Justyśka i moczarowy potwór (bizarro, horror komediowy)

Bum! Dźwięk nasilał się wciąż i nasilał. Rosnąć na wodzie mógł zdaje się niemal tak samo, jak kotewka. Bum!!! Mieliśmy czas z Bogusiem przyjrzeć się sprawie z bliska, a ta śmierdziała i miała na imię…

– No właśnie! – zawołał Boguś. – To jak go nazwiemy?

– No nie wiem. Czy to ważne? – Pewnie nie było, a ja i tak nie potrafiłem zdefiniować swojego lęku; zresztą prawdę powiedziawszy niewiele było widać i tylko księżyc rzucał na prawo i na lewo nieznaczny blask.

– Pełnia, nie ma co! – skomentował Bogu miły chwat. 

Bum!!! Odgłos, a raczej to, co się za nim kryło namierzyło nas. Czuliśmy się dosłownie zapędzeni w kozi róg, długi, cętkowany, kręty.

– Boguś! – krzyknąłem, a echo przekręciło imię i wyszło “goguś”. 

– No!?

– Niepotrzebnie tu dziś z tobą przyłaziłem. Ty to masz pomysły naprawdę! Zaczekaj! Rzucę mu coś dla odwrócenia uwagi – rzekłem i posłałem w mrok zdjęcie Justysi, z którym dotychczas się nie rozstawałem, jako że sympatyzowałem z nastolatką (nie ja jeden).

Wnet usłyszeliśmy ostatnie przeraźliwe grzmotnięcie. BUM!!! I nastała ciemność egejska, gorsza podobno od egipskiej. 

***

 

Ale od początku… Czy słyszał kto kiedy o moczarowym stworze? Nie? To bardzo dziwne, zważywszy że niegdysiejszy mieszkaniec racławickiego bagniska, starorzecza i zakola Osobłogi był oryginalnym stworzeniem z gatunku tych najbardziej hałaśliwych oraz potwornie, ale to potwornie smrodliwych. O tak, wszędzie dawało się wyczuć prawdziwie obrzydliwy zapaszek gnijącej kapuchy, nieświeżych kurzych jaj i czegoś jeszcze, czegoś, co się nawet filozofom, dendrofilom i zoofilom z pegeeru nie śniło. A potwór ów prześladował mieszkańców okresowo i najbardziej upodobał sobie niedziele, kiedy to małe strojnisie, ubrane odświętnie w białe rajstopki i zwiewne różnobarwne sukieneczki maszerowały radośnie do kościoła pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Mógł zaatakować każdego i w każdej chwili, lecz mieszkańcy wsi zdawali się być głupio odważni. Pili wódkę, piwo i tłukli szyby w oknach bezpańskich domów, a także swoje bachory. Przyjmowali gości – ciotki, wujków, braci, siostry, kuzynów wraz z żonami i dzieciarami – którzy ciągnęli tłumnie do Racławii, gdyż przecudna sierpniowa aura nastrajała sielsko, a nawet anielsko. Do babci-astmatyczki przyjechał na przykład Boguś – mój rówieśnik z Kędzierzyna. Z kolei do rodzeństwa – Adasia, Tomka i Basi – przybyła kuzyneczka Justyneczka z pobliskiego Prudnika.

Była to urodziwa brunetka z wielkim apetytem na życie, która uwielbiała zwłaszcza dania zupne, znakomity materiał na przyszłą dziewczynę, żonę, kochankę i kochankę teściowej. Nie dziwi przeto, że Boguś, który z natury był niemoralnie normalny, choć nieprzyzwoicie nieśmiały, zapragnął jeszcze tego samego dnia pobawić się w domu trójki rodzeństwa. Mnie było wszystko jedno, ale kędzierzynianinowi nastolatka wpadła w oko jeszcze w parafialnym podczas sumy, toteż zagaił mnie oraz Adasia:

– Ej! A to co za laska, ta w pobliżu obrazu Matki Boskiej Buszczeckiej? 

Adasiowi, kiedy tylko stawał się nadmiernie podekscytowany i chciał od razu wszystko szybko streścić, zaczynało okropnie burczeć w brzuchalu, toteż nie powiedział absolutnie nic, jak tylko: bur, bur, bur. To bur, bur poleciało w eter, znaczy się na cały kościół, a właśnie trwała msza, o czym wspominałem. Potem, gdy się już nieco uspokoił, wyjaśnił, że to kuzyneczka Justyneczka przyjechała w gości.

Mieliśmy wybrać się do Adamowego domu wspólnie w nadziei na to, iż uda się wyhaczyć Justysię. Summa summarum wszystko byłoby cacy, gdyby nie to, że miejscowy Józek z bagien zepsuł nam popołudnie i powietrze. To znaczy: dojść doszliśmy, spotkać kuzynkę spotkaliśmy, nabawić również zdążyliśmy się nabawić, jednakże w pewnym momencie w pewnym zakątku Adamowego podwórza dało się zauważyć pewne poruszenie, a potem wszyscy poczuli odór okropny. „Moczarowy potwór, o tam, w jagodowym cieniu” – zawołał Tomeczek i dodał jeszcze groźnie brzmiące: „o, o, o”. Nie czekając na nikogo i na nic nie zważając, wzięliśmy z Bogusiem dłuższe kończyny za pas.

– Miło było poznać! Na mnie już czas – Boguś pożegnał się z prudniczanką.

– Ej, zaczekaj! Opowiem ci jeszcze, jak Tomeczek komeżkę raz wyprał w przydomowej gnojówce, ku uciesze mas. – Justyśka traciła tylko czas. – Albo o kandydacie na prezydenta, który przez pomyłkę podniósł karła, bo myślał, że to dziecko. Albo o facecie, co wpadł w szał na widok błędnie odczytanego sloganu “zmień piec”, który to slogan objawił mu się jako “zmień płeć”. 

– Dobrze, dobrze, ale może innym razem! Na mnie już czas! – powtórzył i pogonił za mną.

***

 

Wieczorem przyszła kolej na szczeniacko-męskie zwierzenia. Taka noc pod gwiazdami z rechoczącymi żabami pod stopami. By atmosfera stała się odpowiednio dramatyczna, we dwóch udaliśmy się na bagnicho, gdzie zaczęliśmy się naprzemiennie bić w pierś i ubolewać z powodu aktu tchórzostwa: ja biłem się w swoją, a Bogumił w swoją, bo byliśmy w miarę normalnymi heteroseksualistami. 

– Muszę ci coś wyznać – rozpoczął Bogumił! – Ta dziewczyna Justyna… ona jest jakaś dziwna. Cały czas patrzy człowiekowi w oczy, i to nawet wtedy, kiedy nie powinna. 

– Tak, wiem o tym. – Wiedziałem nie tylko o tym, ale i o owym. 

– Pierwszy raz widziałem, ażeby ktoś mówił i nie przerywając mówienia puszczał też jednocześnie… no wiesz co.

– Tak, wiem. – Wiedziałem, że Justyśka nie uznawała trzymania fartów w organizmie, gdyż było to jej zdaniem cholernie niezdrowe. Należało więc, przepraszam, że o tym wspominam, bekać i czkać w trakcie albo już po posiłku. No albo zachować się jeszcze bardziej wulgarnie – nie powiem jak – na przykład w towarzystwie, na przykład podczas rozmowy, występu, przemowy, w domu, w sklepie, szkole, kinie, a nawet przy jedzonku i winie.

Taka to była nocka pod gołym niebem spędzona, pełna zwierzeń, z ustępów złożonych sekretów, ustronnych klozetów.

– Teraz rozumiem – powiedział oświecony, miły Bogu chwat – rozumiem czemu wszędzie tam, gdzie Justysia zwalała się w gości, sądzono, że pojawiał się potwór z piekła rodem. Jak mogliśmy się dać na to nabrać, no sam powiedz!?

Ubolewaliśmy, a ubolewając waliliśmy się w nasze… łona, łona, bam, bam, łona, łona, bam, bam! Do tego bicia wkrótce doszedł jeszcze jeden przerażająco namacalny odgłos, a mianowicie upiorne: bum, bum, łono, łono, bum, bum, łono, łono! A potem jeszcze bimbanie dzwonu kościelnego: ameno, mamono, ameno, mamono, ameno. Ale bum, bum, łono, łono było głośniejsze i – co tu dużo mówić – tym razem z Justyśką toto nie miało nic wspólnego, bowiem moczarowy potwór racławicki okazał się być prawdziwy, najprawdziwszy i najstraszniejszy na świecie.

BACH!!! Buchanie nasilało się wciąż i nasilało… i zdawało rosnąć na wodzie niczym kotewka.

BACH!!! Usłyszeliśmy ostatnie upiorne grzmotnięcie, nim pędząc wiatr(y) ostatecznie pognaliśmy do chałupy.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • fanthomas 26.08.2020
    Jak widzę bizarro to znaczy że jutro tu zawitam
  • Tjeri 26.08.2020
    Haha ?
    Świetnie się przenika to co rzeczywiste z elementami bizzarowymi. Choć powiedziałabym, że to dość łagodne bizzaro.
    Bez względu na kategorię, bawiłam się świetnie. Technicznie - fajny zabieg z końcówką we wstępie :-). Świetnie też bawisz się skojarzeniami i słowem, uśmiechają wstawki typu "Czuliśmy się dosłownie zapędzeni w kozi róg, długi, cętkowany, kręty."
    Podoba mi się także z innych względów. Nawet bardzo. ?
  • Bożena Joanna 27.08.2020
    Przypomniało mi się piękne miejsce w Sudetach koło Jeleniej Góry zwane Perłą Zachodu. Mieszkańcy w latach siedemdziesiątych nadali mu inne miano w związku ze spływającymi ściekami. Pozdrowienia!
  • maciekzolnowski 27.08.2020
    Perła Zachodu, powiadasz? Jak to możliwe, że jeszcze tam nie zawitałem? Dzięki za wizytę i komentarze. Ech, kto nie lubi być chwalony? Ja sam mam mieszane odczucia - rzecz gustu - no i chyba wolę starego, poczciwego pijaka: "Pijak i ja: odyseja". Niemniej jako ćwiczenie oraz przywołane wspomnienie - wspomnień ci u nas dostatek - to chyba może być. Sama historyjka jest prosta. Zmusiłem się do opowiedzenia jej w specyficzny sposób, z rymami i cytatami z literatury, z dźwiękonaśladownictwem, ze specyficznym racławickim socjolektem gdzieś tam po drodze. :-)
  • maciekzolnowski 27.08.2020
    Fanthomas, zapraszam serdecznie.
  • fanthomas 31.08.2020
    Bizarro rzeczywiście leciutko tylko zaznaczone ale jako horror komediowy to już bardziej :)
  • Cin 01.09.2020
    Pięć gwiazdek za to że moje imię w tytule. XD
  • fanthomas 01.09.2020
    A cin skąd? Bo od tyłu to Nic. Czy to coś znaczy?
  • fanthomas 01.09.2020
    O kurczę, widzę że stara użytkowniczka opowi
  • Cin 02.09.2020
    fanthomas Stara, ale rzadko odwiedzałam mam nadzieje teraz to zmienić. Nick znaczy tyle co jego annagram. Po prostu nie miałam pomysłu a nie chciałam dawać imienia.
    P.S domyślam się że ty raczej nie masz na imię Tomasz?
  • fanthomas 02.09.2020
    Cin dobrze się domyślasz
  • fanthomas 02.09.2020
    Od razu nasuwa mi się pytanko. Wysyłasz jakieś teksty do nowej antologii bizarro?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania