Poprzednie częściJaruś - rozdział 1

Jaruś - rozdział 3

Boli mnie głowa. Zapalam papierosa. Szybki druk, moich wczorajszych wypocin, kawa w postaci śniadania i wycieczka do wrót z piekła rodem. Kolejny dzień pojebanej symulacji, którą przyszło mi obserwować z perspektywy złego, niezbyt mądrego i dziecinnego mężczyzny. Chowam setkę wódki do kieszeni. Będzie mi potrzebna. Ruszam. Ruszam, choć zdecydowanie bardziej wolałbym zostać tutaj. Zamknąć się przed światem i zniknąć, jak wysokiej klasy magik. Stworzyć iluzję, zabezpieczającą mnie przed resztą. Przed sobą samym. Niestety, jestem spłukany, a marzenia mają to do siebie, że zazwyczaj są kurewsko drogie. Bywa.

¬- Na razie niczego więcej nie mam. Sorry. To co mam, pewnie nie bardzo ci się spodoba. Ale spokojnie, nie masz się czym przejmować. Jesteś gwiazdą, Haniu. Mogłabyś sprzedać ludziom swoje wczorajsze gówno, a oni i tak, niesieni idiotyczną ekscytacją, jedliby ci z ręki. Takie prawa rynku.

- Szanuję swoich odbiorców. Nie dostarczę im byle czego. Pokaż mi ten tekst – zapaliła papierosa. – No co? Muszę go ocenić, chyba ja tu jestem osobą decyzyjną?

- Ależ oczywiście. Proszę.

- Daj mi chwilę, dobrze? Przejrzę to w ciszy, i do ciebie wrócę.

- Zamieniam się w cierpliwość. Uwielbiam być wrzodem na dupie. To coś w rodzaju hobby. Dla ciebie zrobię wyjątek.

- Wliczę to do napiwku.

Przynajmniej ma wygodną kanapę – pomyślałem. A więc to tak. Biegniesz, niesiony młodzieńczym instynktem. Omijasz przeszkody, śmiejesz się światu prosto w twarz, raniąc przy tym wszystkich napotkanych towarzyszy broni, po czym spadasz, ostatecznie drwiąc z samego siebie. Ubierasz się w wytarte ubrania, stworzone ze wszystkiego, czym gardziłeś. Stajesz się dziwką, aby przeżyć. Świat wygrywa. Zawsze. Daje ci dwie opcje. Albo poddajesz się na samym początku, idąc na kompromis, w zamian dostając utartą ścieżkę rozwoju i życie, które przed tobą dzierżyło milion innych osób, albo idziesz na wojnę, stając się pośmiewiskiem dla reszty. Przez chwile – wybierając tę opcję – czujesz się kimś wyjątkowym. Przez chwile. Ostatecznie kończysz, jak zepsuta, niechciana zabawka. Jak bezpański pies, tułający się po świecie, szukając ciepłego miejsca, z odrobiną miłości. Zapalam papierosa. Przynajmniej on mnie rozumie. Przynajmniej on. Wraca Hania. Zerkam na nią jednym okiem. Jest ładna i niewinna niczym anioł. Boję się, że sam kontakt ze mną, źle na nią wpłynie. Nie powinienem tu być. Powinienem trzymać się od niej z daleka. Powinienem. Jestem jednak złym człowiekiem. Przepraszam ją w myślach, uśmiechając się sztucznie.

- Może być. Spodziewałam się czegoś lepszego, ale na początek to mi wystarczy.

- I tyle? Po prostu może być? Bez żadnej recenzji, łechtania mojego ego i słów utwierdzających mnie w przekonaniu, że jestem wyjątkowy? Rozczarowałaś mnie, Haniu.

- Widocznie tylko na tyle zasłużyłeś – uśmiechnęła się wyzywająco. – Następnym razem postaraj się bardziej, to pomyślimy nad małą nagrodą.

- Zawsze to jakaś motywacja. To co? Miłej zabawy. Po wszystkim, możesz mi wysłać efekty swojej wokalnej magii. Będę zaszczycony – ukłoniłem się teatralnie.

- Nie zostaniesz na dłużej?

- Niestety nie. Mdli mnie w tym miejscu. Przypomina mi ono o obowiązkach, o pracy. Źle wpływa na moją psychikę.

- Rozumiem – roześmiała się. – W takim razie, nie będę cię dłużej trzymać. Powodzenia w dalszym szukaniu przygód.

- Pięknie dziękuję – odpowiedziałem.

Zastanawiałem się kiedyś kim naprawdę jestem. Co czuję, co jest moje, a co jedynie ubieram w moje życie. Traciłem na to mnóstwo czasu. Biegłem po pustych ulicach, myślami będąc w całkowicie innym miejscu. Od niedawna, nie mam nawet tego. Straciłem nadzieje. Nie łudzę się już, że mam w sobie pokłady dobra. Jestem złym człowiekiem. Myślę tylko o sobie. Udaję, że zależy mi na czymkolwiek. To nieprawda. Mam w dupie, co czują inni. Gloryfikuję własne problemy, przez to, że nie umiem w czuć się w emocje drugiej osoby. Życie, to dla mnie plansza złożona z Jarosława Kruka i pachołków, służących za dekoracje. Wiem, że to złe. Niemoralne. Nie mam już jednak siły, dłużej się oszukiwać. Rzucam na lewo i prawo pustym hasełkiem „przepraszam”, tylko po to, aby reszta się ode mnie odpierdoliła, uznała za normalnego. To przecież naturalne, że ranimy się na każdym kroku, przepraszamy, po czym po kilku dniach, wracamy do punktu wyjścia, ponownie raniąc bliskie nam osoby. Pierdolone błędne koło. Ja, już się przynajmniej nie oszukuję. Zawsze coś.

Spędziłem cały dzień w domu, samotnie gapiąc się w sufit. Nie umiałem zebrać myśli. Błądziłem w otchłani uczuć, których nie rozumiem. Ja, whisky, papieros i muzyka, którą wysłała mi Hania. Ma cudowny głos. Delikatna słodycz, wylewająca się z każdego wersu, sprawiła, że nagle zapragnąłem się z nią spotkać. Nie pójdę jednak z pustymi rękami – pomyślałem. Nie zawiedź mnie, przyjacielu – szepnąłem w kierunku starego druha - w postaci laptopa.

„Szept, który kroczy za mną tak, jak cień

Jest tuż obok, jak przepiękny sen

Jak iluzja z tych ukrytych pragnień

Schowanych w sercu, gdzieś głęboko na dnie

Jestem sama, a w głowie mam strach

Bo dobrze pamiętam ten odległy czas

Kiedy chciałam, jak najpiękniejszy ptak

Latać z marzeniami, wykorzystać dar

 

Dlatego proszę cię, przestań bać się łez

Spróbuj wrócić tam, skąd słychać szept

Znowu poczuj smak, ten najsłodszy smak

Który zetrze łzy, pokaże twoją twarz – prawdziwą twarz

 

Nie myśl więcej już o lampce wina

O tym, że jesteś winna, o tym, że strach się przyznać

Że posiadasz wady, jak każdy inny

I że chcesz coś poczuć, jak każdy inna

 

Dlatego proszę cię, przestań bać się łez

Spróbuj wrócić tam, skąd słychać szept

Znowu poczuj smak, ten najsłodszy smak

Który zetrze łzy, pokaże twoją twarz – prawdziwą twarz

 

- Liczyłem na to, że cię tu zastanę. Choć moim skromnym zdaniem, nie powinnaś pracować do późna – przywitałem się, stojąc w drzwiach studia. Udałem się tam, od razu po napisaniu tekstu. Nie mogłem dłużej czekać.

- Miło, że się martwisz. Schlebiasz mi. Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się dzisiaj gości i w normalnej sytuacji pewnie bym cię wyprosiła. Trafiłeś jednak z winem. Masz szczęście.

- Jak zawsze.

Wydawała się ładniejsza niż zazwyczaj. Może to przez whisky, może przez jej cudowny głos. Nie wiem. Wiem tylko tyle, że chcę spędzić ten wieczór w jej towarzystwie. Nic innego nie ma znaczenia.

- Podobał ci utwór? – zapytała słodkim głosem.

- Inaczej by mnie tu nie było. Rozczuliłaś mnie. Rzuciłaś czar, który zaprowadził mnie prosto do twojej jaskini. Masz wielki talent. Z literackiej grafomanii, potrafisz stworzyć piękne dzieło. Nie do końca wiem, kto tu kogo ratuje – uśmiechnąłem się w jej kierunku.

- Jesteś dla siebie zbyt surowy. To nasza wspólna praca, wspólne dziecko. Sama bym tego nie napisała. Dziękuję.

- Niech ci będzie. Mam jeszcze coś dla ciebie – podałem jej kartkę z nowym tekstem. – Nie mogłem przyjść z pustymi rękami. Nie do tak pięknej damy.

- Zaskoczyłeś mnie, szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tak łatwej współpracy. Chyba zasłużyłeś na nagrodę, ale najpierw zaśpiewam ci twoje dzieło. Na żywo. Będziesz miał swój prywatny występ.

- Nie wiem, czy zasługuję na aż tyle.

- Zasługuje Pan, Panie pisarzu – obdarzyła mnie lekkim pocałunkiem, po czym po raz kolejny dzisiejszego wieczoru, usłyszałem jej piękny głos. Nie zasługuję na to co mnie spotkało – pomyślałem zahipnotyzowany jej występem.

- Nie psujmy tego, Haniu. Jest zbyt miło – powiedziałem po tym, jak skończyła śpiewać. – Zapraszam cię na kolację.

- Dobrze słyszałam? Zamiast łóżkowych namiętności, zapraszasz mnie na randkę?

- Sam jestem w szoku. Wiesz, impuls, czy coś w tym stylu. Po prostu… po prostu, chciałbym cię bliżej poznać. Chciałbym najzwyczajniej w świecie porozmawiać. Zadurzyć się w twoich oczach, myśleć o nich po kolacji, odtwarzać w głowie każdy szept, słyszalny tylko dla nas. Nie chciałbym sprowadzić wszystkiego do seksu. Nie dzisiaj.

- Potrafisz być romantyczny. Zgoda. Możemy zjeść razem kolację. Intrygujesz mnie. Bardzo, bardzo mnie intrygujesz.

- Uznam to za komplement – uśmiechnąłem się szczerze, pierwszy raz od dawna.

Trasa, którą zazwyczaj przemierzam samotnie. Zazwyczaj. Dzisiaj kroczę nią, trzymając za rękę Hanię. Zerkam ukradkiem na towarzyszącą mi dziewczynę. Myślę po co to robię. Lubię ją i właśnie dlatego powinniśmy ograniczyć się do relacji zawodowych. Niestety, rozsądek po raz kolejny wybrał się na nieplanowaną drzemkę, zostawiając mnie samego na polu bitwy. Jeszcze nigdy nie wynikło z tego nic dobrego. Tym razem pewnie będzie podobnie. Niestety. Puste miasto i dwójka tak blisko-obcych sobie osób. Księżyc zerka ukradkiem, śmiejąc się pod nosem. „Pierdol się” – odpowiadam mu w myślach.

– Nie lubisz mojej muzyki, prawda? – zapytała roześmiania, popijając wino w dosyć drogiej – jak na moją obecną sytuację materialną – restauracji. – Nie musisz kłamać, wbrew pozorom to wcale nie jest zarzut.

– Powiedzmy, że jestem za głupi, aby zrozumieć jej sens. Tak, to odpowiednia definicja. Jestem pewny, że twoja oddana rzesza fanów, zdecydowanie przerasta mnie inteligencją.

– Nie wątpię.

– Kolejna sprawa co do której się zgadzamy. Tylko wiesz, musisz pamiętać o tym, że teraz będziesz przekazywać dalej teksty Jarosława Kruka. Tym sposobem, skazujesz się na niszę, odrzucenie, podziemne warunki, pełne alternatywno myślących ludzi. To bestię, bestię gardzące wszystkim co modne. Bestię takie, jak ja.

– Jeżeli tak, to chętnie do nich dołączę.

– Cóż za poświęcenie. Sprawiasz, że momentalnie, ja i mój dolny towarzysz, zaczynamy mówić wspólnym językiem.

– Jesteś niereformowalny.

– Wolę słodki, ale to też mi schlebia – rozczulił mnie szczery uśmiech na jej twarzy. – Musisz uważać, za często mnie komplementujesz, może sobie później nie poradzić z rozbudzonym ego.

– Nie doceniasz mnie, znam niezawodne sposoby na takich, jak ty.

– Ach tak? Zamieniam się w słuch.

– Dobry gracz, nie zdradza swoich kart.

– Słuszna taktyka, młoda damo. Zawstydzasz mnie swoim dojrzałym myśleniem. Nie zapominaj, z kim rozmawiasz… – w tym momencie przerwał mi niespodziewany gość. Mocno podpity dżentelmen, wyraźnie wzburzony na widok naszej małej randki, postanowił działać. „Zaczyna robić się ciekawie” – pomyślałem.

– Hania, co ty tu… Co ty tu robisz?

– Próbuję zjeść kolację. Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś, jak to masz w zwyczaju, tym razem nie utrudniał mi życia.

– Ale, ale kto to kurwa jest? – koleżka diametralnie zmienił nastawienie. – To dla tego kurwiarza mnie zostawiłaś? No bez jaj.

– Arek… wracaj do domu, jesteś pijany – odpowiedziała wyraźnie zdegustowana Hania.

– Nigdzie kurwa nie idę. Co ty sobie wyobrażasz? Mnie się nie zostawia, słyszysz? A już zwłaszcza, gdy jestem związany z taką dziwką, jak ty!

– Uważaj sobie – włączyłem się do rozmowy, spokojnym głosem. – Niektórych słów, możesz mocno żałować.

– Zamknij ryj, dziadek. Będę mówił do tej szmaty, jak mi się podoba!

– A więc tak będziemy rozmawiać. Spierdalaj stąd – zwróciłem się do niego językiem, którym sam się posługiwał.

– Co ty kurwa powiedziałeś?

– Spierdalaj – wstałem z miejsca. – Albo ci pomogę.

– Dawaj, kurw… – nie dokończył. Szybki cios powalił delikwenta na ziemie. Splunąłem na niego, w geście triumfu, po czym niesprawiedliwie zostałem wyrzucony z lokalu. Kompletnie zbita z tropu Hania, ruszyła za mną. Nie żałowałem. Wręcz przeciwnie. Rzadko zdarza mi się kroczyć po ziemi w szatach zadowolonego z siebie mężczyzny. Mężczyzny, który stanął w obronie damy.

– Dziękuję – przerwała ciszę, towarzysząca nam podczas nocnego spaceru po parku. – To… to naprawdę było miłe.

– Nie mogłem pozwolić, aby w mojej obecności obrażano damę. Jestem dżentelmen, Haniu. Co prawda, trochę porysowanym, ale dżentelmenem.

Uśmiechnęła się dyskretnie.

– A ten, no…

– Arek.

– Arek. Właśnie, jeżeli można wiedzieć, kim dla ciebie jest?

– To mój były. Tak, ja też popełniam błędy.

– Udam, że nie pijesz z tym do mnie.

– Skądże. Przy Arku, jesteś aniołem. Nie wiem co mną kierowało. Najgorsze jest to, że teraz muszę użerać się z tym zjebem.

– Czyżbym słyszał przekleństwa z twoich ust? Myślałem, że już nic w życiu mnie zaskoczy.

– Tak działają na mnie niedorozwinięci faceci, przykro mi. Ale dość o mnie… – Nie, chciałbym dowiedzieć się czegoś o tobie – przerwałem jej. – Wybacz mi moją ciekawość i brak manier, po prostu, bardzo ładnie opowiadasz.

– To coraz bardziej przypomina randkę. Owszem, bardzo dziwną, ale randkę.

– To źle?

– To co chcesz wiedzieć? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. Mój ulubiony sposób konwersacji.

– Na przykład, jak rozpoczęła się twoja przygoda wokalistki. Nie doszukuj się tu ironii – szybko zareagowałem na jej wzrok. – Naprawdę mnie to ciekawi.

– Dobrze. Ufam, że jest tak, jak mówisz. Śpiewałam od zawsze. Kocham to robić. Wkładam całe serce, w każdy dźwięk, każdy traktuję z tą samą nutką miłości. Reszta, reszta to zbieg okoliczności. Trochę szczęścia, trochę talentu, ogrom pracy i całkiem spora szczypta narcyzmu. Czasami, nie mogę uwierzyć, że zarabiam pieniądze z pasji. To coś wyjątkowego, doceniam to całym sercem, choć jednocześnie, cały czas nie opuściła mnie wizja małej buntowniczki, śpiewającej po małych barach, dla pijanych facetów. Wiem, jestem dziwna.

– Rzekłbym, że romantyczna, ale każdy ma prawo do własnej opinii. Co do wizji grania dla pijanych facetów, chętnie przyjmę tę rolę. Całkowicie za darmo, dla idei romantyzmu.

– Wino, Panu wystarczy?

– Wystarczyłby twój głos, ale winem również nie pogardzę.

– W takim razie prowadź w swoje skromne progi.

– Nie są skromne. Życie ponad stan opanowałem do perfekcji.

– Wieczór w pałacu. Brzmi jeszcze lepiej – odrzekła Hania, Hania Stec, prywatny anioł i wokalistka w jednym.

Czytaliśmy książki. Słuchaliśmy muzyki i oglądaliśmy filmy, jak para zakochanych nastolatków. Wtuleni w siebie, zakryci różowym kocem, wpatrzeni w duszę, jak w święty obrazek. Nie uprawialiśmy seksu, magii doszukując się jedynie w słowach i w poezji zakazanej dla reszty. Gdy paliłem papierosa, wpatrzony w Hanię, śpiącą w moim łóżku, zastanawiałem się tylko, dlaczego to spierdolę. Co tym razem wykreuje mój chory mózg. Co tym razem, stanie mi na drodze do szczęścia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania