Kalendarz firmowy
Powoli zbliżał się koniec roku i zarząd firmy postanowił wydać wzorem innych przedsiębiorstw, czy stowarzyszeń własny kalendarz firmowy. Kłopot z naszym polegał na specyfice prowadzonej działalności, nie mogliśmy umieścić na fotografiach własnych wyrobów, ponieważ niczego nie produkowaliśmy. Nowoczesnych technologii nie wykorzystaliśmy i atrakcyjnych markowych produktów nie posiadaliśmy. Jedynie zajmowaliśmy się dystrybucją gotowych wyrobów sprowadzanych z zagranicy. Jakość towaru nie była najwyższa i z ledwością wytrzymywała okres gwarancyjny. Często dla celów marketingowych opatrywaliśmy je polsko brzmiącą nazwą i umieszczaliśmy naklejkę „Wyprodukowano w Polsce”. Dokładaliśmy jeszcze z boku flagę, biało czerwoną na bardzo mocnym kleju i produkt tak oznaczony znacznie lepiej się sprzedawał niż z adnotacją wyprodukowano w Chinach. Nikomu jakoś nie przyszło do głowy, sprawdzić pod naszą naklejką, jakie jest prawdziwe pochodzenie zakupionego wyrobu. Karta gwarancyjna zawierała adnotację do użytku domowego, rozbudowany ponad potrzeby sposób konserwacji i sprawa załatwiona.
Bez skrupułów wykorzystywaliśmy nabywców, manipulując nimi. Sentyment za wyrobami krajowymi pozostał w społeczeństwie, a zwłaszcza u osób starszych pamiętających jeszcze solidne produkty z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Choć toporne wykonane to wytrzymują do dwudziestego pierwszego wieku i o ile są jeszcze części zamienne to działają.
Najwygodniej byłoby umieścić wizerunek własnych pracowników, lecz z tym był jeszcze większy problem. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby ich oglądać przez chwilę, a co dopiero przez dwanaście miesięcy.
Jak to zwykle w naszym społeczeństwie bywa ktoś coś wymyśli, inny zaklepie, a jeszcze, kto inny poprze. Wtedy zdrowy rozsadek zostaje zawieszony wysoko za manele na kołku i liczy się tylko kasa. Najlepiej zdobyta szybko i w dużych ilościach. Zostaje uruchomione standardowe motto „po nas potop” i trzeba znaleźć kozła ofiarnego, który to wprowadzi w życie. Wiadomo rodzina, przyjaciele, znajomi i ci lubiani, kompletnie nie nadają się do takich celów. Pozostaje, więc obcy i jego zawsze można zamienić na nowego.
Szach trach i pisemko z klauzulą „wykonać pilnie” wylądowało na moim biurku. Gdyby łatwo można było zmienić pracę, lub nie miałbym rodziny na utrzymaniu i kredytu do spłacenia. Już dawno pieprznąłbym wypowiedzeniem i tyle by mnie widzieli w pracy. Jednak w sytuacji, jakiej byłem musiałem poważnie nad problemem zastanowić się i pochylić.
Początkowo zacząłem dogłębnie analizować, jakie zdjęcia i wpisy posiadają kalendarze ścienne. Wszystkim wiadomo, że piękne dziewczyny sprzedają się najlepiej. Śliczne panienki przy samochodach, czy przy trumnach to wychodzi na jedno. Kolejnymi hitami jest przyroda, zwierzęta, reprodukcje obrazów, rzeźby, architektura, akty damskie i męskie, sławni i znani ludzie, potrawy, motoryzacja, lotnictwo, sprzęt pływający, zabytki, instrumenty, kosmos, postacie bajkowe, ulubieńcy filmów rysunkowych, nawet podstarzałe gospodynie domowe. Jednym słowem wszystko już było i jest stale powielane. Byłem zmuszony wymyśleć coś odmiennego, nowatorskiego, świeżego, zaskakującego i niespotykanego gdzie indziej.
Technika umieszczonego zdjęcia, podobnie musi być nowoczesna jak cała reszta. Pierwszym pomysłem, jaki przyszedł mi do głowy było umieścić fotografie w technice trójwymiarowej. Jednak nowatorskie to było pół wieku temu, teraz musi być to szał, czyli pełno światła, ruchu i kolorów. Kolejnym był materiał, na jakim miał powstać i do moich celów idealnie nadawał się grafen, czyli pojedyncza warstwa atomów węgla, zwłaszcza w postaci arkuszy. Problemu z nim nie miałem, mieliśmy tego cały kontener, ponieważ wice szef zamówił, jak dowiedział się, że to jest Święty Graal inżynierii materiałowej, a zbytem tego z dużym zyskiem mieli zająć się tacy jak ja.
Początkiem października kalendarz firmowy był gotowy, mogłem, więc przystąpić do prezentacji. Czujnikiem sprawdziłem, w którym miejscu na ścianie przebiegają przewody elektryczne. Sprejem magnetycznym zwilżyłem arkusz grafenowy i umieściłem go na ścianie. Doskonale przylegał i trzymał się na swojej pozycji.
Moi zwierzchnicy przyszli wyjątkowo punktualnie, rozsiedli się wygodnie, a ja przystąpiłem do prezentacji naszego kalendarza firmowego. Początkowo zaprezentowałem obraz w technice czterowymiarowej i wyświetliłem, jak jeleń na polanie podchodzi z tyłu do sarny i robi swoje. Następnie pokazałem to samo ujęcie w technice pięciowymiarowej, ponieważ chodziło mi o efekt. Pozostałe ujęcia, jakie przyszykowałem były jeszcze bardziej imponujące, prawie natychmiast dostałem polecenie przygotowania dla zarządu kalendarzy z udziałem najsławniejszych gwiazd porno w obu technikach.
Kontener z niepotrzebną wcześniej zawartością został wykorzystany błyskawicznie do produkcji naszych firmowych kalendarzy z umieszczonym napisem „wyprodukowano w Polsce”. Choć raz było to najbliżej prawdy.
Oczywiście ścisłe kierownictwo doceniło ojców sukcesu. Wice szef za swój wkład w rozwój firmy dostał, sześciocyfrową nagrodę finansową, luksusowy samochód służbowy, śliczną młodą asystentkę, a ja premię świąteczno – noworoczną, czyli całe sto złotych.
Komentarze (3)
Moje sugestie:
*produkowaliśmy - korzystaliśmy - posiadaliśmy ("-śmy", staraj się unikać takiego nagromadzenia blisko siebie. Podobnie "byłem - miałem - chciałem. Zasada: te same lub podobne w wymowie wyrazy oraz końcówki staramy się nie umieszczać blisko siebie)
*spłacenia. Już dawno - spłacenia, już dawno
*w sytuacji, jakiej byłem musiałem - jednak w sytuacji, w jakiej byłem, musiałem
*wice szef - wiceszef
*Początkiem października - Na początku października
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania