Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

kilka słów

Zarzuciła plecak na ramiona i powoli wysiadła z pociągu. Było wczesny ranek, słońce nie stało jeszcze wysoko. Dzień zapowiadał się pięknie. Środek lata. Monika szła powoli w stronę swojego domu. Miała dosyć daleko z dworca, ale nie chciała czekać na autobus, poszła na piechotę. Powietrze było przejrzyste, był słoneczny, ciepły poranek. Lekki wiatr owijał ciało. Ptasie trele witały ją co rusz. Mimo, że z dworca nie było do domu blisko, marsz wcale jej nie zmęczył. Zachwycona jasnymi ulicami i letnim dniem weszła na ciche osiedle. Nie było na podwórkach nikogo. Słyszała tylko lekki tupot swoich sandałów.

- Boże, jak pięknie – pomyślała. Chciałabym zapamiętać ten ranek.

Weszła na klatkę, potem schodami na pierwsze piętro. Zatrzymała się pod drzwiami. Nacisnęła klamkę, ale drzwi były zamknięte. Nacisnęła dzwonek, nic, cisza. Zdjęła z pleców plecak, postawiła go na ziemi, otworzyła klapę. Sięgnęła głęboko do wewnętrznej kieszeni.

- To niemożliwe… Przecież wzięłam klucze, jak wyjeżdżałam…

Grzebała w jednej, potem sprawdziła wszystkie kieszenie. Kluczy nie było.

-Musiałam zapomnieć je zabrać z szafki. Rodzice pewnie już wyszli do pracy. Aśka wyjechała na wakacje… Co teraz?

Usiadła na plecaku, zamierzała poczekać na powrót mamy z pracy, bo ona wracała najwcześniej. Miała świadomość, że będzie czekać wiele godzin.

Czas mijał powoli, minęły zaledwie trzy godziny. Czasami tylko jakiś sąsiad schodził z góry.

- Dzień dobry, - dzień dobry, i tyle. Nic. Zdrętwiały jej nogi, plecy.

- Pójdę po papierosy – pomyślała.

Powoli podniosła się, zarzuciła plecak i zeszła krętymi schodami. Dzień był wyjątkowo piękny. Słońce nie grzało za bardzo, w sam raz. Niespiesznie ruszyła do pawilonu, gdzie były sklepy. Nie doszła jednak do sklepu, po drodze spotkała kolegę. Uśmiechniętego, od ucha, do ucha.

- Cześć, dokąd idziesz? – spytał Piotrek

- Po papierosy. Czekam pod drzwiami już tyle godzin, Wróciłam z gór, ale nikogo nie ma w domu, a ja nie wzięłam kluczy. Wyszłam się przejść.

- Jak chcesz możesz przyjść do mnie. Nie ma rodziców, bo wyjechali. Jesteśmy sami, z kolegami. Posiedź z nami.

- Czemu nie? – pomyślała Monika – zawsze to lepiej niż pod tymi drzwiami.

Nawet nie kupiła paczki papierosów, uśmiech pojawił się na jej twarzy i zawróciła z Piotrkiem. Prawdę mówiąc nie paliła zbyt dużo, była początkującym palaczem, niedawno nauczyła się palić.

Gdy przyszli na miejsce, w domu Piotra było jeszcze dwóch chłopaków. Postawiła plecak w przedpokoju, usiadła na zwiniętym dywanie, który leżał pod ścianą małego pokoju. Chłopcy zdawali się nie zwracać na nią szczególnej uwagi, zajęci byli rozmową. Nieduży, drobny jasny blondyn z podkręcanymi włosami, miał na imię Andrzej, drugi, brunet, trochę wyższy, Marcin. Marcin często wychodził z pokoju między słowami, był energicznym chłopcem. Wychodził i wracał, wychodził i wracał, jakby robił coś jeszcze, w innym pomieszczeniu, czego pilnował. Widać było, że jest aktywny, nasycony ekspresją. Andrzej siedział na podłodze, naprzeciwko Moniki. I wpatrywał się w nią. Nie przestawał rozmawiać, ale cały czas spoglądał na dziewczynę. Ta przyglądała się im obydwu w milczeniu.

- Fajni, ale jak miałabym się zdecydować, to który fajniejszy? Blondyn? Miły. Ale bardzo jasny, jego rzęsy są jak jego włosy, takie białe. Ten drugi też fajny, chyba bardziej mi się podoba. – nie przysłuchiwała się o czym rozmawiają. Poza tym Monika była nieśmiała. Nie była rozmowna z nowo poznanymi ludźmi, nigdy nie wiedziała o czym mogłaby do nich mówić, wolała przysłuchiwać się rozmowie. Na pewno nie była typem człowieka, który błyszczy w towarzystwie. Raczej trzymała się na uboczu, przysłuchując się i obserwując otoczenie.

Czas mijał tym razem szybko. Po jakimś czasie Andrzej wyszedł, a oni przenieśli się do dużego pokoju. Zjedli po smażonej kiełbasce. Rozmowa toczyła się gładko, byli młodzi, pełni werwy, uśmiechu. Monika dawno już mogłaby iść do domu, ale coś ją tu trzymało. Wróciła z gór o jeden dzień za wcześnie. Rodzice się jej nie spodziewali, więc jej samej niespieszno było do nich.

Nastał wieczór. Monika siedziała na tapczanie, oparta plecami o ścianę. Nogi miała nakryte kocem. Marcin przysiadł koło niej, nakrył nogi tym samym kocem. Wystawały tylko ich bose stopy. Za oknami było już ciemno.

- Idę się przewietrzyć – rzucił Piotrek i szybko znalazł się na zewnątrz. Zostali sami z Marcinem. Monika nawet nie zauważyła jak to się stało, ale Marcin chcąc ją pocałować, położył się na niej. Obydwoje mieli na sobie krótkie szorty i podkoszulki. Zaczął ją obmacywać i próbował rozchylić jej nogi. Monika opierała się z całych sił, trzymała nogi bardzo mocno zaciśnięte. Szamotali się już dłuższą chwilę, ale wrócił Piotr. Marcin natychmiast się uspokoił. Odsunął się i wydawał się nie być już nią zainteresowany. Siedzieli tak do rana, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Monika po przeżytym wstrząsie, nie wiedziała co o tym myśleć. To już drugi raz, gdy chłopak był napastliwy wobec niej. Miała tylko szesnaście lat, a już powtórnie napastowano ją. Czuła się przede wszystkim winna tej sytuacji. Nie było nikogo z kim mogłaby o tym porozmawiać, tak teraz, jak i za pierwszym razem. Po raz pierwszy, stało się to, gdy z ówczesnym jej chłopakiem pojechała na Mazury, pod namiotem próbował się z nią kochać, stosując przemoc. Monika ani wtedy, ani teraz nie była na to gotowa, nie myślała o seksie. Za całe zajście pierwszym razem obwiniła siebie, gdyż miała za bardzo prześwitującą piżamę, może to sprowokowało Kryspina, bo tak miał na imię jej były chłopak. No i wino, piła wtedy, na Mazurach, po raz pierwszy wino.

Tym razem było podobnie. Może sprowokowała Marcina tym, że została na noc? Ukryła całe zdarzenie głęboko w sobie i zachowywała się jakby nic się nie stało. Marcin zresztą też. Następnego dnia, po południu, zabrała swój plecak i ruszyła do domu. Gdy weszła do mieszkania, zamurowało ją. Stanęła w przedpokoju i nie ruszała się. W dużym pokoju siedzieli przy stole rodzice, Małgosia, z którą była w górach i żołnierz, który jechał z nimi pociągiem. Wszyscy zamilkli wpatrując się w nią.

Po kilku minutach Małgośka powiedziała - To ja już uciekam – żołnierz też się pożegnał z rodzicami. Po ich wyjściu rodzice nie powiedzieli ani słowa, Monika poszła do pokoju, który dzieliła z siostrą.

Ponieważ w domu otaczało ją milczenie, pojechała do Gośki następnego dnia. Małgosia opowiedziała jej, że pojawiła się u niej w domu tamtego dnia, gdy wysiadła z pociągu. Rodzice byli przerażeni, że Monika nie wróciła do domu. Wiedzieli wszyscy tylko, że Monika wysiadła z pociągu na stacji Zachodnia. A wraz z nią wysiadł wytatuowany młody człowiek, który towarzyszył im całonocną drogę i nie chciał się od nich odczepić. W pociągu jechał też żołnierz, który troszkę z nimi rozmawiał. Przestraszeni rodzice odnaleźli tego wojskowego, bo Małgośka zapamiętała, gdzie znajduje się jednostka. Szukali Moniki po całym dworcu i w krzakach przydworcowych, mieli najgorsze myśli. Ale nigdy nie usłyszała nawet jednej wymówki od nich. Mama tylko zapytała, gdzie była. Odpowiedziała zgodnie z prawdą.

Mijał czas. Wakacje miały się ku końcowi.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania