Kaji - rozdział 2
Zakrztusił się czymś. Krew, chyba.
Znowu został pobity, na szczęście stracił przytomność już po kilku uderzeniach łomem zadanymi przez tego tępawego osiłka. Z trudem otworzył oczy, zobaczył ponad sobą jasne gwiazdy na czarnym niebie. Była noc. Wyszedł coś koło siódmej rano... Szykowała się niezła awantura.
Poczuł dotkliwe zimno. No tak, był w końcu środek zimy, a on kilkanaście godzin przeleżał w śniego. Cud, że nie dostał hipotermii.
Spróbował się podciągnąć na drżących z zimna dłoniach.
- Cholera... - jęknął. Jego ciało nie szczyciło się teraz dobrą formą. Tam, gdzie ubrania nie zakrywały skóry, widać było siniaki. Co chwila pokasływał krwią, która zdążyła już poplamić, jego ubranie, tak, że wyglądał żałośniej niż wcześniej. Włożył palec do ust, by sprawdzić, czy jego uzębienie nadal jest kompletne. Znalazł tam mnóstwo krwi, ale wszystkie zęby pozostały na swoim miejscu. Najgorzej wyglądała lewa noga, wygięta w dziwnym kącie. Tuż ponad kolanem zobaczył przecięte spodnie, pomyślał, że tam ktoś wbił mu coś ostrego. Wokół rozciągała się ogromna kałuża krwi. Spróbował poruszyć stopą. Udało się to mu, ale spowodowało okropny ból. Miał nadzieję, źe kończyna nie była złamana. Do sierocińca było jakieś sto pięćdziesiąt metrów, ale małe wzgórze, które zasłoniło całą scenkę stało się przeszkodą nie do pokonania. Pokuśtykał dookoła wzniesienia i dotarł do domu.
Na parterze paliło się światło. Po przemierzeniu kilku schodków wpadł do środka na tyle cicho, by nie zauważyli go opiekuni. Głośno dyskutowali o czymś. Kaji słyszał tylko strzępki rozmowy. Znał imiona tylko dwóch dorosłych, którzy najczęściej go besztali.
- ...ja muszę!A co jeśli mu... - rozpoznał głos Yoniki
-...miał tak wcześniej! I co...- odezwał się ktoś inny
- ...nie mówi nam...prawdy. Ja się...
Zakasłał cicho. To go wydało. Wszyscy opiekunowie zwrócili się do niego. Byli zszokowani,
- Wróciłem. - Posłał im jedno ze swoich dobrze wyćwiczonych najżałośniejszych spojrzeń, których używał, gdy nie miał ochoty tłumaczyć im sytuacji.
- Kaji-kun! Jak ty wyglądasz? Co się stało? - podbiegła do niego.
- I tak byście mi nie uwierzyli. - powiedział. Spróbował iść dalej. Kobieta napierała na niego, by zawrócił.
Prawda była taka, że nawet gdyby odważył się wygadać, to nikt by mu nie uwierzył. Jeden dzieciak kryłby drugiego. Każdy znalazłby jakieś alibi, wyszłoby na to, że Kaji to zdradziecka i kłamliwa dziwka. Wszyscy jego wrogowie kontra on jeden? To nie była zbyt kusząca wizja przyszłości. Zostałby jeszcze bardziej pobity, Najpewniej śmiertelnie, bo większość mieszkańców bidula powinna już dawno gnić w poprawczaku.
Opiekunka próbowała zaciągnąć go do innych, nie udawało jej się. Chłopak jak na kogoś, kto stracił mnóstwo krwi zapierał się wyjątkowo dobrze. Gdy już się tak siłowali do dwójki podbiegł Karuro, dyrektor bidula, niski, gruby i łysiejący mężczyzna, o płowej skórze. Jego zwykle przyjazne i pełne humoru spojrzenie ustąpiło teraz zaskoczeniu. Niechcący potknął się i w akcie desperacji złapał za miejsce, skąd, jak przypuszczał wcześniej lała się krew . Mało brakowało, a krzyknąłby lub wyrzucił stek dobrze wyprawionych przekleństw, ale postarał się siedzieć cicho. Przy innych był ofiarą losu, która cały dzień użala się nad sobą.
- No powiedz o co poszło Kaji. Dalej. No. - zachęcała go Yonika. Siedzieli w gabinecie dyrektora. Znudzony patrzył się na starą, odlatującą tapetę. Ich ośrodek nie dostawał za wiele pieniędzy z rządu. Próbowała wydusić choćby słowo ze swojego podopiecznego.
- Kamery. Mamy kamery. - przypomniał sobie Karuro. Kaji nie zareagował. Czyli zobaczą jak sprawa wygląda?
- Gdzie to się stało? - dopytywała się kobieta, co chwilę pociągając nosem. Znosiła jego zniknięcie najgorzej z opiekunów. Zaciskała swoje dłonie na starej spódnicy.
- Za górką. Mieli łomy, noże i... - nie dokończył. Noga coraz bardziej dawała się we znaki. Złapał się za nią i zaraz gożko tego pożałował. Na dłoni zobaczył świeżą krew. Nawet jeśli już krwawił, wolał tego nie wiedzieć.
Dyrektor uruchomił stary komputer i otworzył nagrania z monitoringu.
- Kiedy? - drapał się po brodzie wyszukując swojego kubka kawy na biórku obok maszyny.
- Ra...ano. - wybełkotał. Karuro wziął naczynie i przyłożył je pod nos wąchając aromat kawy.
Rozległo się kilka siorbów picia kawy, a następnie właściciel maszyny odwrócił monitor do poszkodowanego oraz kobiety. Sam przesunął fotel tak, by móc obserwować.
- Jest 7:08, Kaji nic nie podejrzewa. - zrobił dramatyczną pauzę - Minutę później zjawiają się napastnicy. - grupa wirtualnych ludzików pojawiła się na ekranie. Postacie wyglądały na wściekłe.
Zapadła cisza.
- To Chou, Nima, Akimi...- Yonika zaczęła wyliczać imiona. - Erina, Ooyama... Wszyscy starsi.
- Teraz atakują. - oznajmił dyrektor.
Obserwowali w ciszy brutalną scenkę. Chłopak był kopany, bity, udeżany łomami, dźgany nożami do masła ukradzionymi z kuchni, szarpany, podduszany. Nawet kiedy wyglądał jak nieboszczyk nie przestawali.
Oglądali w milczeniu. On, bo nie miał siły mówić, oni, bo byli w szoku.
Po jakiejś godzinie agresorzy odeszli zostawiając nieprzytomnego Kajiego na pastwę losu i z nożem wbitym w nogę. Tam, skąd teraz leciała krew. Po chwili ktoś wrócił się i wyjął ostrze, a z rany zaczęło tryskać. Przez następne minuty filmiku nic się nie działo. Tylko kałuża stawała się coraz większa.
Kilka minut później mężczyzna zapytał się.
- Dlaczego? - wyszeptał drżącym głosem. Nie wiedział o przemocy w jego ośrodku.
- Bo zrobiłem coś sprzecznego z ich wolą. Nieważne jaką błahostkę. Ważne, że ich podirytowałem. - przybrał swoją maskę udręczonego i stwierdził z bólem. Wcześniej też zostawał pobity, ale nie tak dotkliwie. Agresorzy pozostawiali go przytomnego, jeśli próbował się wygadać to bili go mocniej. Był ich obiektem do wyładowywania złości.
Teraz nie miał wątpliwości. Ci mali sadyści powinni już dawno być oddani do Obrońców Pokoju*. Co jak co, ale nie chciał już dłużej udawać męskiej pipy i dawać się bić za każdym razem. Szkoda, że jeszcze nie był magiem.
W ostatnich tygodniach jego wrogowie zrobili się jeszcze brutalniejsi, chyba wydawało im się, że są niekaralni,
- Jak długo? - zapytała się Yonika
- Od początku. Chodź teraz zrobili się gorsi. - Stwierdził to jak oczywistą oczywistość. Yonika zakryła dłonią usta, Karuro je rozdziawił.
Kaji lezał na łóżku, czekał na lekarza. Poszkodowana noga spoczywała na montowaniu zrobionym na poczekaniu przez dyrektora. Sięgnął po jedyną rzecz, która po uspokajała. Stara i wielokrotnie przeczytana księga z baśniami i mitami o powstaniu świata. Dostał ją jako dziecko w szkole.
Według legendy świat został podzielony jest na pięć nacji - Hokage**, Kraj Ognia; Mizukage, Wyspy Wody; Tsuchikage, Naród Ziemi oraz Kazekage, czyli Państwo Wiatru.
W każdej części świata mieszkają Magowie, czyli ludzie potrafiący kontrolować jakiś żywioł.
Bóg podarował ludziom te moce, by mogli sobie poradzić na świecie. Na przykład: na dalekiej północy przydałby się ogień, by ogrzać swój dom. Dzięki wodzie można bezpiecznie przemieszczać się między wyspami. I tak ludzie znaleźli swoje miejsce.
Pokój nie trwał długo. Na skutek wielu wojen Hokage zajęło większoś terytorium, bo jego ludzie byli niesamowicie porywczy i ambitni, a ich żywioł bardzo niszczycielski. Mizukage i Kazekage żyją tylko na kilkudziesięciu niewielkich wysepkach, ich mieszkańcy umieją uzdrawiać, i są raczej ulegli, więc wojowanie nie było ich talentem. Ludzi da się uzdrowić, ale domy i pola uprawne to nie taka prosta sprawa.
Najbardziej zaludnione i bogate są stolice państw.
W Kraju Ognia, w Himono było pełno wieżowców, nowoczesnych stacji metra i sklepów. Ponad jedna czwarta populacji mieszka w tym metropolis. Na obrzeżach, na przykład w tej wiosce, gdzie mieści się "bidul" mieszkało niewiele ponad setka ludzi. Gdzieś trzeba było postawić ośrodek dla "trudnej młodzieży". Władze państwa ustaliły, że lepiej będzie umieścić go gdzieś w małej dziurze na północy, niż w centrum państwa.
Stał tu jeden sklepik monopolowy, prawie nikt nie miał samochodu. Aby dostać się do najbliższego dużego miasta trzeba było iść na autobus do sąsiedniej wioski.
Doktor stwierdził, że tętnica chłopaka została "lekko" naruszona, a sama noga mocno stłuczona, ale nie połamana. Kaji musiał zostać w pokoju przynajmniej tydzień. Niespecjalnie go to ucieszyło, ale Nie będzie musiał skrywać się ze swoimi uczuciami. Dla siebie był szczery.
Nie chciał dużej przybierać swojej maski. Wiedział, że lepiej dla niego skończy się udawanie żałosnej i pierołowatej pokraki, niż okazywanie publicznie swoich prawdziwych uczuć.
Obudził się później niż zwykle. Może to wina tych prochów od lekarza? Nieważne. Nie czuł nogi, nie bolało go nic, ale też nie należało to do najprzyjemniejszych uczuć. Miał wrażenie, że setki mrówek postanowiło zamieszkać pod jego skórą.
- Dlaczego, do cholery w tym domu jest tak zimno? Przecież mieszkają tu sami magowie ognia. Mogliby podpalić kawałek podłogi, czy coś. - wymamrotał w złości. Dopiero po chwili zrozumiał swoją głupotę. Po pierwsze ośrodka nie stać na nowy parkiet, a reszta domu mogła by się po prostu sfajczyć. Po drugie uczono go, że kiedy moce się ujawniają, to zakładają delikwentowi na nadgarstek taką opaskę kontrolującą moc. Tak po prostu żeby w gniewie nie podpalić pół wioski.
Leki, które mu dano znacząco utrudniały racjonalne myślenie.
Chłopak spojrzał na swoją zranioną nogę, jeszcze wczoraj była tam dość szeroka i głęboka rana po nożu, który postanowił zwiedzić zakamarki jego kończyny od środka.
Teraz pustka. Nieskazitelnie biała skóra bez skazy.
Kaji stwierdził, że leki, które mu dano są niebezpieczne, bo albo to sterydy przyśpieszające gojenie, albo mają w sobie coś z halucynogennych grzybków. Najpewniej jedno i drugie.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania