Jutro nie nadejdzie nigdy
Nic nie szło po mojej myśli. Nawet ciepły prysznic nie wypalił, bo z powodu jakiejś awarii w całym bloku nie było ciepłej wody. Do teraz pamiętam te lodowate bicze wodne.
– Jutro będzie lepiej - pomyślałem.
Tylko skąd miałem wiedzieć, że jutro dla mnie nie nadejdzie nigdy.
Wsiadłem na motor, rozpędziłem się do setki i pomknąłem do kumpla. Na pogaduchy mnie zaprosił, to czemu nie jechać, pomyślałem. Jechałem, jechałem, dojechałem pod jego dom. Ładny miał dom, trochę przypominał chatkę Puchatka. Zgasiłem motocykl, zapukałem, cześć, cześć, właź, powiedział.
Po siódmym wypitym piwie wypiłem kolejne sześć, a po kolejnych sześciu, z uwagi, że żołądek mój już nie mieścił płynów, spaliłem małego, takiego wielkości najmniejszego palca u ręki, jointa. Środa, bo to była środa, miała się skończyć za sześć minut, zegarek z kukułką, wiszący na ścianie wskazywał dwudziestą trzecią pięćdziesiąt cztery. Wtedy chyba usnąłem. Śnił mi się mój motor sunący z rykiem po autostradzie. Kukułka z wymienionego wyżej ściennego zegara, będąca w tym śnie kierowcą mojego czarnego motoru, mojego czarnego Kawasaki, wyśpiewywała piosenkę o słowach: „Jutro będzie lepiej, jutro będzie lepiej”. A ja w tym śnie, chyba proroczym, powtarzałem: Jutro nie nadejdzie, jutro nie nadejdzie.
I faktycznie jutro nie nadeszło. Jak się obudziłem, to już było pojutrze. Był już piątek, a ja sobie uświadomiłem, że przespałem cały czwartek po tej pijacko – narkotycznej imprezie. Tyle dobrego, że zdążyłem przez cały przespany czwartek zrzucić z siebie ciężar używek i że byłem w stanie wsiąść na motor. Pożegnałem kumpla i odjeżdżając rozpocząłem pierwszy dzień reszty życia mojego.
Komentarze (12)
W zdaniu jest dwa razy "ciepły".
Dlaczego joint z dużej?
To, co powiedział kolega na dzień dobry powinno być w osobnym wersie i jako zapis dialogu.
Jest tez trochę potknięć interpunkcyjnych.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania