Karalipsa- Początek Rozdział pierwszy: Prolog

Był to dzień jak każdy inny. Nikt nie spodziewał się, że w samo południe włączą syrenę. Wszystkie kanały telewizyjne przerwały puszczane programy i filmy by nadać ważną wiadomość. Wystrzelono bombę atomową w kierunku Polski. Wystrzelono ją z afryki, nie wiadomo dlaczego. Nie było czasu by to ustalić. Nagle telewizja zamilkła, nikogo nie było już w studiu. Tłum spanikowanych ludzi pobiegł do schronów przeciwatomowych. Wojtek, młody mężczyzna o ciemnych blond włosach i niebieskich oczach został asystentem głównego mechanika bunkra. Dzięki temu udało mu się bezpiecznie schronić na czas promieniowania.

Minęły trzy lata i zgromadzone zapasy jedzenia i tlenu zaczęły się kończyć. W związku z tym zorganizowano spotkanie fachowców. Siedzieli oni w części bunkra przeznaczonej dla specjalnego personelu by uniknąć szerzenia paniki.

- Nie jesteśmy pewni czy promieniowanie zniknęło. Kiedy ostatnio to sprawdzaliśmy było nadal wysokie. – Powiedział radiolog Marcin Burak.

- Powietrza starczy na kilka dni. Jeżeli czegoś nie wymyślimy wszyscy tu zginiemy. – Odparł Wacław Waberski główny mechanik bunkra.

- Czyli będziemy musieli zaryzykować i opuścić bunkier? – Spytał Wojtek.

- Nie możemy długo zwlekać. Nic nie robimy tylko przekładamy to na później.Wyślijmy jednego z naszych żeby zbadał sytuację. – Zasugerował Marcin.

- Dobrze, zróbmy tak. – Poparł pomysł Wacław.

Fachowcy zakończyli naradę.

Chwilę potem Marcin założył swojemu człowiekowi kombinezon i wyposażył go w sprzęt.

- Melduj jak wygląda sytuacja na powierzchni i wracaj. – Radiolog instruował swojego podwładnego.

Wypuszczono go na zewnątrz. Rozejrzał się wokoło.

Całe miasto było w ruinie. Uszkodzone, opustoszałe budynki budziły niepokój w wysłańcu. W końcu spojrzał na czujnik Geigera by odczytać pomiar.

- Promieniowanie jest niższe niż ostatnio, ale nadal niebezpieczne. – Nadał ochotnik.

- To aż dziwne. Kilka dni temu było zabójcze. Coś musi je pochłaniać. - Zauważył Marcin.

- Jak wygląda krajobraz? – Spytał Mariusz.

- Wszystko zniszczone. Zostały same ruiny. – Odpowiedział.

- Rozumiem, możesz wracać. – Odpowiedział Marcin.

Nagle licznik Geigera zwiększył częstotliwość.

- Co się dzieje Darku? - Spytał zaniepokojony Mariusz.

- Ktoś chyba przeżył. Słyszę jakieś kroki. – Powiedział ochotnik.

W tym momencie jakiś cień zasłonił ochotnikowi słońce. Mężczyzna w kombinezonie odwrócił się. Po chwili usłyszeli jego przeraźliwe krzyki.

- Darek co się dzieje?! – Spytał nerwowo Wacław.

Darek niestety nie odpowiedział, a jedynie krzyczał. Nagle pojawili się cywile w części bunkra przeznaczonej dla specjalnego personelu, w którym przebywał Wojtek.

- Wojtek zabierz ich stąd! – Powiedział Wacek.

Wojtek z trudem odgonił gapiów. Nagle krzyk ucichł. Marcin spojrzał na Wacka w przerażeniu.

- Darek, odezwij się. – Nadał Marcin, ale nie otrzymał odzewu.

- Darek! – Ponowił głuche zawołanie i usłyszał tylko tykanie czujnika Geigera.

- Co się stało? – Spytał Wojtek, przychodząc z powrotem.

- Nie wiemy. Straciliśmy z nim kontakt. – Odpowiedział Wacek.

Wojtek spojrzał Marcinowi w oczy. Z jego oczu można było wyczytać najgorszy scenariusz. Mariusz był zszokowany i podenerwowany.

- Nie żyje? – Zapytał Wojtek.

- Wysoce prawdopodobne, ale jak? – Odrzekł Marcin, chwytając ręką twarzy.

- Może jacyś wrodzy żołnierze. – Zasugerował Wojtek.

- Raczej dzika bestia. Żołnierze zabili by go szybko. On czuł ból przed śmiercią. – Odrzekł Wacek.

- To moja wina. – Powiedział Marcin, wstając.

Wacław i Wojtek patrzeli na niego z współczuciem.

- Nieprawda, nikt nie mógł tego przewidzieć. – Odparł Wacław, próbując go pocieszyć.

- To był mój pomysł. To ja wysłałem go na śmierć! – Odrzekł Marcin.

- Cokolwiek by to nie było, będziemy musieli się z tym zmierzyć. Mamy tlen na zaledwie kilka dni. – Powiedział Wacław.

- Ile dokładnie? – Spytał Wojtek.

- Nie wiem dokładnie pięć może mniej jeśli ludzie zaczną panikować. – Odpowiedział Wacek.

- Może jakiś biolog albo weterynarz będzie mógł nam pomóc. – Zasugerował Wojtek.

- Przyniosę ci listę osób, które się dostały do tego bunkra. Może uda ci się znaleźć kogoś takiego. – Powiedział Mariusz, który sporządzał listę.

Za chwilę przyszedł z jakąś czerwoną książką. Podał ją młodemu, a ten zaczął ją kartkować. Niedługo potem zatrzymał się na nazwisku Żbik.

- Diana Żbik jest weterynarzem i przez kilka lat była n stażu entymologa. Może ona nam pomoże? – Zaproponował Wojtek.

- Dobra, weź Mariusza i jej poszukajcie, a my spróbujemy odtworzyć rozmowę. – Powiedział Marcin.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Bajkopisarz 09.08.2020
    „Wystrzelono bombę atomową w Polskę”
    Zgrabniej by było: Wystrzelono bombę atomową w kierunku Polski
    „Tłum spanikowanych ludzi pobiegł do schronów przeciwatomowych.”
    Brak szczegółów – to znaczy, jeśli wystrzelono, a nie wiadomo skąd, to jak sprawdzono, że to bomba atomowa. Jak sprawdzono, za ile doleci, skoro nie wiadomo skąd ją wystrzelono? Jakim cudem stacje telewizyjne nie spanikowały, tylko nadawały dalej, zamiast samemu pochować się w schronach.
    Zbyt duże uproszczenie czyni tę akcję niewiarygodną.
    „Powietrza starczy na kilka dni.”
    Nielogiczne – siedzą trzy lata, wiedzą jakie mają zasoby i zaczynają debatować nad brakami na kilka dni przed terminem „zero”. Dlaczego nie choćby miesiąc wcześniej? Pół roku?
    „Wyślemy jednego z naszych żeby zbadał sytuację.”
    Dlaczego nikt przez trzy lata nie zbadał sytuacji?
    „Może zmutować, ale raczej nie zabić.”
    Kto/co może zmutować?
    „Nagle pojawili się cywile.”
    Gdzie się pojawili?

    Gdyby to był plan pracy, konspekt do dalszego rozwoju to ok. Jeśli to całość to niestety na razie jest słabo przez brak szczegółów. Pędzisz z akcją, opierasz się głównie na dialogu, ale niestety nie ma w tym tła i jakiejś podbudowy świata, w którym to się dzieje. A to co wiem na razie, budzi wątpliwości jeśli chodzi o logikę i konsekwencje zdarzeń.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania