Jedz co chcesz

- Mówię wam, ta nowa restauracja jest fenomenalna.

- No nie wiem, nie lubię nowości. - Rzekła Monika.

- Ja tak samo. - Odparł Jacek.

- Jezu, ale z was nudziarze. Nawet nie chcecie spróbować?

Monika i Jacek patrzyli na Patryka niczym na małe dziecko, które ekscytuje się nową zabawką.

 

- No dalej, pójdziemy tam jutro jakoś po 18. Macie czas?

- No dobra, niech ci będzie pójdę, ale tylko po to byś przestał mnie męczyć. - odparł Jacek.

- Ja nigdzie nie pójdę. - Monika popatrzyła na chłopaków wielkim oczami.

- No weź, będzie fajnie. Dlaczego nie chcesz iść? - W głosie Patryka dało się wyczuć wyrzuty w stronę Moniki.

- Już ci mówiłam. Chcecie to idźcie, ale beze mnie.

- Dobra, jak chcesz. Będziesz żałować.

 

Następnego dnia chłopcy spotkali się w umówionym miejscu, po czym ruszyli do restauracji. Patryk przez całą drogę opowiadał o tym miejscu. Jadał tam co najmniej dwa razy w tygodniu, kiedy jego rodzice byli zmuszeni zostawać dłużej w pracy. Zachwalał ją w niebiosa, ponieważ nigdy jeszcze nie jadł tak dobrego kotleta lub gołąbków – a jak często zaznaczał – jest niezwykle wybredny w kwestii jedzenia.

Restauracja mieściła się na rogu ulicy, w byłym antykwariacie. Podobno właściciel splajtował z powodu iż nikt nie chciał kupować tych wszystkich staroci, które sprzedawał. Przynajmniej taka jest oficjalna wersja, bo jak zwykle w mieście krążyły plotki, że starzec został zamordowany lub sam odebrał sobie życie, ponieważ nikt nie widział go od kiedy sklep przestał funkcjonować. Żaden plotkarz nawet nie znalazł cienia dowodu na to wszystko, a mimo to ludzie o wiele bardziej łykali ponurą wersje wydarzeń.

Chłopaki dotarli na miejsce. Jacek nadal nie rozumiał co jest takiego niesamowitego w tej restauracji. Z zewnątrz nie wyróżniała się niczym poza neonowym szyldem nad drzwiami z nazwą lokalu, „Zjedz co chcesz”.

 

- „Zjedz co chcesz”? Co to za nazwa?

- Adekwatna do tego co zaraz zobaczysz.

- Czyli, że mogę zamówić co chcę?

- No tak, to chyba jasne.

- Żartujesz sobie?

- Nie, no dalej chodźmy.

 

Gdy przeszli przez drzwi od razu uderzyły ich najróżniejsze zapachy potraw. Nie potrafili jednak określić żadnego konkretnego, ponieważ, gdy któryś z nich poczuł zapach ciasta karmelowego po chwili zmieniał się on w aromat świeżo upieczonego chleba lub smażonych frytek.

 

- Czujesz te zapachy? Pachnie jak... - Jacek pociągnął kilka razy nosem – Jak spaghetti.

- Tak? Ciekawe bo ja czuję rosół.

- Jak to możliwe, że każdy z nas czuję coś innego?

- W tym tkwi magia tego miejsca. - Powiedziała kobieta, która dosłownie pojawiła się znikąd.

 

Chłopcy podskoczyli na widok kobiety. Była w średnim wieku na oko po trzydziestce. Posturę miała szczupłą, a jej talia była dobrze zarysowana. Twarz nie wyróżniała się niczym specjalnym, poza kilkoma detalami jakimi był piękny uśmiech, który sprawiał, że każdy kto na niego spojrzał sam szczerzył się od ucha do ucha. Drugim szczegółem były oczy, które kontrastowały z uśmiechem, ponieważ napawały lekkim niepokojem, co dziwne można było dostrzec w nich oznaki jakiegoś okrucieństwa. Jej włosy były czarne i zapięte w kok. Wyglądała przez to bardzo szykownie, a zarazem pociągająco. Po za tym jej cera była nie naturalnie biała, zupełnie jakby przed chwilą wyszła z wanny pełnej mąki. Jej ubiór za to wyglądał jak z dawnych lat. Miała na sobie ciemno zieloną koszulę, zaś jej nogi okrywała długa spódnica w kolorze brązu, za to stopy były odziane w czarne wiązane botki na płaskim obcasie. Dodatkiem był fartuch z koronką, który był nieskazitelnie biały. Ogólnie kobieta wyglądała jak gospodyni domowa z dawnych wieków kiedy to ludzie jeszcze jeździli bryczkami, a prąd był czymś nieznanym.

 

- Na pewno jesteście głodni moje pączuszki? - Jej głos był miły dla ucha i dało się wyczuć w nim troskę.

- Oczywiście, ostatnie gołąbki były przepyszne.

- Cieszę się. Oh, to ty chłopcze, Patryk dobrze pamiętam?

- Tak jest, zapamiętała Pani moje imię?

- Oczywiście, przychodzisz tu prawie codziennie. Po za tym pamiętam każdego, kto chwali moje dania. To bardzo pokrzepiające. Proszę zajmijcie miejsca.

 

Jacek rozejrzał się po przybytku. Ogólnie wnętrze restauracji przypominało bardziej bar mleczny z lat 80'. Ściany były pomalowane na biało, zaś stoliki były metalowe, krzesła zrobiono z drewna i nie wyglądały na wygodne, a już tym bardziej stabilne. Gdzie nie gdzie dało się dostrzec jakieś bliżej nieokreślone rośliny w doniczkach - Jacek miał pewność, że jedna z nich wyglądała jak jedno z tych owadożernych kwiatów. Sufit dekorowały szklane lampy, które co jakiś czas przygasały. Będąc szczerym lokal nie należał do najładniejszych. Wręcz przeciwnie, był ohydnie bez gustu. Można było odnieść wrażenie, że ktoś rzutem kostką wybrał każdą rzecz jaka znajduję się w lokalu, sądząc, że dzięki temu nada mu unikatowego wyglądu.

Jacek stwierdził, że wszystko wręcz gryzie się ze sobą. Od zewnątrz jak i wewnątrz na obsłudze kończąc. Co jeszcze dziwniejsze dopiero teraz dostrzegł, że prawie nie ma tutaj ludzi. Po za trzema osobami, starym człowieku, który wykonywał gesty i wydawał odgłosy jakby jadł jakąś zupę i jakimś małżeństwie, które prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiało, a jedynie podnosiło ręce udając, że coś piją.

Chłopcy zajęli stolik na końcu sali.

 

- I co teraz? Gdzie jest menu? - Patryk uśmiechnął się w stronę kolegi.

- Już ci wszystko tłumacze. A więc najpierw musisz pomyśleć coś byś chciał zjeść, ale dobrze się zastanów.

- Dlaczego?

- Wiesz mi, nie zjesz tego wszystkiego.

- Że co?

- No wiesz, musisz się dobrze zastanowić, bo za każdym razem jak pomyślisz o jakiejś potrawie to pojawi się ona przed tobą. Dlatego myśl tylko o jednym daniu, żebyś nie wpadł tak jak ja za pierwszym razem.

- Kantujesz.

- No coś ty!? Zobacz sam. Pomyślmy... - Patryk zamknął oczy. Siedział kilka chwil w milczeniu po czym otworzył oczy i krzyknął. - Voilà!

- No i co? - Odparł Jacek.

- Jak to co? Nie widzisz? Zamówiłem sobie frytki, rybę w panierce i colę.

- Żartujesz? Tu nic nie ma. - Zwrócił uwagę Jacek.

- Jak to nic nie ma?! Ślepy jesteś? A zresztą sam spróbuj.

- Co to za cyrk?

- No dalej!

Jacek głośno westchnął i po chwili zaczął myśleć co by chciał zjeść. W jego głowie głębiło się sporo dań, ale nie mógł się zdecydować na nic konkretnego. W końcu jego umysł zatrzymał się na pierogach ruskich, ale takich jakie robi jego babcia. Z dużą ilością smażonej cebuli i mocno słonym farszu z śmietaną. W ten jego nozdrza zaatakował zapach tychże pierogów i smażonej cebuli, woń dania była tak intensywna i przyjemna, że aż poczuł się głodny. Gdy w końcu otworzył oczy tuż przed nim zobaczył talerz z świeżo przygotowanymi pierogami ruskimi, posypane dużą ilością smażonej cebuli, zaś tuż obok stała miseczka z śmietaną. Jacek nie mógł uwierzyć temu co właśnie się stało. Aby wiedzieć czy to nie jest sen, spróbował jednego pieroga. Smakował dokładnie tak samo jak pierogi robione przez babcie.

 

- Niewiarygodne!

- Mówiłem, ta knajpa jest nie do podrobienia.

- Ale... Jak to możliwe, że to smakuje...

- Tak jak to sobie wyobrazisz! Wiem!

- Jak to się dzieje?

- A bo ja wiem? Ważne, że jest dobre.

 

Jacek nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to nie jest normalne. Jednak zapach pysznych pierogów spowodował, że zapomniał o jakichkolwiek wątpliwościach i zaczął sam rozkoszować się swoim daniem. W czasie spożywania pierogów, Jacek poczuł przyjemne uczucie beztroski. Zupełnie jakby przeniósł się do babcinej kuchni. Wróciły wszystkie wspomnienia z tamtych chwil, kiedy jadał u babci obiad co piątek po szkole opowiadając jej co działo się dzisiaj na zajęciach. Chciał, aby ten czas nigdy nie minął i znów poczuć uścisk babci kiedy Jacek czuł smutek lub nie chciał wracać do domu po kłótni z mamą. Miał zawsze wrażenie, że babcia była jedyną osobą, której nie bał się niczego powiedzieć, nie będąc ocenianym. Po chwili to uczucie było tak mocne, że chciał, aby trwało ono wiecznie. Niestety, zaczęło ono powoli zanikać. Czuł jakby coś odsysało z jego mózgu te wszystkie wspomnienia. Po chwili cała beztroska i radość zniknęły. A przed oczami Jacek widział już tylko twarz Patryka. Chłopak spojrzał na swój talerz, który był już pusty, tak samo jak i miseczka z śmietaną.

Jacek złapał się za głowę. Czuł się nieco otumaniony, jakby wyszedł z jakiegoś transu. Po chwili nie miłe uczucie zniknęło. Do ich stolika podeszła kobieta, która przywitała ich wcześniej, gdy weszli do lokalu.

 

- I jak moje pączuszki? Smakowało?

- Było wyśmienite. – Odparł Patryk, który skończył jeść jakieś pięć minut temu.

- Tak jak myślałam, ale widzę, że twój kolega chyba zjadł trochę za dużo?

 

Jacek popatrzył na kobietę, nie wiedząc co odpowiedzieć. Jedynie patrzył na nią ze zdziwieniem w oczach. Kobieta jedynie uśmiechała się w jego stronę, jakby dobrze wiedziała co kłębi się w jego głowie. Chłopcy zapłacili za dania po czym wyszli, dziękując za posiłek.

Następnego dnia Jacek nie mógł przestać myśleć o tym wszystkim co spotkało go w restauracji. Miał tyle pytań odnośnie tego wszystkiego, lecz rozmowy z Patrykiem o nich kończyły się słowami „Daj spokój, ważne, że mają dobre żarcie.”. Dlatego chłopak postanowił pójść do lokalu dowiedzieć o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi.

Było około godziny 18 kiedy dotarł na miejsce. Lokal wyglądał tak samo jak wczoraj z tym, że w środku było nieco więcej ludzi niż ostatnio. Chłopak nigdzie nie mógł dostrzec kelnerki. Usiadł więc przy jednym z stolików. W ten, tuż za nim usłyszał delikatny głos.

 

- A więc wróciłeś? - Był to głos kelnerki. Jacek spojrzał za siebie.

- Dzień dobry. Tak, ale... Nie przyszedłem tu jeść.

- Ojej, jaka szkoda. To co cię tu sprowadza? - Jej ton głosu był niezwykle ciepły.

- Mam pytania odnośnie... Tego wszystkiego.

- Rozumiem. - Kelnerka obeszła stolik i usiadła naprzeciwko Jacka, uśmiechając się w jego stronę. - Pytaj więc.

- To wszystko... Ten lokal. Należy do Pani?

- Tak, jestem właścicielką.

- Ale to nie jest zwykła restauracja, prawda?

- Szybko na to wpadłeś. Nie, nie jest. Można powiedzieć, że to w sumie nawet nie jest restauracja, jeśli miałabym być szczera. - odparła kobieta.

- Więc co to jest?

- Może sklepik ze wspomnieniami? Tak, to określenie chyba bardziej pasuje do tego miejsca.

- Jak to wszystko działa?

- Ale co takiego?

 

Jacek miał wrażenie, że kobieta szydzi z niego i z jego pytań.

 

- Ta... cała magia. To nie jest normalne. - Odparł chłopak.

- Może i nie jest, ale czy wszystko na tym świecie musi mieć wytłumaczenie?

- Spytam wprost czy pani truje ludzi?

- Ależ skąd, chłopcze! Hahaha, widzę, że dociekliwy z ciebie chłopak. Wydajesz się być dobrym dzieckiem, dlatego powiem ci co tu jest grane.

- Zamieniam się w słuch.

- Nie wiem czy wiesz chłopcze, ale ludzie mają wiele wspomnień związanych z jedzeniem. Niektóre są dobre inne złe. Choć z mojej obserwacji wynika, że o wiele więcej jest tych pierwszych. Dlatego postanowiłam stworzyć miejsce, gdzie ludzie będą mogli wrócić do tych chwili i doświadczyć jeszcze raz wszystkiego co się z tym wiąże. Będą mogli poczuć zapach bliskiej osoby, usłyszeć głos, a nieraz i nawet jej dotyk.

- Ale to wszystko nie dzieję się naprawdę. To tylko złudzenie.

- Masz rację, ale niektórym to nie przeszkadza. Popatrz na tego starca tam w rogu. - Kobieta wskazała wzrokiem mężczyznę, który wykonywał gesty jakby jadł zupę. Jacek go rozpoznał, był to ten sam facet na którego zwrócił uwagę kiedy był tu z Patrykiem.

- Przychodzi niemal codziennie. Nie ma już nikogo na świecie. Żona zmarła, a dzieci nie odzywają się do niego. Jedyne co mu zostało to wspomnienia wspólnych obiadów kiedy wszyscy byli razem. Z tego co mówił, jego żona robiła przepyszną zupę pomidorową. A tam? Spójrz na tych dwoje. - Jacek odwrócił wzrok w stronę małżeństwa, które również wcześniej już widział.

- Stracili dwójkę dzieci w wypadku. Domyślasz się pewnie, dlaczego tu przychodzą. Ludzie nie przychodzą tu zjeść, a jedynie wrócić do chwil, które sprawiały im radość. A to czy jest to prawdziwe lub też nie... Cóż, to już ich sprawa.

- Ale to im w niczym nie pomoże.

- Ale też nie zaszkodzi.

- Wręcz przeciwne. Ci ludzie tkwią w przeszłości. Nie widzi Pani tego? Zamiast żyć dalej i pogodzić się ze wszystkim kręcą się w kółko jak chomiki.

- Chłopcze co jest złego w tym, że ktoś chcę być szczęśliwy?

- Ale to nie jest szczęście, a jedynie jego złudzenie. Coś co może w każdej chwili przestać istnieć i dzieję się tak kiedy przestają jeść. Jest Pani zwykła oszustką, która żeruje na ludzkim cierpieniu. - - To nie jest uczciwe.

- Tak uważasz? A co z tobą? Nie tęsknisz za babcią?

- Co? Nie wspomniałem o niej. Jak Pani...? - Kobieta uśmiechnęła się przebiegle.

- Przecież też ci jej brakuje, prawda?

- Tak, ale już pogodziłem się z jej odejściem. Nie da się cofnąć czasu. A ci ludzie? Oni karmią się swoim cierpieniem. Nie potrafią powiedzieć dość, tylko tkwią w nim na własne życzenie. Nie potrafią odpuścić. Oni żyją przeszłością i nigdy nie będą szczęśliwi, zwłaszcza, że cały czas są nią karmieni.

- To idź i im to powiedz.

- Żartuje Pani? Ci ludzie są już uzależnieni od swojej przeszłości i cierpienia. I to przez Panią. Nie różni się Pani niczym od dilera narkotyków. Daje im chwile radości i szczęścia, po czym uzależnia ich od siebie. Brzydzę się Panią.

- Skoro tak myślisz.

- Co więcej, myślę, że ma Pani w tym jakiś cel i nie jest on w żaden sposób altruistyczny.

- A to ciekawe? Niby jaki?

- Nie wiem, ale to wszystko jest podejrzane. - Jacek i kelnerka patrzyli na siebie w milczeniu.

 

Chłopak czuł, że z tą kobietą jest coś nie tak. Dało się to wyczuć w jej oczach. A jak powtarzała jego babcia „Oczy to zwierciadło duszy”, a dusza tej kobiety na pewno nie należała do najbielszych.

Jacek wstał od stołu. Za nim jednak wyszedł za plecami usłyszał jak Kobieta odezwała się w jego stronę.

 

- Uważaj na Patryka. Ten chłopak potrzebuje pomocy.

Jacek spojrzał z niepokojem w stronę stolika, Kobiety już jednak nie było.

Następnego dnia Jacek przez cały dzień nie widział Patryka. Poczuł dreszcz kiedy przypomniał sobie słowa kelnerki. Dlatego jak tylko skończyły się zajęcia poszedł odwiedzić przyjaciela. Mieszkał on w domku jednorodzinnym, na nowo wybudowanym osiedlu. Jego rodzice dobrze zarabiali dlatego mogli pozwolić sobie na tak drogie lokum.

Jacek podszedł do bramy ogrodzenia. Zadzwonił domofonem, jednak nikt nie odbierał. Pociągnął za klamkę od bramy, była otwarta. Spokojnie podszedł do drzwi frontowych. Użył dzwonka, ale nikt nie otworzył mu drzwi. Jacek w tym momencie poczuł się nie pewnie. Miał przeczucie, że coś jest nie tak.

Jednak racjonalnie starał się myśleć, że po prostu cała rodzina gdzieś wyjechała. Kiedy miał już odejść spojrzał w okno, gdzie mieścił się pokój Patryka. Dostrzegł w nim zarys człowieka. W pierwszej chwili myślał, że to Patryk. Jednak szybko spostrzegł, że to Kelnerka z restauracji. Chłopak poczuł przypływ gorąca. Jego oddech przyśpieszył. Kobieta zaś obserwowała go, żeby po chwili zacząć machać w jego stronę i uśmiechać się, po czym zniknęła.

Jacek wziął się w garść i szybko wrócił do drzwi frontowych. Pociągnął za klamkę. Zamknięte. Stres powodował, że chłopak nie mógł się skupić na tym co robić. W końcu przypomniał sobie, że Patryk często zapominał kluczy od domu, dlatego chował zapasową parę pod jednym z kamieni obok bramy wejściowej. Jacek zaczął szukać. Po chwili w rękach trzymał brudne od ziemi zapasowe klucze.

Chłopak wparował do domu. Od razu udał się do pokoju Patryka. Kiedy je otworzył zastał go okropny widok. W pokoju był taki bałagan, jakby ktoś obrócił go do góry nogami. Co gorsza łóżko Patryka było całe we krwi. Na podłodze zaś dostrzegł poszarpane ubrania przyjaciela i plamę krwi, która była rozsmarowana, aż do biurka jakby ktoś się do niego czołgał. Wystraszony chłopak podszedł ostrożnie do biurka. Na jego blacie dostrzegł krwawe odciski dłoni i kartkę z jakiegoś notatnika. Pismo było nie wyraźne i nie mógł niczego odczytać, jedynie kilka ostatnich zdań, które brzmiały: To cierpienie mnie pożera.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • krajew34 dwa lata temu
    Powiedziałbym, że specyficzne. Najpierw obstawiałem knajpkę, gdzie wszystko można zjeść, z naciskiem na wszystko. Następnie Wiedźmę w stylu Jasia i Małgosi, a na koniec demona, żerującego na duszy, używając minionej przeszłości. Pytanie, czy właśnie nie takie piekło bywa bardziej przerażającego od kotłów i wideł przy wulkanicznym gorącu. Ciekawe opowiadanie.
  • TenŁadnyZBagien dwa lata temu
    Z początku miałem pomysł na coś związanego z kanibalizmem, ale uznałem, że było by to zbyt przewidywalne. Cieszę się, że opowiadanie zaciekawiło :D
  • krajew34 dwa lata temu
    TenŁadnyZBagien kanibalizm to pierwsze co przychodzi do głowy.
  • TenŁadnyZBagien dwa lata temu
    krajew34 Teraz dopiero pomyślałem, żeby tytuł jak i knajpa mogły mieć nazwę "Zjedz z kim chcesz", ale już trudno :D
  • krajew34 dwa lata temu
    TenŁadnyZBagien sądzę, że przy dobrym posiedzeniu można by stworzyć zupełnie inna nazwę: zjedz swoje marzenia, spełnienie najszczerszych pragnień, jadalne myśli i sny... teraźniejsza przeszłość... wyobraźnia daje różne możliwości. Też nie lubie grzebać za bardzo przy swoich tekstach, co dała wyobraźnia to bedzie, a raz wydany tekst, drugi raz taki samy nie będzie.
  • Anyż dwa lata temu
    Zaciekawiło,
    pozdrawiam
  • TenŁadnyZBagien dwa lata temu
    Dziękuję za miłe słowa :D
  • Anyż dwa lata temu
    TenŁadnyZBagien - Ten tytuł co jest teraz - dla mnie najlepszy
    ( bèdà nowe opwiadania?)
  • TenŁadnyZBagien dwa lata temu
    Anyż Jasne, jak tylko będę miał jakiś ciekawy pomysł. Cieszę się, że komuś podobają się moje wypociny :)
  • Anyż dwa lata temu
    TenŁadnyZBagien - Hey, nie są gorsze od tych Cobena :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania