Janko Komputerowiec. Smutne, bo możliwe

Przyszło to na świat wątłe, słabe. Akuszerka i pielęgniarki, co się zebrały przy łóżku w szpitalu, kręciły głowami i nad matką i nad dzieckiem. Lekarka zaś poczęła chorą pocieszać:

- Oj, ciężko pani jest, a widzę, że i dziecku coraz gorzej, ale damy jakoś z tym radę!.

- Może wezwać księdza? - powiedziała pielęgniarka.

- Zanim on przyjdzie, a może nie zdążyć, to chrzcijmy go po naszemu — dodał akuszerka.

Przyniesiono z kaplicy szpitalnej gromnicę. Akuszerka wzięła dziecko na ręce i pokropiła wodą, a niewiniątko poczęło oczka mrużyć i rzekła:

- Chrzczę cię w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, a na imię daje ci Jan, bo dziś święto Jana Chrzciciela. Amen!

A dusza Janka nie miała wcale zamiaru do nieba ulecieć, a ciało dziecka poczęło wierzgać nogami i płakać.

Posłano po księdza; przyjechał, zrobił swoje, odjechał, a chorej zrobiło się lepiej. Poleżała sobie jeszcze tydzień w szpitalu, a potem wróciła do domu. Chłopak ledwo dyszał, ale dyszał, a po kilku latach się poprawił i w jakim takim zdrowiu doszedł do dziesiątego roku życia.

Chudy był i opalony, ale z zapadłymi policzkami, czuprynę miał gęstą i czarna, brwi też, a oczy wytrzeszczone. Do szkoły niechętnie chodził, wolał przysiadywać w domu przy piecu i coś sobie pisać i rysować, a najchętniej to bawił się rozwiązywaniem zadań z matematyki. Matka biedna robotnica, grosze zarabiała, żyła z dnia na dzień i nie poświęcała czasu dzieciakowi. Może to i go tam kochała, ale po swojemu, bardziej go biła, niż lubiła i nazywała „odmieńcem".

Rósł sobie taki dziwak, co go koledzy nie lubiły, a dziewczęta od niego uciekały. Był to taki chłopak nieogarnięty i mało z kim gadał, a jak coś mówił to raczej o komputerach. Często tylko coś tam sobie liczył, podliczał i marzył o matematyce, a dzieciaki przewali go "Komputerowiec".

Od pewnego czasu to podchodził pod okna Miejskiego Domu Kultury, bo tam na parterze w sali były komputery. Przyglądał się im i tym, co przy nich coś robią. Tak się naoglądał, że zachciało się mu komputera, a jak o tym powiedział matce, to go obiła.

- Ja ci tam dam, jakie tam komputery, ino do roboty się weź! — krzyczała na niego.

Biedak tak pragnął mieć komputer, że postanowił sobie go zrobić, ale po swojemu, bo z kartonu. Powycinał z pudeł coś, co miało monitor przypominać, z pudła zrobił skrzynkę komputerową i na niej narysował wejścia USB i do kabli. Z płaskiego pudełka zrobił klawiaturę, dokładnie nanosząc czarną kredką poszczególne klawisze, bo takie odrysował, podpatrując komputery w sali Domu Kultury.

Wszystko to połączył sznurkami i drutem oraz kablem ze wtyczką do prądu. Chciał podłączyć do prądu, ale jakoś się zawahał. Po chwili to zrobił; powstał huk i spięcie; w domu światło zgasło.

Wystraszył się tego chłopak i zrozumiał, że kartonowy komputer nie może działać. Schował go pod łóżko. Siedząc po ciemku przy stole, marzył o komputerze, o jednym z takich prawdziwych, jakie mają w Domu Kultury.

Tej nocy nie mógł zasnąć; wstał z łóżka i się ubrał. Po cichu wyszedł z domu. Po jakimś czasie stał pod oknami Domu Kultury. Było ciemno i mimo tego zauważył, że jedno okno jest lekko przychylone. W jego głowie roiło się od przeróżnych myśli, ale jedna nie dawała mu spokoju: „Tyle tu komputerów, to może jeden będzie dla mnie, a oni tego nie zauważą, jak zniknie".

Zdecydował się wejść do środka; stanął przed stolikiem z komputerem i zaczął odpinać kable. Wtem coś błysnęła i chłopak się przestraszył. To stróż nocny usłyszał jakieś hałasy i wszedł do środka: zapalił światło.

- A ty co tu robisz, mały złodzieju? Kradniesz komputery! - krzyknął i załapał chłopaka. Biedek wrzeszczał z rozpaczy i nie mógł się wyrwać. Stróż zabrał go do stróżówki, położył go na krześle i obił kijem od miotły tak mocno, że siniaki się na skórze od razu pojawiły.

- Kraść ci się zachciało! — wrzeszczał. Chłopak płakał, piszczał i jęczał, ale to nic nie pomogło. Stróż zadzwonił na policję; przybyło dwóch z komendy i zabrali chłopaka. Przesłuchano go i zamknięto w celi. Pojechano po matkę, a nieborak jęczał, leżąc na pryczy.

Jak już policjanci sporządzili wszelkie protokoły, to matka zabrała go do domu. Położyła go na łóżku, a chłopak dalej jęczał z bólu. Wstyd jej było w nocy wzywać lekarza, no, bo jak to do złodzieja prosić doktora, a do tego w nocy, ludziska będą się smiać - myślała sobie. Janko jęczał i zwijał się z bólu.

- Oj, sprał cię ten stróż na kwaśne jabłko, a zachciało ci się komputera to i masz za to — powiedziała matka, ale łzy roniła.

Janko dalej leżał na łóżku, ale coraz mniej jęczał i wzdychał, jakby go sen zmorzył. To nie był sen, ten zwykły, lecz ten wieczny. Nad ranem matka weszła do pokoju i spojrzała na Janka; przestraszona usiadła obok niego na łóżku, przytuliła zimne, martwe ciało chłopaka.

- Oj, mogłam ci ja kupić taki komputer, oj, głupia ja, pożałowałam ci, a teraz żałuję za tobą - płakała.

.

Tekst zainspirowany nowelą Henryka Sienkiewicza pt. "Janko Muzykant". W moim tekście jest wiele zapożyczeń z tego utworu.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Piotrek P. 1988 07.06.2020
    Bardzo dobra przeróbka klasyka z zamierzchłych lat, 5, pozdrawiam :-)
  • kigja 07.06.2020
    Stróż winien iść do więzienia!
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania