Kiwanie głową w rytm umierania
Słowa układające się w mojej głowie nieustannie powtarzały jedno i to samo. Nie mogłam przestać myśleć, jakkolwiek bym się nie starała. To było straszne, nieposiadanie władzy nad sobą. Wszystko jest tylko tymczasowe, doskonale wiedziałam. Nie zmieniało to faktu mojego przerażenia. Byłam na plaży, nie mogłam się ruszyć. Stałam w jednym miejscu, a wzburzone morze coraz bardziej mnie zatapiało. Nie mogłam oddychać, miałam zamknięte oczy. Zimno otaczało mnie wokoło. Jakiś glon przyczepił mi się do twarzy, drwiąc ze mnie i mojej tragicznej sytuacji. Po czasie kiedy nie próbowałam się już więcej ruszyć, odzyskałam władze nad swoim ciałem. Wypłynęłam na powierzchnie. Nie było widać lądu, sam bezkres wodnej krainy. Złapałam się płynącej deski. Jednak za każdym razem się zsuwała z mojego uścisku. Teksturę miało zbyt śliską, bym mogła się utrzymać. Powoli ostatnie powietrze w moich płucach się kończyło. Nie zostało mi już wiele czasu do przeżycia.
To był koniec mnie jako osoby. Mogłam się odrodzić ponownie później. Tylko kiedy? Właściwie sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Czas płynął miarowo jednostajnie. Wskazówka zegara w moich uszach powtarzała jedno dobrze mi znane określenie „czas się kończy” Nie miałam już siły, by utrzymać się po tak wymagającej energii przestrzeni.
Zobaczyłam swoje lustrzane odbicie na plaży z oddali, wpatrujące się we mnie. Wiedziałam, że jest to najpewniej iluzja, zrodzona przez mój stan na pograniczu śmierci. Fale były spokojne, razem ze mną kołysała głową w rytm uderzania wody o skałę. To mogło się dłużyć, tyle sekund ile walczyłam. Niebo mnie pokryło, złączyło się z taflą wody.
Patrząc na nią, uświadomiłam sobie pewną rzecz. Mogłam teraz stać, ale coś mnie ciągnęło, by skoczyć w przepaść. Miałam takie wrażenie, nic nie robiąc. Jakbym spadała tyle ile cierpiałam w jednym miejscu, lądując na gruncie. Kręciło mi się w głowie, od obserwowania czegoś tak nieprzewidywalnego. Moje kolana się ugięły. Musiałam wstać, nie mogłam się poddać. Skoczyłam, za tą częścią mnie, która się topiła.
Po zanurzeniu nie było przenikalnej tekstury wody tylko coś twardego, które zmiażdżyło mnie. Mogły być to za silne prądy morskie.
Wszystko po to, by przenieść się z powrotem na brzeg przepełniony kamieniami. Byłam zmuszona siebie obserwować.
Tam znałam swoje miejsce jako osoba żyjąca, ale patrząc na nią, mogłam kiwać tylko głową w rytm umierania. Byłam jak zahipnotyzowana, nie mogłam przestać.
Komentarze (15)
A co Ty sądzisz o pisaniu innych użytkowników? ◉‿◉
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania