Jak to jest z opłacalnością – EWG kontra UE (opowiadanie)

Leszek rozejrzał się po gabinecie i to, co go uderzyło, to minimalizm. Tak by to nazwał, gdyby nie olbrzymi fotel prezesa Taczosa i pokaźne, dębowe biurko.

– Podoba się? – spytał się uśmiechnięty, dobrze zbudowany facet po czterdziestce.

– Tak, chyba tak – zająknął się Leszek, nie mogąc oderwać wzroku od obrazu przedstawiającego morze i... kobietę? Tylko, czy aby na pewno ona tam była?

– Kobieta? – rzucił pytaniem Taczos.

– Skąd pan wie, że patrzę na nią? Ona tam rzeczywiście jest? – zapytał zaskoczony Leszek.

– Mądrzy ludzie dostrzegają to, co najważniejsze – Uśmiechnął się prezes. – Wracając do tematu, chce pan zająć się naszym ogrodem?

– Tak myślę. – Leszek przeniósł wzrok na Taczosa, ten zaś przyjął to z wyraźnym zadowoleniem.

– Moja oferta to dwanaście tysięcy miesięcznie pomniejszone o sto złotych na media.

– Dwanaście? – Wyraźnie zawiedziony Leszek popatrzył na prezesa, ten zaś jedynie uśmiechnął się do niego.

– Ono dwanaście. –Prezes ukazał równe białe uzębienie i kiwnął głową, potwierdzając kwotę kontraktu.

– Naprawdę nie jest pan w stanie zaoferować nic więcej? –W Leszka głosie czuć było zawód, nie zrobiło to jednak wrażenia na Taczosie.

– W żadnym razie – zaśmiał się. – No i proszę pamiętać o miesięcznej opłacie za korzystanie z mediów.

– Oczywiście, to przecież najważniejsze. Stówa za prąd. – odpowiedział poirytowany Leszek. – Tylko, że mam inną ofertę. I to znacznie lepszą.

 

– Pewnie od UE? – Taczos uważnie popatrzył na rozmówcę, Leszek zaś wydawał się oczekiwać na takie pytanie.

–Nietrudno zgadnąć. Płacą piętnaście tysięcy, dodatkowo można u nich otrzymać dotacje, no i zapewniają sprzęt. A właśnie, czy zapewnia pan sprzęt?

– Nie, oczywiście że nie – odparł prezes. – Sprzęt we własnym zakresie.

– Ta pana oferta jest dosyć niekonkurencyjna, że tak powiem. – Leszek wykrzywił się w uśmiechu.

– Pozory mylą, panie Leszku. No, ale jeśli uważa pan inaczej to droga wolna.

– Wie pan co, zmarnowałem tylko czas – odpowiedział poirytowany Leszek. – Teraz już wiem, dlaczego UE ma pięć gwiazdek, a pana EWG jedynie trzy.

– Aż trzy? – zarechotał Taczos. – I tak nieźle – dodał. – Gdyby coś, to projekt kontraktu. – Prezes podał dwie kartki papieru. – I proszę zwrócić uwagę na notatki na ostatniej stronie.

– Naprawdę myśli pan, że jest mi to potrzebne? – Leszek wziął zapisane kartki papieru i schował je do nesesera.

– Cóż, nawet bardzo. – Taczos zawiesił głos. – Polubiłem pana i zapisałem pewne wskazówki.

– Wskazówki? Niby do czego?

– Do bezstresowego życia. Proszę spojrzeć. – Taczos wygodnie rozsiadł się na fotelu i wskazał ręką na duże, dębowe biurko. – To element spokojnego życia.

– Spokojnego życia. – Pierwszy raz w trakcie rozmowy zaśmiał się Leszek. – Jeżeli tak, to ja podziękuję. – Podniósł się z krzesła i skierował się w kierunku wyjścia.

– Kobieta. – Prezes cichutko rzucił uwagę i nieco głośniej dodał. – Czuję, że jeszcze się spotkamy.

– Do widzenia – odparł Leszek i wyszedł z gabinetu.

 

...

 

– Niestety musi pan nieco poczekać, dyrektor jest zajęty – powiedziała blondynka z rozpuszczonymi, falującymi włosami sięgającymi ramion lub dekoltu jak kto woli.

– Tak, oczywiście – Leszek popatrzył w brązowe oczy sekretarki i niemal utonął w jej objęciach.

– Mogę panu zaoferować coś do picia. Kawa, herbata, a może woda?

– Kawę z mlekiem poproszę – odpowiedział i przeniósł wzrok na trójkątny dekolt, z którego próbowały wyswobodzić się dwie, pięknie opalone krągłości. – Sypaną. Dwie łyżeczki – dodał i uśmiechnął się do dziewczyny.

– Dla pana wszystko – odpowiedziała i odwróciła się do niego tyłem.

– Dziękuję – bąknął, równocześnie zerkając na kołyszące się biodra. Drzwi pokoju zasłoniły cudowny widok, on zaś nie mógł się doczekać realizacji zamówienia.

 

Został sam i mimowolnie rozejrzał się po sekretariacie. Gdzie nie spojrzał, wisiały certyfikaty, listy gratulacyjne, wyróżnienia i nagrody dla spółki UE. Uśmiechnął się do siebie i poczuł dumę, że został zaproszony do tak renomowanej firmy. Już sama strona internetowa wyglądała imponująco, fajna grafika, dużo różnorakich pasków i wiele zdjęć z realizowanych przez spółkę kontraktów. Dodatkowo jej działalność charytatywna także imponowała.

 

– Dyrektor czeka – Usłyszał sekretarkę i natychmiast obrócił się, by móc ją jeszcze zobaczyć. – Kawę podam w gabinecie. Proszę za mną.

– Idę – odpowiedział i podążał jak zaczarowany, oczekując aksamitnego głosu sekretarki i pożerając jej zgrabne nogi wyrastające z krągłego tyłeczka, który tylko w minimalnym stopniu był zasłonięty przez zieloną sukienkę.

– Proszę usiąść – usłyszał chropowaty głos i z niechęcią oderwał wzrok od dziewczyny. – A pani może odejść.

– Tak jest, panie dyrektorze – Posłała mu uśmiech, za który Leszek dałby się zabić.

 

– Dzień dobry – wydukał, mając wciąż przed oczami sekretarkę.

– Ferdynand Nitsche – przedstawił się dyrektor, nie wstając z fotela. – Rozumiem, że pan Leszek Walczak?

– Tak, we własnej osobie – zaśmiał się sztucznie i dodał. – Imponujący gabinet – powiedział i przyjrzał się rozmówcy. Facet nie miał więcej niż trzydzieści lat, był ciemnej karnacji, a jego twarz zdobiła równo przycięta, ciemna broda.

– Jak i cała nasza firma. Wracając do tematu współpracy, nie będę ukrywał, że sprawdziliśmy pana firmę Ziel-Mag, zapoznaliśmy się z opiniami i powiem szczerze, czekamy tylko na pana podpis i współpracę możemy uznać za rozpoczętą.

– Tak szybko? – Zaskoczony Leszek popatrzył na dyrektora.

– A po co czekać? Zajmie się pan naszym ogrodem i tyle. Powiem szczerze, nie mamy czasu na kurtuazję, podchody, po prostu wybieramy firmę spełniającą warunki i podpisujemy kontrakt. Dotarła do pana ulotka z najważniejszymi warunkami umowy?

– Tak, oczywiście. Po prostu jestem zaskoczony. – Leszek czuł, że musi się jakoś usprawiedliwić.

 

– Proszę, oto papiery. – Nitsche położył przed Leszkiem stos dokumentów. – Proszę podpisać i od jutra zaczynamy współpracę.

Leszek drżącymi rękami wziął do ręki kontrakt i mimowolnie zaczął go kartkować.

– Cóż, jak są wątpliwości, to może co nieco wyjaśnię – westchnął wyraźnie niezadowolony dyrektor i kontynuował. – Pewnie nieco przeraża pana ta sterta papieru. Zgadza się?

– Tak – odparł Leszek.

– Nie ma się czego bać – zaśmiał się Nitsche. – Pewnie zdziwił się pan, że zapewniamy własny sprzęt?

– Właściwie tak. Chociaż to chyba dobrze.

– Jasne że dobrze – zgodził się dyrektor. – Po prostu uczymy się na naszych błędach. Kiedyś mieliśmy firmę, która korzystała z własnego sprzętu. Przyjechali starym traktorkiem, olej lał się z niego strumieniami i niemal podpalili nam altankę. Masakra jakaś. I do tego, może się pan śmiać, ale pijany ogrodnik próbował ugasić ogień najpierw piwem, a później sikając na palącą się trawę. Wyobraża pan to sobie.

– Raczej nie – odpowiedział Leszek, a przed jego oczami pojawił się chwiejący facet oddający mocz na palący się stosik suchej trawy.

 

– Właśnie. – Dyrektor spontanicznie klasnął. – By uniknąć problemów, zapisaliśmy w kontrakcie nakaz korzystania z naszego sprzętu. Przy okazji wprowadziliśmy zapisy dotyczące stosownego ubioru. To chyba dobrze?

– Chyba tak –Leszek uśmiechnął się niepewnie.

– Kiedyś zatrudniliśmy kobietę jako ogrodnika. – Dyrektor kontynuował opowieść. – Nie ukrywam, że w tym przypadku poprzedni dyrektor ocenił jedynie walory zewnętrzne, które faktycznie były imponujące. Szczególnie jeden, a właściwie dwa. Rozumie pan?

– Tak mi się wydaje. – Leszek odpowiedział dyplomatycznie.

– Niestety kompetencje miała, ale nie takie, jakich oczekiwałaby firma. Ogród zarastał, a w kontrakcie nie było zapisów dotyczących wypowiedzenia umowy, czy też naliczania kar. Tylko Mietek był zadowolony. Znaczy poprzedni szef. – Dyrektor westchnął i uśmiechnął się do własnych myśli. – W sumie to mu się nie dziwię. Wracając do tematu, musieliśmy zapobiec takim wpadkom. – Niespodziewanie Nietsche zarechotał. – Przepraszam, po prostu ta dwuznaczność w tym przypadku jest jak najbardziej na miejscu. Rozumie pan?

– Poprzedni dyrektor wpadł?

– Właśnie tak. I tak krok po kroku nabieraliśmy doświadczenia, a umowa puchnęła, jak przyrodzenie poprzedniego dyrektora w towarzystwie ogrodniczki. Teraz to dzieło leży przed panem. Znaczy nie dziecko, tylko umowa. – Dyrektor ponownie się zaśmiał. – Mam nadzieję, że z grubsza wszystko wyjaśniłem.

 

– Chyba tak. – Leszek założył okulary i przeczytał punkt pierwszy kontraktu. – Z nikim nie mogę rozmawiać o zapisach?

– Ależ to oczywiste – Dyrektor niemal zakrztusił się ze śmiechu. – To podstawa wszystkich umów.

– No tak – odpowiedział powoli Leszek i poszukał kolejnego punktu, na który miał zwrócić uwagę.

– Buum! - wrzasnął Dyrektor, aż Leszek podskoczył na krześle.

– Co pan robi? – Leszek popatrzył na dyrektora, ten zaś nie wyglądał na zawstydzonego.

– Po prostu zamilkł pan, więc chciałem nieco rozruszać atmosferę. Ja ten kontrakt czytałem w trzech podejściach, bo po prostu jest tak nudny, jak ustawa VAT-owska. To co, podpisujemy?

– Jeszcze chwilka. – Leszek wrócił do lektury, by chwilę później zadać kolejne pytanie. – Z tego co rozumiem, to staję się członkiem elitarnego klubu ogrodników i muszę ponosić z tego tytułu koszt dwóch tysięcy. Zgadza się?

– W rzeczy samej. Gdyby pan wiedział, jakie z tego typu są profity – Dyrektor uśmiechnął się. – Darmowe obiadki, kawa, striptiz raz w tygodniu. Naprawdę fajna rzecz.

– Załóżmy – odparł Leszek i przeszedł do kolejnego punktu wskazanego przez Taczosa. – Za wasz sprzęt mam płacić sześć tysięcy miesięcznie!

– To chyba normalne, to nasza firma poniosła koszty, więc musimy w jakiś sposób pokryć te koszty. Tak się działa w biznesie. Zresztą sprzęt nasz ma odpowiednie certyfikaty.

– Tylko raczej powinno się o tym powiedzieć – odpowiedział oschle Leszek. – Ja pierdolę!

– Co tym razem? Że trawa ma być skoszona? – Dyrektor wykrzywił usta i nie był to uśmiech.

– Milion złotych odszkodowania, za ujawnienie zapisów kontraktu i obowiązek wystawiania pozytywnych ocen w Internecie. Pogięło was!

 

– Do widzenia! – Dyrektor wstał i wyciągnął rękę, wskazując drzwi.

– Że co?

– Wynocha, bo wezwę ochronę – warknął. – Dociekliwy się znalazł – dodał oschle.

– To dlatego macie w Internecie rewelacyjne opinie. Jesteście oszustami!

– Mówiłem wynocha! – Dyrektor podszedł do Leszka i wyrwał z jego rąk kontrakt.

– Chyba faktycznie już pójdę. – Leszek powoli wycofywał się z gabinetu dyrektora.

– Dobra decyzja – odpowiedział Nitsche i dodał. – Lepiej niech ta rozmowa zostanie między nami. Jak coś, wiemy gdzie pan mieszka. Rozumiemy się?

– Chyba tak – odpowiedział i bez zbędnego przeciągania rozmowy, opuścił gabinet.

Średnia ocena: 2.8  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Garść 12.10.2021
    Piąteczka! Sztos normalnie, szacunek za ukazanie bohatera z klasyczną paranoją, konkretnie urojeniami prześladowczymi w odbiorze rzeczywistości. Nietzscheanizm kazać biedakowi zobaczyć?! Super opis w przełożeniu zaburzeń w konkret, wielkie brawka, Kemlik!
    " (...) urojenia są zaburzeniem treści myślenia. Ich rodzaje zostały wyodrębnione na podstawie tematyki urojeń. W tym przypadku będą one dotyczyć prześladowania. Osoba z zaburzeniami żywi opinie i przekonania niezgodne z rzeczywistością i nie przyjmuje logicznych argumentów bliskich, którzy chcą jej wyjaśnić, co naprawdę dzieje się wokół niej.
    Urojenia prześladowcze to zaburzenie myślenia polegające na przekonaniu, że całe otoczenie chorego - zarówno osoby mu znane, nieznane, fikcyjne oraz organizacje mają wobec niego wrogi charakter. Chcą go wykorzystać, śledzą jego każdy krok, oszukują go, chcą skompromitować, zaszkodzić i pozbawić dóbr materialnych, a nieraz i zdrowia.
    Z urojeniami występują zachowania ściśle z nich wynikające np. poczucie zagrożenia zmusza chorego, by zerwał z dotychczasowymi aktywnościami, nie opuszczał domu czy zasłaniał w nim okna. Przekonanie o tym, że jest się ciągle podsłuchiwanym skłania chorego do sprawdzania, czy drzwi są zamknięte oraz do poszukiwania ukrytych kamer. Ogarnięty paranoją pacjent może usuwać ze swojego domu urządzenia elektroniczne, bowiem obawia się, że jest w nich zamontowany sprzęt szpiegowski. Wszelkim zachowaniom chorego może towarzyszyć agresja wynikająca z przekonania, że otoczenie chce go skrzywdzić."
    Najgorsze jest to, że tego typu urojenia działają jak wirus, można się nimi "zarazić", będąc często i długotrwale narażonym na ich obecność w przestrzeni publicznej lub prywatnej.
  • Józef Kemilk 12.10.2021
    Te opko, tak naprawdę po reakcjach czytelników pokazuje, jak pewne symbole mogą zaburzyć postrzeganie świata. Te UE (nazwa spółki powstała z inicjałów pani Urszuli Eniki) oraz EWG (pan Ernest Wacław Gotfryd) pokazuje, że tracimy zdolność właściwego ocenienia, gdy natrafimy na znaną nam symbolikę (stąd pewnie stado jedynek?). A tekst od wizyty w UE jest właśnie oparty na odciąganiu uwagi od meritum. Piękna sekretarka, certyfikaty, głupawe opowieści dyrektora i jego "buum" teoretycznie powinny naprowadzić na właściwe tory. Tak nie jest, bo UE przykrywa całość. Gdybym zastosował zwyczajowe nazwy odbiór pewnie byłby inny. A morał z tego taki, że warto czytać umowy (np na kredyt hipoteczny, w końcu większość z nas taki kredyt miało, ma lub będzie mieć) ignorując wyrobione własne zdanie o pewnej firmie, organizacji itp. Inaczej przez nasze zaślepienie możemy nieźle się przejechać.
    Pozdrawiam
  • Dobre, dobre.
  • Józef Kemilk 12.10.2021
    Dzięki
  • Dobra opowiadanie. Właściwie ukazałeś absurd UE. Pozdrawiam 5
  • Józef Kemilk 12.10.2021
    Dzięki Marku. Starałem się, by firma UE nie była podobna do UE. Nazwa miała wszysko przykryć, co mało pokazać, że ludzie jak na jakimś punkcie się zafiksują to racjonalne argumenty nie będą przyjmowane, bo przecież UE jest wspaniała. Nieważne co UE (te dwie duże literki) tak naprawdę znaczą. To takie opko z domieszką ekonomi i psychologi. Gdyby było o Unii Europejskiej dodałbym jeszcze dotacje na obowiązkowe szkolenia (organizowane przez "właściwą" firmę) oraz znacznie więcej biurokracji.
    Pozdrawiam
  • Józef Kemilk "by firma UE nie była podobna do UE" - mi się wydała podobna.
  • Józef Kemilk 12.10.2021
    Marek Adam Grabowski Bo jesteśmy tak przyzwyczajeni do literek, że inaczej się nie da. W UE co innego umowa, co innego praktyka?
  • Józef Kemilk "W UE co innego umowa, co innego praktyka" to mi się wydało podobne w obydwu UE.
  • Józef Kemilk 12.10.2021
    Marek Adam Grabowski Chodzi o Unię Europejską?, w spółce UE wszystko jest w umowie, by puścić z torbami Leszka?
  • Józef Kemilk Ale rozumiem, że Leszek wychodzi na UE źle.
  • Józef Kemilk 12.10.2021
    Marek Adam Grabowski Źle by wyszedł na umowie z UE. Uratował go Taczos??

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania