John i Mary
Zalegałem randki lunatyczkom,
kolegom przewlekłe sprawy do odkapslowania.
Siostra przewidywała nienagrzaną pierzynę.
Matka wypychająca mnie z marnowanego czasu,
poza szwendaczkę wewnętrzną pokazała,
jak wyglądają stare szturmaki.
Obok kościoła przy drodze do miasta, w ruderze
dzielili z myszami legowisko, zapasy zmierzchowej ślepoty.
Kończył im się szpyrytus, po kieliszku przed snem.
Dobry na wszystko, nie pomagał, kiedy myśleli o dzieciach,
które poupadały za daleko od ich osiwiałego oddania.
(Odrzutom z wytrzeźwiałek, Tworek, mentalnym odrzutowcom, nie odpowiada niczego nie
wymóżdzą)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania