dziurą w chodniku. Mam dość aktywności grupowych na najbliższe trzy życia.
— Ale tam jest super trener! I mają te wszystkie nowe maszyny...
— Siostrzyczko. Ostatnio oglądałam odcinek serialu, w którym morderca zabił swoją ofiarę strzałą z łuku. Myślę, że kupię sobie łuk, a potem zaproszę cię na obiad.
Ola zachichotała.
— Widzisz, jak dobrze się składa. Żeby strzelać z łuku, trzeba naciągnąć cięciwę; żeby ją naciągnąć, trzeba mieć siłę. A żeby mieć siłę, gdzie trzeba iść?
Dorota siadła na kanapie, ziewnęła. Myślała o Panu Marianie, o Oli, o tych wszystkich „optymalizacjach” i „transformacjach”. A potem przypomniała sobie uśmiech Bartka. Może jednak nie wszystko jest stracone. Może czasem „niezoptymalizowany” świat ma coś do zaoferowania.
Miesiąc później Pan Marian nie został radnym, ale założył „Osiedlowe Koło Świadomego Sąsiedztwa”. Organizował cotygodniowe medytacje przy dziurze w chodniku, co przypadkiem przyciągnęło uwagę lokalnych mediów. Władze, zawstydzone rozgłosem, w końcu naprawiły chodnik.
— Widzicie? — powiedział triumfalnie Pan Marian. — Energia zawsze znajdzie właściwą drogę!
Rada Doroty nr 6: „Czasem najbardziej absurdalna droga prowadzi do całkiem sensownego celu. Ale może najpierw spróbujmy normalnie? I tak, dziura w chodniku to jednak tylko dziura w chodniku.”
##Notatki nowego lokatora
Bartek stał przy oknie, obserwując powoli zapadający zmrok nad dzielnicą. Mieszkanie cioci Helenki – teraz już jego mieszkanie – wciąż pachniało jej perfumami i szarlotką. I subtelną nutą wolności, odkąd ciocia Helenka postanowiła żyć pełnią życia w Neapolu.
Trudno było uwierzyć, że ta sama ciocia Helenka, która przez czterdzieści lat nie wyjeżdżała dalej niż do Mielna, teraz mieszka w Neapolu z Giuseppe, właścicielem winnicy i „mężczyzną, który wie, jak docenić dojrzałą kobietę” (jak napisała w ostatnim liście).
„Opiekuj się mieszkaniem i sąsiadami” – powiedziała przed wyjazdem. „To wyjątkowi ludzie. Zwariowani, ale wyjątkowi.”
Bartek uśmiechnął się, wspominając jej charakterystykę mieszkańców:
„Pan Marian z parteru? Kiedyś normalny człowiek, zbierał znaczki i grał w totolotka. Ale odkąd przeszedł na emeryturę i odkrył internet, to medytuje nad kubkiem kawy i próbuje znaleźć energię chi w windzie. Ale w sumie bardzo sympatyczny.”
„A ta młoda z trzeciego? Dorota? Złote dziecko, tylko za dużo myśli. I te jej ironiczne komentarze... Ale jak coś się dzieje, pierwsza pomoże. W zeszłym roku, jak mi się kran zepsuł, przyszła z własnym kluczem francuskim. Skąd ona w ogóle miała klucz francuski?”
Teraz, patrząc na powoli zapalające się światła w oknach, przypomniał sobie ostatnią rozmowę z ciocią przez telefon:
„Wiesz, Bartusiu, tu w Neapolu też wszyscy wariaci. Ale przynajmniej mają lepszą pizzę. I kawę. Chociaż Pan Marian pewnie powiedziałby, że ich kawa ma złą energię, bo robią ją zbyt głośno...”
Dzielnica powoli zasypiała.
Bartek uśmiechnął się do swoich myśli. Ciocia miała rację – to miejsce było wyjątkowe. A już na pewno nie będzie się tu nudził.
Z zamyślenia wyrwał go dzwonek do drzwi. Na wycieraczce leżała własnoręcznie zrobiona ulotka:
„Zapraszamy na wieczór integracyjny mieszkańców!
W programie:
– Medytacja nad problemami parkingowymi
– Warsztaty świadomego segregowania śmieci
– Herbata z pozytywną energią (własne kubki mile widziane)
P.S. Będą też normalne ciastka. Pani Kowalska upiekła (podobno bez żadnych wibracji energetycznych, po prostu z mąki i cukru, co już samo w sobie było cudem).
– Marian Kłopotek, Wasz Minister Dobrej Energii”
„No cóż” – pomyślał Bartek, odkładając ulotkę – „przynajmniej będzie na co popatrzeć. I na kogo...”
Notatka znaleziona w mieszkaniu Bartka:
„Sprawdzić:
* Czy w piwnicy faktycznie jest sala do jogi (wg cioci Helenki Pan Marian przerobił swoją komórkę)
* Gdzie w okolicy robią dobrą kawę (najlepiej bez energetycznych dodatków)
* O której Dorota wraca z pracy (czysto z ciekawości...)”
Tymczasem w pokoju trenerskim klubu fitness „Moc jest w Tobie” Klaudiusz układał cotygodniowy plan. Właśnie rozpoczynał się miesiąc darmowych karnetów. Miał przeczucie, że będzie ciekawie.
Komentarze (5)
"Przemianowanie dziury w chodniku na „przestrzeń urban art". Mój ulubiony punkt.;)
To, jak w końcu doszło do naprawienia dziury... zarąbiste😆
O, mamy zaczątek wątku romantycznego :)))
Czekam na więcej i pozdrawiam 👋🏼
Chociaż mogłoby mu "odjechać" na dużo innych, gorszych sposobów
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania