Kabotyn
Marek był aktorem, ale nie zwykłym. Był kabotynem, który uważał się za najlepszego i najbardziej utalentowanego artystę na świecie. Nie znosił krytyki, nie słuchał rad i nie szanował nikogo. Uwielbiał być w centrum uwagi i oczekiwał od wszystkich podziwu i pochwał.
Pewnego dnia dostał rolę w nowym spektaklu teatralnym. Była to komedia o miłości, zdradzie i intrygach. Marek miał grać głównego bohatera - przystojnego i zarozumiałego adwokata, który romansuje z żoną swojego szefa. Była to rola idealna dla niego, przynajmniej tak myślał.
Na próbach zachowywał się jak gwiazda. Nie uczył się tekstu, improwizował na scenie, ignorował reżysera i partnerów. Znęcał się nad innymi aktorami, wyśmiewał ich i krytykował. Nie przejmował się tym, że psuł cały spektakl i niszczył atmosferę pracy.
W końcu nadszedł dzień premiery. Marek był pewny siebie i swojego sukcesu. Wszedł na scenę z uśmiechem i zaczął grać. Publiczność była ciekawa nowego spektaklu i spodziewała się dobrej zabawy.
Jednak już po kilku minutach zorientowała się, że coś jest nie tak. Marek nie pasował do swojej roli. Był zbyt przerysowany, zbyt sztuczny, zbyt narcystyczny. Nie potrafił nawiązać kontaktu z innymi aktorami, ani z widzami. Nie wzbudzał sympatii ani śmiechu, tylko zażenowanie i irytację.
Publiczność zaczęła się niecierpliwić i znudzić. Niektórzy ludzie wyszli z sali, inni zaczęli rozmawiać między sobą lub sprawdzać telefony. Marek nie zauważał tego, bo był zajęty sobą. Grał dalej, coraz głośniej i coraz bardziej teatralnie.
W pewnym momencie zapomniał tekstu i zaczął improwizować. Zmienił fabułę spektaklu, dodał nowe postacie i sytuacje, które nie miały sensu ani logiki. Zmieszał wszystko ze sobą i stworzył bałagan na scenie.
Publiczność nie wytrzymała i zaczęła buczeć i gwizdać. Marek poczuł się urażony i obraził się na widzów. Zwrócił się do nich i powiedział:
- Co wy wiecie o sztuce? Wy jesteście ignorantami i prostakami! Ja jestem genialnym aktorem i artystą! Ja was wszystkich przerastam!
Po tych słowach publiczność wybuchnęła śmiechem. Uznali to za żart i część spektaklu. Zaczęli klaskać i wiwatować ironicznie. Marek nie rozumiał tego i pomyślał, że w końcu docenili jego talent.
Zszedł ze sceny dumny i szczęśliwy. Nie widział gniewnych spojrzeń reżysera i innych aktorów. Nie słyszał ich szeptów i obelg. Nie wiedział, że właśnie zrujnował cały spektakl i swoją karierę.
Był kabotynem do końca.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania