Kamerdyner. Polskie „Przeminęło z wiatrem”?
„Kamerdyner” film z 2018 roku oglądałem z mieszanymi uczuciami i muszę powiedzieć, że jednak oczekiwałem na coś więcej. Ale całkowicie tego filmu nie skreślam, bo ma wiele plusów. Telewizyjna premiera w tvp1 odbyła się 1 listopada 2019 roku. Za rok zapowiadany jest sześcioodcinkowy serial.
Filmowi zrobiono naprawdę dużą akcję promocyjną, dlatego spodziewałem się jakiejś polskiej wersji „Gone with The Wind”, niestety do amerykańskiego melodramatu dużo temu dziełu zabrakło. Nie żebym do końca uznał film za nieudany, ale jak na spore pieniądze w niego włożone, spodziewałem się czegoś lepszego.
Niewątpliwym plusem są dobrze zrobione zdjęcia i wspaniałe krajobrazy Kaszub, nomen omen w większości ujęcia z … Warmii i Mazur. Wspaniałe ujęcia wnętrz i postaci. Duży plus dla operatora kamery, który niewątpliwie jest prawdziwym mistrzem w swoim fachu.
Reżyser podjął się trudnego tematu poruszenia historii Kaszub w długim okresie historycznym, akcja zaczyna się bowiem w 1901 roku i kończy w 1945 roku. Dlatego po wielu ważnych tematach prześlizgnął się tylko, dogłębnie ich nie przedstawiając, bo trzeba było biec z fabułą. A w międzyczasie były przecież dwie wojny światowe, Kaszuby zmieniły przynależność państwową, w końcu nastąpiła okupacja wojsk radzieckich, która całkowicie zlikwidowała niemieckość tych ziem.
Film rozpoczyna się jeszcze w czasach zaborów. Zbiorowym bohaterem jest pruska arystokratyczna rodzina von Kraussów żyjąca w pałacu nieopodal Pucka, a także rodowici Kaszubi i Polacy zamieszkujący tamte tereny. Reżyser przedstawił burzliwe dzieje romansu, a właściwie mezaliansu Mateusza (Mattiego) Krolla z Maritą von Krauss, którą zagrała urocza Marianna Zydek. Mateusz był nieślubnym dzieckiem hrabiego Hermanna von Krauss (Adam Woronowicz) i pałacowej pokojówki, która zmarła przy porodzie. Pod nieobecność hrabiego hrabina Gerda von Krauss (w tej roli Anna Radwan), która jako jedyna z tej arystokratycznej rodziny wykazuje odruchy ludzkie, postanowiła wychować i wykształcić Mateusza obok własnych dzieci. Jednak rodzina von Kraussów nie adoptowała dziecka hrabiego, który nie chciał się do niego przyznać.
Niewątpliwym plusem filmu jest też podjęta w nim tematyka, z którą ostatnio zmierzył się jakieś dziesięć lat temu Andrzej Kotkowski w filmie „Miasto z morza”, a przed prawie stu laty Gunther Grass w „Blaszanym bębenku”. Temat Kaszub jest w polskim filmie rzadko poruszany i ogólnie mało znany.
Właśnie dlatego porównałem film do „Przeminęło z wiatrem”, ponieważ spodziewałem się burzliwego romansu na tle burzliwych zawirowań historycznych. Tymczasem w „Kamerdynerze” ten alians miłości i historii nie do końca reżyserowi wypalił. W filmie zdarzają się dłużyzny, niekiedy wieje nudą i nie za bardzo wiadomo, o co chodzi. Jak pisze recenzent z Filmwebu: „Bajon chciał stworzyć własne opus magnum – doprowadził jednak do perfekcji tak wiele elementów, że nie starczyło mu już energii, by zadbać o to, co najważniejsze.”, na co ja zresztą zwróciłem także uwagę oglądając film.
Kolejnym plusem jest znakomita obsada aktorska, między innymi rola Janusza Gajosa w roli kaszubskiego króla Bazylego MIotke, czy Daniela Olbrychskiego jako Leo von Trettowa.
Kolejnym plusem i jednocześnie minusem jest fabuła, niestety niedostatecznie rozwinięta przed reżysera. Postacie głównych bohaterów, Mattiego i Marity są nie dość wiarygodne psychologicznie. Ale to nie jest wina samych aktorów, a scenariusza, w którym zostali obsadzeni.
Minusem filmu jest też nieumiejętne przedstawieni złożoności kulturowo politycznej na Kaszubach, co reżyser usiłował, ale bez powodzenia zrobić. A już całkowitym zgrzytem jest używanie przez aktorów oryginalnego języka kaszubskiego, przy zupełnym pominięciu języka niemieckiego, który był początkowo językiem urzędowym na tamtych terenach. Von Kraussowie używają współczesnego języka polskiego, ba nawet ślub Marity odbywa się w polskim kościele, w dodatku katolickim. Skoro dominującą wśród Niemców religią była denominacja protestancka dlaczego zatem młoda hrabianka nie wzięła ślubu w protestanckim zbierze. Ale to są detale, które jednak decydują o ogólnym odbiorze filmu.
Mimo wymienionych braków zachęcam do obejrzenia tej produkcji, bo pozwala poznać kawał skomplikowanej polsko – niemiecko - kaszubskiej historii w czasach przełomowych. Film kończy się całkowitą zagładą dworu von Krausów, gwałtem na hrabinie Gerdzie i śmiercią obojga właścicieli. Matti, który przedstawia się, jako Polak unika śmierci z rąk pijanych żołnierzy radzieckich.
Komentarze (62)
Tom, Chcesz się zapisać do Antify, albo międzynarodówki anarchistycznej? Fajne dziewczyny tam są, w glanach.
Można zmienić nick, z zachowaniem już nie tak łatwo.
Twoja obecna maska bardzo mnie nurtuje, dlatego chciałam poznać poprzednią.
W takim razie coś ci się pomyliło:
"tematyka, z którą ostatnio zmierzył się jakieś dziesięć lat temu Andrzej Kotkowski w filmie „Miasto z morza”, a przed prawie stu laty Gunther Grass w „Blaszanym bębenku”. "
-
- bo Grass zmierzył się z tą historią wtedy, gdy ją opisał.
Dygresja - ciekawe czy udało się im nie spartolić Wiedźmina ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania