Kiedyś to było, a dziś...

Na ulicach coraz mniej przeszywających spojrzeń. Większość ludzi wpatruje się w swoje smartfony, mając gdzieś innych przechodniów. Każdy biegnie w stronę swojego miejsca przeznaczenia, korporacji, sklepu obuwniczego, restauracji typu fast food. Z jednej strony to sprawia mi frajdę. Wychodzę szybkim krokiem z mojej kamienicy i niezauwazona wtapiam się w tłum. Nikt nie zaszczyci mnie nawet spojrzeniem. Cieszę się z takiego stanu, kiedy jestem zupełnie in cognito. Mogę wtedy bezkarnie obserwować ulice Warszawy i komentowac w myślach zachowania współczesnego społeczeństwa. Z drugiej zaś to zasmucajace, że na ulicach panuje taka nieczulosc. Zastanawiam się, co by było, gdyby zasłabł człowiek, albo zdarzyloby się inne nieszczęście. Czy ktoś rzucilby się z pomocą czy ważniejsze bylyby wydarzenia na facebooku? Czy oni w ogóle mają jeszcze sumienie, ludzkie odruchy, współczucie? Na odpowiedź nie muszę długo czekać. Przechodzę szybko przez ulicę Chłodną, spiesząc się jak większość o tej porze do pracy. Nagle zauważam garstkę ludzi, może dziesięć osób wokół jakiejś ciemnej plamy. Z daleka nie widzę dobrze, więc zaciekawiona szybko podbiegam. Na ulicy leży na wpół przytomny kot z rozcięta łapa. Ludzie wokół rozmawiają oburzeni na temat znęcania się nad zwierzętami, niektórzy nawet maja ludzkie odruchy, aby zadzwonić po pomoc. Kobiety mówia tylko jak to im żal tego kota, przecież tak nie można postępować z żywym stworzeniem, do sądu z takim właścicielem. Oprócz głośnych dyskusji, chlipania nad rannym kotem, można było zauważyć "reporterów". Z daleka robili zdjęcia telefonami, niektórzy nawet nagrywali film z całego zdarzenia. Ot sensacja. Pomyślałam sobie, że prędzej ten nieszczęsny kot trafi na YouTube niż ktokolwiek mu pomoże. Może nie będzie żył, ale za to nieświadomie zyska choć trochę sławy i subskrybentów. W zasadzie dla wielu to cenniejsze niż życie, więc dlaczego dla kota miałoby być inaczej. Szybko jednak przekalkulowalam sobie, że dla mnie żywot koci ma niepodważalna wartość. Przedarlam się przez zgromadzonych ludzi i niczym bohater, wzięłam kota na ręce. Widziałam zaskoczenie i uznanie w ich oczach. Oni nigdy niczego się nie spodziewają, mają po prostu klapki na oczach i widzą tylko, to co chcą zobaczyć. Ja też byłam dla nich niespodzianka, na szczęście miłą, bo pomogłam im pozbyć się problemu. Idealnie zorganizowany dzień został zakłócony, ale to dobrze, będa mieli o czym opowiadać w pracy. O ile w ogóle otworzą usta i zamienia między sobą choć jedno słowo, bo i z tym bywa ciężko. Zgromadzeni mogli odetchnąć z ulgą i wrócić do dalszego pościgu w imię pieniędzy, urlopu i awansów.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania