Jucha szepcze 1z2

Katehrina Pollmood zmarła. Nic nadzwyczajnego. Ludzie umierają bez przerwy i wytchnienia. Ale Katehrina — blond włosy anioł, obiekt westchnień facetów z całej dzielnicy umarła w dziwaczny sposób. Wczesnym rankiem, kiedy śpiew ptaków koił i rozbudzał, jeszcze na wpół śpiący umysł, Katehrina spacerowała po swojej sypialni, jak to zwykle miała w zwyczaju. Pomagało to przezwyciężyć senność i otępienie. Po skończonych ćwiczeniach pobudkowych wyjrzała przez okno na ulicę. Pusto. Jedynie kilka aut zaparkowanych w równym rzędzie i stado ptaków dziobiących asfalt. Przyglądała się nim z zaciekawieniem. Kremowy szlafrok mimowolnie zsunął się z ciała, odkrywając lewą pierś w zmysłowy sposób. Oblizała wargi. Truskawkowa szminka z zeszłego wieczoru rozstawiła w ustach owocowy posmak. Poranna łuna malowała na niebie czerwone pasma przenikające biel obłoków i dymu z fabryk po drugiej stronie miasta. Odsłoniła zasłony i firany, po czym wyszła z sypialni. Drzwi pozostawiła uchylone, choć pozostała z młodzieńczych lata fobia nigdy na to nie pozwalała. Niewielka szparka pomiędzy drzwiami a futryną była jak międzywymiarowe przejście dla demonów i stworzeń na tyle ohydnych, że jedynym sensem ich istnienia jest mordowanie małych dziewczynek i chłopców. Święte słowa mamy.

Na zewnątrz było ciepło. Szlafrok w zupełności wystarczał tak samo, jak puchate królicze bambosze. Stanęła na progu widząc, że zgraja ptaków powiększa się. Ulica zmieniła się w czarny ptasie dywan wijący się niespokojnie. Nabrała odwagi. Po raz pierwszy, bez zawahania się.

 

— To jest, ohydne. Bardziej niż poranne rzygi.

— Masz rękawiczki. Bierz to, drugi raz nie powtórzę. Lukrecja mi stygnie w chałupie, tymczasem muszę robić za sprzątaczkę. To chociaż mi pomóż. — Baxter Biofano podał posterunkowemu kawałek ramienia i częściową zmieloną wątrobę. Oba fanty leżały na trawniku sąsiadki — Emily Huggard, która gdy zobaczyła obrazek jak z koszmaru, wpierw zaczęła wrzeszczeć i się ślinić. Potem zadzwoniła na policję.

— Lukrecja nie jest zdrowa w pańskim wieku, sierżancie. Poza tym gotowana lukrecja smakuje jak rzygi koczkodana.

Biofano spojrzał wymownie na chłopaka. Blond włosy skrywały resztki trądziku i szramę po upadku ze skutera. Jego wzrok napotkał błękitną głębię oczu posterunkowego Fillongo i natychmiast został przez nie wciągnięty. Hipnoza nie jest dziedziczna po cyrkowym dziwaku z rodziny ani nie jest przenoszona krwią, gdy taki postanowi zatopi swoje zęby w twoim ciele. Ale mimo to Biofano poczuł się dziwnie. Jakby obdarty z oschłej, groźnej powłoki mentora i autorytetu niedostępnego dla zwykłych zółtodziobów. Wstał i skierował się do grupy gapiów stojących na trawniku Emily Huggard wraz z nią.

— Co z nią? — spytał ktoś z grupy.

— A jak widać? Zupełnie nic. Rozmawiałem z nią. Upiła się i wywróciła, potem zawaliła łeb o krawężnik, by na końcu niechcący rozczłonkować się. Jeszcze jakieś pytania?

Ponure twarze omiotły spojrzeniami sierżanta, po czym skierowały się na plamę krwi na trawniku Emily Huggard. Kobieta wystąpiła krok naprzód.

— Macie sprzątnąć tę juchę z mojego trawnika. Nie życzę sobie, jasne?

— Ależ oczywiście pani Huggard. Zaraz poproszę posterunkowego Fillongo, żeby zlizał krew do ostatniej kropli.

— Pan sobie ze mnie żartuję.

Nie odpowiedział. Odszedł, zostawiając kobietę z zagwozdką na następne godziny. Niech rozważy to z psiapsiółkami przy brydżu.

— Posterunkowy.

— Tak jest.

— Gdzie fanty, które wam dałem?

— Leżą tam, na kupce z resztą — wskazał kopiec wnętrzności, kończyn i resztek ubrań.

Kilku policjantów szukało głowy. Bez skutku. Obeszli kilkakrotnie dom Katehriny Pollmood. Ani śladu charakterystycznej blond łepetyny o anielskim spojrzeniu i truskawkowych ustach.

Sierżant zbliżył się do dwóch innych policjantów przyglądającej się stercie. Obaj raczej znużeni udawali, że sytuacja jest nader poważna. Puste spojrzenia błądziły nie wiadomo gdzie. Prawdopodobnie cierpieli na ciężki przypadek deficytu w dymaniu. Możliwe, że sterta wnętrzności i kończyn należała do obiektu ich westchnień w mokrych snach i marzeniach.

— Co wiemy?

Cisza.

— Ej, romantycy, zadałem pytanie.

— Nic. Se umarła po prostu. Szkoda jej — odpowiedział jeden.

— Czyżby? Wygląda na morderstwo. I to pojebane mocno.

— Tak, ale to nic nie zmienia. Nie żyję. Żeby chociaż głowę znaleźli, abym jeszcze jeden raz spojrzał jej w oczy — dodał drugi.

Sierżant parsknął śmiechem.

— Głębi w jej wzroku bym nie szukał. Podobno i za życia nie należała do wielowymiarowych. Nie to, co posterunkowy Fillongo.

Speszyli się. Sierżant odszedł z chytrym uśmieszkiem na ustach. Przekroczył próg domu i rozejrzał się. Mętny, nijaki korytarz zdobiły obrazy martwej natury i zimowe pejzaże. Na końcu znajdowała się sypialnia. Przestronna, ale równie nijaka. Spore łoże kryła częściowo kremowa kołdra w fioletowe lilie. Sierżant nie należał do typów wzrokowych. Lubił dotykać, macać i grzebać. Pora było więc pomacać co nieco.

Wolność. Ciekawe uczucie, jednak dla niej było wiecznie niezaspokojone. To było jedno z jej marzeń. Poczuć, że świat cię puszcza ze swych objęć, zostawia samemu sobie. To była myśl przewodnia, kiedy rzucała się na dywan z ptaków. Te były wyjątkowe. Nie umiała ich rozpoznać. Były czarne, ale ich oczy świeciły rubinowym połyskiem. Upadła na miękki dywan i chwyciła jednego z ptaków. W miękkich dłoniach wił się niespokojnie, dziobiąc nadgarstek i palce. Czuła ból, ale czuła też niesamowite podniecenie. Ścisnęła mocniej i zaciskając wargi, wsadziła go do pochwy. Wepchała jak nowiutki wibrator, głębiej i głębiej aż na zewnątrz wystawał jedynie skrawek ogona. Jęczała, ale jej orgazm zakłóciło skrzeczenie ptasiej chmary. Pożarła ich brata. Lekko poruszający się ogon świadczył, że ptak nadal żył, jednak jego dni były już policzone. Wyciągnęła go i wsadziła jeszcze raz, a potem jeszcze kilka razy jęcząc coraz głośniej. Było jej dobrze. Bardzo. Oczy wyszły z orbit, krew buzowała w całym ciele. Nie zauważyła, że reszta ptasiej braci zaczęła się do niej dobierać jak do karmidła. Zasypana czarną chmurą trzepoczących skrzydeł wydała z siebie szaleńczy wrzask. Na próżno. W kilka chwili stała się jedynie ledwo żyjącym torsem z doczepioną głową i ptakiem w pochwie. Anielskie spojrzenie, którym hipnotyzowała mężczyzn utonęło w odmętach śmierci.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Aisak 18.08.2019
    Rany julek :-/
  • Wrotycz 18.08.2019
    Mizoginia jak nic, czujesz? - wyszeptała ciachana ciężkim absurdem fabuła.
    To będzie jeszcze część druga? A po co? :)
  • marok 18.08.2019
    No będzie, bo tak jest plan
  • fanthomas 18.08.2019
    Wena widzę jest.
  • fanthomas 18.08.2019
    No końcówka jest dobra, daje nadzieję na udaną część drugą
  • JamCi 19.08.2019
    O kurcze... Toś to siok. Boje się Ciebie czy co? ;-)
  • marok 19.08.2019
    dlaczego? Toć ja niegroźny :)
  • JamCi 19.08.2019
    maroku super tekst. Straszny i świetny.
  • JamCi 19.08.2019
    marok boję bo straszne.
  • marok 19.08.2019
    JamCi nie trzeba. Mam po prostu taką fazę na dziwne teksty ostatnio
  • JamCi 19.08.2019
    marok i super. Są świetne.
  • Canulas 21.08.2019
    "Stanęła na progu widząc, że zgraja ptaków powiększa się. Ulica zmieniła się w czarny ptasie dywan wijący się niespokojnie. Nabrała odwagi. Po raz pierwszy, bez zawahania się." - obadaj ile masz tu "się"

    "gdy taki postanowi zatopi swoje zęby w twoim ciele." - ć

    "Emily Huggard wraz z nią.
    — Co z nią? — spytał ktoś z grupy.
    — A jak widać? Zupełnie nic. Rozmawiałem z nią." - 3x z nią - ał

    Ogólnie zajebiscie pojebane, ale od groma zanieczyszczoneslowqmi takimi jak: było i się.
    Się to chyba ze trzy miliony razy występuje.

    Natomiast należy Ci się ogólna pochwała rozwojowa. W końcu Twoje teksty zaczynają mieć to coś, czymkolwiek by to nie było.
    Na pewno duży progres w kreacji postaci. Naprawdę w tym aspekcie mega. Kompresujesz treść, ale uwidaczniasz ciekawostki.
    Tylko trza oczyścić trochę
  • marok 21.08.2019
    No właśnie. Teraz pora na przeczyszczenie. Tekst pisany na żywioł. A jaj mam tak że jak długo leży to tracę chęć żeby go wstawić. No nic. Postaram się wyczyścić to trzeba. Chociaż 3 miliony kurde to sporo

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania