Janusz

Wąsy prawie ma do pasa

Brudne tłuszczem –spod kiełbasy,

Na koszuli wyświechtanej

Błyszczy sosu żółta plama.

 

Od poranka do wieczora

Na palenie – dobra pora,

Na kieliszek nie najgorsza

Pod konserwę ostrą z dorsza.

 

O wiatrakach i suszarniach,

O szczepionkach i o szklarniach

Lubi wtrącić cztery słówka

Choć nie skończył – zawodówki.

 

Od świtania do świtania

Jego hobby – narzekanie,

Z knajpki ukradł pięć talerzy,

Wszak to – jemu -się – należy.

 

Gdy na obiad do lokalu

Go zaproszą – porą szarą,

Saszetkami pieprzu, soli

Swe kieszenie – wypchać woli.

 

Odmienności nienawidzi,

Z cudzoziemców chętnie szydzi,

Lecz do wietnamskiego baru

Chodzi jadać – bez umiaru.

 

Na zasiłku od lat siedzi,

W bramie widzą go sąsiedzi,

A biadoli późną porą

„Pracę obcy nam odbiorą”.

 

TVP to jego świętość,

Herbem – zazdrość i zawziętość,

Uśmiech wzbudza jego tusza,

Nie na darmo jest – Januszem…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania