Jesień jasnym Dnia blaskiem rozświetlona, czystym czasem złocistym słonecznej Życia Ojczyzny.

Jesień jasnym Dnia blaskiem rozświetlona, czystym czasem złocistym słonecznej Życia Ojczyzny.

 

- Data rozpoczęcia wiersza poetyckiego: 24 - 10 - 2014 - Roku Pańskiego Tradycyjnego.

 

- Żywy czas pędzący, tempem chwili mknący;

pragnieniem dobra, niecienistą potrzebą,

postacią rzeczy szukającą wolności,

nie przeczącej perle serca na skałach miłości;

morskich opokach Dnia, wypiętrzonej dumy,

unoszącej marzenie, nieśmiertelnego szczęścia,

w świecie siły i piękna; rozświetlającego bezchmurność

granatową, jasną życia galowo; słońca promienistością,

istniejącą cudu, na tle krajobrazu lekko jesiennego popołudnia,

wionącego nieco chłodem; snem przyszłości drzew zimowym;

teraz jedynie zdobionych złoceniem, wplatanym w korony,

żółtych liści brzmieniem; na wietrze nie dużym, odbijających

światło bardziej intensywnie powyżej pni, na wyższej wysokości

koron z prześwitem promieni widocznym, po stronie z deka przycienionej,

za którymi słońce emanuje jeszcze dosyć dużą mocą, w ten czas kiedy;

wszystko lśni bardziej wyraziście, białym światłem promieni kolorów życia;

snujących delikatnie radującą pozytywność chwili niezapomnianej ulotnego

klimatu pory roku w szatach królewskich, powoli zrzucanych; listek po listku,

dla coraz zimniejszych poranków; niekiedy naturalnie okrytych mgłą,

nie wielkiej posępności przyrody; która natrętnie pragnie tulić, schnące już niemalże,

ciemno czerwone owoce jarzębinowe, karmiące zmysły nużącym widokiem zwyczajnej dekadencji;

garbatą i niby żałobną postacią małej rozłożystości gałęzi, dosyć niskich drzew ozdobnych;

na tle których, pobliskie krzaki nie całkiem wyłysiałe i jakby przykulone, trochę podobne do wyleniałych wilków,

przyczajonych w pobliżu, znieruchomiałych i trwających w przekleństwie chodnikowych słów pospolitej

ludzkiej niezgody; nadąsanych ofiar porannych pobudek; podążających w pośpiechu do pracy,

oddychających powietrzem jakże świeżego poranka pełnego wilgoci atmosferycznej, która osiadła na trawach

i przymarzła, oszraniając tylko delikatnie powierzchnię liści trawnikowych; tonizując jedynie subtelny klimat,

uspokajający zmysłowo obrazem dla rozumu pozornej nie drapieżności natury; świata ożywionego, tchnieniem

świtu Pańskiego, pieszczącego łaskawie wzrok ludzki; sycąc oczy również higieną łodyg,

które odrzuciły skromności niewinnej niemocą, pod korony krzaków i drzewinek liście;

ułożone wątłą uschłą lekkością, w ściółkę wzbogacającą żyzność gleby w miejscach nie grabionych w ramach prac rejonowych

Na wzniesieniach zaś pagórkowych liście traw wyblakły w jaśniejszy odcień zieleni; przemieszany trochę,

ze zmatowiałą surowo żółtą barwą, przechodzącą w całe łaty marniejącej kolorystycznie roślinności,

tracącej stopniowo pigment, zdrowo żywszej wyglądem struktury, gasnącej coraz bardziej w odcieniach brązu,

gdzieniegdzie nawet, w świetle wczesnego wschodu, progresywnie usuwającego rozjaśnieniem bieli sklepienia

nieba o brzasku; oczyszczającym florę i faunę z półmroku w nowym blasku; będącym przebudzeniem z apatycznego odrętwienia,

niszczącym szatę jegoż cienia, ustępującego z konarów i rudych liści koron niektórych z drzew; jednych z wielu

w połączonej kompozycji kompleksów drzewiasto mieszanych, będących brakiem monotonnego pejzażowego schematu;

a aż istniejącym barw tętniącym widokiem, ponad którym na rozświetlającym się coraz bardziej, lecz jeszcze trochę przyszarzałym niebie,

można czasem było dostrzec szybujące ptactwo zbudzone wczesnym rankiem i przymuszone głodem do poszukiwań pożywienia,

potrzebnego by przetrwać w nieco bardziej już nieprzyjaznym środowisku naturalnym, w wyższym stopniu zanieczyszczonym substancjami

chemicznymi i zdegradowanym w skutek działalności ludzko konsumenckiej, każdego człowieka; na pozór ceniącego czystość wolnego świata

świeżości wolnej od brudu, który pomimo tego, że nie kocha cywilizacji fabrycznej, pełnej kominów; zakładów roboczych, wpuszczających gazy

dymu siarkowego do atmosfery; zwiększającego ryzyko powstania różnego rodzaju schorzeń skórnych oraz innych niebezpiecznych chorób, w

świecie niewolnictwa, nadużywania detergentów i wygody u osób nowoczesnych, które lubią być może; również białość różanych

kwiatów słodko pachnących dziewictwem; delikatnych płatków, w Boskich ogrodach życia subtelności, tam gdzie sen otwiera oczy dla słowa;

snując półszeptem poezję czysto lżejszą, niż zefiru tchnienie świata pozorów milczące, w rozkoszy; spoglądającej w twarz szczęścia, pragnącą przebudzenia mocy

cudów płynących w krainy dal uniesienia, pięknem czystości rosnącej na ziemiach zbawienia, w uczuciach doskonałości...

- Data zakończenia technicznej pracy nad tekstem: 5 - 11 - 2014 - Roku Pańskiego Tradycyjnego.

 

Pisarz i autor prewencyjny: Mirosław Witold Piotr Butrym.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania