Jak śmieć na niebie
Czerwone niebo zawisło nad nami, poukrywane, przyćmione drwinami
Znów zasłużyłem,
ponownie sobie winny
lecz przez co to wszystko?
bo antyrodzinny?
bo inny? bo gorszy?
bo śmiech mniej radosny?
Czym zasłużyć mus na to o co walczę, od kiedy tutaj jestem
poplamioną mam tarczę
To głupie, tamto błahe
nazwij brakiem dystansu,
ja nazwę trochę inaczej
Niemożność nazwać bólem
lecz niedobre uczucie
ów znajome za bardzo
tak mylące mnie z prawdą
Znów siedzę i tęsknię
a za czym?
Zrozumieniem i (diabłem)
boć do obecnej chwili
tych zaznać mi.. nie dane.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania