Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Karuzela
Z pod ogromnego porośniętego mchem głazu, wydobywały się pomruki. Nucenie melodii było coraz wyraźniejsze.
Kolorowe światła rozbłyskiwały się po okolicznych konarach drzew.
Lisia nora – pomyślał zając, wlekąc za sobą wózek pełny różnych gratów. Był zadowolonym zbieraczem, uwielbiał porzucone niepotrzebne nikomu zabawki. Zbierał je dla postrzelonego przez leśniczego dzika. Stary już łachudra przerabiał je razem z lisem na nowe i bardziej oryginalne.
Najeżdżając na wystające metalowe kawałki żelastwa, które wystawały spod runa leśnego nie zauważył wypadającej z niego pozytywki. Uderzyła o mały kamień, z wnętrza wydobywały się stłumione dźwięki. Uruchomiły mechanizm czegoś większego.
Z pod ziemi zaczęły wyrastać karuzele, młyńskie koło i tory z małymi wagonikami.
Przestraszony schował się i skulił zaglądając zza swojego wózka. Obok niego wyrosła budka z dachem, z którego zwisały ogromne sople lodu.
- Tylko nie te lodowe zwisy. Wymamrotał trzęsąc się na samą myśl o nich. Przypominał sobie jak kiedyś podczas wiosennych roztopów jeden z spadających sopli trafił prosto w łeb lisa.
W psychodelicznym wirze w jaki popadł, opowiadał wszystkim mieszkańcom lasu o niezwykłym kamieniu, który jest kluczem do krainy iluzji i wiecznej zabawy.
Nikt mu nie chciał wierzyć, aż do tego dnia.
Z karuzeli koniki, słonie, żyrafy, podskakiwały i biegały dookoła na kolorowej platformie.
Z budynku z biletami wychylił się lis w meloniku na głowie i długimi czarnymi zakręconymi wąsami. Głośno się śmiejąc wyciągnął do zająca łapę w białych rękawiczkach pełnych biletów. Zając z nieufnością w oczach wziął od niego skrawek papieru.
Zapraszamy, zapraszamy! - Krzyczał.
Kolejka z wagonikami wyjeżdżała coraz głębiej w las po korzeniach drzew. Świszczącym turkotem znikając w gęstwinie zarośli.
Klauni z balonikami unosili się coraz wyżej lawirując pośród koron drzew podkradali ptakom głosy. One stawały się latającymi piszczałkami. Zbliżały się zaciekawione tymi cudami zwierzęta: sarny, dziki, wiewiórki i inne.
Duże i małe przepychały się między sobą. Każde z nich chciało być w centrum tej niesamowitej rozrywki.
Nie wiedziały jednak, że miejsce to nie jest wcale takie na jakie wygląda. Znikały pojedynczo we mgle, która je oplatała i zgarniała do nowego nizanego im pomieszczenia.
Skończyły w zamku strachu, który wybudował lis z dzikiem ze sztucznymi oczami i wytrzeszczonymi uśmiechami. Przy samym wyjściu z tego miejsca stał zając ze smutną miną. Machając do wychodzących rozbawionych ludzi.
Komentarze (3)
"Kolorowe światła rozbłyskiwały się po... " - raczej powinno być "Kolorowe światła rozbłyskiwały po...".
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania