kądziel i wrzeciono
u podnóża góry wziąłeś głęboki wdech
nie wystarczyło by wejść na szczyt
ginął w chmurach
a ty bałeś się że zmylisz drogę
na dole stała matka
chusta spłowiała w słońcu
od długiego czekania
bolał krzyż
nie miej jej za złe pewności że wrócisz
bez chwały
za to z rozbitym kolanem
z jednej krwi jesteście
i jednej miłości
utkani z przędzy
która się plącze i rwie
wchłania wodę i brud
napotkany po drodze
Komentarze (6)
Udany wiersz, Iga.
Lubię!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania