Kim jest właściwie Mary Sue? [Artykuł]
Każdemu, kto nie tylko próbował tworzyć coś własnego, ale też czytał o pisaniu jako takim, z pewnością obiło się o uszy pojęcie "Mary Sue" jako szczególnego typu bohatera literackiego, jakiego lepiej jest unikać. Jeśli jednak nie chce się stworzyć pewnego konkretnego typu postaci, dobrze byłoby najpierw się dowiedzieć, czym właściwie jest. Bo inaczej może nas po napisaniu tekstu spotkać przykra niespodzianka.
* * *
W najbardziej ogólnym ujęciu Mary Sue to bohater źle napisany. O niewiarygodnej psychologii, o niewiarygodnych zachowaniach, przedstawiany w fabule jako idealny i posiadający mnóstwo umiejętności, którymi włada lepiej od innych, nieraz przejawiający głupotę, która nie przeszkadza w byciu bohaterem tylko dlatego, bo autor skrupulatnie usuwa mu sprzed nóg wszelkie kłody, które wynikają z założeń świata przedstawionego. Te dwie cechy - postać w którą trudno uwierzyć, oraz za nadto widoczne zabiegi autora, aby wszystko swojej postaci ułatwić, są cechą charakterystyczną. W zasadzie jest to konglomerat niedopracowanych cech, wynikający ze słabego panowania nad fabułą, czy niedostatecznego przemyślenia całości tekstu, wzmocniony sympatią autora do postaci.
Zastanawiając się nad najkrótszą, najbardziej treściwą definicją, doszedłem do wniosku, że Sue to postać, która wszystko ma bardziej.
Historia samego określenia jest mało znana. W 1972 roku Paula Smith opublikowała opowiadanie, będące parodią popularnych motywów fanfiction osadzonego w uniwersum Star Treka. Jego bohaterką jest piętnastoletnia Mary Sue, która jest najpiękniejsza w całej kosmicznej flocie, przez co mężczyźni się w niej zakochują. Zostaje porwana na obcą planetę, a załoga próbując ją uratować wpada w poważne niebezpieczeństwo. Mała Sue ratuje ich wszystkich, po czym ucieka, samodzielnie pilotując statek Enterprise, za co zostaje nagrodzona Nagrodą Nobla, Wulkańskim Medalem Odwagi i Tralfamandoryjską Nagrodą Najlepszego Mężczyzny. Niestety choroba, której nabawiła się podczas porwania, doprowadza do jej śmierci, w wyniku czego opłakuje ją cały kosmos a na Enterprise rocznica jej śmierci staje się oficjalnym świętem. Nie wiem czy ukazało się jakieś tłumaczenie na język polski.
Oryginał jest bardzo krótkim streszczeniem fabuły (jakieś 14 linijek tekstu), podsumowującym wszystkie elementy, których zebranie w jednym opowiadaniu czyni ją przesadzoną i śmieszną. Smith, która w późniejszych latach często redagowała różne ziny, w artykułach krytycznych często odnosiła się do tego opowiadania, co spopularyzowało samo określenie. Męskich bohaterów o podobnych cechach nazywa się też czasem Gary Sue.
Postaci takie charakteryzuje zbiór cech i właściwości pozbieranych z różnych utworów i zapożyczony od różnych bohaterów literackich, wybieranych wedle kryterium efektowności czy "fajności". Marry ma mieć wszystko bardziej niż przeciętna osoba, więc autor dokłada postaci umiejętność za umiejętnością, cechę za cechą, aby przez mnogość różnych dodatków była bardziej efektowna. Wiele z tych dodatków fabularnych to tylko powierzchowne ozdoby, które nie wpływają na wydarzenia ani na działania postaci, czasem pojawiają się w tekście tylko raz, przy okazji przedstawienia postaci, a potem wszyscy o nich zapominają. Należą do tej grupy na przykład charakterystyczne cechy wyglądu, w rodzaju oczu zmieniających kolor zależnie od emocji (Marry z takimi oczami raczej nie zostanie dobrą pokerzystką), włosów o naturalnym kolorze różowym lub błękitnym, skrzydełek na plecach itp.
Dalej częstym chwytem jest nietypowa, bardzo pomieszana genealogia, bo bohater nie tylko okazuje się zaginionym księciem, ale jeszcze jest półelfem o ćwierćkrwi krasnoludziej (wszystko wedle zasady: im więcej uda się upchnąć cech, tym lepiej), oraz magiem łączącym umiejętności magii sprzecznych żywiołów. Następne w kolejce są umiejętności - aby ułatwić bohaterowi wejście w zamierzoną rolę, oraz pominąć sekwencję mozolnego uczenia się, autor nadaje postaci wrodzone zdolności, których nie musi się uczyć a które tylko odkrywa, robiąc z łatwością. Zgodnie z zasadą "wszystkiego więcej" tychże umiejętności jest nieproporcjonalnie dużo, bohaterka nie tylko doskonale włada mieczem, ale też od razu uczy się języków, od pierwszych prób umie czarować etc.
Typowej Mary Sue wszystko przychodzi łatwo i bezproblemowo. Nie obserwujemy sytuacji, gdy czegoś nie umie, ani gdy trudzi się podczas prób nauczenia czegoś - nie, Sue musi olśnić nauczycieli nieprzeciętnymi umiejętnościami, które ma choć nie wiedziała. Łatwo też przechodzi od dramatycznych wydarzeń do cieszenia się dalszymi przygodami. W niektórych opowiadaniach Mary traci rodziców w tragicznym wypadku, po czym dla rozweselenia idzie na zakupy i przez resztę opowiadania już się o nich nie wspomina. Brak istotnych wad, wiarygodnie przeżywanych problemów, czy czegoś, co mogłoby stawiać postać w niezupełnie przyjemnym dla czytelnika świetle, to jedna z rzeczy, które najsilniej ją odrealniają
Złe uformowanie postaci i nadmierne skupienie na niej uwagi objawia się też w sposobie przedstawiania. Nie dość, że jest ona chwalona przez narratora, to jeszcze czytamy powtórkę z pochwał z ust innych bohaterów. Inne postaci mówią jej, że jest piękna, mądra, uczynna, inteligentna, słowem - słodzą jak się da. Niejednokrotnie takie opisy nie za bardzo przystają do faktycznie obserwowanych zachowań bohatera. Można wręcz odnieść wrażenie, że partie opisowe tworzył ktoś inny, niż ten od stworzenia fabuły, bo narrator twierdzi, że Mary jest mistrzynią szermierki, tymczasem obserwujemy jak podczas pojedynku przeciwnik wytrąca jej miecz z ręki.
Przesadne skoncentrowanie na bohaterze często obejmuje też przebieg fabuły. W klasycznej formie wszystko w danym świecie kręci się wokół bohatera. Został zapowiedziany proroctwem, walczą o niego największe potęgi, zakochują się w nim/jej najwięksi władcy kontynentu, tylko od niego zależy bieg dziejów, w miejscach gdzie stąpnie wyrastają róże... Z tego względu najchętniej wybieranym pomysłem fabularnym jest motyw wybrańca, najlepiej sieroty, która nie zna swej przeszłości a tylko ma dziwny naszyjnik czy pierścień po rodzicach.
Często autorom konstruującym takie postaci brakuje do nich dystansu. Albo autor swoją postać bardzo lubi, więc chce dla niej jak najlepiej i dlatego nagina dla niej logikę fabuły, albo się z nią utożsamia, wyobrażając sobie, że to on przeżywa te przygody. Tego rodzaju literacka eksploatacja fantazji, mającej na celu podbudowanie ego, nigdy nie wychodzi na dobre. A czasem może nieoczekiwanie zbyt dużo zdradzać o autorze.
* * *
Nie ma jakiegoś prostego sposobu na poznanie, czy nasza postać już jest przesadzona czy może jeszcze nie. Zbliżone motywy pojawiają się w wielu książkach a nawet klasycznych bajkach, i nikt nie podnosi zarzutu, że na przykład Harry Potter to Gary Sue (sierota z niezwykłym znamieniem, już umie magię i często na zajęciach okazuje się władać nią lepiej niż sądził, jest z nim związana przepowiednia, ma zmierzyć się z potężnym wrogiem a od tego starcia zależą losy świata). Różnica zawiera się w tym, na ile wiarygodne jest przedstawienie, na ile bohater i jego działania pasują do świata, na tym, czy istnieją inne postaci, którym w fabule dano trochę własnego życia. Na tym czy autor zna umiar.
Istnieje wielu bohaterów literackich, którzy posiadają część z wymienionych cech, ale jesteśmy skłonni w nich uwierzyć, bo zostali wiarygodnie przedstawieni a sytuacje w jakich się znajdują, przebiegają wedle reguł prawdopodobieństwa a nie ułatwienia wszystkiego bohaterowi. Są też słabo napisani bohaterowie, którzy posiadają niektóre z tych cech, ale są po prostu nijacy i tyle można im zarzucić. Ale jeśli słabo opisany bohater będzie w sobie łączył zbyt dużo takich cech, to wtedy stanie się Mary Sue.
Tworząc takiego klasycznego bohatera, na którym ma się koncentrować fabuła czegoś, pomyślanego jako obszerniejsze dzieło, dobrze jest się zastanowić, czy bohater nie jest przypadkiem zbyt idealny i czy na pewno wszystko czym chcemy go obdarzyć, faktycznie jest konieczne dla naszej opowieści. Czasem lepiej coś odjąć i pozostawić niedomówienia, niż przesolić i nie mieć już jak tego naprawić.
* * *
Oczywiście artykuł nie wyczerpuje tematu, jest wiele rzeczy, które sprawiają, że bohater może być niewiarygodny a intencje autorskie zbyt widoczne, będę więc jeszcze do tego wracał w kolejnych artykułach.
Komentarze (11)
Ciężko jest nie dać bohaterowi nadludzkiej siły, jakby tak mogłaby mu być przydatna. Ale kluczem jest, by nie zawsze i nie wszystkim.
Dobry tekst.
Włączam w szeregi ulubionych, na wypadek gdyby przeciągnęła mnie na swoją stronę ostatecznie. Dzięki!
za nadto
powinno być:
zanadto
"Sue to postać, która wszystko ma bardziej" - super definicja; precyzyjna i ironiczna zarazem
"Czasem lepiej coś odjąć i pozostawić niedomówienia, niż przesolić i nie mieć już jak tego naprawić." - dokładnie, sztuka redukcji to chyba najważniejszy element twórczości
Bardzo dobry kawał tekstu. Po rozbudowaniu to świetna praca licencjacka na polonistyce, a po jeszcze większym rozbudowaniu praca magisterska :)
"Często autorom konstruującym takie postaci brakuje do nich dystansu. Albo autor swoją postać bardzo lubi, więc chce dla niej jak najlepiej i dlatego nagina dla niej logikę fabuły, albo się z nią utożsamia, wyobrażając sobie, że to on przeżywa te przygody"
Dodałbym jeszcze, że postacie takie są głównie domeną mainstreamu, amatorów i ćwierćzawodowców wydających seryjnie swoje czytadła. Prawdziwym siedliskiem Sue są właśnie portale typu Wattpad, gdzie można niemalże być pewnym, iż - nie oszukujmy się - bardzo MŁODZI autorzy będą wypluwać swe mokre fantazje na wybranego bohatera, który ma być wyszlifowanym do granic obłędu alter ego. Starałem się przywołać jakiegoś Garego z lit. wyższej i przychodzą mi do głowy głównie Sienkiewiczowskie wymysły z kategorią "ale". Tzn. Wołodyjowski był butny ALE to patriota, więc okej. Oszołom, ale dał w ryj Niemcowi, więc tego - lubimy go. Zabieg w którym kategoria wad przechodzi w kategorię zalet. Gary Sue natomiast da się wykreować też całkiem sympatycznie, przykładem niech będą Alucard z serii Hellsing czy Saitama z One Punch Mana, z zaznaczeniem jednak, że tutaj niemalże cała fabuła jest im podległa, a przez swoją komediową, niepoważną lub abstrakcyjną fabułę i świat kreowany bez spójnika realistycznego, nie myślimy o nich przez pryzmat prawdopodobności psychologicznej przez co mają rację bytu.
Świetna robota z artykułem - prosimy o więcej :D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania