Kirage Kirgae ze Srebrnych Wzgórz

Kirage szła przez pisakowy ocean. Wiatr drażnił jej oczy, ziarenka ziemi wchodziły pod powieki. Próbowała zostawić za sobą bagaż negatywnych doświadczeń.

Na próżno.

Wciąż wracały, w nocy. Tęsknota za Esmenem. Niechęć do czegokolwiek. Ból straty.

Szła by całą noc, gdyby nie spotkała Kinga.

- Co tam, Mała? Kolejny przewóz?

Dziewczyna obruszyła się:

- Możesz przestać do mnie mówić „Mała”?

Wzruszył ramionami.

- Przecież jesteś mała. To jak mam mówić.

Czarnowłosa przygryzła wargę. Gdy wracały wspomnienia, nie umiała utrzymać nerwów na wodzy.

- Co tam u Esny?- rzekła, próbując zmienić temat.

- Stara bida. Bidulka haruje za dwoje. Eraina wciąż nie umie się do niczego zdyscyplinować. Stare dzieje.

Eraina. Córka Kinga i Esny. Zielonowłosa piękność o smutnym melancholijnym spojrzeniu.

- Wciąż tęskni za Arem?

- A kto ją tam wie. Tłumaczyłem jej, że jak kogoś przewożą, to ten ktoś już nie wraca.

Kirage parsknęła. Stary dobry King. Wie o uczuciach tyle co sałata o ślimakach.

Esna to niegłupia baba. Ciekawe co w nim widzi.

- Mniejsza z tym…- konynuował King. Przenosisz się do Zachodnich Rubieży?

- Może- odparła Kirage tajemniczo. Uczuć nie miał, ale głupi nie był. Nikomu nie mówiła, że ma w planach wyjazd. Zrozumiał to pewnie z jej zachowania.

- Z ciebie to zagadkowa dziewczyna- rzekł, jakby czytał w jej myślach. Piękna, ciemnowłosa, idealna kandydatka na h a r n e. A Ty wciąż wzdychasz za Esmenem, tym nadętym bubkiem… Ty i Eraina jesteście takie same…

Kirgae wyciągnęła w tym momencie miecz.

- Nigdy nie obrażaj przy mnie Esmena. Jeśli ci życie miłe- wycedziła przez zaciśnięte zęby, paskudnie się uśmiechając. Wara od moich uczuć. Nie jestem twoją córką.

 

Tak to było. Kirgae nie wiedziała, co w nią wstąpiło. Wiedziała, że musi jak najszybciej opuścić Eberję. Tu nie było bezpiecznie. Nie.

Ale nikt tego nie widział prócz niej.

Szczerze mówiąc, kto mógł wiedzieć że jest Uzbekistańskim szpiegiem, na rozkazach Ermera.

Westchnęła.

Nie miała wyboru.

Do tego się urodziła.

Dlatego otrzymała M O C

 

Karen!!!!! Wróć!!!- wrzeszczał Ezmyr, sam, w nawałnicy. Wszyscy go zostawili. Elen, Daniel, Esmen. Był sam. A wokół nie było nic, prócz piasku i śniegu.

- Przestań się drzeć- ktoś zakrył mu usta grubą skórzaną rękawicą.

Znał ten głos.

- Emennn- wymamrotał i poczuł klingę przystawioną do gardła.

- Zamknij się, bo nas wytropią.

Po chwili uścisk zelżał. Klinga opadła.

Ezmyr oparł ręce na kolanach i zgarbił się. Ciężko dyszał.

- Co Ty tutaj robisz?!- wysapał.

- Tak mi dziękujesz za ratunek?

- Ratunek?! Prawie mnie udusułeś! A wcześniej zowtawiłeś mnie na pastwę losu!

- Szukałem czegoś- odparł jego „wybawiciel”.

- Aha. Jak zwykle.

Ezmyr odwrócił się na pięcie i już miał odejść, kiedy przyjaciel uchwycił go za ramię.

 

Noc. Mrok. Chłód.

Zwątpienie.

Noce w Eberii są mroźne i nieprzyjazne. Nie ma tu nic, prócz zwiędłych kwiatów. Pustki.

Dokąd idziesz, wędrując sam?

Czy widzisz światło na końcu tunelu?

Dokąd Cię wiedzie?

Do nikąd.

Kirgae wiedziała o tym.

Tylko ona.

 

- Nie możesz odejść! Trzeba „ją” znaleźć!

- „Ją”?

- Strażniczkę Płomienia!

- Po co?

Esmen pokiwał głową z dezaprobatą.

- Tak porzucasz swoich towarzyszy? Na pastwę losu?

Ezmyr odepchnął jego dłoń. Spojrzał na niego ze złością.

- Co Ty w ogóle o niej wiesz? Nic!

- Ale… Ale…

- Posłuchaj. Nie obchodzą mnie twoje sprawy i twojej blondwłosej głowy. A tę dziewczynę zostaw. Znajdzie swoją upragnioną śmierć na jakimś odludziu.

Kolega uderzył go z całej siły w twarz.

- Jak śmiesz tak mówić?! Ona... Ona…

- Ona jest obcą- rzekł powalony ciosem na ziemię mężczyzna. Wstał, otrzepał się i spokojnie zaczął iść w przeciwną stronę.

- Wiem, ale…

 

Kirgae miała zmarznięte dłonie. Jeszcze tylko parę mil dzieliło ją od Ezmeraldu.

Bała się, że nie wytrzyma

 

- Ona jest naszą sojuszniczką!

- Skąd wiesz?

Ezmyr zasępił się

Nagle po przeciwnej stronie Zamglonych Gór rozbłysło światło.

Ezmyr próbował zatrzymać blondyna, lecz na darmo.

- Kirgae!

 

Uchodziło z niej życie. Powoli zaczęła zamieniać się w kwiat którym była. Poczuła czyjś dotyk. Zerknęła w tamtą stronę

- Es… Men…- rzekła, omdlewającymi ustami.

Mężczyzna utulił samotną księżniczkę ostatni raz.

Potem zapadła ciemność.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania