Kłamstwo ma krótki czas

Drzwi antykwariatu otwarły się poruszając dzwoneczkiem, który wisiał nad nimi. Młody chłopak rozglądał się z zaciekawieniem po sklepie. Jego oczy wędrowały z jednego przedmiotu na drugi. Ilość staroci robiła na nim wrażenie. Nie sądził, że znajdzie tu coś czego akurat szukał. Jednak nie miał już czasu.

Sklep wydawał się o wiele większy niż mógł przepuszczać. W dodatku nigdzie nie było okien. Przez co w środku było niezwykle ciemno. Zupełnie jakby wszedł do jaskini. Miał wrażenie, że mógłby się tu zgubić.

Kurz, który unosił się w powietrzu mocno gryzł gardło i łaskotał nos co wywoływało kichanie. Podłogowe deski skrzypiały na każdym kroku. Dając w ten sposób wrażenie, że budynek jakby cierpi z powodu stąpania po nim. Ściany pokrywała stara wyblakła zielona tapeta z kwiecistym wzorem. W niektórych miejscach widoczne były ślady po obrazach, w innych zaś tapeta odczepiała się od ściany. Najbardziej jednak uwagę przyciągało to, że w niektórych miejscach tapeta była wypukła tworząc przez to niezwykle kreatywne wzory. Jeden z nich przypominał człowieka. Ślad był tak wyraźny, że chłopak przez chwilę myślał, że ktoś został za tapetowany na śmierć. Atmosfery tajemniczości dodawały kiczowate, o zielonym kolorze żyrandole i kinkiety z wzorem pochodni, które były przymocowane do półek. Mistycyzm tego miejsca sprawiał, że chłopak czuł lekkie podekscytowanie.

Powoli szedł między półkami, rozglądając się za czymś ciekawym. W końcu jego oczy skierowały się na pewne drewniane pudełeczko. Wziął je do ręki. Była to mała przenośna szachownica. Potrząsając słyszał w środku podskakujące figury. Jednak miał wrażenie, że słyszy również z wewnątrz ciche krzyki. Szachownica była bardzo ładnie zdobiona. Na wierzchu znajdował się wygrawerowany wzór dwóch figur, którymi byli królowie. Jeden z nich miał czarną koronę, drugi zaś białą. Prócz tego dało się wyczuć mocną woń drewna. A także co dziwne, potu. W dodatku po chwili chłopak spostrzegł na jednym z kantów zaschniętą krew. Widok ten zniesmaczył go, przez co odłożył szybko pudełko na miejsce.

 

- Dobry nawyk. - Po odłożeniu szachownicy, z jego prawej strony usłyszał niski gardłowy głos, przeżarty papierosami i alkoholem.

- Och! Przepraszam, nie widziałem pana. - W półmroku dostrzegł niskiego mężczyznę.

- Nic się nie stało młodzieńcze. Cieszę się, że ktoś odkłada przedmioty tam gdzie były. Ludzie nie potrafią zrozumieć, że niektóre rzeczy mają swoje miejsce.

- Och, nie ma za co. Pracowałem kiedyś w hipermarkecie, wiem jak to jest.

- Praca dorywcza. Czyli wiesz co to ciężka praca.

- Można tak powiedzieć, choć nie uważam, żeby była to jakaś wymagająca robota.

- Hmm... Szukasz czegoś konkretnego?

- W sumie tak. Prezentu dla przyjaciela. Jutro ma urodziny, a ja kompletnie o tym zapomniałem.

- I myślisz, że któraś z tych staroci mu się spodoba?

- Taką mam nadzieję. Nigdy tu nie byłem, a z tego co wiem sklep jest otwarty od niedawna.

- A co jest nie tak z tymi szachami, które miałeś w ręku? - Chłopak miał wrażenie, że mężczyzna w ogóle nie słucha tego co mówi. Jednak starał się być uprzejmy.

- Nie spodobał mi się wzór.

- Wzór? - Mężczyzna podszedł do półki na której stały szachy po czym wziął je do ręki. Dopiero teraz chłopak dostrzegł jak wygląda ów sprzedawca. Był bardzo stary i niski, w dodatku niezwykle chudy. Dosłownie sama skóra i kości. Jego głowa była lekko podłużna i tak samo chuda jak reszta ciała. Przez brak włosów można było odnieść wrażenie, że to żywy szkielet. Mimo to na twarzy dało się dostrzec sporą ilość zmarszczek. Oczy miał małe, lecz można było wyczytać z nich, że widziały o wiele za dużo w swoim życiu. Dlatego dekorowały je stare plastikowe okulary. Mężczyzna sprawiał dziwne wrażenie dobrodusznego staruszka. Jednak Chłopak był pewien, że to tylko pozory.

- Nie jest taki zły. Choć co prawda, widziałem lepsze.

 

Chłopak miał wrażenie, że mężczyzna dobrze znał powód dlaczego odłożył szachownice. W dodatku za każdym razem, gdy spojrzał w jego stronę czuł dziwny ucisk w głowie. Zupełnie jakby ktoś wbijał mu małe szpilki w mózg. Sprzedawca wciąż oglądał przedmiot sprawdzając czy chłopak czegoś nie uszkodził. W pewnym momencie przyłożył ucho do wieczka potrząsając lekko szachownicą. Uśmiech zagościł na jego twarzy. Chłopak nie miał pojęcia co mogło to spowodować. Jednak poczuł się nie pewnie. Zwłaszcza, że znów usłyszał ciche krzyki dochodzące z pudełka od gry. Cisza w sklepie powodowała, że były niezwykle słyszalne.

Oczy sprzedawcy zwróciły się w stronę chłopaka. Ten osłupiał, czując jak wzrok przeszywa go od góry do dołu. Zaś uśmiech sprawiał, że mężczyzna dobrze wiedział, że chłopak ma świadomość tego co jest w środku. I na pewno nie były to zwykłe figury szachowe. Chłopak miał dość, chciał udać się do wyjścia. Jednak sprzedawca od razu zwrócił się do niego.

 

- Poczekaj, nie wychodź. Myślę, że mam coś co może ci się spodobać. - Sprzedawca ostrożnie odłożył szachownice na miejsce. - Z tym naprawdę trzeba obchodzić się delikatnie. Dobrze, chodź za mną.

 

Chłopak nic nie odpowiedział. Jedynie tępo spoglądał na starca. Przez chwilę miał dać nogi za pas. Jednak robiło się już późno, a on wciąż nie miał chociaż pomysłu na prezent. Nie pewnie ruszył za sprzedawcą, ostatni raz spoglądając na tajemnicze szachy. Poczuł dreszcz.

Idąc za staruszkiem Chłopak czuł, że naprawdę chodzą po labiryncie. Nie mógł dostrzec nigdzie lady, ani jakiejkolwiek innej dekoracji. Jedynie same półki i nieco większe klamoty, które leżały na drewnianej podłodze.

W końcu dotarli do odpowiedniego miejsca. Starzec przysunął drabinę, która była przymocowana do półki. Powoli wszedł na nią. Wspinając się dyszał z zmęczenia niczym stary odkurzacz. Chodził po niej to w górę to w dól, mówiąc do siebie „Gdzie to jest?”. Gdy w końcu znalazł głośno krzyknął – Aha! Po chwili był już na dole, wypluwając prawie płuca ze zmęczenia. Za nim powiedział co to jest musiał wziąć kilka głębokich wdechów. Po czym zwrócił się do Chłopaka.

 

- Spójrz. - Starzec trzymał w prawej dłoni małe pudełeczko. Na jego wierzchu widoczny był motyw zegara. Jednak wskazówki wyglądały jak kości udowe, a środek tarczy prezentowała czaszka.

- Ciekawe opakowanie, – Skomentował Chłopak.

- Haha, to jeszcze nic. - Po czym otworzył pudełeczko.

- Zegarek, tak jak myślałem.

- A no pewnie. Jednak... Ten różni się od każdego innego jaki widziałeś w swoim życiu.

- No nie wiem, wygląda jak każdy inny. Z tym, że ma nawet ciekawe zapięcie. Mogę go przymierzyć?

- Przykro mi, ale tylko osoba, której chcesz to dać może go założyć. Jednak możesz przyjrzeć mu się bliżej.

- Jasne, dziękuje.

 

Chłopak wziął zegarek, który był niezwykle lekki. Była nawet ładny, ale z wierzchu nie różnił się za wiele od wszystkich zegarków jakie widział w swoim życiu. Choć było kilka nietypowych rzeczy. Jedną z nich był brak miejsca na baterie. Następnie zwracało uwagę wcześniej już wspomniane zapięcie. Różniło się znacznie od każdego z pospolitych zegarków. Miało ono tylko jedno oczko na pasku. Chłopak zastanawiał się jak to możliwe, żeby zegarek w ogóle trzymał się na nadgarstku. Dodatkowo pasek był postrzępiony. Jakby ktoś próbował zdjąć go siłą. Co dziwne, zegarek emanował jakąś dziwną siłą, która wręcz zachęcała, aby go założyć. Staruszek zauważył to dlatego szybko zabrał przedmiot z rąk chłopaka.

 

- No to jak? Bierzesz go?

- Nie wiem, jest jakiś dziwny. Jak on w ogóle działa, skoro nie ma miejsca na baterie?

- Działa jedynie wtedy, gdy ma się go założonego.

- Jak to?

- Ciężko to wytłumaczyć, ale tak jest. Nie dociekaj, proszę.

- A mogę wiedzieć skąd go pan ma?

- Znalazłem.

- Czyżby?

- Heh, młodzieńcze uważaj z ocenianiem ludzi tak szybko. Nie jestem złodziejem.

- Tego nie powiedziałem.

- Ale tak pomyślałeś – Staruszek uśmiechnął się.

- No dobrze. A ten pasek? Jest chyba wybrakowany.

- Och, a ile to dorobić kilka dziurek, mogę to zrobić na miejscu. I nawet ci za to nie policzę.

Chłopak zastanawiał się co robić. Nie miał już czas by szukać czegoś innego. Ostatni pociąg powrotny był za 30 minut. W dodatku pluł by sobie w twarz nie dając kompletnie nic przyjacielowi w jego urodziny.

 

- Jeśli zegarek ci się nie podoba, możemy poszukać czegoś innego. Jednak uwierz mi, że to będzie świetny prezent.

- Z chęcią bym jeszcze się rozejrzał, ale nie mam już czasu. Niech będzie, wezmę zegarek.

- W porządku. Zapakuje go. I ważna rzecz. Nie próbuj go sam przymierzać.

- Dlaczego?

- Żebyś go nie zepsuł.

- Nie jestem aż taką sierotą.

- Oczywiście, że nie. – Staruszek uśmiechnął się szyderczo.

 

Starszy mężczyzna kazał zostać chłopcu i się nie ruszać. Po czym sam zniknął, gdzieś między półkami. Po chwili wrócił z ładnie zapakowanym zegarkiem. Podał mu je, po czym odparł.

 

- Dorobiłem kilka dziurek, tak jak mówiłem. W razie, gdyby coś się działo wróć do mnie, może coś uda się zaradzić

- A co niby miałoby się dziać? Chyba nie sprzedał mi pan złomu?

- Ach, oczywiście, że nie. Jednak nigdy nie wiadomo. No, lepiej się już pośpiesz bo ucieknie ci pociąg.

- Och, racja! Dziękuje, ile właściwie mam zapłacić?

- Ile masz?

 

Chłopak, wyciągnął portfel. W środku znajdowały się dwa banknoty o nominale pięćdziesiąt.

 

- Mam sto złoty, jednak muszę mieć chociaż dziesięć na pociąg.

- W porządku, daj mi jeden banknot i będziemy kwita.

- Naprawdę? To nie będzie za mało?

- Ależ skąd, uczciwy z ciebie chłopak. Nie będę zdzierał z ciebie ostatnich kieszonkowych.

- Dziękuję bardzo, jest pan bardzo miły.

- Och, pierwsze słyszę. - Sprzedawca zaśmiał się głośno po czym gestem ręki zachęcił chłopaka, by ten się pośpieszył.

 

Minęły dwa tygodnie od zakupu zegarka. Do sklepu wparował młodzieniec, który go kupił. Tuż za nim był jego przyjaciel, ciągnięty za rękę. Chłopak zaczął krzyczeć na cały sklep: GDZIE PAN JEST!! Powtórzył to zdanie kilka razy. Oddychał szybko, zaś jego oczy ukazywał złość i strach zarazem. Chodził w tę i we w tę, krzycząc. W końcu nie wiedzieć kiedy tuż za jego plecami usłyszał spokojny głos starca.

 

- Aaah, to ty młodzieńcze.

- Niech pan sobie ze mnie nie żartuje! - Warknął chłopak.

- Spokojnie. Rozumiem, że jesteś tu w sprawie zegarka. Popsuł się?

- Popsuł? Pan wiedział od początku do czego on służy. To nie jest zwykły zegarek.

- Czyżby?

- Cholera! Robi pan ze mnie idiotę? Wiedziałem, że z tym sklepem jest coś nie tak.

- Chłopczę, po prostu powiedz co się stało.

- Proszę bardzo, a nawet lepiej. Pokaże panu.

 

Po czym za jednego regału powolnym krokiem ujawnił się przyjaciel chłopaka.

 

- Niech pan spojrzy! Co to kurwa znaczy?!

 

Przyjacielem chłopaka był stary mężczyzna. Jego twarz była cała blada, zaś skóra zmarszczona jak u przejrzałej brzoskwini. Oczy były całe zaropiałe i opadnięte. Jakby ledwo na nie widział. Włosów niemalże nie było. Została zaledwie mała kępka, która i tak ledwo trzymała się głowy. Dodatkowo twarz dekorowała długa broda sięgająca, aż do klatki piersiowej. Reszta ciała nie wyglądała lepiej. Starzec był wychudzony, jego ubrania wręcz wisiały na nim. Jego cienkie nogi były niczym patyki, zaś ręce przypominały drewnianą kukiełkę. Kolor jego skóry był tak blady, że wyglądał jak stare mięso. Mówiąc prościej. Człowiek ten wyglądał jak chodzący trup. W dodatku wydzielał bardzo niemiły zapach starości. Staruszek mógł ledwo chodzić, jego nogi uginały się pod jego ciężarem. Z sinych ust wydobywało się dodatkowo dyszenie przypominające świst jak u palacza. Sklepikarz dostrzegł na nadgarstku staruszka zegarek, który bez problemu trzymał się na jego wychudzonej ręce.

 

- CO PAN MI SPRZEDAŁ?! - Krzyknął chłopak, niemal zalewając się łzami, na widok przyjaciela.

- Zegarek.

- To nie jest zwykły zegarek!!

- Masz rację.

- Więc co to jest? Jakieś narzędzie Szatana?!

- Nie, ja nazwałbym to... Wykrywaczem kłamstw.

- Że co?!

- Nie wiesz co to wykrywacz kłamstw?

- Wiem, ale...

- No właśnie. Ten zegarek to właśnie coś takiego, tylko ma po prostu inne działanie.

- Jakie działanie, niech pan mówi jaśniej!

- Po pierwsze przestań krzyczeć młodzieńcze, bo nie mogę się skupić. A teraz słuchaj uważnie. - Chłopak nic nie odpowiedział, patrząc z wściekłością na starca.

- Od razu lepiej. A więc... Zegarek to wykrywacz kłamstw, jak już wspomniałem. Kiedy ktoś go założy nie może już ściągnąć. Będzie on z nim do końca życia.

- Do końca? Czyli do... - Chłopiec przypomniał sobie wygląd paska zegarka, przez co poczuł dreszcz na całym ciele.

- Śmierci, tak. Jeśli chcesz wiedzieć, jak zegarek wykrywa kłamstwo to niestety do dziś nie mam pojęcia. - - Jednak jego działanie jest dość niezwykłe.

- To znaczy?

- Za każde kłamstwo zegarek odbiera danej osobie ileś lat życia.

- Ile dokładnie?

- Nie mam pojęcia. Może to być pięć, dziesięć, a nawet pięćdziesiąt lat.

- Co pan mówi?

- Wydaję mi się, że znaczenie może mieć waga kłamstwa. Może to urządzenie ocenia to po czym przelicza to na lata? Po jakim czasie twój przyjaciel wyglądał tak jak teraz?

- Stało się to wczoraj. Moi rodzice wyjechali na wycieczkę przez co nocował u mnie, graliśmy niemal całą noc na konsoli.

- Wtedy jeszcze wyglądał młodo? A o czym rozmawialiście?

- O wszystkim.

- Konkretniej Chłopcze.

- Nooo... Rozmawialiśmy o sprawach damsko-męskich, że tak powiem. W pewnym momencie spytałem go czy już „to” z kimś robił, wie pan? - Starzec z uśmiechem przytaknął.

- Trochę się zawahał, po czym odpowiedział, że nie.

- Masz dziewczynę? - Przerwał mu sprzedawca.

- Tak, mam. Ostatnio jednak się pokłóciliśmy i nie gadaliśmy jakiś czas.

 

Starzec zaśmiał się głośno po słowach chłopaka.

- Co tak pana śmieszy? - Oburzył się młodzieniec.

- Nie rozumiesz?

- Czego?

- Oh, myślałem, że jesteś bystrzejszy. Twój przyjaciel, cię okłamał.

- Co takiego?

- Powiem bez owijania. Twój przyjaciel prawdopodobnie „robił to” z twoją dziewczyną.

- Że co?!

- Myślę, że zegarek uznał jego kłamstwo na tyle ciężkie, że zabrał mu bardzo dużo lat z jego życia.

- Nie wierzę w to!

- Zegarek, nigdy się nie myli. W dodatku nie widzę innego wytłumaczenia.

 

Chłopak zacisnął pięści. Czuł taką wściekłość, że paznokcie wbijały mu się w skórę. Jego twarz zrobiła się cała czerwona. Oczy zrobiły się szkliste, po policzku spływały łzy. Miał ochotę krzyczeć, a zarazem schować się gdzieś i nigdy nie wychodzić.

Przyjaciel podszedł do młodzieńca, szarpiąc go za rękaw jego kurtki. Ten spojrzał mu prosto w jego zaropiałe oczy. Miał ochotę uderzyć staruszka. Kopać. Bić do utraty tchu. Jednak patrząc na niego przeszywała go żal, że w pewien sposób to on dopuścił do tego wszystkiego. Z ledwo żyjących oczu starca zaczęły ciec łzy. Przyjaciel powoli otwarł swoje wyschnięte bez barwne usta, aby móc wydobyć ze swojej tchawicy jedno słowo: Przepraszam.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Zapraszamy do wzięcia udziału w Bitwie na Prozę!
    Tematy to:
    1) Ucieczka na inną planetę
    2) Pokochałam(em) wroga
    więcej znajdziesz:
    https://www.opowi.pl/profil/literkowa-bitwa-na-proze/
    Piszemy do 31 października!!!
    Liczymy na Ciebie!
    Literkowa
  • Garść 25.10.2021
    Oscar Wilde był łaskawszy dla Graya :D
    Uuu... zakładany na rączki niemowlaków taki wykrywacz... na pewno spowodowałby nieodtworzenie kolejnego pokolenia.
    Wymarlibyśmy.
    Dobre opowiadanko, trochę szkoda tajemnicy z pudełkiem na szachy, domyślam się, że musiałyby być w nim zamknięte żywe figury XD
    Narracja płynie, pomysł interesujący, jakieś dwa orty nie obniżają wartości opka.
    Dziadunio antykwariusz niebanalnie scharakteryzowany.
    Zdrada przyjacielska przerażająco ukarana... jest co poczytać!
    5.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania