Każdy ma wybór Rozdział 1

Wydawało mu się, że ta chwila będzie trwać. Nie zapomniał ich ostatniego spotkania. Chwila przed bitwą nagle stanęła mu przed oczami. Kłótnia, wrzask ,trzaśniecie drzwiami. Potem cisza. Nie przerywana przez nikogo. Napięta atmosfera jest nie do wytrzymania. Voldemort poczuł, że ten moment ucieknie, tak jak wiele innych: marzeń, wspomnień, snów. Snów o lepszej przyszłości. O gromadce wnuków wokół niego i Silme. Starości bez zmartwień i problemów. Otarł kolejną łzę. Nie pierwszą i nie ostatnią tego wieczoru. Kolejna popłynęła na myśl o ich ostatnim spotkaniu. Nie pierwszej, ale ostatniej kłótni. Ona miała poczucie, że to już jej koniec. Teraz wiedział, dlaczego tak dziwnie zachowywała się przez ostatnie kilka tygodni przed śmiercią. Szkoda, że tak późno się o tym dowiedział. Teraz już za późno. Nie może tego naprawić.

 

Voldemort wiedział, co ma zrobić. Załatwił wszystko. Zostało tylko jedno...

 

- Glizdogonie!- Wysoki głos odbił się echem po dużym pomieszczeniu. W okamgnieniu przed krzesłem rzeźbionym na kształt tronu pojawił się gruby, niski mężczyzna przypominający szczura, którym przez ostatnie ponad dziesięć lat był.

 

- T-tak, Panie? Wzywałeś mnie?

 

- Tak, przekaż pozostałym, że spotykamy się za pół godziny pod Hogwartem. Rozegramy ostateczną bitwę.

 

Zielony promień leciał w jego stronę. jednak się tym nie przejmował. W końcu może ją spotka i jednak będą szczęśliwi? Uśmiechnął się. W tym momencie Avada Kedavra utrwaliła ten mały przebłysk człowieczeństwa Lorda. Potwora. I zagubionego wśród własnych uczuć i emocji człowieka.

 

Wszędzie biel. Grunt pod nogami, drzewa, krzewy. Nawet niebo. Wszystko białe. Jedna rzecz wyróżniała się na tym jednolitym i monotonnym tle. Czarna, wysoka postać. Gdy Voldemort odzyskał mowę, którą utracił z powodu zaskoczenia, od razu zapytał:

 

- Kim jesteś?

 

- Ja jestem śmiercią. Powiem od razu o co mi chodzi, bo się spieszę. Spełnię jedno twoje życzenie. To taki swoisty wybór. Co chcesz osiągnąć albo to czego naprawdę pragniesz. Twoja sprawa. Czekam pół minuty.

 

- Jaka jest twoja cena?

 

- Żadna.

 

- Pragnę cofnąć się do czasów, gdy Silmarilien została moją przyjaciółką.- Ledwo to wypowiedział,a ogarnęła go ciemność.

 

Znowu biel. Tym razem jakaś inna Skrzydło Szpitalne?

 

- Jak to go nie zauważyłeś?! Idioto, był od ciebie w odległości może trzech kroków. - Abraxas Malfoy?

 

- Nie drzyj ryja!Przecież słyszę. - Orion Black?

 

- Jesteś jakiś niedorobiony czy co? - Tak to na pewno Abraxas.

 

- Sam jesteś niedorobiony.- A to Orion.

 

- Zamknijcie się. Obaj jesteście debilami. A teraz cicho, chyba się budzi. - Tylko jedna osoba oprócz niego miała jakikolwiek wpływ na tych dwóch. I tylko jedna mówiła do niego ,,Tom". Teraz, po tylu latach usłyszeć ten głos. Najukochańszy i najpiękniejszy na świecie.

 

-Witaj, Silme.

***

 

- Au!A to za co? - Tom pomasował swój łokieć. Co jak co, ale z jej charakterkiem musi się liczyć.

 

- Za chęć do życia i miłość do ojczyzny?

 

- Wiesz, że ta ironia nie jest tutaj potrzebna?

 

- O? Naprawdę? Bardzo mi przykro, ale to nie ja spadłam z miotły, z wysokości...Powiedzmy trzydziestu metrów.

 

- Jak to w ogóle się stało? - Riddle bardziej zwrócił się do chłopaków niż do Silmarilien. Wiedział, co mu grozi, gdy ta wariatka jest wściekła, możne śmiało równać się z Bellatrix.

 

- Niechcący cię potrącił? Silmy! Słyszałaś, co mówił Slughorn o używaniu przemocy? - Orion, podobnie jak Tom, pocierał obolałe miejsce.

 

- Masz na myśli fragment o tym, jakie zło przynosi? Czy ten, że nie mogę tego robić?

 

- Nie było pytania. - Dziedzic Slytherina pomyślał, iż warto było wracać i poświęcać to co osiągnął tylko dla tego radosnego uśmiechu. A dodatkowo dochodziła jeszcze zwyczajna sprzeczka, ironia i sarkazm. Żyć, nie umierać.

 

- WYNOCHA! Wszyscy! Ale już! - Trójka Ślizgonów wypadła ze śmiechem ze Skrzydła Szpitalnego. - A ty jak się masz, mój drogi? - ,,Demon w bieli. Kolejny tego jakże cudownego dnia. I nie ,to nie jest ironia."

 

- Dobrze, madame Smith. Kiedy będę mógł wyjść, proszę pani?

 

- Jeśli nic się nie stanie to dzisiaj - odpowiedziała medyczka z uśmiechem. - Przyśle tu kogoś do pomocy.

 

- Dziękuję pani za fatygę.

 

- Nie ma za co.

 

Jeszcze tego samego wieczoru siedział w Pokoju Wspólnym. Wkoło raz po raz rozbrzmiewały śmiechy. Obok niego zasiedli Silme i Abraxas. Mogli rozmawiać godzinami, a żaden temat by im się nie znudził. Boże! Jak on za nimi tęsknił. W końcu jednak prawie wszyscy skierowali się do dormitoriów. Została tylko Wielka Trójca Slytherinu. Tom nie wiedział, kto ich tak nazwał, ale nie miał nic przeciwko.

 

- Tom. - Silme wyrwała go z zamyślenia. Moment, dlaczego w ogóle zgadzał się na powrót do przeszłości? A no tak, ona...

 

- Hmm?

 

- Co z twoim planem? - Zupełnie zapomniał. Choć Silmarilien często nie zgadzała się z jego przekonaniami, mimo wszystko mu pomagała.

 

- Jakim?

 

- Z otwarciem Komnaty Slytherina.

 

Jego serce na moment zamarło.

***

 

Ta dziewczyna kiedyś doprowadzi do jego śmierci. Leżał w łóżku i rozmyślał nad tym czy szukać Komnaty. Najchętniej w ogóle zrezygnowałby z tego pomysłu. Tylko jak wtedy potoczyłyby się dalsze losy Toma Riddle'a, alias Voldemorta. Wiedział, że Silmarilien zawsze będzie go wspierała. I nie miało tu znaczenia, kim albo czym się stanie. Zdawał sobie sprawę , że każdego dnia oddalają się od siebie. Albo powie jej co czuje, albo straci ją raz na zawsze. Jutro Noc Duchów. Powie jej jutro. Z tą myślą zasnął.

 

Ile to już czasu tutaj siedzi? Na pewno ponad rok. A miała tu przybyć tylko po to, żeby zabić Riddle'a. Dlaczego to musi być takie trudne? Z samego początku byłoby łatwiej, ale teraz? Gdy się zakochała? Przez cały czas słuchała jaki to Tom jest cudowny, a po kilku dniach, że to typowy playboy. Problem w tym, że nie wie kiedy wróci do przyszłości. Jak tak dalej pójdzie to Szpital Munga chętnie ją przyjmie. Powie mu. Na pewno.

***

 

- Silmarilien! - Ta dziewczyna chyba wtapia się w tło. Ścigał ją pół dnia zanim wpadł na jej trop.

 

- Tak ? - Zatrzymała się, ale nie odwróciła.

 

- Możemy porozmawiać? Na osobności. - Czy dziewczyny zawsze muszą chodzić w grupkach? I cały czas chichotać?

 

- Okej.

 

Przez całą drogę do Pokoju Życzeń zastanawiał się, czy dobrze robi. A co jeśli odmówi?

 

- A więc, o czym chciałeś ze mną porozmawiać?

 

- O otwarciu Komnaty Tajemnic. - Tchórz. - Co byś proponowała?

 

- Szukaj czegoś związanego z Slytherinem. – Silme poczuła bolesne ukłucie w sercu. Nie takiego wyznania pragnęła. Nie ułatwi mu tej rozmowy. Nie da sobą pomiatać. - Może węży? To wszystko?

 

-Tak. - Baran, debil, idiota. Jeśli nic nie zrobi to ona odwróciła się w stronę drzwi. Nie, nie pozwoli jej odejść. Złapał ją za ramię. - Zaczekaj. Dobrze wiesz, że nie o tym chciałem z tobą porozmawiać. I równie dobrze wiesz, że nie potrafię mówić o uczuciach. Silme. Kocham Cię.

 

Wreszcie odwróciła twarz w jego stronę. Skorzystał z okazji i lekko ją pocałował. Czuł się przez moment, jakby całował trupa. Po pewnym czasie coś się zmieniło. Zaraz, zaraz. Oddała pocałunek? Oddała. Tom całował ją dopóki nie poczuł, że brakuje mu powietrza. Odsunął się od słodkich ust i oparł swoje czoło o jej głowę. Patrzyli sobie prosto w oczy dłuższy moment. Wreszcie Silme przerwała ciszę.

 

- Co tak długo?

 

Po tych słowach miał ochotę całować ją do utraty przytomności. I tak zrobił. No prawie. Dziewczyna nie zemdlała. Ale i tak było cudownie.

 

- Tom?

 

- Hmm?

 

- Co powiemy chłopakom? - zachichotała.

 

- Coś wymyślimy.

 

- Kocham cię.

 

- Ja ciebie też.

 

Przesiedzieli tak kilka godzin. Rozmawiając, śmiejąc się i planując przyszłość. Gdy nadszedł wieczór wyszli z ukrycia, przygotowując się psychicznie przed rozmową z przyjaciółmi.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania