Z sepii uśpione wspomnienia zapragnęły się obudzić
Stara fotografia w kolorze sepii.
Spogląda z niej mężczyzna w mundurze ułańskim i lancą przy boku oraz ostrogami przy butach. Pod nosem ma sumiasty wąs.
Anna z tamtego okresu nie posiadała żadnego zdjęcia. Kobieta niskiego wzrostu zawsze krzątała się pomiędzy kuchnią, polem a gospodarstwem. Codzienny obrządek wyglądał jak plan rozbudowy miasta po wojnie. Plan na lata. Logistyk "Życie" żadnej reformy nie przewidywał.
Prababcia Rozalia służyła w majątku dworskim. Brzuch ukrywała pod spódnicami, a jak przyszedł czas, urodziła pośród koni i porzuciła niemowlę w żłobie na sianie. Malutkie zawiniątko znalazł stajenny i zaniósł je do dworu. Kobietę znaleziono martwą na polu pośród bruzd. Niestety, łożysko nie wyszło z niej i wykrwawiła się na śmierć.
W tym samym czasie panu we dworze także urodził się syn. Jego żona miała na tyle pokarmu, że starczyło dla obydwu niemowlaków. Znajdzie dano imię Jędrzej.
Przygarnięty rósł jak na drożdżach i nie sprawiał kłopotów. Majątek stał się jego domem. Natomiast syn państwa – Michał od początku zalegał na zdrowiu.
Wożono go po doktorach, znachorach, do wód za granicę, a mimo tego był wątły i słaby. Powoli gasł w oczach i w wieku czternastu lat zmarł. Jego śmierć wszystkich boleśnie dotknęła.
Dziadek ciężko przeżył odejście swojego mlecznego brata. Pani rozpaczała w samotności, a jej mąż całą miłość przelał na dziadka. Jędrzej chciał państwu wynagrodzić żal po stracie jedynego dziecka, pracował i na swój sposób kochał przybranych rodziców. We wsi szeptano, że chłopiec wypisz – wymaluj był jak ojciec.
W tysiąc dziewięćset dziewiętnastym roku został powołany do wojska i wysłany na front. Po czterech latach powrócił w swoje rodzinne strony. Razem z panem wspólnie odbudowywali dworek i powoli zaczęli budzić majątek do życia.
Jędrzej został nadleśniczym. Przystojny młodzieniec smalił cholewki do Anny. Kiedy swaty zostały przyjęte i złożyli przysięgę przed Bogiem, zamieszkali w leśniczówce z dala od wioski. Żona wniosła niewielkie wiano: trzy morgi pola, pierzynę i kufer lnianej bielizny oraz kilka glinianych garnków.
Kobieta i nie kobieta. Kochała niewspółmiernie i pracowała jak koń w kieracie, rodziła i wychowywała dzieci: najstarszą Helenę i następną Stefanię urodziła w domu na łóżku przy pomocy „babki bocianowej”. Kolejna ciąża zakończyła się poronieniem. Jadwiga przyszła na świat na polu przy zbieraniu kartofli, a Maria w styczniową mroźną noc. Babcia mówiła, że śnieg zakrył wszystko, a siarczysty mróz ponad 36 stopni zmroził drogi na kość. Nie dojechała akuszerka. Sama musiała się oporządzić.
Cztery córki i brak męskiego potomka nie zadowalało Jędrzeja. Kolejne poronienie, poród niewczesny i bolesne uwagi w stronę Anny. To wszystko poszło w niepamięć, kiedy na świecie pojawił się upragniony Michał, który imię otrzymał po mlecznym bracie. Przyszedł na świat w dzień Matki Boskiej Zielnej, kiedy na polach trwały żniwa. Jędrzej z radości mało nie oszalał. Pępkowe trwało ponad trzy tygodnie.
Na tym Anna zakończyła okres rozrodczości, mimo że miała dopiero trzydzieści cztery lata. Jak sobie radzono z zapobieganiem ciąży? Tego nie wiemy. Chociaż najstarsza Helena opowiadała, że często w domu gościła wiejska akuszerka. W ten czas wszystkie dzieci zamykano w komorze.
Szczęście przerwała druga wojna światowa, rozeszły się wieści o podpaleniach i likwidowaniu Polaków na Wołyniu. Łuny pożarów zbliżały się do Kamionki. Dzień przed rzezią jeden z sąsiadów – Ukrainiec, ostrzegł dziadka o zaplanowanym mordzie Polaków. Przerażony Jędrzej wiedział, że musi ratować rodzinę i pod osłoną nocy uciekł na zachód. Zatrzymał się nad Wisłokiem w Rzeszowie. Kiedy ucichły strzały i pożoga wojenna dobiegła końca, postanowił powrócić w rodzinne strony. Jednak nigdy nie wrócił do swojej leśniczówki, chociaż bardzo za nią tęsknił. Jego głos załamywał się, gdy opowiadał o tamtych latach spędzonych w Kamionce.
– Naaa koń!
Słowa komendy rozpoczynały każdą jego opowieść o minionych latach:
…o Kalinie klaczy złoto gniadej ze strzałą jak śnieg białą,
biegnącą od czoła aż po chrapy.
Zielone oczy dziadka szkliły się i zamierały na chwilę,
by powrócić sumiastym uśmiechem, by malować portret ukochanej.
Opowiadał dalej… pęciny tylnych nóg wyglądały tak, jakby były umoczone w gęstej śmietanie.
Fanaberie dziwne i nieposkromione miała, jak kobieta potrafiła po przebyciu duktów, barów, owerów i fortepianów zrzucić jeźdźca.
By potem z rozwianą grzywą gonić jak szalona, uciekająca panna młoda
z wyczesanym ogonem, a rytm odbijał jak wahadło zegara w obydwie strony.
Stąpała niczym baletnica, dostojnie i cicho: step, kłus, galop.
W świecie pełnego woni tajemniczego instynktu, nieprzepartych trwóg, zielonych traw i spalonych popiołów…
Komentarze (24)
„Spogląda z niej mężczyzna, w mundurze ułana, lancą w ręku oraz butach z ostrogami.”
Więcej jak skończę czytać...
Czytając to wpadłem w melancholijny, nostalgiczny nastrój, jednak nie bez odrobiny przyjemności, bo oprócz tego z tekstu przebija myśl, że wszystko co nas spotyka jest najnormalniejsze w świece i należy się z tym pogodzić.
W kilku miejscach pozmieniałbym kolejność słów, ale tak jak jest dobrze się czyta. Daję 5 i pozdrawiam :)
Dziękuję za twoje sugestie i pewnie są dobre, ale spróbuje się wytłumaczyć.
Spogląda z niej mężczyzna, w mundurze ułana… a dlaczego ułana?
Wojciech Kossak zatytułował swój obraz jako „Autoportret w mundurze ułańskim”
lancą w ręku oraz butach z ostrogami lancą przy boku oraz ostrogami przy butach - tekst jest pisany w formie wspomnienia i powtórzenia w takiej formie są jak w dialogu. Często piszemy jak mówimy.
Lanca może być trzymana ręką przy boku, i nie każde buty mają ostrogi… dlatego, jak i lanca a także ostrogi są tutaj dopełnieniem. Mężczyzna nie był złapany kadrem znienacka, tylko pewnie pozował.
Bez komendy przybiera się z lancą następujące postawy:
1) „Lance – w dłoń” z początkiem marszu oddziału,
2) „Na ramię – lance” stojąc w miejscu lub w ruchu po komendzie „Spocznij” lub „Równaj”,
3) „Na temblak – lance” koniowodni i strzelający konno.
Postawa zasadnicza z lancą na koniu:
Komenda „Lance – w dłoń” lub „Baczność”.
Wykonanie jak pieszo, z tą różnicą, że lanca wisi na pętli przy prawej stopie.
Na zapowiedź „Do wsiadania” jeździec przesuwa lewą dłoń po lancy ku grotowi tak, aby oparła się o szyję końską tuż przed kłębem, nie podnosząc tylca lancy z ziemi; następnie wodze przekłada do lewej ręki i uchwycić nią gruby kosmyk grzywy (lewa dłoń jednocześnie ujmuje grzywę, lancę i wodze.
Na hasło „Na koń” „ułan” dosiada konia. Usiadłszy w siodle, prawą ręką podrzuca lancę pionowo, przenosi ją na prawą stronę, wsuwa prawą stopę w pętlę, a następnie w strzemię i przyjmuje postawę zasadniczą.
Sa to wspomnienia oparte na faktach i dlatego kolejność słów może jest chaotyczna... pamiętniki mają inny charakter przekazu.
Dziękuję pięknie za zatrzymanie i pozdrawiam.
W piosence jest jak w bajce, a zycie pisze inne scenariusze.
Dziękuję i pozdrawiam
Kto, jeśli nie ty... tak odbierzesz myśli.
Dziękuję i pozdrawiam
Bardzo Ci dziękuję za tę historię. Za jej literkowy kształt, prozę i poezję.
Serdecznie pozdrawiam.
5!
Pozdrawiam serdecznie
Długoterminowa zasadnicza służba wojskowa – szczególna forma zasadniczej służby wojskowej odbywana w Siłach Zbrojnych PRL.
Wprowadzona w Wojsku Polskim w 1965 roku[1] długoterminowa zasadnicza służba wojskowa była służbą ochotniczą[1] mającą na celu przygotowanie specjalistów do obsługi skomplikowanego sprzętu wojskowego.
Spis treści
1 Przebieg służby
2 Uprawnienia żołnierzy
3 Zwalnianie ze służby
4 Uwagi
5 Przypisy
6 Bibliografia
Przebieg służby
Czas trwania służby wynosił[2]:
5 lat – dla żołnierzy posiadających wykształcenie podstawowe
4 lata – dla żołnierzy posiadających wykształcenie w zakresie zasadniczej szkoły zawodowej lub odpowiednie kwalifikacje nabyte w czasie odbywania zasadniczej służby wojskowej.
W samej marynarce obowiązkowa służba trwała trzy lata.
"Wiek poborowy w II RP to 21 lat. Służba w trwała od 18 (piechota, artyleria) do 24 miesięcy (marynarka wojenna). Można było przy tym ochotniczo wstąpić do wojska ukończywszy 17 lat (ale trzeba było być Polakiem, ponieważ innych narodowości na ochotnika nie brali)".
Za portalem:
http://www.historycy.org/index.php?showtopic=111160
W przeciwieństwie do niektórych :)))
Miły Historyku tak było jak napisałam. Wojsko austriackie powołało Jędrzeja do służby. Jego kompan wrócił po pięciu latach i pięć miesięcy :))
Pozdrawiam
Co się przez takie przyznanie nawkurwiam to moje :)))
Mamy rok 1919. Austro - Węgry już od roku należą do przeszłości. Austria, jako podmiot pokonany, zostaje zdemilitaryzowana. Zakładając, że Jędrzej zostaje powołany do wojska i idzie na front, należy przypuścić że jest to jedyny istniejący front między Polską, a sowiecką Rosją, którego finałem jest bitwa sierpniowa 1920 roku, zwana warszawską. A więc dostaje przydział mobilizacyjny do Wojska Polskiego. Nie mogą więc go powołać Austriacy, które to państwo po zakończeniu I wojny światowej stało się państwem kadłubowym i nie ma żadnej styczności z państwem Polskim. Oddziela go od nas świeżo utworzona Czechosłowacja. Jeżeli był ułanem, to służył w wojsku polskim, w którym służba trwała wówczas około dwóch lat. Należałoby więc sądzić, że został zdemobilizowany około 1921 roku po podpisaniu przez Polskę i ZSRR traktatu ryskiego. Wówczas bardzo minimalizowano wojsko, ze względu na brak pieniędzy.
Sorry, to takie luźne dywagacje.
Pozdrawiam ciepło :)
PS.: Przepraszam, że już długo nie ma "Tylko on, ona i motocykl", ale ni cholery nie potrafię odnaleźć weny do pisania... :(
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania