Jak straciłem pracę po raz trzeci
Zostałem szefem działu wiadomości w ogólnopolskim kanale radiowym, stanowisko zawdzięczam kuzynowi. Praca bardzo ciekawa dobrze płatna i brak odpowiedzialności za złe decyzje. Moim zadaniem było rozpowszechniać materiały, które przynosiłem z naszego partyjnego biura prasowego. Czasem kazano mi rozgłaszać informacje dotyczące partii opozycyjnych, lecz tych było bardzo mało. Tego dnia odebrałem materiał do emisji i jak zwykle był tam kolejny spadek bezrobocia, wzrost średniego wynagrodzenia oczywiście dzięki ciężkiej pracy rządu, wzrost stanowisk pracy, przywileje dla matek z dziećmi, reforma oświaty, nowe leki na liście leków refundowanych itp. itd. Niosłem kopertę z nagraniem do studia i przechodziłem korytarzem, na który wystawiono, rupiecie z PRL jak kazałem. Potknąłem się i upuściłem kopertę. Podniosłem ją i zaniosłem do studia, poleciłem wyemitować w czasie głównego wydania Informacji, jako wiadomość dnia. Okazało się, że materiał był sensacją, wszystkie telefony w całej rozgłośni pod naporem połączeń zostały zablokowane. Redaktor prowadzący zapytał się czy może powtórzyć emisję, zadowolony z dobrej pracy biura prasowego partii powiedziałem, tyle razy ile będzie potrzeba. Wszystkie rozgłośnie w kraju przejęły news i go dalej nagłaśniały. Kolega z kancelarii premiera odwiedził mnie w moim gabinecie, tylko w taki sposób mógł skontaktować się ze mną. Spytał się czy słyszałem, co barany wygadują w radio. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie i włączyłem radioodbiornik. Minęła krótka chwila i usłyszałem. W dniu dzisiejszym nastąpiło uroczyste otwarcie fabryki włókienniczej w Łodzi. Docelowo zatrudniać będzie 2500 pracowników w większości kobiety. Chętni mają zgłaszać się do działu kadr, dla najbardziej potrzebnych fachowców zapewniamy mieszkania. Gwarantujemy zatrudnienie w systemie akordowym i zarobki dla najlepszych w granicach średniej krajowej. Zdenerwowany kolega wyszedł, a ja zacząłem się pakować. Jeszcze tego samego dnia na terenach po zlikwidowanej fabryce w 1994r. zjawiło się 50 tysięcy chętnych. Rano szukających pracy było około 100 tysięcy, a 5 tysięcy przyjechało z zagranicy. Ministerstwo Gospodarki i reszta rządu zasypywane było prośbami o adres fabryki. Zwołane w trybie pilnym posiedzenie Rządu swój gniew przelano by na mnie, tylko w czacie omawiania wszyscy zaczęli głośno się śmiać, po dowcipnej uwadze jednego z ministrów. Barany kolejny raz uwierzyli w bzdury, krótka rozmowa i postanowiono załatwić problem podobnie jak sprzedaż stoczni dla inwestora z Kataru. Następnie postanowiono prowadzić kampanię wyborczą dalej obiecując złote góry. Żeby nikt nie zadawał mi pytań, wysłano mnie do w podróż służbową do zaprzyjaźnionego kraju Peru na dwumiesięczny wypoczynek, a po powrocie przyznano mi eksponowane stanowisko.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania