Joel

JOEL

 

Podróżował już od trzech dni , był przemoczony i przemarznięty , konia stracił dwa dni temu ,gdy ten złamał nogę gdy prowadził go w dół stromego zbocza , musiał go dobić ,aby oszczędzić zwierzęciu jeszcze większego bólu ,gdyby miały go dorwać wilki albo inne drapieżniki . To był doby koń pomyślał i nagle poczuł smutek , miał go od blisko czterech lat . Jak dziś pamiętał chwile ,gdy ojciec dał mu w prezencie młodego źrebaka o pięknym już wtedy czarnym jak noc umaszczeniu . Był to tradycyjny prezent jaki dostawali chłopcy z nazwiskiem rodowym na czternaste urodziny , jako symbol tego że przestają być chłopcami a stają się mężczyznami . Tamtego dnia dostał wiele prezentów od zaproszonych gości , jednak ten był najwspanialszy , cały tamten dzień był wspaniały .Dużo jednak się wydarzyło od tamtej chwili , i teraz zamarzał w tej piekielnej kotlinie na końcu świata otoczony ze wszystkich stron przez lasy i stoki gór , bał się rozpalić ogień , nieprzyjaciel zapewne był nie daleko .Zastanawiał się tylko , jak wszystko mogło się tak spieprzyć. To miała być prosta misja, mieli dostarczyć nakaz wykonania egzekucje na dzikich których schwytano , następnie mieli wrócić do swoich kwater , jednak wszystko poszło źle. Od samego początku gdy przekroczyli granice puszczy ,miał wrażenie że ciągle ktoś ich obserwuje . Tylko ktoś niespełna rozumu mógł mówić, że ta puszcza należy do reszty królestwa . Gdyby nie złoto i rudy żelaza w dalekich górach, nikt by nawet nie rzuciłby okiem na tą przeklętą krainę .A jednak od wielu lat, w tym cholernym lesie który zajmował cała środkowa część wyspy i jeszcze dalej poza nim pośród skalistych gór ,gdzie smaga mroźny wicher, giną setki ludzi zarówno żołnierzy nękanych przez tubylców jak i górników którzy pracują w kopalniach . Dokładnie nie wiadomo ilu poniosło śmierć w tej nie gościnnej krainie skał lasów i mroźnych wichrów .O dziwo podróż minęła bez najmniejszego incydentu , jedynie jeden z koni okulał, i musieli go zostawić w jednej z wiosek drwali w głębi puszczy . Pomimo spokojnej podróży nie opuszczało go poczucie niebezpieczeństwa .

Trzy tygodnie od wyruszenia z Nowego Portu , zbliżyli się do celu swojej podróży .

Gdy wkraczali do wioski zmierzchało ,słońce zaszło za horyzontem przed godziną , powoli zapadał zmrok , była piękna pogoda ,pierwsze gwiazdy pokazywały się właśnie na niebie , to była jedna z nielicznych pięknych rzeczy w tej krainie , jednak coś było nie tak , mała wioska która nosiła nazwę Ostatnie Drzewo była całkowicie pogrążona w ciemności , w żadnym z domostw nie paliło się choćby najmniejsze światło .Domy ściśle do siebie przylegały tworząc okręgi , mijając pierwszy okrąg zwykłych drewnianych domów krytych strzechą zauważyli że niektóre są uszkodzone jakby nie dawno ktoś atakował osadę , dwa domy były całkiem zniszczone , została z nich kupka gruzu .Po minięciu pierwszych domów, konie zaczęły dziwnie się zachowywać , dowódca dał znak żeby zsiąść z koni i zacząć je prowadzić . W czwartym okręgu wszystkie domy były w nieco lepszym stanie , widać było że te domy stanowią centrum wioski i mieszkają tutaj najbogatsi mieszkańcy zwykłe drewniane chaty ale przynajmniej żadna z nich nie rozpadała się tak jak te bardziej na zewnątrz ,w tutejszych warunkach można to było nazwać bogactwem .Jeden z domów miał nawet dach z dachówek, musiał w nim mieszkać ktoś kto był przywódcą tej społeczności , miejscowi nazywali ich mianem starszych .Na kontynencie najpodlejszy biedak żył lepiej niż mieszkańcy tej wioski . Pośrodku osady stała mała kamienna wieża ,przestrzeń między domami a wierzą wyłożona była wygładzonym szarym kamieniem ,ekstrawagancja ludzi z kontynentu ,którzy wyłożyli błoto zmieszane z gównem równo przyciętymi kamiennymi kostkami wybudowali wieżę, która miała być centrum władzy na tą osadą . Zmierzali więc dalej w stronę wieży ,gdzie powinien być mały garnizon który stacjonował w tej wiosce . Tupot żołnierskich butów i końskich kopyt które stąpały po kamieniu zdawał się potęgować i nadawał brzmienia jakby maszerował cała armia. W końcu dowódca podszedł do drzwi i zawołał

— Jest tam kto ?

Odpowiedziała mu głucha cisza . W innym miejscu ktoś zauważył cień poruszający się między domami , robiło się ciemniej z każdą chwilą , zapach który dochodził z wierzy był nie do wytrzymania , w końcu dowódca nie wytrzymał i kazał dwóm podkomendnym wyważyć drzwi , te ustąpiły po kilku uderzeniach . Za drzwiami ukazał się okropny widok, teraz już wiedzieli gdzie podziali się mieszkańcy wioski oraz garnizon ,wszyscy zostali rzuceni na jedną kupę , niektórym brakowało głów innym nóg albo rąk , inni nie mieli oczy , wszyscy byli martwi , dzieci , kobiety ,mężczyźni ,wszyscy . Odór był odpychający ,ci z żołnierzy którzy weszli do środka natychmiast wychodzili by zwrócić to co zjedli na obiad . Obraz masakry tylko spotęgował obawy wszystkich , teraz każdy z niepokojem zerkał w ciemność miedzy domami . Wtem drogę którą przed chwilą przybyli zagrodził potężny mężczyzna w czarnym jak noc płaszczu , w jednej ręce trzymał laskę z czaszką u góry , a w drugiej miecz, był to szaman , tylko oni tak się ubierali co gorsze niektórzy podobno posiadali tajemne moce , chociaż on w to nie wierzył , sądził że są to po prostu sztuczki . Szaman zaczął intonować pieśń w swoim mrocznym języku , z każdym jego słowem mrok gęstniał , spomiędzy domów zaczęli wychodzić inni ludzie uzbrojeni we wszystko co nadawało się do zabicia człowieka , od wideł po miecze ,każdy odziany w te ich skóry. Dowódca dał sygnał żeby wprowadzić do wierzy konie ,szło to jednak opornie , konie wzdrygały się przed wejściem do wierzy , trzeba je było wprowadzać siłą ,wróg jednak nie podchodził , gdy wszystkie wierzchowce wprowadzono do wieży , my także wbiegliśmy do środka zatrzaskując drzwi za ostatnim z nas.

– co robimy ? – zapytał Joel

– Chodźmy na górę .

Wraz z kilkoma ludźmi ruszyliśmy po schodach reszta została przy

drzwiach . Na górę prowadziły drewniane schody , które przy każdym kroku skrzypiały złowrogo . Gdy dotarli na szczyt wieży, panował nienaturalny mrok , słonce nie mogło skryć się za horyzontem dalej niż pół godziny temu , mimo to było zupełnie ciemno .

Kilku dzikich miało ze sobą pochodnie , dzięki temu można było oszacować liczbę wrogów na dwie setki . Znacznie za dużo żeby próbować się przebić .

– I co teraz – zapytał jeden z żołnierzy .

– A skąd ja to mam wiedzieć – odparł dowódca ,który zwał się Szybkim Johnem .

Było to złośliwe przezwisko wymyślone przez żołnierzy ,Szybki John zawsze musiał się trzy razy zastanowić zanim podjął ostateczną decyzję , jednak był dobrym dowódca .

—Nie będę nikogo okłamywał nasza sytuacja jest fatalna – ciągną dalej Szybki John z lekkim uśmiechem na twarzy .

– Musimy przedyskutować naszą sytuacje z pozostałymi , ale najpierw chce was spytać o zdanie , wam ufam najbardziej . Najważniejszą sprawą jest wydostanie nas stąd żywych macie jakieś propozycje ?

– Może poddajmy się ? – zaproponował Sarik . Joel pomyślał ,że równie dobrze sami mogli wskoczyć na zaostrzony pal , mimowolnie uśmiechną się na ten pomysł

– Sarik ty jednak jesteś skończonym debilem, nic by nie dało twoje poddanie, jedynie przysporzyło cierpień na torturach, a po tym wszystkim miłego siedzenia na zaostrzonym palu – odparł Joel

– Tak , Joel ma racje poddanie nie wchodzi w grę ,musimy wydostać się z tej cholernej pułapki ¬¬¬– zamyślił się

– Tak łatwo dać się złapać – westchnął Szybki John .

– Nic mądrego nie wymyślimy , nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji , jedyne co możemy zrobić to spróbować się przebić przez tych sukinsynów i powiedzieć śmierci nie dziś. – Oparł najstarszy z nas , stary Hueg , jego życie poświęcone było wojaczce , jednak wiek nadwątlił jego siły we władaniu mieczem

–Masz racje Hueg ,musimy się przebić lepiej umrzeć próbując coś zrobić niż umrzeć z głodu i pragnienia w tej wieży ,chodźmy na dół musimy ustalić szczegóły z resztą wy dwaj – rzucił w stronę dwóch żołnierzy przy schodach.

–zostańcie tu, rozglądajcie się czy nie atakują , w razie czego podnieście alarm – rzekł dowódca

– Tak jest ,ser – odparli .

Na dole panował ponury nastrój , wszyscy wiedzieli w jakim są położeniu , większość ostrzyła broń , reszta się modliła wszyscy pili aby dodać sobie odwagi . Strach i zdenerwowanie było czuć w powietrzu

– Bracia – zaczął Szybki John – Wiecie jak sytuacja wygląda , jesteśmy otoczeni bez najmniejszych szans na przetrwanie, jeśli damy się zamknąć w tej wierzy , musimy wyjść wrogowi na spotkanie , przerwać jego szyki , i uciec , nie ma innej możliwości . Niektórzy myślą może o poddaniu ,Jeśli chcecie skończyć na palu to proszę bardzo możecie się poddać , Nie wiem jak wy ale chciałbym jeszcze trochę pożyć – zamyślił się na chwile

– Plan jest taki , wsiadamy na koń , i ruszamy do północnego wyjścia z wioski

– Ser ale las jest za południowym wyjściem z wioski – stwierdził jeden z żołnierzy .

– Tak i oni tez to wiedzą . dlatego pojedziemy do północnego wyjścia , miejmy nadzieję ze nie będzie dobrze pilnowane , nie ma na co czekać ,wołajcie tych dwóch z góry.

–Ruszamy !

Chwilę późnij wszyscy byli na koniach , było nas ledwo dwudziestu.

Ciekawe ilu wróci na bezpieczne wybrzeże – pomyślał wtedy Joel

Otworzono drzwi , ruszył zaraz za dowódcą , lecz zaraz wyhamował ,zatrzymał się w mroku ,zaledwie kilka metrów przed nimi stali żadni krwi ludzie którzy w wielu aspektach przypominali bestie . Ostatni konny wyjechał z wieży i dał znać dowódcy że wszyscy są na zewnątrz ,

– Na przód – krzykną Szybki John i ruszył w lewą stronę a za nim reszta kompanów ,pomimo mroku można było dostrzec lekkie zdziwienie dzikich , oddział ruszył w stronę północnego wyjścia , na drodze stanęło kilku nieprzyjaciół , zostali szybko zabici .Sam rozpłatał jednemu głowę , po lewej jeden z żołnierzy odciął głowę mężczyźnie który stanął na jego drodze . Jakimś cudem wydostali się z placu , za nimi było słychać zawodzenie szamana i krzyk barbarzyńców którzy ruszyli za nimi . Pędzili galopem pomiędzy kolejnymi okręgami domów ,ich wybawienie wydawało się bliskie . Jednak ci z przodu gwałtownie wyhamowali , musiał gwałtownie spiąć konia aby nie uderzyć z całym impetem w resztę .Barykady pilnowało kilku dzikich rozgorzała szybka i krwawa walka ,wyszkolenie żołnierze wzięło górę i wkrótce na ziemi leżało sześć trupów

– Z koni– krzykną Szybki John.

– Wy – wskazał na grupkę pięciu żołnierzy.

– Rozwalcie tą barykadę , reszta do mnie .

Zza ich pleców zaczęli wyłaniać się wrogowie

Ruszyli za dowódcą , zatrzymali się między dwoma budynkami , miedzy jednym a drugim budynkiem była tylko droga o szerokości trzech metrów

– Joel ,Sarik ,Goran , do pierwszego szeregu

Cholera zginę w tej dziurze – pomyślał Joel, lecz staną obok dowódcy i dwóch towarzyszy

– Reszta niech stanie za nami i w miarę możliwości osłania nas tarczami , i wypatrujcie czy nikt nie chce dobrać się do naszych flanek – wydał polecenie

– A wy tam przy tej barykadzie pośpieszcie się na Bogów , nie mamy całej nocy. – krzykną ze złością , a żołnierze przy barykadzie ruszyli do swojej roboty .

Odgłosy nadchodzących nieprzyjaciół dochodziły z coraz bliższa

Krzyki nasilały się , z ciemności wypadło czterech przeciwników żadnych sława i upojonych alkoholem. Wpadli na ich tarcze, Joel szybko odtrącił tarczę jednego z napastników , i szybkim cieciem rozpłatał przeciwnikowi gardło, ten upadł na ziemie, przez chwile krew tryskała na wszystkie strony lecz po chwili potok ustał , a jego umierający przeciwnik krztusił się własną krwią , obok padło kolejnych dwóch dzikich , Szybki John właśnie wyciągał miecz z wnętrzności jednego z nich , a Sarik dobijał drugiego . Goran walczył z olbrzymim blondynem który był o głowę od niego wyższy. Blondyn swoim monstrualnym mieczem zasypywał ciosami tarcze Gorana , Joel wykorzystał to , i wbił blondynowi miecz w bok , ostrze z oporem przedzierało się przez żebra ale siła uderzenia była wystarczająca aby się przebić . Z gardła blondyna wydobył się straszliwy krzyk , po chwili padł martwy .

Coś świsnęło mu nad głową

– Strzały – pomyślał – cholerne tchórze

– Tarcze – krzykną – w jednej chwili ich towarzysze z tyłu zaczęli ich osłaniać swoimi tarczami ,w ich stronę poleciało jeszcze kilka strzał , lecz ostrzał szybko ustał .

Z tyłu dochodziły do ich uszu odgłosy zmagających się z barykadą , A z przodu nadciągali kolejni przeciwnicy , tym razem cała chmara , a nie pojedynczy przeciwnicy

– Mur z tarcz – krzykną dowódca – w ostatnim momencie udało im się ustawić szyk , moment dłużej i nieprzyjaciel wbił by się w nich jak w masło , Jednak i tak siła uderzenia była potężna , prawie przełamała ich szyk , nieprzyjaciel napierał nie miłosiernie , Joel starał się zadawać jak najwięcej pchnięć z za swojej tarczy , jednocześnie napierając jak najmocniej do przodu , inni też walczyli z całych swoich sił . Lecz nieprzyjaciół było zbyt wielu a ich napór zbyt silny ,żeby mogli długo wytrzymać , cofali się centymetr po centymetrze . W jeden z przeciwników ugodził go włócznia w napierśnik , powodując bolesne stłuczenie na piersi . Napierśnik wytrzymał uderzenie , nie można tego samego powiedzieć o uderzeniu które sam wyprowadził w odwecie , dosięgło miękkiego brzucha przeciwnika , poczuł dziwna satysfakcje . W przednik szeregu wszyscy byli już ranni jedynie on na razie pozostawał bez otwartej rany . Goran leżał na ziemi z rozwaloną głową , jego miejsce zajął ktoś inny ,

– Wytrzymajcie jeszcze chwilę zaraz rozwalimy tą blokadę – krzykną ktoś z tyłu .

Nieprzyjaciel jakby się domyślił co krzykną ich towarzysz , natarli ze zdwojoną furią , żołnierz na miejscu Goran nie wytrzymał naporu i upadł ,wywracając Sarika, wróg wdarł się w ich formację , Sarikowi jakimś cudem udało się wstać , nieszczęśnik który pierwszy upadł nie miał tyle szczęścia . Kolejni przeciwnicy wpadali w ich szyk , teraz była to już prawdziwa rzeźnia I chaos

Każdy walczył osobno , a nieprzyjaciół przybywało .

W ostatnim momencie zdołał odbić tarczą ,spadający na niego cios topora , przeciwnik zachwiał się straciwszy równowagę po nieudanym ciosie , uderzył napastnika tarczą w twarz , ten stracił na chwile orientacje , co pozwoliło Joelowi na wbicie miecza pod pachę przeciwnika . Nie musiał długo czekać na następnego przeciwnika ledwo wyciągną miecz z ciała jednego a zaatakował go kolejny, jednak zdołał się uchylić , cios nowego wroga chybił o włos , lecz on sam przy kontrataku trafił , rozciął przeciwnikowi twarz , ten rzucił swoją broń i chwycił się za twarz , Joel zakończył jego męki wbijając mu miecz w okolice serca . Obok niego panował kompletny chaos , ich dowódca właśnie umierał zadźgany przez trzech przeciwników . Sarik walczył z dwoma przeciwnikami na raz , połowa z towarzyszy leżała martwa , druga połowa rozpaczliwie walczyła o życie . Wtem rozległ się upragniony głos

– przejście oczyszczone , chodźcie .

Bez zastanowienia ruszył w tył, po drodze starał się zadać jak najwięcej ran przeciwnikom , którzy walczyli z jego towarzyszami , Wkrótce było z nim trzech żołnierzy ,ruszyli w stronę koni , krzycząc po drodze do innych żeby tez uciekali .

Dotarli do koni i bez zastanowienia ruszyli w mrok poza wioską , ci co oczyścili drogę byli Dalego z przodu . Obok niego było może pięciu kompanów nie mógł tego stwierdzić ,teraz dbał już tylko o swoje życie , reszta poległa przy wyjściu, szkoda było Szybkiego Johna , to był dobry dowódca , żal mu też było Gorana , znał go od dwóch lat , Sarikowi jakoś udało się zachować ten swój brzydki łeb na szyi , lubił go chociaż był strasznie irytujący . Strzały świstały im koło głów , dwie z nich dosięgły celów ,dwóch jego towarzyszy dostało w plecy i spadło z konia , reszta jechała dalej , nie zwracając uwagi na towarzyszy których czekała niechybna śmierć

– Zawracamy łagodnie na północ – krzyknął do innych .

Ruszyli łagodnym łukiem , po krótkim galopie dotarli do ścieżki którą przybyli do wioski ,

Przed nimi gnało pięciu ludzi na koniach którzy rozbili barykadę ,właśnie dotarli do granicy lasu , ich dzieliła jeszcze odległość strzału z łuku . Każdy metr ciągną się niemiłosiernie , lecz w końcu dotarli do linii lasu.

Mile dalej dogonili tych przed nimi , wtedy trochę zwolnili dając koniom wytchnąć , Konie były ich przepustka do przetrwania

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania