Kasia i kotek

Kasia szła ulicą małego miasteczka. Była w doskonałym nastroju — niedawno rozwiodła się z nielubianym mężem i uczciwie podzieliła wspólny dorobek. W jej rękach zostało piękne mieszkanie i niewielki, ale całkiem solidny biznes. Od kilku miesięcy prowadziła beztroskie, pełne wrażeń życie.

W małych miasteczkach wszyscy się znają, więc wielu przechodniów witało ją uśmiechem, a ona im odpowiadała. Był słoneczny wiosenny dzień. Kwitły śliwy.

Nagle Kasia usłyszała żałosne miauczenie. Rozejrzała się i zobaczyła, że pośrodku chodnika, jakieś trzydzieści kroków dalej, siedzi maleńki, może dwumiesięczny kociak syjamski. Wokół niego przechodzili ludzie, ale wszyscy omijali go szerokim łukiem. Kotek siedział nieruchomo, nie bał się i nie przestawał miauczeć.

Kasia podeszła bliżej. Kotek siedział do niej tyłem. Z kilku metrów było widać, że jest czysty, zadbany, jego kremowe futerko błyszczy w słońcu.

„Gdzie są jego właściciele?” — pomyślała. — „Jeśli to bezdomny, może nawet bym go wzięła do siebie.”

W jej wyobraźni natychmiast pojawił się obraz: przygarnia kociaka, ten rośnie w pięknego, syjamskiego kota, który wita ją wieczorami i ociera się o nogi, mrucząc.

A potem dalej — przytułek dla bezdomnych zwierząt. Rzędy klatek, w nich porzucone syjamskie kocięta, w miseczkach jedzenie, między rzędami ludzie wybierający swojego szczęśliwego pupila. Wszyscy — i ludzie, i koty — dziękują Kasi za stworzenie takiego miejsca. A ona się uśmiecha, spokojna, spełniona.

Kiedy podeszła już na dwa kroki, rozejrzała się dookoła — nikt się kotkiem nie interesował. Była pewna, że to porzucone zwierzątko, które trzeba uratować, zabrać z ulicy, dać mu dom.

Kotek nadal siedział tyłem, nieruchomo, futerko lśniło, a żałosne miauczenie nie ustawało.

„Niesamowite” — pomyślała Kasia. — „Taki malutki, a nie boi się siedzieć pośrodku ruchliwego chodnika. Pewnie szuka sobie właściciela, jaki mądry kociak… Ale czemu on ciągle piszczy…?”

Kasia obeszła go, żeby zobaczyć pyszczek — i nogi się pod nią ugięły.

Kotek miał wydłubane obie oczy. Rany były świeże, krew i płyn z oczodołów nie zdążyły zaschnąć i nadal sączyły się po futrze.

Wtedy zrozumiała, czemu nie uciekał. I czemu tak żałośnie miauczał.

Powstrzymując mdłości, Kasia, jak we śnie, ruszyła dalej.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Sokrates 2 miesiące temu
    dobrze i realistycznie opisany dramatyczny los kotka.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania