Jak światło między liśćmi

Nie zna imienia. Nie mówi wprost. Przychodzi — jak rosa po nocy, bez głosu.

Nie daje dowodu, nie szuka postaci, a jednak rozświetla, gdy dzień się zatraci.

Być może jest tylko zjawiskiem w odbiciu, jak cień drgający na tafli — w zachwycie.

Lecz wtedy, gdy ziemia wydaje się twarda, ona przechodzi — i łamie ją w prawdach.

Filozof pyta: czy rzeczy są sobą, czy są, gdy istnieje ktoś przy ich boku? A jeśli istnienie

to ruch ku drugiemu — to może ty właśnie przywracasz mnie temu?

Bo kiedy upadam — nie łapiesz ramieniem, lecz sama obecność zmienia ciśnienie. Jak wiatru podmuch, co nie trzyma liścia, a jednak go niesie przez strumień i zniszcza.

W naturze nic samo nie staje się sobą — cień zna swe kształty przez bliskość z osobą. Drzewo nie istnieje, gdy nikt go nie nazwie, a nurt bez odbicia jest pustką w trawie.

Tak samo człowiek — choć trwa i się staje, bez „ty” — nie wie, gdzie jest jego „ja” realne.

I może w tym sensie nie trzeba wyznania, lecz by ktoś po prostu był. Bez pytania.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania