Jelenia Góra

Jeszcze dwa lata wcześniej chcąc poznać nowe miejsca i wybrać się na dłuższy pobyt korzystałem z Internetu, przewodników i folderów reklamowych. Niestety często fotografie okazywały się sporo pokolorowane, bezpłatne miejsca postojowe dla pojazdów zlikwidowane, a strefy parkingowe mocno rozbudowane. Lista lokali gastronomicznych i kawiarni zdezaktualizowana. Przeważnie ograniczona do Pizzerii i punktów z kebabami, czy wykorzystujących marketowe produkty. Restauracje bazujące na dobrych produktach, mające przystępne ceny są zazwyczaj przepełnione, z najmniej półgodzinną kolejką czekających na wolny stolik.

 

Dlatego nauczony przykrymi doświadczeniami i licznymi rozczarowaniami zwiedzania i pobytu w nowych miejscach, zacząłem korzystać z opinii osób, które poznały rejony atrakcyjnie turystycznie. Kilka dni temu zacząłem planować pobyt w kotlinie jeleniogórskiej i zasmuciłem się określeniami, jakie usłyszałem o Karpaczu i Szklarskiej Porębie – wszędzie tłok i przewalające się tłumy – znacznie lepiej miało być w oddalonym Świeradowie-Zdroju. Podobne opinie są zamieszczane w Internecie, a one przynajmniej mnie nie zachęciły do pobytu w tych miejscach i nawet jednodniowy pobyt stanął pod znakiem zapytania. Inaczej z perspektywy mapy wyglądała Jelenia Góra. Doskonała lokalizacja mogła zapewnić miejsce wypoczynku i stać się bazą do krótkich wypadów. Zabytkowe centrum byłego miasta wojewódzkiego i Cieplic zachęcało do zwiedzania, więc zacząłem rozpytywać wśród znajomych. Cieplickie sanatoria i termy oraz pobliski park był dla osób starszych i z małymi dziećmi atrakcją, lecz dla mnie już nie. Niestety nikt nie potrafił mi nic powiedzieć o centrum Jeleniej Góry.

 

Okazja uzyskania jakiejkolwiek informacji o mieście pojawiła się wraz z dostawą z hurtowni zaopatrującą wielu odbiorców z terenu Dolnego Śląska w opakowania, środki czystości i materiały biurowe. W momencie, kiedy kierowca dokończył wnoszenia zamówienia i odpowiedzialna za przyjęcie przystąpiła do jego sprawdzania, zapytałem.

 

- Wozicie towar do Jeleniej Góry?

 

- Tak, osobiście dostarczałem kilka razy do hurtowni na południowych krańcach miasta i raz w zastępstwie do centrum, lecz nigdy więcej tam nie pojadę.

 

Ostatnie słowa wypowiedział tonem, który już nie był przyjazny jak wcześniejszy. Znacznie szybciej na zawarte emocje zareagowała Milena i przerywając sprawdzanie towaru, zapytała.

 

- Co się tam wydarzyło?

 

- Długo by opowiadać – odpowiedział.

 

- To ja zrobię kawę, pan się napije, a ja słuchając, sprawdzę towar – i nie czekając na słowa sprzeciwu, podeszła do ekspresu.

 

Kierowca zachęcony kilkoma spojrzeniami zainteresowanych tematem osób zaczął mówić.

 

- Trzydziestego lipca przyjechałem z towarem do Jeleniej Góry i okolic. Zdecydowana większość punktów odbioru była mi nieznana i byłem zmuszony do korzystania z Internetu i nawigacji. Ułożyłem trasę przejazdu na podstawie uzyskanych w ten sposób informacji. Niestety były one zbyt ubogie, w porównaniu do tego, jakie daje znajomość trasy zdobyta doświadczeniem. Całkiem sporo błądziłem, przez prace drogowe, zmiany organizacji ruchu i służbowe rozmowy telefoniczne przez zestaw głośnomówiący, jaki mam zainstalowany w dostawczaku. Dlatego po licznych perypetiach kierowałem się do nowego punktu, który był zlokalizowany na ulicy 1 Maja. Nigdy w tamtym miejscu nie byłem, dlatego z największą ostrożnością przeciskałem się przez ulice, zwężone parkującymi po obu stronach samochodami i jadącymi z naprzeciwka. Największym, jaki jest, seryjnie produkowany samochód dostawczy dotarłem do ulicy 1 Maja. Po prawej stronie był ustawiony znak zabraniający wjazdu pojazdom dostawczym po godzinie jedenastej. Przyznam się szczerze, że straciłem poczucie czasu, przejeżdżając obok niego, a nawet gdybym zdawał sobie sprawę z jego upływu i tak bym wjechał na tę ulicę, z konieczności bezpiecznego zawrócenia pojazdu. W przeciwnym przypadku musiałbym cofać nawet trzysta metrów, by opuścić ten teren. Takiego manewru nigdy bym w pojedynkę nie wykonał, bez narażania siebie i innych na skutki złej decyzji.

 

Zaraz po skręcie w prawo nawigacja poinformowała o dotarciu do celu. Niedaleko przed sobą zobaczyłem idących dwóch strażników miejskich, a za nimi jechał nieoświetlony służbowy pojazd. Kiedy wysiadłem z samochodu z dwoma fakturami i starałem się dokładnie zlokalizować miejsce, podeszli w pobliże i jeden zawołał, czy widziałem znak. Odwróciłem się, podszedłem w pobliże ich i powiedziałem, że tak i mam trochę czasu. Wtedy wydarzyło się coś, co można było uznać za śmieszne albo żałosne. Mnie rozśmieszyło, ponieważ przed oczami zobaczyłem wyciągniętą rękę z zegarkiem w bardzo grubej złotej kopercie i palec drugiej dłoni ozdobionej porządnym złotym sygnetem, który stukając paznokciem, miał zaakcentować słowa bezimiennego strażnika.

 

- Jest godzina dwunasta szesnaście!

 

Zostałem zaskoczony tą informacją, ponieważ do godziny trzynastej musiałem dojechać do hurtowni, lecz nie znałem jej dokładnej lokalizacji i nie wiedziałem ile mi na dotarcie potrzeba czasu. Usprawiedliwiałem swój przyjazd nieznajomością topografii miasta i fakturami z pobliskim adresem. Niestety nie zostałem poinformowany, że miejsce, jakiego szukam, znajduje się dokładnie za moimi plecami. Dostałem polecenie okazania dokumentów i to uczyniłem. Strażnik przystąpił do spisywania moich danych, a ja poinformowałem jego i milczącego kolegę, że idę odszukać numer budynku, do jakiego zmierzam. Przez kilka minut gorączkowo lokalizowałem miejsca z braku tabliczek z numerami bram. Gdy dotarłem do pod wskazany adres, dowiedziałem się, że powinienem wjechać wykonanym własnymi siłami wjazdem od ulicy Robotniczej poprzez parking, drogą polną przez zdemontowany fragment ogrodzenia na tył budynku. Kiedy wróciłem do samochodu w dalszym ciągu trwały czynności notowania moich danych. Poprosiłem o możliwość rozładunku dostarczonego zamówienia, lecz w zamian otrzymałem groźbę. W ten sposób dowiedziałem się, że oddalenie się od przesympatycznego patrolu, który podobnie jak ja nie przestrzegał znaku zakazu wjazdu, skutkować będzie zabraniem dowodu osobistego i prawo jazdy. Dalsza rozmowa nie miała sensu, ponieważ zacząłem obawiać się kreatywnym podejściem przedstawicieli straży miejskiej do przebiegu spotkania, a ja byłem sam. Kolejnym etapem było uniemożliwienie mi zapoznanie się z treścią sporządzonego dokumentu i jego podpisanie, po odmówieniu przyjęcia mandatu z uwagi na mocno nieprofesjonalne zachowanie funkcjonariuszy i kierowane pod moim adresem groźby.

 

Sposób postępowania strażników miejskich Jeleniej Góry w mojej ocenie był niewłaściwy i gdyby coś podobnego wydarzyło się kilkanaście kilometrów dalej u naszych południowych sąsiadów, miałbym możliwość wzniesienia skargi w niezależnej ogólnokrajowej instytucji oceniającej pracę strażników miejskich. Niestety w naszym kraju samorządy dostały wiele przywilejów zarezerwowanych wcześniej dla policji, bez możliwości ustawodawczej oceny ich pracy. Dlatego mogłem jedynie wznieść skargę do Prezydenta Miasta Jelenia Góra i Komendanta Straży Miejskiej. Jednak nieznajomość lokalnych uwarunkowań spowodowała, że w adresie niewłaściwie umieściłem osobę, która na wszystkie udziela odpowiedzi. Pani zatrudniona w tym celu w budynku straży miejskiej wręczyła mi pismo, gdy zjawiłem się na przesłuchanie, sporządzone przez siebie, lecz w podpisie figuruje Prezydent Miasta. Dzięki negatywnemu rozpatrzeniu skargi dowiedziałem się, co zrobiłem i jak postępowałem – kierowca przerwał mówienie i wyciągnął z kieszeni bluzy złożoną kopertę bez stempla pocztowego i po wyciągnięciu kartki dał mi przeczytać - „Ze względu na naruszenie przez pana przepisu artykułu dziewięćdziesiąt dwa paragrafu jeden kodeksu wykroczeń traktującego o niestosowaniu się do znaku lub sygnału drogowego – strażnicy Straży Miejskiej w Jeleniej Górze podjęli wobec Pana interwencję. Prowadzący ją strażnik po przedstawieniu się podał jej powód oraz poprosił Pana o dokument stwierdzający uprawnienia do kierowania pojazdami. Dokument taki wręczył Pan strażnikowi, a następnie oddalił się z miejsca jej prowadzenia, stwierdzając, że idzie załatwić swoje sprawy. Po około pięciu minutach podszedł Pan do strażnika, oświadczając, że nie ma Pan czasu z nim rozmawiać, po czym udał się Pan do prowadzonego przez siebie uprzednio pojazdu. Strażnik poinformował, że powinien Pan pozostać na miejscu interwencji, na co otrzymał, odpowiedz, że nie będzie pan stał ze strażnikami, odjeżdża pan w celu załatwienia spraw i niedługo przyjdzie po prawo jazdy. Wówczas to strażnik poinformował Pana, że w wypadku oddalenia się z miejsca zdarzenia bez dokumentów i możliwości zwrotu go panu – prześle go organowi, który prawo jazdy wydał. Stwierdzenia tego nie należy rozumieć jako groźby odebrania panu uprawnień do kierowania, lecz jako informację, co do sposobu postępowania w takiej sytuacji, de facto, porzucenia prawo jazdy”. W dalszej części była mowa, że zarzut nieudzielania informacji o sposobie zgodnego z prawem dokonywania zaopatrzenia, pani w imieniu Prezydenta uważała za chybiony. Podobnie został potraktowany zarzut braku możliwości zapoznania się z treścią sporządzonego pisma na podstawie dokumentów.

 

Gdyby ktokolwiek i kiedykolwiek przejrzał zapis monitoringu, z pewnością zauważyłby, że pojazd straży miejskiej w trakcje interwencji powinien mieć włączone światła uprzywilejowania i moje przemieszczanie się jest zgodne z tym, co opisałem.

 

- Czy pan zaprzeczał i twierdził, że nie naruszył przepisów? – zapytałem.

 

- Nigdy nie zaprzeczałem faktowi popełnienia wykroczenia – i wręczył mi kopie faktur z miejsc o, których wspominał, potwierdzoną kopię swojej skargi przez Urząd Miasta z dwoma adresami, wyrok Sądu Rejonowego w Jeleniej Górze II Wydział Karny i dołączony do tego wniosek Straży miejskiej o ukaranie w postępowaniu zwyczajnym bez rozprawy – tylko wniosłem skargę na sposób przeprowadzenia kontroli.

 

- I co pan zyskał, dzięki swojemu postępowaniu. Zamiast dwieście złotych zapłaci pan teraz czterysta po wyroku sądowym.

 

Wtedy uśmiechem zaskoczył mnie, a jeszcze bardziej słowami, jakie usłyszałem.

 

- Przynajmniej dla mnie trzech strażników przestało być osobami bezimiennymi i dowiedziałem się, że zamiast dążenia do prawdy i poprawy wizerunku Jeleniej Góry. Prezydent Miasta wybrał inną opcję, która polega na usprawiedliwianiu swoich podwładnych bez względu na cenę. Jeżeli chce pan posłuchać, co o straży miejskiej mówią sami mieszkańcy, to proszę ich zapytać jaką pomoc ze strony strażników otrzymują, żeby chronić swoje mienie. Ja byłem w tym mieście ostatni raz, gdy zostałem wezwany na przesłuchanie do siedziby straży miejskiej i nigdy już tam nie wrócę, ponieważ złożyłem wypowiedzenie. Mogę jedynie współczuć mieszkańcom, że powierzyli swoje mienie, zdrowie, a może i życie niewłaściwym osobom. Nawet tym, co głosowali na takiego Prezydenta.

 

Kierowca po tych słowach dopił kawę, pozbierał dokumenty, potwierdzające prawdziwość wydarzeń i żegnając się, wyszedł. Ja przez pewien czas zastanawiałem się, w jaki sposób ktoś wjeżdżający w zakamarki Wrocławia i Legnicy skoro dowodzi zaopatrzenie do naszej fili, zaledwie za jeden pobyt naraził się strażnikom miejskim Jeleniej Góry. Dlatego wolałem być ostrożny i nie ryzykować spotkania z ludźmi, którzy sami nie przestrzegają prawa, skoro znak drogowy im również zabraniał wjazdu i jeszcze do tego gremialnie mijają się z prawdą.

 

Ucieszyłem się, że mój sposób zwiedzania kraju, poprzedzony opiniami innych, sprawdził się i przynajmniej w tym przypadku ominęło mnie rozczarowanie, a może i coś więcej.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bożena Joanna 22.10.2020
    Znam te wszystkie miejscowości z czasów lat osiemdziesiątych. Poleciłabym Karpacz z uwagi na okolice i bliskość gór, gdzie można zagubić się na szlakach, tam z reguły tłok niewielki. Kłopoty z parkowaniem codzienna dolegliwość i ceny.

    Formacja straży miejskiej od dawna krytykowana, a jednak istnieje. Ma swoich obrońców.

    Nie polecam przejazdu wokół Wrocławia, w 2011 roku trwał około cztery godziny, głównie stania z uwagi na wypadek i remont jezdni.

    Pozdrowienia
  • Pasja 23.10.2020
    Zagmatwana sprawa, ale jaka oczywista w wymowie. Scenka jak z komedii Nie lubię poniedziałku. Najlepiej chodzić pieszo po takich miastach. Czy w takich sytuacjach należy dochodzić swoich praw, czy machnąć ręką. Sama nie wiem.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania