Kim Ty Jesteś?

Beatrice Stuart siedziała w tej chwili przy oknie i spoglądała na pracę ogrodników. Jej ojciec pan Nelson był właścicielem pobliskiej fabryki znajdującej się za wzgórzem, który zamieszkiwał z córką. Jego żona pani Erica zmarła w wypadku samochodowym. Beatrice miała wtedy zaledwie 15 lat. Teraz 22-letnia dziewczyna stała się dorosłą kobietą. Ojciec uważa, że już dawno powinna wyjść za mąż, szczególnie, że ma już tyle lat. O względy jego córki starało się wielu mężczyzn. Nic dziwnego skoro była piękną, szczupłą brunetką o zielonych oczach i dużych, czerwonych ustach. Ona jednak odrzucała ich zaloty. Choć miła i pomocna z niej istota to i tak nie lubiła trzymać się zasad etykiety. Wracając do siedzącej Beatrice... Otóż pochłonął ją widok ogrodu znajdującego się przed ich piękną willą. Była tak rozmarzona, że nie usłyszała pukania do drzwi.

- Beatrice, dziecko ogłuchłaś?! - wrzasnął ojciec.

Dziewczyna podskoczyła ze strachu, po czym odwróciła się, spojrzała na ojca i nic nie odpowiedziała. - Nawet się nie przywitasz. Mniejsza o to, za 10 minut chcę widzieć cię na dole w jadalni, bo jak wiesz śniadanie czeka. I przebierz się jakoś. Cały dzień masz zamiar przesiedzieć w piżamie?

- Nie tato. Już za chwilę zejdę na dół tak jak prosisz. - odpowiedziała zmieszana dziewczyna.

Beatrice znalazła przepiękną, jedwabistą białą sukienkę, którą pani Lora pomogła jej założyć. Lora była osobistą pokojówką dziewczyny. Gotowa córka zeszła po schodach do jadalni, gdzie czekał na nią jej ojciec. Wyglądała przepięknie, na jej widok nawet wiecznie poważna twarz ojca lekko się uśmiechnęła.

- Wyglądasz nieziemsko, jesteś bardzo podobna do swojej matki. - po tych słowach szybko spoważniał. Widocznie przypomniał sobie, że jego żona już dawno nie żyje.

Od śmierci matki Beatrice nie był wesołkiem takim jak kiedyś. W ogóle stał się poważnym, szorstkim, bez poczucia humoru zgredem, niekiedy nieznośnym. Więcej czasu poświęcał pracy niż własnej córce. Nie okazywał jej wiele uczuć, choć kochał ją bardzo i nie dał by jej nikomu skrzywdzić.

- Po obiedzie przyjdź do mojego gabinetu... I weź na litość boską te łokcie ze stołu. Nie garb się tak jak jesz!

- Dobrze tato, przepraszam.

Fakt Beatrice nie miała zbyt dobrych manier przy stole. Uwielbiała opierać się łokciami o stół, zakładać nogę na nogę, co panienkom nie przystoi. Nie cierpiała przestrzegać etykiety. Uważała, że każdy powinien jeść i siedzieć tak ja mu będzie wygodnie. Po obiedzie dziewczyna przebrała się w beżową sukienkę i udała się do gabinetu ojca.

- Usiądź naprzeciw mnie. Musimy poważnie porozmawiać.

- Dobrze. A o czym?

- Jak wiesz masz już 22 lata. Wypadałoby, żebyś wreszcie znalazła sobie męża. Więc... od jutra przyjedzie tu pani Mary. Będzie uczyła cię od podstaw etykiety. Nie pozwolę by wytykano mnie palcami, iż moja córka nie potrafi się zachować. Od jutra zaczynasz naukę moja panno.

- Ale tato...

- Żadnych ale! Dopóki mieszkasz pod moim dachem to tylko i wyłącznie na moich warunkach. Pani Mary jest chwalona przez wszystkich. Nigdzie nie znajdziesz lepszej nauczycielki od niej.

- Tato, ale po co mi ona? Tak czy inaczej jaki ma związek ze znalezieniem męża?

- Wiesz poznałem ostatnio hrabię Rogera Taxemixa. Oświadczy ci się za dwa tygodnie na przyjęciu u nas. Zrozumiałaś? On też ma problem ze znalezieniem sobie żony, a ty jesteś idealną partią dla niego. Jeśli sami nie potraficie odnaleźć miłości to ktoś musi wam w tym pomóc.

- A to męża już sama wybrać sobie nie mogę?

- Mogłaś do tej pory. Nie zamierzam czekać, aż moje jedyne dziecko zostanie starą panną. - spojrzał na córkę surowym i groźnym spojrzeniem ojciec. - kiedyś to rodzice wybierali mężów córkom, a ja mam zamiar tak uczynić w twoim przypadku. Ojciec hrabi Taxemixa zmarł miesiąc temu, był moim dobrym znajomym i już za życia uzgodniliśmy, że jego syn Roger i ty zostaniecie prędzej czy później małżeństwem...

- Ja nawet go nie znam, nie kocham. Zresztą on mnie też. Jak wyobrażasz sobie małżeństwo beż miłości? Ten cały hrabia nawet mnie na oczy nie widział...

- Na początku może nie będziecie za sobą szaleć, ale zapewniam cię, że z czasem i na miłość przyjdzie czas. Pokazałem mu twoje zdjęcie i bez wahania zgodził się ożenić z tobą. Spełni ostatnią wolę ojca, hrabi Rolfa Taxemixa i z pewnością nie wycofa się. Zrozumiałaś to? - rzekł stanowczo ojciec.

- Będzie tak jak sobie życzysz ojcze. - niepewnie i powoli odpowiedziała Beatrice. Dziewczyna poczuła, że nie ma szans na to, by ojciec zmienił decyzję. Powoli odeszła do swojego pokoju.

Tej nocy nie mogła zasnąć. Czy hrabia Roger także nie chciał się sprzeciwić ojcu? A może tylko chce wypełnić obowiązek, mówiący, że musi ożenić się z kobietą. Bez względu na to czy ją kocha czy nie. Beatrice zasnęła nie zdając sobie z tego sprawy. Wreszcie nastał ranek, Beatrice miała nadzieję, że to był tylko sen, niestety okazało się inaczej. Z pomocą pani Lory przebrała się w koronkową, zwiewną, czerwoną sukienkę. Upięła w kok włosy i zeszła na śniadanie. Od kamerdynera ojca dowiedziała się, iż pan Nelson zjadł wcześniej niż zwykle i udał się do fabryki. Pan Peter, lokaj jej ojca miał około 50 lat i od 25 pracował w willi Stuartów. Był to niski, szczupły mężczyzna, jego głowę pokrywała lekka siwizna, miał wąsy o które zawsze dbał, „Przynajmniej przy śniadaniu nikt nie będzie mnie krytykował.” pomyślała Beatrice. Około dwunastej do domu wrócił pan Nelson i oznajmił córce, iż pani Mary przybędzie w porze obiadowej. Służącej nakazał, by naszykowała jeden z lepszych pokoi gościnnych w całej willi. Beatrice miała dość czasu, by znów rozmyślać nad małżeństwem z hrabią Rogerem. Jaki on jest? Czy w ogóle jest przystojny? Łatwo oswoił się z myślą że ma ożenić się z córką przyjaciela ojca? Takie myśli przechodziły młodej kobiecie przez głowę. Nie znała odpowiedzi na swoje pytania. Śniadanie jadano o godz. 8:00, obiad o 14:00, a kolację o 18:00. Godzin tych trzeba było przestrzegać jak 10 przykazań. Spóźnienia nie wchodziły w grę. W pół do czternastej pod bramę willi zajechała czerwono blada taksówka. Wysiadła z niej starsza kobieta, jak można się domyślić była nią pani Mary ucząca zasad etykiety. Beatrice przebrała się w odświętną granatową sukienkę do której przypięła czerwoną różę. Pełno było ich w ogrodzie Stuartów. Dziewczyna rozpuściła włosy, które niezgrabnie opadły jej na ramiona, po czym zbiegła po schodach, by przywitać wraz z ojcem panią Mary. Usłyszawszy dzwonek do drzwi gospodarz domu, pan Nelson otworzył je i ukazała się w nim postać nauczycielki. Ucałował jej dłoń, a Beatrice lekko się ukłoniła. Szofer, który przywiózł kobietę podał kamerdynerowi bagaże, aby zaniósł je do pokoju. Pani Mary miała około 70 lat, miała kręcone, krótkie siwe włosy, piwne oczy i nie należała do szczupłych, wychudzonych staruszek. Lora oprowadziła kobietę po posiadłości pana Stuarta. Już przy wspólnym obiedzie zaczęła zwracać uwagę Beatrice.

- Panienko łokcie ze stołu. Och panie Stuart nie dziwię się, że mnie pan zatrudnił. Jeśli masz panienko jak ci tam było... Hmm... Bridget...

- Beatrice, proszę pani.. - poprawiła ją dziewczyna.

- Przecież mówię. Beatrice. A więc jeśli masz zostać żoną hrabi to wymagane jest byś zachowywała się kulturalnie przy stole. - zakomunikowała sarkastycznie starsza pani. - Widzę, że nawet sztućcami nie umiesz się posługiwać. Panie Stuart od jutra zaczniemy.

- Nie śmiem się pani sprzeciwić. Od dziś tymi sprawami pani się zajmuje.

Dzień minął całkiem szybko, kolejne również choć nie należały do miłych. Pani Mary była wymagającą kobietą, nie znosiła gdy ktoś ją poprawiał. Uwielbiała wytykać innym co robią źle, a siebie samą w tym pomijała. Pewnego razu nawet ogrodnika skrytykowała, że nie potrafi dobrze przesadzić kwiatków. Kucharce narzuciła, że nie powinna próbować tego co ugotowała tą samą łyżką co miesza, a służbę poinformowała, iż powinni do pracy przychodzić przed czasem. Dzięki czemu nigdy się nie spóźnią. Z opowiadań kobiety Beatrice dowiedziała się, że od 20 lat jest wdową, ma syna, który ożenił się z hrabianką Dołgierdówną i są szczęśliwymi rodzicami trójki chłopców. Kika dni później do willi Stuartów bez zapowiedzi przyjechał hrabia Roger Taxemix. Niestety Beatrice nie miała okazji go poznać, gdyż pani Mary dała jej wolne od nauki. Korzystając z okazji udała się na przejażdżkę konną, którą od dziecka uwielbiała. Hrabia Roger był ciekaw przyszłej małżonki więc po kilku dniach znów przybył. Niestety w tym dniu nie zastał pana Nelsona. Beatrice właśnie nabywała kolejne nauki u pani Mary. Zauważył go kamerdyner, zdziwił się, że nie podszedł przywitać kobiet.

- Panie hrabio. Pan tutaj? Pójdę oznajmię panience Beatrice o pana przyjściu, bo pana Stuarta nie ma w domu. Musiał pilnie udać się do fabryki.

- Nie, nie trzeba. Mam tylko jedną prośbę.

- Jaką? - zdziwił się pan Peter.

- Proszę nie mówić panu Stuartowi i jego córce, że tu byłem. Chciałbym z ukrycia przyjrzeć się mojej przyszłej małżonce. Czy jest pan w stanie dochować tajemnicy?

- Cóż hrabi nie wypada odmówić. Tylko proszę nie narobić zamieszania. Jak pan widzi panienka z tą okrutną babą jest na tarasie. - mówiąc o pani Mary kamerdyner skrzywił się. Na co hrabia Roger uśmiechnął się.

Przez dłuższa chwilę przyglądał się z ukrycia młodej kobiecie. „Na żywo jest jeszcze piękniejsza niż na zdjęciu. Nieziemsko piękna.” zachwycał się dziewczyną mężczyzna. Próbował powstrzymać się od śmiechu patrząc na zmagania Beatrice. Niestety nie udało mu się to, więc szybko niezauważony czmychnął do parku.

- Panno Beatrice! Czy łyżeczki na oczy nie widziałaś?! - pytała, podirytowana i poddenerwowana pani Mary choć podobno nerwy miała ze stali.

- Widziałam i to nie raz. Ale jak można mieszać tą głupią herbatę bez stukania o filiżankę? Nie cierpię tej idiotycznej etykiety! - wybuchła dziewczyna ze łzami w oczach.

- Po pierwsze nie jest głupia, a po drugie na maż się jak małe dziecko. Łzy piękności szkodzą, czy jakoś tak. Po prostu nie grzechocz tak łyżeczką w filiżankę. Rób to tak. - w tym momencie pani Mary zademonstrowała Beatrice jak należy mieszać herbatę.

- Czy teraz dobrze?

- Idealnie. Widzisz jak chcesz to potrafisz. Służba, proszę podać ciasto. Nauczę cię jeść... - kobieta nie dokończyła, gdyż córka pana Stuarta jej przerwała.

- czy pani też to słyszała? Ja... ja muszę to sprawdzić. - Beatrice była gotowa, by udać się w kierunku usłyszanego śmiechu, ale w porę nauczycielka chwyciła ją za ramię.

- Gdzie idziesz?! - krzyknęła wzburzona – Każda wymówka jest dobra. W każdym razie ja nic nie słyszałam i nie zezwalam ci, abyś gdzie kol wiek się wybierała.

„Głucha starucha.” pomyślała dziewczyna i nie miała wyboru, przez kolejne godziny słuchała zasad dobrych manier. Po kolacji, gdy miała wreszcie wolną chwilę znów pojechała na konną przejażdżkę do pobliskiego lasu. Przez cały czas zastanawiała się do kogo mógł należeć śmiech, który na pewno jej się nie przesłyszał. Przywiązała konia do starego dęba i nie zdając sobie sprawy, że jest śledzona usiadła pod drzewem. Podśpiewując plotła wianek z leśnych kwiatów. Skończywszy założyła go na głowę i zaprowadziła wierzchowca do opodal oddalonego od n ich strumyka, gdzie ten mógł się napoić. Hrabia Roger nadal obserwował dziewczynę. Beatrice nie zdając sobie sprawy stanęła na starej, spróchniałej kładce, która załamała się, po czym ona wpadła do wody. Na pomoc nadbiegł jej przestraszony hrabia. Skoczył za nią do wody, gdy ją wyciągnął otulił swoją marynarką. Młoda kobieta cała drżała z zimna i ze strachu przed nieznajomym wybawicielem. Był mężczyzną o ciemnych oczach i włosach. Miał około 30 lat i nie ma co ukrywać był bardzo przystojny.

- Nie bój się mnie. Nic ci nie zrobię. - rzekł.

- No ja myślę... - niepewnie odpowiedziała. Gdy nabrała więcej odwagi zapytała się kim jest o wy przybysz.

- Ja? Ja jestem... - zaczął jąkać się zakłopotany hrabia Roger. Nie mógł przecież wyjawić prawdy kim jest. Bo co by wtedy pomyślała sobie o nim dziewczyna. Szybko jednak coś wymyślił. - Otóż jestem pomocnikiem kucharza. Mam na imię Lars. A ty?

- Nazywam się Beatrice Stuart, córka właściciela pobliskiej fabryki. Pewnie słyszałeś o moim ojcu Nelsonie.

- Tak, oczywiście.

- Dziękuję, że mnie uratowałeś. A w ogóle to nie powinieneś być już dawno w kuchni? Kolacja się zbliża.

- No... tak, ale mój mistrz dał mi wolne i postanowiłem się wybrać na spacer. - mężczyzna skłamał po raz kolejny. Przy czym wybrnął jakoś z opresji.

- może i lepiej, że tu byłeś. Będę twoją dłużniczką do końca życia. Czy mogłabym coś dla ciebie zrobić?

Mężczyzna uśmiechnął się po czym rzekł.

- Jest jedna rzecz jaką mogłabyś dla mnie zrobić.

- Jaka? - zapytała zaciekawiona.

- Jutro o tej samej porze bądź tu nad strumykiem. I nie bierz już kolejnej kąpieli. - zażartował.

- Bardzo śmieszne. Ha ha... Uśmiałam się. No ale dobrze obiecuję jutro przybędę tu o tej samej porze co dziś.

- Będę ci niezmiernie wdzięczny. - uśmiechnął się.

Zgodnie z obietnicą na drugi dzień dziewczyna przybyła w umówione miejsce. Spędziła miły wieczór w towarzystwie nowo poznanego Larsa. Mijały kolejne dni. Ojciec dziewczyny przekazał jej, że oświadczyny zostały przesunięte o tydzień. W ten dzień Beatrice uczyła się ukłonów. Miewała parę pomyłek, ale nie chciała zostawać po kolacji, gdyż ten czas przeznaczyła na spotkania ze swoim wybawicielem. Oboje byli w sobie zakochani. To dziwne, ale żadne z nich nie przyznało się do tego. Lars znał dobrze historię kobiety, wiedział, ze ma wyjść za mąż za innego. On jej również opowiedział o swojej zmieniając parę faktów np. to, że zamiast pochodzić z zamożnej rodziny był z biednej. Tylko ona nie była świadoma, że ten „inny” to nikt inny jak Lars. Nie był jakimś tam pomocnikiem kucharza tylko jej przyszłym mężem. Z tej niewiedzy coraz częściej cierpiała z powodu przyszłych zaręczyn z hrabią Taxemixem. Czas ten upływał szybko i nadszedł dzień zaręczyn. Pani Mary od razu po przyjęciu miała wyjechać. Każdy z tego powodu bardzo się cieszył, bo miał dość „nieznośnej staruchy” jak ją nazywano. Hrabia Taxemix nie przybył jako pierwszy, ani ostatni. Dotarł prawie przedostatni. Dotarło do niego, że jego ukochana się rozczaruje widząc jego, a nie innego. Dotarło do niego, że nie potrzebnie ją oszukiwał. Ten wysoki młodzieniec przywitał się z ojcem przyszłej małżonki i innymi gośćmi, którzy przybyli na ten ważny i uroczysty dzień. Wreszcie po schodach zeszła Beatrice. Ubrana w krótką, biała sukienkę w kwiatki, w rozpuszczonych włosach opadających na ramiona. To co, a raczej kogo ujrzała przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Jej przyszłym małżonkiem był nikt inny jak Lars, a raczej hrabia Roger Taxemix. Miała ochotę dać mu w twarz, wykrzyczeć to co o nim myśli. Lecz z powodu ojca, pani Mary i gości z trudem się powstrzymywała. Udając, ze go nie zna grzecznie się ukłoniła i dała mu dłoń, by mógł na powitanie ją ucałować. Gdy minęło pół godziny ojciec skończywszy rozmowę z przyszłymi małżonkami zaprowadził ich do małego saloniku, by mogli lepiej się poznać. Przez chwilę nie odezwało się do siebie, ani słowem ,a le gdy Beatrice spostrzegła, że są zupełnie sami niemal wykrzyczała z wyrzutami.

- Jak mogłeś mnie tak oszukać?! Kim ty w ogóle jesteś? Lars to ty? A nie przepraszam to przecież pan hrabia. - ostatnie zdanie wypowiedziała z tak wielką ironią, że tylko głupi nie mógłby jej odczuć.

- Beatrice, ja, aja nie mogłem... - próbował tłumaczyć się mężczyzna, ale kobieta nie dała dojść mu do słowa. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy.

- Czego nie mogłeś?! Oszukiwałeś mnie przez cały ten czas. Myślałeś, że prawda nie wyjdzie na jaw. A może, że gdy dowiem się kim naprawdę jesteś to rzucę ci się w ramiona i będę szczęśliwa, że lepiej, iż jesteś hrabią, a nie jakimś tam pomocnikiem kucharza i wtedy łatwiej będzie nam się pobrać? Nie rozumiem czemu... Jaka ja byłam ślepa i głupia... - dziewczyna ubolewała nad własnym losem.

- Nie, nie jesteś wcale ślepa i głupia. To ja taki jestem. Może to głupie ale gdy cię pierwszy raz ujrzałem jak powielałaś nauki u pani Mary postanowiłem, że jeszcze nie raz cię ujrzę...

- Śledziłeś mnie?! - podniosła głos Beatrice.

- Można to tak nazwać. Ale nie robiłem tego w złym sensie... gdybym ci w tamtej chwili, tam nad strumykiem powiedział kim naprawdę jestem zareagowałabyś podobnie.

- Okłamałeś mnie. Czy dociera to do ciebie?

- Tak, dociera. W każdym razie nie do końca cię oszukiwałem. Mówiąc, że mój ojciec zmarł niedawno, a matka gdy miałem 20 lat nie kłamałem cię. Opowiedziałem to jako Lars, choć teraz do mnie dotarło, że powinienem jako hrabia Taxemix. Przez te ostatnie dni, poczułem, że to ciebie kocham. Jeszcze parę tygodni temu bym tego nie powiedział, a dziś czuję i wiem, że i ty tym samym uczuciem mnie darzysz. Wybacz mi, proszę.

- Nie mogę na ciebie patrzeć! Co gdybym zakochała się winnym?! Wynoś się z mojego życia! - wykrzyknęła zrozpaczona dziewczyna.

- Gdy w kimś z czasem się zakochujemy nie potrafimy, nie wiemy jak naprawić coś. Nie wiedziałem jak mam to zrobić. Chciałem ci powiedzieć od razu, ale twoja reakcja była nieunikniona. Byłem przekonany, że zareagujesz podobnie. Miałaś rację mówiąc, że myślałem, iż będziesz szczęśliwa mogąc się za mnie wyjść i to ja jestem tym Larsem. Myliłem się. Zdaję sobie sprawę, że moje oświadczyny są już tylko przeszłością. Jestem idiotą, który nie będzie miał już szansy tego naprawić. Przepraszam za wszystkie krzywdy jakie ci wyrządziłem. - łza tym razem spłynęła po policzku hrabi. Widząc to dziewczyna poczuła, że słowa wymówione przed chwilą były szczerą prawdą. Hrabia Roger kroczył powoli w kierunku drzwi. Niespodziewanie poczuł, że jego ramienia dosięgła delikatna dłoń.

- Zaczekaj! Nie mogłabym żyć ze świadomością, że mogłam w tak łatwy sposób stracić jedyną miłość, jakiej jeszcze nigdy nie doznałam. To nie znaczy, że do końca ci wybaczyłam kity jakie mi wciskałeś. Będziesz musiał się dobrze postarać, bym puściła to w niepamięć. - Oczy kobiety były na wpół szczęśliwe i na wpół smutne.

- A więc dajesz mi szansę?

- Tak. - rzekła spokojnie kobieta. - I jeśli twoje oświadczyny są nadal aktualne to także je przyjmę. - zaśmiała się przez łzy.

- Oczywiście, że są jeśli je przyjmiesz. Kochana Beatrice czy zostaniesz żoną takiego durnia jak ja? - ukląkł przed nią mężczyzna i wyjął pierścionek zaręczynowy z prawdziwego rubinu.

- Nawet bez tak pięknego pierścionka przyjmę twoje oświadczyny.

- Piękna to ty jesteś. Sygnet przy tobie to nic.

Po tych słowach zakochani rzucili się w swoje objęcia i namiętnie pocałowali. Zaręczyny ogłoszono zgodnie z wolą ojca hrabi Rogera i pana Stuarta. Ślub odbył się rok później. Nikt nie wiedział o wcześniejszej znajomości młodych i dlatego zdziwiło ich jak szybko się w sobie zakochali. Beatrice w pięknej białej, ślubnej sukni z welonem zeszła po schodach, gdzie czekał na nią jej ojciec, by móc poprowadzić ją wreszcie do ślubnego kobierca. Wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle. U boku przystojnego hrabi wyglądała jak perełka. Po odbytej podróży poślubnej do Chile młode małżeństwo zamieszkało w odnowionym zamku, w którym mieszkał hrabia Roger. Wraz z hrabiną Beatrice są bardzo lubiani i szanowani w okolicy. Nigdy nie odmawiają pomocy innym. Na każdą miłość przychodzi czas i pora. Zakończenie tej historii nie mogło by być inne niż te. Każda opowieść kończy się szczęśliwie, a jeśli nie to znaczy, że jeszcze się nie skończyła.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania