Jeszcze nie mój czas
Ciężko jest umiejscowić w czasie trwanie tej historii, która rozpoczęła się w niedawnej przeszłości, zahaczyła trochę przyszłość, rozwinęła się poza czasem, a zakończyła, lub raczej trwa podwójnie teraz. Zacznę jednak opowiadać ją od początku.
Urodziłem się ciut więcej niż osiemnaście lat temu, wcześniej byłem za mały na zrozumienie otaczającego mnie świata. Nie zdawałem sobie sprawy, a właściwie mnie to wcale nie obchodziło, w jakim trybiku politycznym i gospodarczym znajduje się moja rodzina. Najważniejsze dla mnie było zaspokajanie moich pragnień, potrzebami innych wcale się nie martwiłem. W takiej mojej błogiej nieświadomości mijało moje dzieciństwo i wczesna młodość.
Zimowego dnia zderzyłem się z realną rzeczywistością, złapałem zwykłe przeziębienie, czyli zachorowałem na małą z punktu wiedzy medycznej dolegliwość. Zapisałem się już, jako pełnoletni do lekarza pierwszego kontaktu, ponieważ zgodnie z prawem odpowiadałem teraz sam za siebie. Termin wizyty w rejestracji wyznaczono mi za półtora tygodnia i kazano czekać. Udało mi się w tym stanie dotrwać trzy dni, później choroba się rozwinęła i czas mi się skończył. Roztopów nie doczekałem, tak zakończył się mój byt na ziemskim padole.
Rozpocząłem życie w innym świecie, o którym tylko wcześniej słyszałem i nie traktowałem jego istnienia poważnie. Pomimo mojej wcześniejszej ignorancji dostałem tam życie wieczne, jako nieliczny byłem w tym miejscu młody. Wyglądałem świetnie, czułem się doskonale, humor mi dopisywał, potrzebowałem tylko towarzystwa podobnego do mnie, do miłego spędzania czasu. Tylko z tym był największy problem, wszędzie otaczali mnie ludzie starzy, mający już inne potrzeby i nabyte przyzwyczajenia.
Nie poddawałem się w swoich poszukiwaniach i moje starania przyniosły rezultat. Zawdzięczam to doskonałej organizacji i rządzeniu politycznych elit, które bardzo się martwią o zdrowie obywateli. Zawsze starają się bardzo i dzięki nim jesteśmy najliczniejszą grupą młodych pośród wszystkich narodów, zakwalifikowanych do życia wiecznego.
Miałem największe doświadczenie ze wszystkich tam obecnych pomimo młodego wieku, dlatego to ja organizowałem imprezki. Powoli zabawa rozkraczała się na całego, stale przybywało łaknących rozrywki, wiadomo młodzież musi się wyszumieć. Wcześniej nam zabrakło na to czasu, teraz pozostało tylko nadrabianie zaległości. Jednak wszystkim sąsiadom przeszkadzała głośna muzyka, nasze swobodne zachowanie oraz alkohol pędzony przez nas i inne rozweselające używki.
Wapniaki zaczęli pisać skargi do władz, prosili o pilne rozwiązanie problemu z zakłócaniem porządku publicznego. Pod lawiną donosów procedury zostały wszczęte, administracja zadziałała nadzwyczaj szybko i sprawnie. Takie postępowanie zaskoczyło wszystkich imprezowiczów, ponieważ nie zostaliśmy wcześniej przygotowani do takiej ewentualności. Wychowani byliśmy w poczuciu bezkarności za swoje czyny, stałego usprawiedliwiania przez dorosłych, łamania przez nas prawa. Teraz dostaliśmy okrutną i moim zadaniem niesprawiedliwą oceną naszego postępowania. Oponowałem, że nie zostaliśmy uprzedzeni o takiej ewentualności, przecież od życia nam się coś należy.
Jako prowodyr i największy wichrzyciel zostałem skazany na powrót do kraju, z którego się wywodzę. Tylko w czasie sprawnej opieki medycznej umożliwiającej mi dożycie sędziwego wieku. Tak się tez stało, wylądowałem w ciele niepełnosprawnego umysłowo dziecka. Były to czasy, gdy lekarz miał tylko stetoskop i chęć niesienia pomocy. Medycyna była słabo rozwinięta, brakowało lekarstw, a tu nagle trach i wyzdrowiało dziecko. Było sporo sensacji z tym ozdrowieniem związanych, powstało kilka prac naukowych, sporo rozwinęło się karier. Stale przechodziłem jakieś badania, łykałem nowe leki i mimo to dożyłem sędziwego wieku. Teraz jestem emerytem mam sporo wolnego czasu i często przez kuchenne okno widzę siebie, jako wstrętnego bachora i wiem, że zbliża się kres moich dni. Stale krąży mi w głowie jedna myśl, po cholerę mi życie wieczne jak będę tam stary.
Dlatego w swojej ostatniej woli nakazałem spadkobiercom, pod groźbą utraty spadku, że mają podać mi, jako ostatnie tabletki, jeżeli sam nie będę w stanie, całe opakowanie „viagry”. Moim planem jest znowu tak zaszaleć, żeby ponownie wywalili mnie na zbity pysk z tego życia wiecznego, na ziemię już, jako młodego.
Komentarze (5)
To "niebo" to trochę takie "piekło" dla niektórych. :D
Piąteczka!
"a zakończyła, lub raczej trwa podwójnie teraz" - w porządku, ten przecinek jest dobrze, bo zacząłeś wtrącenie, ale jeszcze trzeba je zamknąć, więc przecinek po "podwójnie"
"W takiej mojej błogiej nieświadomości mijało moje dzieciństwo i wczesna młodość." - usunęłabym pierwsze "mojej", żeby się nie powtarzać
"Zapisałem się już, jako pełnoletni do lekarza pierwszego kontaktu" - bez przecinka
"wiadomo młodzież musi się wyszumieć" - przecinek po "wiadomo"
"zabawa rozkraczała się" - a nie rozkręcała? Rozkraczać, to raczej psuć np. w wypadku samochodu ;)
"Tak się tez stało" - też*
"Teraz jestem emerytem mam sporo wolnego czasu" - przecinek po "emerytem"
"widzę siebie, jako wstrętnego bachora i wiem" - bez przecinka
"po cholerę mi życie wieczne jak będę tam stary." - przecinek po "jak" i znak zapytania
"z tego życia wiecznego, na ziemię już, jako młodego." - pierwszy przecinek zbędny, a drugi wędruje przed "już" :)
Ubawiła mnie końcówka, znalazłam wreszcie coś nieco innego u Ciebie :) Początek opowiadania skojarzył mi się nieco z tekstem "Jaś nie doczekał" Marii Konopnickiej. Zostawiam 4,5 ze względu na błędy czyli 5 i pozdrawiam :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania