Jezus
Leżał na skalistej ziemi na krzyżu, za wyjątkiem skrawków zniszczonego płótna zakrywającego tylko jego biodra, był całkowicie nagi. Wokół stały tłumy zarówno tych zwykłych gapiów, których przygnała tu ciekawość jak i szczerze przerażonych i zrozpaczonych ludzi. Wśród obserwatorów byli też tacy, których niewątpliwie upajał ten widok.
On leżał na krzyżu z lewym nadgarstkiem nienaturalnie wygiętym do środka przedramienia. Między palcem wskazującym a kciukiem trzymał wielki gwóźdź, przytykając go dokładnie pomiędzy ścięgna nadgarstka. Jego prawa ręka szukała po omacku młotka, którego nie widział ale wiedział, że leży tuż obok. Znalazł go, chwycił mocno w dłoń..
- Nie rób tego !!! - dało się usłyszeć krzyki wśród otaczającego go tłumu.
- Przecież to Wy kazaliście mi to zrobić Wyyyy !!!
Zebrani dookoła zaczęli oglądać się na siebie. Ze zdziwieniem i trwogą zaczynali się nawzajem dopytywać.
- Którzy to mu kazali to zrobić ?
- Gdzie oni są ?
Ktoś krzyknął:
- To nie słuchaj Ich, nie rób tego!!!
- Nie “Ich” to Wyyyy ! - On krzyknął z wściekłością unosząc wzrok na zebranych najbliżej Niego.
Jego ręka znalazła młotek, chwycił za trzonek i uniósł młotek nad siebie. Spojrzał na lewą dłoń i bez zastanowienia uderzył z całej siły w gwóźdź. Zawył z bólu tak przerażająco, że większość się cofnęłą. Jego dłoń i przedramię spływało krwią, a Ci którzy stali najbliżej mieli jego krew na twarzach dłoniach i szatach. To jednak było dla Niego zbyt mało, wziął kilka głębszych oddechów i zaczął szukać prawą ręką młotka, który wypadł mu przy pierwszym uderzeniu. Obłęd w jego oczach zdawał się nie mieć granic. Odnalazł młotek i uniósł go w górę.
- Tak to wszystko Wy - powiedział cicho, a później z jego ust wydobył się wrzask.
- A teraz Jaaa, Jaaa sam to zrobię !!!!!
Uderzył drugi raz z całej siły. Tym razem nawet nie jęknął z bólu…zaczął się śmiać.
- Tak teraz Ja, hahaha. Ja sam, sam, sam, a Wy patrzcie !
I uderzał, uderzał uderzał…
A Oni patrzyli. Część odeszła. Część podeszła bliżej. Wbił gwóźdź do końca. Opadł z sił, a gdy wydawało się, że zemdlał, kilku odważniejszych z tłumu zaczęło podchodzić bliżej. Kiedy byli o krok od niego ocknął się nagle i krzyknął
- Nie zbliżajcie się do mnie !!!
Cofnęli się, a on znowu jakby spał. Bali się podejść, zaczęli się modlić. Po kilku minutach otworzył oczy i zaczął coś niezrozumiale szeptać. Nie rozumieli go. Podchodzili powoli, ostrożnie coraz bliżej aż jego słowa zaczynały być dla nich zrozumiałe, mówił:
- Proszę pomóżcie mi.
Rzucili się do Niego, zaczęli opatrywać rękę, a ktoś próbował w jakiś sposób wyciągnąć gwóźdź.
- NIEEEEEE !! - krzyknął przepełniony złością, położył prawą rękę na drzewcu krzyża i powiedział z uśmiechem
- Ktoś musi przybić drugą..
Cofnęli się wszyscy przerażeni patrząc na siebie nawzajem, kiedy ktoś w końcu powiedział do Niego.
- Jak to drugą? Daj sobie pomóc już wystarczająco zobaczyliśmy
- Zobaczyliście?? Nic nie rozumiecie!! Przecież to Wy mi to kazaliście zrobić, a teraz nie chcecie mi pomóc!? Kimże jesteście o plugawi, niegodni obłudnicy. Brzydzę się Wami idźcie stąd wszyscy precz!!!
Nie chcieli odejść, ale On godzinami wykrzykiwał, że mają mu pomóc wbić drugi gwóźdź, przeklinał ich. Wydawałoby się, że tyle wylanej krwi powinno go osłabić a On stawał się coraz to głośniejszy i głośniejszy.
Nikt nie chciał wbić drugiego gwoździa. Odeszli wszyscy. Został sam. Z lewą ręką przybitą do krzyża, młotkiem i gwoździem. Nie mógł znaleźć żadnego sposobu aby wbić samemu drugi gwóźdź. Chwilę przed skonaniem uśmiechnął się sam do siebie i powiedział
- Jakby ten krzyż stał, a nie leżał. I jakbym miał obie dłonie przybite. Jakże pięknym byłbym symbolem! A tak leże na krzyżu z jedną ręką przybitą, drugą nie mam sił już ruszać obok mnie narzędzia Ich zbrodni na mnie… Ich? Nie no przecież to Ja sam sobie wbiłem ten gwóźdź. Nie Oni. A gdzie Oni są? Może by mnie jednak zdjęli ? Ano tak, wygnałem ich wszystkich. A w ogóle jak to się stało, że ja tu z tym krzyżem wszedłem ? - i skonał …
A jak to się stało?
Długa historia.
Każdy ma swoją.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania