Jan Jakub Berg

"Ależ one są cudowne" pomyślał Jan i aż to powiedział. Do garażu wszedł po latach i przez przypadek zobaczył rzeźby Joanny. Były jakby trochę schowane i nigdy przedtem ich nie widział. Inna sprawa, że do garażu wchodził rzadko. Nie jeżdził samochodem. Do pracy miał niecałe 2 kilometry, więc zawsze do niej chodził. "Pewnie teraz nawet bym już go nie uruchomił. Za długo stał" - pomyślał.

W garażu szukał jakichś pieniędzy albo czegoś co mógłby sprzedać. "Nie, samochodu nikt nie kupi. Poza tym jeździłem nim z Joanną. To nie mogę." Nic innego w garażu nie było. Nic cennego. "Znaczy dziś post" stwierdził Jan.

Jeszcze raz spojrzał na rzeźby. "Chyba wszystko w nich jest. Szczerość i emocje. Ból. O, tutaj, aż coś wykrzywił, ale nie poprawiła już tego. Może spodobała jej się ta niedoskonałość. Prawdziwa. Niesamowite. W tym półmroku wyglądają idealnie. A co się stanie, gdy otworzę drzwi? ... Rety, to prawdziwe piękno. Nigdy nie myślałem, że jakaś rzeźba może wzruszyć, no ale Joanna często mnie wzruszała, a pracowała nad nimi całą sobą, więc może to dlatego. Magia. Jak ja mogłem jej w tym nie wspierać? Zawsze myślałem, że to rzeźbienie to tylko zabijanie czasu, a to dla niej musiała być przygoda życia. Ale może jak bym się tym interesował, to nie byłoby to takie dobre. "Czyli też mam w nich udział" - stwierdził i poczuł jak zaczyna mu się kręcić łza. Wyszedł więc z garażu. Sobotni poranek był dość chłodny, ale zapowiadało się na przyjemny dzień.

"Co ja mam dziś do roboty? Chyba nic. Też spróbuję" - pomyślał Jan. Joanna przecież mi mówiła jak się rzeźbi, pod koniec to tylko o tym mówiła i ciągle prosiła, żebym wszedł do garażu, a ja jej odpowiadałem, że przecież nigdzie nie będę jechał, więc po co. Takie żarty. Jak zwykle mało udane. "Jan, to jakieś straszne lenistwo, a nie żarty" - mówiła Joanna. I miała rację namawiając mnie do ich zobaczenia. Zawsze jej słuchałem, ale nie w tym. Dziwne. A tu działo się po prostu coś na poważnie. Czemu ja to tak bagatelizowałem? Ale może rzeczywiście wszystko dzięki temu, że była w tym samotna, bo ile w nich tęsknoty, takiej nieprzerysowanej, głębokiej. A jednocześnie tyle nadziei. Piękne są.

"Tak. Też spróbuję. Joanna wielokrotnie pokazywała mi w jaki sposób się rzeźbi, układała mi w dłoniach narzędzia bym wiedział jak je trzymać prawidłowo. Mówiła jak tworzyć kompozycję. Nazywała wszystkie swoje narzędzia. Trochę mnie to śmieszyło, ale teraz to rozumiem. I ciągle pytała co bym chciał dla niej wyrzeźbić. A ja, że nic, bo nigdy nie wiedziałem. To może odtworzę ją? Nie. Spróbuję coś łatwiejszego."

Przygotował się do rzeźbienia tak, jak mówiła Joanna. "Nie spieszyłem się. Poza tym chyba więcej myślałem niż pracowałem. Sam nie wiem. Myślałem o swojej sytuacji, o długach, czasem o Marianie, czasem o Joannie, ale o niej jednak rzadko, wciąż za nią za bardzo tęskniłem."

Na początku przypomniało mu się spotkanie z Marianem, to znaczy pierwsze spotkanie po pogrzebie Joanny. "Mijał wtedy od niego mniej więcej rok. No dobrze. 329 dzień. Wszystkie takie same. Tak minął ten rok. "Chyba tylko pracowałem. Taka ucieczka, która trwa do dzisiaj."

Marian mieszkał niedaleko. Trochę to dziwne, że przez rok nigdy go nie spotkałem, ale przecież tak bywa. Kiedyś przez ponad 5 lat mieszkałem w dużym bloku, na 9 piętrze i nigdy nie poznałem sąsiada, a drzwi do jego mieszkania były niecałe dwa metry od moich. No nie ważne, tylko zawsze było to dla mnie dziwne. Chociaż z drugiej strony to, że się mieszka obok siebie nie zobowiązuje kompletnie do niczego.

"Marian miał mieszkać ze mną, Takie były plany. Po to ten dom jest tak duży. W jednej jego połowie mieliśmy mieszkać z Joanną, a w drugiej Marian z Zofią. Kredyt też miał być na czworo, ale wyszło jak wyszło. Gdy Zofia odeszła od Mariana, to stwierdził, że nie potrzebuje tak dużego domu i nie chce z nami mieszkać, bo my jesteśmy szczęśliwi, a on będzie nam tylko to szczęscie psuł. Tyle rozmów przeprowadziłem wówczas z Marianem, żeby jednak nie zmieniał zdania w kwestii domu, że chyba każdy by dla świętego spokoju w nim zamieszkał. Joanna też go o to prosiła. Uparł się jednak, a poza tym chyba rzeczywiście był w jakiejś depresji. Może nic dziwnego.

Tak więc dom, który miał niemal 500 metrów kwadratowych przypadł tylko na nas. Długo zastanawialiśmy się czy potrzebujemy aż tak dużego domu, ale czuliśmy się w nim dobrze i wszelkie dyskusje o ewentualnej zamianie kończyły się w ogromnej łazience wspólną kąpielą z dobrym winem albo na zabawach w chowanego. Nigdy nie mogłem jej wtedy znaleźć. Gdy chodziłem do pracy to chyba aranżowała wciąż nowe miejsca do ukrycia. Byłem więc bez szans, ale gdy tylko się pojawiała, to śmiałem się do rozpuku. Ona również.

Gdy Joanna była w 4 miesiącu ciąży, to zachorowała. Czasem narzekała wcześniej na bóle głowy, ale gdy czula się źle, to szła wtedy do garażu i pracowała nad swoimi dziełami. W końcu jednak poszła do lekarza i tomografia wykazała, że guz jest tak duży, że trzeba operować natychmiast. Lekarze byli po tej operacji zadowoleni. Myśleli wręcz, że dokonali cudu. Mówili, że wszystko zostało wycięte, że może został tylko ewentualnie jakiś naciek. No i został. Szybko słabła. W 7 miesiącu ciąży lekarze stwierdzili, że konieczne jest cesarskie cięcie, że szanse na to, że przeżyją obydwoje są nikłe, ale dawali jakieś szanse dziecku. Joanna zdecydowała, że chce operacji. Ja o niczym nie umiałem zdecydować. Teraz też nie wiedziałbym co robić. Operacja odbyła się szybciej niż planowano. Do tej pory nie wiem dlaczego. Byłem wówczas w pracy. Pamiętam tylko ten telefon ze szpitala. Cały czas mam wrażenie, że był przed chwilą. No nic. Nie będę o tym już teraz myślał.

Marian zdziwił się, że ciągle mieszkam w tym domu.

- Jan, po co ci taki dom? Jaką ty ratę płacisz? Stać cię na cokolwiek innego? - zapytał

- Tak, to rzeczywiście strasznie dużo kosztuje i niewiele zostaje mi już z pensji na inne sprawy, a Joanna nie była jakoś specjalnie ubezpieczona. Nie dbała o te sprawy,

- A w ogóle była ubezpieczona?

- No nie ważne. Mam dobrą pracę. Fundusz inwestycyjny, w którym jestem księgowym również ma bardzo dobrą pozycję. Potrafię liczyć. Poradzę sobie. A jak Tobie, powiedz. Pozbierałeś się?

- To już teraz policz.

- Cały czas mnie na to stać. Poza tym Joanna chciała tu mieszkać.

- To ile cię kosztuje ta chęć Joanny?

- Nie ważne. Jak jest u Ciebie?

- U mnie dobrze. Mam teraz Nel. Nel to nie Zofia, ale też jest cudowna. Tylko, że wiesz. Zofia jest Polką, a ja jakoś cały czas wolę mówić po polsku. Cały czas myślę po polsku. I cały czas jestem takim małym polskim pesymistą.

- Nie przesadzaj. Znam kilku Polaków i nie wiem skąd ten stereotyp pesymisty. No nie ważne. Cieszę się, że masz Nel. Może mnie odwiedzicie? Tylko daj znać wcześniej, źebym posprzątał. Aha, no i jak Nel będziesz opowiadał o mnie, to nic nie mów o Joannie, chyba, że już jej powiedziałeś.

- Nie. W ogóle o tobie nie opowiadałem. Przepraszam, że po tym pogrzebie schowałem się, powinienem cię wesprzec, ale raczej ciągle płakałbym, więc się odsunąłem.

- Tak, to rzeczywistoście było bardzo przyjacielskie z twojej strony. Bardzo. Ale ja też nie wspierałem cię po stracie Zofii, raczej się z ciebie śmiałem, więc uznajmy, że jest remis. Wpadnij, to pogadamy, napijemy się czegoś, nie musisz zabierać Nel, ale oczywiście jak wolisz. Tylko uprzedź mnie wcześniej, żebym posprzątał, bo wiesz, rzadko to teraz robię.

- Dobrze, to odezwę się do Ciebie niebawem. Dobrze cię było zobaczyć.

- Tak. Ja również się cieszę.

Odwiedzili mnie dopiero po jakichś dwóch miesiącach. Nel nie była wysoka i trochę przy kości, ale atrakcyjna i pięknie się uśmiechała. Wspominaliśmy z Marianem naszą wyprawę górską i nieudane interesy, a raczej to jak niewiele brakowało, by były one udane. A gdy Nel poszła do łazienki, to wspominaliśmy Joannę. Gdy Nel wróciła, to spojrzała na mnie jakoś inaczej i powiedziała. "Ha, czyli była w twoim życiu jakaś kobieta" - powiedziała. "Myślisz, że wróci?" - dodała.

- Podsłuchiwałaś? - zapytał Marian

- Nie, nie wróci - odpowiedziałem

- Chyba już jakiś czas upłynąl odkąd sobie poszła, bo jej kosmetyki są, że się tak wyrażę, trochę przykurzone.

- Daj temu spokój - powiedział szorstko Marian

- Nie. Dlaczego? Jest ok - powiedziałem. Tak, masz rację, Nel, już jakiś czas minął. Wyrzucę jutro te kosmetyki.

- Dziwne, że ich nie zabrała. Niektóre są całkiem dobre.

- Chesz, to weź te, które ci pasują, bo naprawdę jutro je wyrzucę.

- Poważnie?

- No tak.

Gdy Nel wróciła ponownie z łazienki, to Marian stwierdził, że już pójdą.

Całkiem to była miła wizyta. Może poza tą końcówką. Po tygodniu Marian zadzwonił i powiedział, że za trzy tygodnie lecą z Nel do Turcji i zaproponował bym poleciał z nimi. Stwierdziłem, że czemu nie.

Na lotnisku prócz Nel i Mariana była jeszcze Kate, koleżanka Nel. Wyjątkowo przyjemna osoba, ale mimo wszystko niemal całe te wakacje byłem zły na Mariana, że nie powiedział o planowanej próbie zeswatania. Poza tym dwutygodniowy wyjazd w mojej sytuacji finansowej nie był już tak mało odczuwalny, a ciągłe zapraszanie Kate w różne miejsca było związane z lekkim stresem. Było jednak dość przyjemnie, chociaż na końcu wyjazdu Kate stwierdziła, że stanowczo zbyt dużo piję alkoholu i nie wyobraża sobie wspólnego życia ze mną. Tak jakbym ja sobie je wyobrażał. No nie ważne.

Później było kilka innych wyjazdów. Miałem dużo urlopu. Następne koleżanki Nel nie były już takie miłe jak Kate, ale dość atrakcyjne. Nel była młodsza od nas o 10 lat, więc jej koleżanki również były sporo od nas młodsze. Nie. Nie porównywałem ich do Joanny. Nie miałoby to sensu. To jakby porównywać boginię z mrówkami. Nie nie. Nie chodzi o to, że Joanna była duża. Przeciwnie. Była dla mnie po prostu doskonała, a koleżanki Nel - nie. Tak więc wyjazdy przyjemne, ale drenowały kieszeń strasznie. Na trzeci wyjazd nawet zaciągnąłem małą pożyczkę. Ale była na tyle niewielka, że wziąłem ją bez specjalnego zastanowienia. Niestety. Później coś zepsuło się w domu, co trzeba było szybko naprawić i wziąłem następną pożyczkę. No i tak niepostrzeżenie, z miesiąca na miesiąc sytuacja finansowa pogarszała się. Właściwie to stała się po prostu zła.

Gdy upływał 15 rok od śmierci Joanny stwierdziłem, że nie uda mi się utrzymać domu bez ograniczenia kosztów albo bez zwiększenia przychodów, ale nie myślałem o przeprowadzce. Joanna by tego nie chciała. Trochę jeszcze ją czułem w tym domu i było mi z tym dobrze. Myślałem co najwyżej o wynajęciu połowy domu. Sprzedaż nie wchodziła w grę."

W końcu przyszedł miesiąc, że przestało mu wystarczać pieniędzy na normalne przeżycie, nie mówiąc o zakupie nowego garnituru, do czego był przyzwyczajony. 14 lat w długach spowodowało, że Jan nie tylko rezygnował z przyzwyczajeń, ale niemal ze wszystkiego. Niby dużo zarabiał, ale wszystko musiał oddawać, co frustrowało go coraz bardziej. "14 lat frustracji. Życia w koszmarze ciągłych ponagleń i nieprzyjemnych rozmów. I to ja - księgowy doprowadziłem do takiej sytuacji? To nielogiczne. Sprzedam ten dom i wszystko się uspokoi. Przepraszam Cię Joanno, ale chce mi się jeszcze normalnie żyć. Co? Ułoży się? Nie sprzedawać? Ciekawe co miałoby się ułożyć".

Zostało mu tylko jedno przyzwyczajenie – czytanie codziennej, papierowej gazety, którą zawsze zaczynał przeglądać od nekrologów. Mówił „to już ten wiek, że trzeba ranek od tego zaczynać”. No i któregoś dnia zobaczył nekrolog Jana Jakuba Berga urodzonego 17 lipca 1968 r. na którego pogrzeb zapraszał Marian z Rodziną. Niemal zbladł. "Hehe, Marian przecież nie ma rodziny i pomylił się w moim roku urodzenia, a ja jestem z 1966 r." - pomyślał. Ale mimo wszystko spora zbieżność danych. Niesłychane. Zadzwonił od razu do Mariana, ale ten nie odpowiadał, po pracy nawet do niego poszedł. Nikogo jednak nie zastał. Okazało się, że Marian ponownie gdzieś wyjechał, ale wiadomo było, że to nie on był adresatem nekrologu. No i że Jan Jakub Berg z nekrologu to był ktoś, kto tylko tak samo się nazywał.

Jan stwierdził, że koniecznie chce poznać rodzinę tego młodszego o dokładnie 2 lata Jana Jakuba Berga. Wiedział, że to nie jest żadna jego nawet dalsza rodzina, ale próbował nawiązać z nimi jakiś kontakt. Nie było to jednak łatwe. Tamten Jan Jakub Berg nie posiadał żadnego konta w mediach społecznościowych. „Zupełnie jak ja”. Poszukiwał tych ludzi jednak nadal, ale bezskutecznie. Nie stać go było na detektywa.

Sytuacja finansowa Jana stale się pogarszała, a nikt nie chciał wynająć połowy domu. Było kilka osób w tej sprawie, ale finalnie twierdzili, że jednak wolą wynająć gdzieś cały dom.

W końcu zaczął myśleć, że to wszystko to dla niego jakaś zbyt duża paranoja, bo finalnie okazuje się, że pod względem finansowym żył dla kilku mniej lub bardziej nieudanych wycieczek i dla mieszkania w wielkim domu, w którym tygodniami nie zagląda do większości pomieszczeń. Spojrzał jeszcze raz na ostatnie pismo z banku, w którym to bank proponował mu pomoc w ustabilizowaniu sytuacji. Pisali, że zajmą się sprzedażą domu, znalezieniem innego, mniejszego i spłatą wszystkich kredytów. Jan policzył propozycję banku i wpadł niemal w depresję. To przecież był bank, z którym współpracował wiele lat. Oferta była specjalna. Dla wyjątkowego klienta. Tak było napisane. Dom został wyceniony prawidłowo, na ponad 3 miliony EUR, ale pomimo tego, że Jan spłacił już niemal 80% hipoteki, to po przeniesieniu do mniejszego domku (domeczku raczej) nie zostałoby mu po spłacie wszystkich długów nawet 500 tys. EUR. "Jak zwykle chcą wydoić. Jak nie tamci to inni. Jak tak można. Tyle dla nich zrobiłem" - pomyślał. "Nie ważne. Trzeba coś zjeść. Szkoda, że nie ma Mariana. Hihi, nie, nie jadłbym Mariana. Pożyczyłbym od niego trochę pieniędzy. Nie no, nie mogę już z tymi pożyczkami. Wszystko na kredyt. Nawet jedzenie. Nie no. Idę do garażu. Może tam będą jakieś pieniądze".

Niestety w garażu nie było pieniędzy, co całkiem go przybiło. Nie wiadomo co by się stało z Janem, gdyby nie te rzeźby Joanny. To znaczy raczej nie stałoby się nic strasznie złego, ale stres jednak był już ogromny.

Jan jak pomyślał, tak zrobił, Joanna często przecież mówiła mu jak trzeba tworzyć i wyszło coś ciekawego. Pracował całą sobotę i niedzielę. Prawie bez jedzenia. Trochę zainspirowały go rzeźby Joanny, ale coś dołożył swojego. Na końcu użył niebieskiej farby i część rzeźby pomalował. Zostawił ją na podwórku, żeby wyschła. Następnego dnia rano zobaczył, że za ogrodzeniem stoją cztery osoby, które wyraźnie są zainteresowane jego dziełem. Wyszedł do nich porozmawiać. Pytały o sprzedaż rzeźby, ale zignorował je. "Ile mogą dać? - pomyślał. 50 EUR to wszystko, a to niczego nie zmieni."

Gdy wrócił z pracy przed jego domem stało około 30 osób. Aż trochę musiał przebijać przez tłum. Gdy wszedł do domu jedna ze stojących osób zadzwoniła do niego przez domofon i poprosiła, żeby wyszedł. W rozmowie dowiedział się, że ta osoba chętnie kupi jego rzeźbę za niemal 10-krotność jego pensji i była gotowa zamówić następne 20 rzeźb. Jan zgodził się bez wahania. Pokazał przy okazji rzeźby Joanny, ale nie spotkały się z zainteresowaniem. "Widać nie znają się na sztuce, więc mogę spokojnie dla nich tworzyć", pomyślał.

Wśród tego małego tłumu stała dość ładna, młoda kobieta, która bardziej niż rzeźbie przyglądała się Janowi. Wykorzystała chwilę i podeszła do Jana.

- Cześć. Anna Berg. Jestem córką Jana Jakuba. Szukałeś nas. Też byłam ciebie ciekawa. Jestem malarką. Chętnie bym coś namalowała u ciebie" - powiedziała. "Ty będziesz rzeźbił, a ja będę malować". "Dobrze. Maluj, ile chcesz" - odpowiedziałem.

No i już tak zostało. Stwierdziłem, że Joanna polubiłaby Annę i tylko żałowałem, że nie może jej poznać.

A Marian w końcu rozstał się również i z Nel i gdy przyszedł do nas, to tak się zaczął gapić na Annę, że aż powiedziałem mu, żeby więcej już do nas nie przychodził. Oczy zmieniły mu się w takie masło, jakby nigdy żadnej kobiety nie widział, więc powiedziałem mu, że ja mogę do niego wpadać sam, od czasu do czasu, żeby napić się.

Anna nie miała koleżanek, które by chciały pojechać na wakacje z Marianem, ale nie wiadomo jak to życie dalej jeszcze się zmieni. Może za chwilę to Marian będzie na wozie, a ja pod. Anna jest bardzo młoda i może już jutro zainteresować się kimś innym. Biorę to pod uwagę, ale Joanna napewno by lubiła Annę, więc niech to dalej trwa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania