Kartka

Bombardowanie w końcu ustało... Nareszcie nie było słychać morderczego ryku motorów i świstu spadających bomb. Złowieszcze odgłosy, huki potężnych, zwiastujących szybką śmierć wybuchów bomb ad extremum ustały. Niestety teraz zostały zastąpione szlochem – kobiet i dzieci… Rozpacz była gorszym dla uszu dźwiękiem. Wyszedłem ze schronu i… Również uroniłem kilka łez. Na całym ciele poczułem silne dreszcze. Twarda maska odwagi i pozornego opanowania pękła. Krajobraz przykryła złowroga mgła prochu i zniszczenia. Wszystkie budynki były zrównane z ziemią. W powietrzu dało się odczuć tylko zapach krwi i spalenizny. Ogień dokańczał dzieła zniszczenia. Moja ukochane miasto przestało istnieć. Wszędzie leżały zwłoki, niektóre ciała były całkowicie porozrywane… Gdzieniegdzie leżały porzucone zabawki małych dzieci. Jakieś przedmioty codziennego użytku szlajały się wszędzie. Bruk był cały splamiony krwią… „Dlaczego!? Pytałem wewnętrznie Boga, dlaczego!? Czemu pozwala On na takie potworności! Czemu pozwala na wojnę!?”

Szedłem powolnym krokiem, szukając, czy ktoś ocalał. Bezskutecznie. Ale, co zaskakujące, w oczach każdego zamordowanego mieszkańca widziałem jedno – spokój. Mieli pełne opanowania i miłości oblicza. Byli pogodzeni ze swoją śmiercią, odejściem. Wyglądali, jakby w chwili przekroczenia progu innego świata przebaczyli swym oprawcom… Nie rozumiałem tego. Gniew i żądza zemsty! Tak, tym byłem przepełniony. Nie godziłem się na taki los! W tamtej jednej chwili miałem chęć zabić każdego wrogo nastawionego do naszego narodu. Pragnąłem się zemścić. Zabijać, tak jak oni nas zabijali! A ci, bestialsko zamordowani, którzy zakończyli już swoje ziemskie pielgrzymowanie, wybaczyli im ot tak? JAK!?

Moje oblicze przysłonił najgorszej postaci gniew. Chciałem wymierzyć sprawiedliwość. Nawet w pojedynkę. Zdawało mi się, że nie potrzebuję żadnej pomocy… Po chwili na progu zniszczonego domu zauważyłem małego chłopca, głaskającego zwłoki dorosłej kobiety, pewnie swojej matki. Podszedłem i tam zamiast smutku i łez – promieniowały od niego szczęście i radość. „Jaka kurwa radość!?” Byłem rozwścieczony, widząc taki, a nie inny obraz. Walnąłem do niego od razu, bez zastanowienia:

– To twoja matka?

Mały spojrzał na mnie, na co najmniej cztery razy wyższego od siebie mężczyznę i… Uśmiechnął się. Zrozumiałem, że to na pewno jego mama. Nie rozumiałem tylko tego dziwnego szczęścia…

– Dlaczego się uśmiechasz, skoro oni zabili twoją matkę!? – wrzasnąłem, nie zważając, że mogłem go przestraszyć.

– Mamusia poszła do Nieba, bo przebaczyła. Czemu miałbym się złościć? Mama uczyła mnie, żeby nie czynić źle innemu, nawet jeśli cię zaatakuje.

Słuchałem tych słów i nie dowierzałem w opanowanie tego chłopca. To z jaką lekkością i spokojem mówił o przebaczeniu obok zimnego ciała swojej matki – przerosło mnie. Odwróciłem się i po prostu odszedłem…

 

***

Co miały znaczyć te słowa? Czemu malec potrafił się pogodzić z trudnym losem, a ja nie? Dlaczego dziecko wydawało się mądrzejsze od studenta filozofii!? Wtedy nie rozumiałem, ale teraz – kilkadziesiąt lat po tym wydarzeniu – nareszcie, lecz tylko częściowo, udało mi się dociec prawdy.

Do końca tamtego dnia zalewałem się łzami, modliłem się do Boga, by wyjaśnił mi tę z pozoru oczywistą cnotę. Prosiłem, żebym pojął sens wybaczania… Niestety na próżno. Rozpacz i smutek nie dawały mi spokoju. Poczułem się słaby jak nigdy wcześniej. Kiedy szukałem ostatnich butelek wódki, aby jakoś ukoić swój ból, ukryć złość – ni stąd, ni zowąd w gruzach mojej piwnicy znalazłem małą zawiniętą kartkę papieru. Drżącymi rękoma rozłożyłem ją. Mym oczom ukazało się jedno słowo. Słowo, które dotąd mam w pamięci i przekazuje je wszystkim, którym spotkam na swojej drodze – „Przebacz”. Od razu wpadłem w rozpacz. Z mych oczu popłynęły potoki pytających łez. Wyszedłem na zewnątrz, rozejrzałem się dookoła, lecz nikogo nie dostrzegłem… Jak się tam znalazła? Kto ją podrzucił i po co? Może ten mały chłopiec? A może sam Bóg w cudowny sposób mi ją zesłał? Do końca mego żywota będzie mi to zagadką. Wiem jednak, że ta mała karteczka ocaliła mi życie. Dziękuję Bogu, że zrozumiałem, co to znaczy szczerze przebaczyć innemu bliźniemu...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania