Kiedy kawa wystygnie
Zabraniam im wstępu, dopóki nie wrócisz.
Odgradzam się od promieni słonecznych, chciwie przylegających do brudnej szyby, usiłujących sforsować plusz zasłon. Wytrwałych jak usta kochanka, w poszukiwaniu nektaru wiecznego szczęścia, ukrytego w pocałunku.
W gardle więźnie mi pusty śmiech, na myśl o tych, którzy podobnie jak ja zapragną przebyć tę drogę. Kuszące karminem bramy nie wiodą do spełnienia, to tylko ułuda, za którą czeka tysiąc lat powolnego, samotnego konania.
Zabraniam im wstępu, dopóki nie wrócisz.
Na stole zostały jeszcze talerze z resztkami niedojedzonego śniadania i kubki z dawno wystygłą kawą. Myślałem, że będziemy ją sączyć powoli, kropla po kropli tak jak nasze rozmowy. Nie potrafię ich pozbierać, tak jak nie jestem w stanie uprzątnąć i wyrzucić do śmieci płonnych nadziei sentymentalnego głupca.
Tysiące lat nasłuchiwania dźwięku klucza przekręcanego w drzwiach, jest agonią.
Komentarze (13)
W pierwszej części, zdania typu "Wytrwałych jak usta kochanka, w poszukiwaniu nektaru wiecznego szczęścia, ukrytego w pocałunku." brzmią sztucznie i nie wywołują emocji jak ta prosta, a wymowna końcówka.
Ale proszę, nie przywal mi teraz tekstem, że wcale nie kamuflowałeś.
zaskoczony pozytywnością tego komentarza. Dziękuję Panie B.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania