Kandydat

ROZMOWA KWALIFIKACYJNA

NIE PRZESZKADZAĆ

 

Taki napis widniał na drzwiach, do których został poprowadzony przez personel. Młody mężczyzna wszedł do pomieszczenia. Rozejrzał się niepewnie, ale niezbyt rozległe wnętrze było białe i sterylne. Jedynymi sprzętami okazały się: wiszące na ścianie niewielkie, prostokątne lustro i dwa ustawione naprzeciwko siebie krzesła. Jedno z nich było już zajęte.

Człowiek w granatowym garniturze był mniej więcej w jego wieku. Wyglądał… nigdy dotąd nie spotkał kogoś, kto wyglądałby tak nijako.

Do klapy marynarki siedzącego przypięto plakietkę. Spojrzał na nią z nadzieją, ale dostrzegł tylko napis ,,KANDYDAT” i ciąg liczb, którego i tak nie zapamięta.

Po twarzy nieznajomego przemknął cień uśmiechu, kiedy zauważył jego dezorientację.

– Usiądź. To twoja pierwsza rozmowa, co? Tak się składa, że moja też.

Przez kilka sekund patrzyli na siebie bez słowa. Wreszcie młodzieniec przerwał ciszę.

– Więc… kim właściwie jesteś?

– Kandydatem.

– Ale masz jakieś imię?

– Mam. Ale to nie ma żadnego znaczenia. Póki co, wystarczy ,,Kandydat”.

– Na co?

– Na Towarzysza Głównego Bohatera. W tej chwili na twojego.

– Ale jak…

– Normalnie. Zgłosiłem się, podpisałem, co trzeba, spełniałem warunki wstępne…

– Mnie nie kazali spełniać żadnych warunków! Właściwie nic nie…

– Głównym bohaterom się nie każe. Oni zawsze są rzucani w nieznane. To reszta musi się dostosować.

– Że jak?

– No tak. Wpasować się w pewien podtyp, żebyśmy się dobrze uzupełniali w opowieści. Jestem tym słabszym fizycznie, ale trochę inteligentniejszym… – uśmiechnął się znowu, dając do zrozumienia, że nie miał zamiaru go urazić, ale rozmówca i tak nie chwycił. – Mam też parę ukrytych talentów, które ujawnię we właściwym momencie. Teraz nic nie powiem, bo i dla ciebie, i czytelników mają być zaskoczeniem…

I porażą mnie prądem, jak powiem za dużo, przemknęło mu przez myśl.

…zresztą, kto wie, może będą nawet dla mnie, bo nie za bardzo wierzę w siebie. To konieczny potencjał do wewnętrznej przemiany. Jestem też w zbliżonym wieku. Oczywiście, towarzysze bohatera mogą być sporo od niego starsi, ale to już podpada pod Mentorów. Inny dział.

Od słów Kandydata bohaterowi kręciło się już w głowie. Za dużo informacji naraz.

– Przeszedłem podstawowe szkolenie warunkujące, ale, jeśli wszystko się powiedzie, przejdę jeszcze specjalistyczne, zależne od tego, jakiej historii będziemy bohaterami. Nie przyzwyczajaj się zbytnio do mojego wyglądu, bo może się ostro zmienić… – podniósł rękę i pstryknął palcami.

– Co… co ty zrobiłeś?!

Otaczające ich ściany nagle zniknęły. Siedzieli (nadal na krzesłach, co było nieco dziwne) pośrodku łąki, nieskończonej aż po horyzont. Płynące leniwie chmury i zachodzące słońce tworzyły na niebie feerię barw. Przestrzeń wypełniło brzęczenie owadów, dyskretne, z głośnością ustawioną tak, by nie przeszkadzać w rozmowie.

Kandydat uśmiechnął się krzywo. Przeszło mu przez myśl, że to wygląda, jakby tkwili w komputerowej tapecie, więc pstryknął jeszcze raz. Światło stało się bardziej jednostajne, zalała ich fala błękitu. Tkwili w szklanej kopule pod powierzchnią oceanu. Dookoła rozlegały się ciche, równomierne odgłosy pracujących maszyn.

Przez chwilę napawał się zdumieniem zmieszanym z podziwem w oczach rozmówcy. Miło było wierzyć, że to jego sprawka. Ale gestem dał tylko sygnał personelowi siedzącemu za lustrem weneckim i kontrolującemu symulacje. Jedynie sugerował pory zmian potencjalnych scenerii opowieści. Miały być sugestywne, umiarkowanie stymulujące, ale nie wzbudzać przerażenia czy podejrzeń. Nawet, jeśli ostatecznie jako bohaterowie wylądują w najmroczniejszym miejscu i czasie danego uniwersum. Pierwszy szok w starciu z nieoczekiwanym jest przecież elementem budowy postaci.

– …wracając do tematu, posiadam wysoki próg tolerancji na głupotę i równie wysoki poziom lojalności. Mam też od czasu do czasu rzucać suche żarty i pakować się w kłopoty, z których oczywiście sam nie dam rady się wydostać. No chyba, że to ty w jakieś wpadniesz, wtedy dołożę wszelkich starań, by ci pomóc, zapewne z resztą drużyny, zebraną po drodze. Tu się przydadzą wyżej wspomniane ukryte talenty. Oczywiście, jeśli wszystko zagra… a to zależy od tej rozmowy.

Pstryk. Zmiana scenerii. Mrok rozświetlony kilkoma lampami, ciche szepty niewyraźnych postaci pochylonych nad kuflami. Muzyka jazzowa w tle. Nieźle.

– A właściwie po co nam ona? – Miał wrażenie, że ,,Kandydat” zamilkł tylko po to, by dać mu okazję do przypomnienia, że istnieje. Nie wyglądało na to, żeby w tym monologu naprawdę miał cokolwiek do gadania. I kto tu gra główną rolę?

– Ma na celu ostateczne sprawdzenie, czy do siebie pasujemy. Czy w realnym życiu mielibyśmy jakąkolwiek szansę na nawiązanie nici porozumienia.

Pstryk. Blade, zimne światło z szarego, zachmurzonego nieba. Sugestywne wycie wichru. U wylotu jaskini widok pokrytych śniegiem szczytów.

– W każdej dobrej fikcji musi być ziarno prawdy. Gdybyśmy nie mogli na siebie patrzeć, najlepsza symulacja by tego w nie zatuszowała. Ale, jeśli wszystko pójdzie dobrze, przeszkolą nas trochę, wyczyszczą wspomnienia, wgrają nowe razem z tożsamością i umieszczą w opowieści, której mamy być bohaterami. Z odpowiednim tłem, wyjaśniającym, dlaczego w ogóle trzymamy się razem. Kto wie, jakie przełomowe dla fabuły wydarzenie złączy nasze losy? I jak potoczy się ten wątek dalej? Możemy się nawet z początku nienawidzić, ale z konieczności, dla osiągnięcia wspólnego celu, połączyć siły, potem ktoś komuś uratuje życie… wiesz, jak to działa.

Puste spojrzenie słuchacza zdradzało, że nie, nie wie. Ach, święta niewinności. No cóż, to nie jemu wtłoczono do głowy setki scenariuszy razem z wytycznymi.

Pstryk. Krzesła stoją na wydeptanej trawie wśród kolorowych namiotów. Gwar rozmów, okrzyki i końskie rżenie, dochodzące jakby z oddali i niewyraźne, by nie rozpraszało.

– Ewentualnie będziemy nierozłącznymi przyjaciółmi od dzieciństwa, ale wtedy po drodze coś musi tę więź nadszarpnąć, inaczej czytelnicy zaczną narzekać, że nudno. Może nawet dam się zwieść Złu i będziemy zmuszeni walczyć na śmierć i życie. Ale ostatecznie, tuż przed śmiercią pewnie się nawrócę. – Rzucił lekko.

– Przed śmiercią?!

– Spokojnie, tobie to nie grozi.

,,Prawdopodobnie".

– Jesteś głównym bohaterem. Nieśmiertelność masz praktycznie w pakiecie.

Młody nadal nic nie rozumiał. Od całego tego wykładu i nadmiaru bodźców miał już jeden wielki mętlik w głowie. A jednak działo się w niej coś jeszcze. Ciche odgłosy przebiegającej nieprzerwanie reakcji łańcuchowej, zmierzającej powoli do ostatecznej formy. Twarz zaczęła tężeć, kiedy walczył o skupienie myśli.

– A ty…

– No, bardzo prawdopodobne, że nieźle oberwę, i to nie raz. Dorobię się paru blizn, w perspektywie utrata kończyny, coś w tym stylu… – uznał, że lepiej nie zaznajamiać delikwenta z całą listą zagrożeń, które widniały w jego formularzu. Osobiście nie wiedział, o co te nerwy. W porównaniu z tym, co, jak wiedział, spotyka postaci epizodyczne, uważał się za szczęściarza.

– Mogę nawet zginąć w twej obronie – dodał z odcieniem dumy w głosie – na co byś oczywiście nie pozwolił, ale nie będziesz w stanie nic na to poradzić…

– I tak spokojnie o tym mówisz??? Zgadzasz się na to wszystko?!

– Tak. Wyraziłem zgodę, w pełni świadom ryzyka, ale też i korzyści. Wiesz, istnieje szansa, że przeżyję i skończę w szczęśliwym związku z jakąś uroczą, epizodyczną bohaterką. – Wzrok zamglił mu się marzycielsko. – A w międzyczasie… jako jedna z najważniejszych postaci dostanę przytulny kącik w fandomie – czytelnicy będą mnie shipować z innymi postaciami, prowadzić dyskusje… opłakiwać moją śmierć, jeśli jednak nastąpi… no i zdecydowanie nie umrę ot, tak sobie. Będzie to odejście znaczące dla historii. Twoja motywacja do działania. Dołożę swoją cegiełkę do dzieła ratowania świata i zapiszę się w pamięci czytelników. W porównaniu ze zwyczajnym, szarym życiem taka opcja brzmi kusząco.

Reakcja łańcuchowa zmierzała ku końcowi.

– Ale… to jedno wielkie oszustwo! I pranie mózgu!!! Jak możesz się na to godzić???

– Czytelnicy w to wierzą. Dla nich fikcyjne opowieści nieraz są bardziej prawdziwe niż rzeczywistość.

Krzesło z hukiem wylądowało na ziemi. Kolorowe symulacje (przybrzeżne klify, szum fal rozbijających się o skalne ściany) zadrgały i zniknęły, pozostawiając sterylny pokój i stojącego pośrodku bohatera, który trząsł się ze wzburzenia.

– Nie ma mowy. Po prostu nie. Nie godzę się na to! – Odwrócił się na pięcie i wypadł z pomieszczenia, emanując gotowością do działania.

Niedoszły Bohater Drugoplanowy nie ruszył się z miejsca. Nasłuchiwał oddalających się kroków, do których wkrótce dołączył tupot nóg kilku innych ludzi i odgłosy walki. Nie trwała długo. Już nie był w stanie powstrzymywać ciekawości i wybiegł na korytarz, gdzie dostrzegł leżącego na ziemi nieprzytomnego Niedoszłego Głównego Bohatera i kilka osób z personelu – jeden z nich zamaszystymi ruchami notował coś w swoich dokumentach.

– Nic mu nie będzie? – Zagadnął właśnie tego. Choć widzieli się tak krótko, ów młodzieniec zdołał już wzbudzić w nim sympatię. Najwyraźniej miał dar zjednywania sobie ludzi. Pożądana cecha u głównych bohaterów.

– Nic. Nasze usuwanie wspomnień działa perfekcyjnie. – Człowiek wyraźnie klepał wyuczoną formułkę. – Nie będzie wiedział, że w ogóle tu był i przeżyje resztę swojego życia jako smutny random, nie wiedząc, skąd to niejasne uczucie, że mógłby być kimś więcej. – Spojrzał na Kandydata, ostrzegawczym zmarszczeniem brwi dając do zrozumienia, że jego też może to spotkać. Kandydat poczuł się winny.

– Chyba nawaliłem. Powiedziałem wszystko nie tak, prawda?

– Nie, skąd. – Odpowiedział prowadzący. ,,Za dużo gadają. I za inteligentni są. Trzeba zmienić procedury” – pomyślał jednocześnie. – Wyjaśniłeś po prostu zasady. Jeszcze niedawno każdy taki wszedłby w to bez wahania, nawet nie dając sobie wyjaśnić do końca. Współcześni bohaterowie są do niczego…

Niedoszły Towarzysz Głównego Bohatera spojrzał w głąb korytarza, na nieświadomą już niczego postać odciąganą przez personel do miejsca, gdzie dopełni się jej ponure przeznaczenie.

– Czy ja wiem? – Powiedział cicho. – Moim zdaniem, to była całkiem bohaterska postawa. I to wbrew symulacji. Smutny random, powiadasz?

 

Czy ja wiem…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Bajkopisarz 08.07.2020
    Więc tak wygląda przebicie czwartej ściany… Bohater nie chciał być bohaterem, więc wyszedł do ludzi i... stało się jak sobie zażyczył. Kapitalne podsumowanie: niby bohaterska postawa, bo przebił, ale koniec jednak smutny, jak to random.
    Bardzo udane opowiadanie, charakterystyka Towarzysza taka, że nic dodać nic ująć ;)
  • droga_we_mgle 08.07.2020
    To wcześniejsze miało być odpowiedzią na komentarz. Moje omyłkowe klikanie nie w to, co trzeba.
  • droga_we_mgle 08.07.2020
    Dziękuję za komentarz. I za interpretację. Koniec rzeczywiście mocno mieszany, ale... kto wie? Nawet jako zwykły człowiek nasz niedoszły bohater coś może w życiu zdziałać... jak każdy.
    Cieszy mnie pozytywny odbiór, również postaci Kandydata :)
  • Dekaos Dondi ponad rok temu
    Droga_we_mgle↔Ciekawy już sam początek. Pomieszczenie, sterylne i białe. Później ta cała rozmowa, albo bardziej monolog i zmieniające się sceneria, jak w filmie. Nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale w końcu sam chciał działać, bez pomocy, o własnych siłach. Tekst trochę niejasny, ale ma zaletę, że daje możliwości do różnych zrozumień, motywów i wyborów. Kto jest kim, tak naprawdę.
    Tak jakoś skojarzyłem:)↔Pozdrawiam?:)
  • Dekaos Dondi ponad rok temu
    Droga_we_mgle↔Chyba przeczytałem wszystkie Twoje. Szkoda, że nie ma więcej.
    Czasami jak coś mi się uwidzi... :))
  • droga_we_mgle ponad rok temu
    Dekaos Dondi ✎ cieszy mnie, że rozbudziłam ciekawość. W mojej głowie było tak, że bohater po prostu zrezygnował z roli w fikcyjnej opowieści - postanowił wrócić do prawdziwego świata, ale najpierw trochę powalczyć z tym systemem - czyli w sumie o własnych siłach:) Wyszło jak wyszło...
    Dzięki za komentarz i wesołych Świąt :)
  • droga_we_mgle ponad rok temu
    Chyba przeczytałeś - co bardzo doceniam.
    I - jeszcze będzie więcej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania