Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Klan na drzewie- Pouline i Franky

Epilog, „Klanu na drzewie”- Pouline

Szymon „Żółwik” Kaczanowski

2021

 

Nigel Uno

Izka

Abigale Linkoln

Hoogy Giligen

Kuky Sunban

Wollaby Beatles

Thomas Giligen

Pouline Ziziner

 

2008

Wczytywanie,

misja Klanu na drzewie,

operacja- P.O.U.L.I.N.E

Piękność o ustach lawendowych i niewieściej ekspresji

/// Koniec transmisji...

Nigel Uno, zezłomowany przywódca, sektora V z Klanu na drzewie pewnego lipcowego dnia odebrał telefon od babci. Ta zaprosiła go do siebie na wieś. Potem zaproponowała, by zabrał ze sobą kilku kolegów. Nigy się zgodził. Zaraz potem zadzwoniła do niego Cree Lincoln.

– Cześć tu Cree, czy myślałeś o tym, żeby przystąpić do mojej organizacji, dzieci wykluczonych z K.N.D?

Numer 1 odpowiedział, no jasne.

- Jaka jest twoja decyzja?

- W życiu nie przystąpię do twojej szajki.

Siedemnastolatka zapytała, dlaczego.

- Dziewczyno, przez pół życia walczyliśmy ze sobą, poza tym nie będę udaremniał misji, moim następcom. To była duża część mojego życia. Nie mogę jej tak przekreślić. Z resztą mam zobowiązania. Mimo że usunęliśmy największe zagrożenia z miasta, agenci porządkują inne kwestie. Do klanu należy „Tomuś”, brat Hoogy’ego. Są tam moi kumple, którzy doszli po mnie, więc są młodsi, a moja wiedza i kompetencje mogą pozbawić życia.

Potem Nigel zadzwonił do Wolly’ego, by ten zebrał: Abby, Hoogy’ego, Izę i Kooky na boisku.

Numer 1 zapytał ich, czy nie chcieliby jechać z nim do babci na wieś. Kooky powiedziała, z wielką ochotą. Abbigale Lincoln dopytała, kiedy jest ta wyprawa.

Następnego ranka po przyjeździe dwóch camperów na wieś, na podwórko wyszła rozradowana babcia.

- Dzień dobry wnuczku, ile dni zostaniecie?

Nigel odpowiedział, 3. To jest Abby. Tu jest Kooky. To jest moja dziewczyna, Iza. To jest Wollaby, a tu Hoogie.

- Bardzo mi miło, jestem Stephanie.

Nigel ustawił drzewo do ogniska. Reszta grała w piłkę nożną. Po południu wszyscy poszli do lasu, by wyciąć drzewo do tipi, które zbudowali. Abby pomagała pani, Steph pielęgnować ogród. Gdy paczka rozpaliła ognisko, Kooky i Wolly odeszli do tipi, by tam zaspokoić żądze. Iza zapytała, gdzie jest numer 3 i 4.

- Dajmy im chwilę, żeby się zaklimatyzowali, powiedział Nigel.

Iza zareagowała nagłym śmiechem, a rozumiem.

- No właśnie, oni są, jak zwierzęta, dodała Abby.

Gdy wieczór dobiegł końca, wszyscy umyli się nad rzeką i rozeszli się do łóżek.

Iza dopytała, Nigela: myślisz, że nic im się nie stanie.

- Nie, dziś jest ciepła noc.

Następnego ranka o świcie Iza poszła nad rzekę, umyć się i wykąpać. Zaraz potem doszedł Nigel.

Nagle zasłonił oczy na widok nagiej Izy mówiąc, cześć.

- Czemu się wstydzisz, przecież chodzimy ze sobą?

Nigy zapytał, czy masz ochotę na seks ze mną.

- Wiesz, chcę, żeby to było wyjątkowe. Dlaczego chcesz teraz mieć ze mną pierwszy raz?

- Pewnie zauważyłaś, że jestem pewny siebie. Chcę dodać ci siły, energii i otwartości.

Iza dodała, przecież ja tu jestem, jutro też będę. Nie musimy się śpieszyć.

- Chcę sprawdzić granice satysfakcji.

Izę przeszył dreszcz po całym ciele.

- Dobrze, zróbmy to dziś wieczorem w jednym z tipi. Jak to zrobimy?

- Wejdziemy do gry na stojąco.

Iza powiedziała, marzę o opadaniu i wznoszeniu się w siedzie klęcznym.

- Potem zajdę cię od tyłu, gdy będziesz w pozycji świecy.

Iza powiedziała, nie wiem, czy wytrzymam.

- Spoko, ja cię przytrzymam.

Dziewczyna zażądała, to zaszalejmy.

Potem kupili prezerwatywy i satynową pościel. Nigel przeniósł do tipi materac i świece.

Przez resztę dnia biegali. Wieczorem doszło do przygody. Iza powiedziała, było świetnie. To przekroczyło moje oczekiwania. Jesteś bardzo silny.

Nigel powiedział, cicho. Usłyszał szelest traw, więc wyszedł. Okazało się, że to lis. Nigy odstraszył go grabiami. Potem wszyscy się zlecieli. Babcia zapytała, czemu tak krzyczysz.

-Odstraszyłem lisa.

- Ojej, skąd w tobie tyle odwagi? Nikt przed tobą się nie ośmielił.

Nigel powiedział, to może wynikać z mojej płci.

- No tak, jesteś prawdziwym mężczyzną.

Następnego dnia Wolly zaproponował, by odpalić traktor, by rozsiać warzywa.

Babcia, Nigela powiedziała, ten traktor nie był używany od dwóch lat.

Wolly powiedział, że może go naprawić.

Pani, Stephanie powiedziała, żeby spróbował.

Wolly zrobił to i rozsiał nasiona. Potem poprosił dzieci sąsiadów, by podlewały warzywa pod nieobecność paczki. Wieczorem Abby zapytała Nigela, na jaki profil złożyłeś papiery.

- Na informatykę, odpowiedział.

Gdy wrócili do domu, Nigel poszedł pobiegać. Zatrzymał się przy nim czarny samochód z przyciemnianymi szybami. Nim Nigel zdążył się odezwać, wciągnięto go i uśpiono. Ockną się w ciemnej Sali, do której weszła kobieta oficjalnie ubrana.

- Chcę cię prosić o wstąpienie w nasze szeregi jako tajniak.

- Co miałbym robić?

- Nasza agencja dba o interesy rządu, a twoje umiejętności nam się przydadzą.

Nigel powiedział, czekaj, rozstawiacie szpiegów i zmieniacie przebieg zdarzeń według swojego widzi mi się. Nie będę ograniczał ludzi. To jest zniewalanie. Skąd ty w ogóle mnie znasz? Wypuść mnie!

- Dobrze, ale jesteś na pustyni, a bez mapy stąd nie wyjdziesz.

Wszędzie stali strażnicy uzbrojeni po zęby. Nigel zdjął ubranie i założył je na lewą stronę, by wtopić się w piasek. Gdy go porwano, odliczał metry i nasłuchiwał, co się dzieje wokół, by kojarzyć miejsca. Był wyspecjalizowany w omijaniu laserów. Miał okulary teleskopowe, by ustalić kierunek i uciekł po ostrzeżeniu przyjaciół z prośbą, by udali się do kryjówki w piwnicy pod lasem z czasów K.N.D. Agenci owej organizacji rządowej zabili rodziców, Nigela i jego przyjaciół. Numer 1 poszedł do mieszkania Polly- głównej dowodzącej, K.N.D i powiedział cześć, gdzie jest Tomuś.

- Już sprawdzam. Co się stało?

- Odmówiłem współpracy z agencją rządową, przez co chcą mi dać nauczkę. Nasi rodzice już wiesz.

P zachowała zimną krew i wskazała kierunek dla Nigela.

Nigel zaprowadził Tomusia do piwnicy. Kooky zmieniła fryzury dla każdego. Wszyscy dostali nowe ubrania.

Tomuś zapytał Nigela, jak ty mnie znalazłeś.

- Dowiedziałem się od P.

Tomuś dopytał, jak się z nią skontaktowałeś.

- Widziałem się z nią.

- Gdzie ona mieszka?

Nigel chodził przez chwilę.

- Nie mogę ci tego powiedzieć.

- Dlaczego?

- Najgorszą karą nie jest wydalenie z K.N.D, ale rozczarowany wzrok, Pouline Ziziner. Jej adres może zna 5 osób z kwatery głównej. To nie twoja liga, nawet nie możesz się dowiedzieć, czy to jej prawdziwe imię i jaką naprawdę ma płeć. Po co ci jej adres? Rozumiem, czujesz bluesa. Podejdź do niej i pogadaj! Nie wiem, czy coś wskórasz.

Następnego dnia po apelu, Tomuś podszedł do Polly i zapytał jej, czy możemy pogadać na osobności.

- Jasne, o co chodzi?

- Gdzie ty mieszkasz?

- Po co ci to?

- Widzę, że jesteś zapracowana, zmęczona i nie masz znajomych, poza organizacją. Ja chcę spotykać się z tobą.

- Dlaczego?

Chcę pomóc ci odpocząć i złapać dystans. Chcę podnieść cię na duchu.

- Dobrze, to jest mi bardzo potrzebne, nawet nie wiesz jak, ale nikt nie może znać mojej lokalizacji.

Ja mam mnóstwo kluczy, które nie mogą się dostać w niepowołane ręce. Poza klanem wyglądam zupełnie inaczej. Chcę, żebyś też się transformował. Zobacz w komputerze stroje!

Tomuś wybrał. Po służbie poszli do domu, Polly. Weszli do pokoju, dziewczyny. Pouline zapytała, możesz mnie pocałować.

- Jasne, odpowiedział Tomek.

- Może pójdziemy dziś na kolację?

- Ojej, zaskakujesz mnie, jasne. Jedenastolatka przedstawiła Tomka rodzicom, prosząc ich o zgodę na wyjście. Oni się zgodzili.

- To przyjdź po mnie o 18.00! Ja się przygotuję.

Gdy nadszedł czas, Poly założyła szarą, srebrzystą sukienkę do kolan i szare pantofle. Sukienka miała wycięcia pasiastych trójkątów na biuście. Talia była oznaczona białymi lampasami. Polly upięła włosy w kok, związany szarą bandamką.

Tomuś włożył niebieskie jeansy, czarną koszulkę i sweter.

Usiedli w restauracji na tarasie. Zjedli coś i Tomek poprosił Pouline do tańca. Wytrwali 20 piosenek i w ostatniej chwili Tomuś złapał na w pół przytomną partnerkę. Zaniósł ją do domu. Jedenastolatka ocknęła się przed drzwiami. Przystawiła plecy Tomusia do ściany, przystawiła jedno udo do jego biodra i namiętnie go pocałowała.

- W życiu się tak nie odprężyłam, dziękuję. Jesteś świetny i nie składasz obietnic bez pokrycia.

Tomek wrócił do domu. Zastał Nigela i Hoogy’ego. Wstał Nigel.

- Gdzie ty się włóczysz po nocy?

Mówiłem wam, że mam randkę.

- Z kim?

- Tego nie mogę powiedzieć.

- Czy ty nam nie ufasz?

- Nie tyle, że nie ufam, tylko nie mogę ufać.

- Ta informacja jest zastrzeżona, łamane przez nie wiem.

- My też byliśmy agentami.

- Czy teraz jesteście? Czy macie dostęp do najskrytszych informacji? Myślę, że nie.

Ten Tomuś poszedł spać. Następnego ranka Nigel poszedł do Pouline. Zastał ją w mieszkaniu. Ona zapytała, co się stało. Jeszcze nie zjadłam śniadania. Nie ćwiczyłam, ani nie pływałam.

- Czy to prawda, że Tomek ma dziewczynę?

Polly odparła, z takim pytaniem przyszedłeś do mnie 3 km dalej z samego rana w sobotę, chociaż Tomek mieszka z tobą. Ja nie mogę wchodzić w prywatne życie, moich agentów, a tym bardziej go ujawniać. Chyba już się przekonałeś, czym to grozi. O przepraszam, to było poniżej pasa.

- On nic nie chce nam powiedzieć.

- Może ma powód.

Polly pociągnęła dalej, znasz przepisy, on też zna. Po co mi zawracasz głowę?

- Czy to jesteś ty?

- Nawet gdybym wiedziała to, co dotyczy moich agentów, nie wycieknie to spoza K.N.D.

Po kilku godzinach Tomuś spotkał się z Pouline.

- Był u mnie Nigel, a ja mam tego dość.

- Coś złego ci powiedział?

Polly odpowiedziała, jestem znudzona powinnością zwodzenia ludzi przez głupie zasady.

- Wiarygodność warunkuje przynależność.

Jedenastolatka dodała, no właśnie. Nie mogę wymagać ulepszania świata w zamian za wolność należną każdemu.

- Co ty chcesz zrobić?

Polly powiedziała, rozwiążę klan i zrzeknę się dowództwa.

- Czy wiesz, co to znaczy?

Polly chwyciła go za ręce, mówiąc: świat sobie poradzi, a ja szaleję za tobą, Tommy.

- Słuchaj, popieram cię, ale wszyscy są zaprogramowani.

Polly zareagowała, wyłączę promieniowanie i zwolnię ludzi z tajności. Wyłączę kamery, a szpiegom zostaną umiejętności.

Pouline zakończyła to, muszę być spójna ze sobą, a mam chłopaka.

Jedenastolatka po wejściu na scenę do przemów powiedziała, z dniem dzisiejszym rozwiązuję Klan na drzewie, więc przestaje istnieć, a ja przestaję pełnić funkcję generalnego dowódcy.

Dziennikarz zapytał, czy ty zwariowałaś, dlaczego.

Pouline uśmiechnęła się.

- Zakochałam się.

Dziennikarz dopytał, kto to jest.

- To jest Ten Tomuś.

- Co my mamy teraz zrobić?

Polly na komórce wyłączyła promieniowanie nakładające, niejako przymus służby, podnosząc tętno ze stymulacją: mózgu, mięśni i gotowości. Pozbawienie promieniowania usunęło przekonania ideologii i wizji, K.N.D.

-- Nie wiem, zakochajcie się!

Przygoda służby w Klanie na drzewie stała się wspomnieniem. Polly i Tomek przyszli do kryjówki Nigela i jego przyjaciół za rękę.

- To jest moja dziewczyna, Polly.

Wolly powiedział, ty wyglądasz jakoś inaczej.

- Wszystko, co widzimy w ścianach, Klanu na drzewie, tam zostaje. Organizacja już nie istnieje.

Hoogie dopytał, dlaczego.

- Zdradziłam wam tajną informację. Pomóżcie mi sprzedać sprzęty!

Nigel powiedział, jasne.

Urządzenia z całego świata przysłano do lasu, zanim przyjaciele przynieśli tamtejsze maszyny, Klanu na drzewie. Sprzedaż ich trwała rok. Nigel dysponował ogromnymi pieniędzmi.

Rano zadzwonił do Polly i podał jej sumę z pytaniem, co z tym zrobić. Ona powiedziała, może pół na pół.

- Ty żartujesz. Dla mnie i dla ciebie mam przelać $500 000 000 000?

Pouline odpowiedziała słuchaj, pieniądze są na twoim koncie. Dzielisz się nimi ze mną, dzięki dobroduszności.

- Tak zrobię.

Następnego ranka Nigel zadzwonił do Polly z pytaniem, czy możesz mi przesłać wszystkie nieruchomości, Klanu na drzewie.

- Tak, jasne, odpowiedziała Pouline.

Przez dwa lata Nigel sprzedał: budynki, domy na drzewie, parkingi, laboratoria, plaże, boiska, parki, sklepy i ośrodki. Wszystko to kupiono po cenie rynkowej zgodnie z inflacją w różnych walutach świata. Otrzymał za to $70.000.085.750.

Czternastoletnia Pouline uznała to za świetną robotę. Dodała, że pozostały jeszcze pojazdy, oprogramowania, zwierzęta, samoloty, helikoptery, statki i patenty do sprzedaży. W ciągu dwóch kolejnych lat numer 1 to wszystko sprzedał. Dostał za to $35 000 000 000 000. Podzielił się pieniędzmi z P.

2013

Pewnego dnia szesnastoletnia dziewczyna przyszła do piwnicy, przyjaciół. Rozłożyła na stole mapę z oznaczonym kierunkiem przeprawy statkiem dokoła świata.

- Kochani, chcecie jeszcze raz poczuć krew w żyłach, czy wolicie tu się gnieździć?

Nigel zapytał, co chcesz tym osiągnąć.

Pouline odpowiedziała, co z tobą- to jest wielka przygoda. Chcesz tylko liczyć pieniądze? Przecież żyjecie, jak żółwie ninja w kanałach.

Pouline usiadła na krześle z oparciem z przodu mówiąc, zacznij marzyć.

Następnego dnia do portu weszła siódemka emerytowanych agentów i Iza. Szereg poprowadziła szesnastoletnia wysoka, krótkowłosa brunetka o dużym biuście w jasnym, szarym topie i niebieskich, jeansowych ogrodniczkach z szerokimi nogawkami przy jednej odpiętej szelce. Miała okulary przeciwsłoneczne, zawieszone na kieszeni przed sercem. Głowę zakryła chustką z napisem, K.N.D. Po wejściu na pokład z paczką, pomachali im rodzice, Pouline. Gdy port się oddalił szesnastolatka pocałowała: lekko, spokojnie, ale intensywnie, Tommy’ego. Potem krzyknęła z radości, podnosząc rękę przy głośnym śmiechu. Przebrali się w stroje kąpielowe, by położyć się na leżakach i opalać się. Polly odsłoniła biust z prośbą do Tomka, by ten posmarował ją kremem do opalania. Po godzinie zeszli do kajuty na namiętny seks.

Wieczorem na statku był uroczysty bal. Każdy gość miał parę do tańca. Potem kelnerzy przynieśli posiłki. Wolly znalazł cichy kąt, gdzie przyparł Kooky do ściany. Ona ugięła jedno kolano i on przysuwał się do niej. Nie zdążyli skończyć, gdy usłyszeli ze sceny nieznany głos.

- Dobry wieczór państwu, właśnie tym pilotem uruchamiam bombę, która eksploduje za dwie godziny. Mogę ją rozbroić, jeśli oddacie mi swój majątek.

Wolly powiedział, czekaj Kooky- jest robota.

Kooky pocałowawszy go dodała, uważaj na siebie.

Wolly wszedł na scenę.

- Zawsze te same problemy z wami podkładaczami bomb, chcecie wszystkich pozabijać. Jak uciekniecie? Macie świetny helikopter. Czy na pewno odpali? Przy mówieniu tego Wolly trzymał ręce w kieszeni, pisząc sms’a do Nigela.

Znajdź bombę!

Zamachowiec spytał, co ty robisz.

Wolly odparł, umilam gościom czas, kabaretem.

- To nie jest żart.

Wolly podczas rozmowy przyjrzał się, pilotowi do detonacji bomby i go rozpoznał. Zapytał, czy mogę iść do kajuty wziąć moje tabletki od padaczki, bo będzie zaraz nieciekawie.

- Dobrze, odpowiedział zamachowiec.

Wolly podał rękę na pożegnanie, przypinając mu gps’a. Poszedł, między rozsuniętymi gośćmi. Nagle wróciła mu powaga i szeptał, proszę zachować spokój. Zszedł do kajuty Nigel’a z pytaniem, masz.

- Chyba jej nie ma.

- Sprawdź pod wodą!

- Jest.

Wolly zareagował, daj mi kombinezon i kask. To może potrwać. Wolly rozbroił tą bombę. Wrócił do Sali balowej, mówiąc do kapitana, że wszystko w porządku.

- Jak z tobą?

- Ta padaczka to zmyła, odpowiedział Wolly. Podczas drogi na scenę zadzwonił do straży przybrzeżnej.

- Cześć, jaka była ostatnia scena?

Zamachowiec powiedział, ty naprawdę jesteś głupi.

- No cóż...

Zaraz potem weszła tam policja, a Wolly unieruchomił zamachowca. Aresztowano go i jego wspólników.

Nigel przybił piątkę dla numeru 4.

Kapitan spytał, jak ty rozbroiłeś bombę.

- Z drobną pomocą.

Kapitan dopytał, kim wy jesteście.

- To nieważne, płyńmy dokoła świata!

Polly dodała, no co ty. Się pochwal!

- Po co?

Wszyscy się rozeszli. Izka zaproponowała z wdzięczności zbliżenie, Nigel’owi.

Ten odparł, nie mam siły.

Następnego ranka podczas gry w siatkówkę, Tomka zaniepokoiły deszczowe chmury. Usłyszał bulgotania oceanu. Zobaczył nagłe przemieszczenia wód. Dotarły do niego informacje o niedalekim trzęsieniu ziemi i lawinie.

- Przepraszam, możecie zejść do kajut?

- Co jest, zapytał jeden.

- Nadciąga Tsunami. Trzymajcie resztę pod pokładem! Tomuś zszedł do sterników i kapitana.

- Czemu się dobijasz?

Tomek wszedł na środek sterowni.

- Panowie, nadciąga Tsunami.

- Ja też poczułem niespokojny wiatr.

Tomuś podszedł do tego marynarza.

- Nieważne, co czujesz, jak nie komunikujesz. Do roboty! Tu ocean bulgotał. Tu płyniemy.

Kapitan dopytał, czemu nie tu.

- Tam spada lawina.

Kapitan zareagował, a tu.

- Tam trwa trzęsienie ziemi.

- Co z tym kierunkiem?

Tomek odpowiedział, tam idzie burza, a nie chcę zmoknąć. Kto was uczył nawigacji?

- Niestety nie twoi nauczyciele, skąd ty to wiesz?

Tomuś odparł, z praktyki.

Kapitan pociągnął temat, czym się zajmowałeś.

- To jest informacja zastrzeżona.

Wszyscy w kokpicie bardzo głośno się śmiali.

- On ma konspiracyjne powiązania.

- Jestem kumplem tych, którzy rozbroili wczoraj bombę.

Kapitan usiadł.

- To nie przypadek, a jak się nazywasz?

- Tomuś.

Kapitan dopytał, co proponujesz.

- Wyłączmy silniki! Fala przejdzie obok.

Kapitan przypomniał, że obiecał klientom, dotrzeć na czas.

Tomek powiedział nie, zapewniał pan, że przeżyjemy.

- Wyłączyć silniki!

Tomuś dodał, stery lekko w prawo.

Wówczas na horyzoncie pojawiła się fala. Sternik zaakcentował, ależ kolos.

Ledwo uniknęli zderzenia po 10 minutach.

Kapitan spytał Tomka, czy masz licencję kierowania statkiem.

- Nie...

- To już masz. Złóż podpis pod moim!

Tomuś podziękował.

Marynarze wynieśli go na rękach i wnieśli na pokład. Kapitan zdziwił się, że nikogo nie ma.

- Co się stało?

Tomuś odparł, że goście od siatkówki wypełnili zadanie.

Kapitan zszedł na korytarz kajut i przepuścił gości. Wszyscy zobaczyli Tomusia nad głowami marynarzy. Kapitan wręczył, Tomkowi odznaczenie i licencję, żeglarza

między-oceanicznego. Zaproponował mu pracę na tym statku. Tommy odmówił.

- Mam życie, poza żeglugą, a po tym statku spodziewam się przygód. Stać mnie na własny statek.

Kapitan zakrył brodę.

- Najbiedniejsi ludzie tu nie płyną.

Wkrótce nadszedł sztorm, a jeden chłopak wypadł za burtę po uderzeniu orki. Natychmiast skoczyła Izka i oboje wciągnięto. 10- latek był bardzo wdzięczny. Jego rodzice chcieli zapłacić za pomoc. Izka powiedziała, to nic wielkiego.

Kapitan zapytał, czy ty jesteś ratowniczką.

- Nie, jestem dziewczyną, Nigela.

Kapitan dopytał, to kim wy jesteście. Ilu was jest?

- Jesteśmy ludźmi, którzy umieją i interweniują.

Sternik zapytał, czemu inni tego nie robią.

- Trzeba troszkę doświadczenia.

Kapitan zapytał, gdzie wy je nabyliście.

- Moi kumple i facet od 10 roku życia rozwiązywali problemy na całym świecie.

- Jakie problemy?

- Nic o nich nie wiem.

Kooky powiedziała sory, że wam przerywam, ale przed nami jest lodowiec.

- Gdzie ty go widzisz?

- Tam, dodała.

- Daj lornetkę! Rzeczywiście, cała w lewo!

Lodowiec odpłynął.

Następnego dnia cała paczka usiadła w kręgu i podszedł kapitan.

- Wreszcie znalazłem was wszystkich.

Kooky zapytała, co nas pan tak ściga.

- Jesteście bohaterami.

P zapytała, co z tego.

- Chcę was poznać.

Abby dopytała, czy my też musimy chcieć się przedstawić? Niech będzie! Ja jestem Abby. To jest Wolly. Przy nim siedzi Kooky. Tu jest Hoogy. Tutaj siedzi Tomuś z Pouline. To jest Nigel i Izka.

- Ja jestem Henry Watson, chcę dowiedzieć się, co was łączy.

P powiedziała, ale jest pan gotowy. Jesteśmy przyjaciółmi.

- Skąd bierzecie siły na to wszystko.

Hoogy powiedział, o panie, to są lata treningów, dzień w dzień od świtu do zmroku.

- Co trenowaliście?

Hoogy zakończył rozmowę, patrzenie, słuchanie, węch, smak i dotyk- to nie przelewki.

Przyjaciele przyszli do kajuty Nigel’a. Abby przytuliła się do Hoogy’ego i pocałowała go.

- Piątka, co ty robisz?

- Chcę ciebie.

Wyszli do kajuty, Abby. Ona zdjęła stringi. Rozpięła guziki koszuli. Numer 2 ją rozchylił. Hoogy rozpiął jej spódniczkę. Potem rozpięła swój stanik. Zsunęła mu spodnie i slipki, a on zdjął koszulkę. Abby przyparła do niego. On podniósł ją, gdy ugięła nogi. Abby trzymała się karku, Hoogy’ego. Odsuwała i przysuwała pośladki. Potem wznosiła się i opadała w siedzie skrzyżnym na nim leżącym, aż padła na piersi ze zmęczenia. Położyli się naprzeciwko siebie bokiem i przenikali się. Abby ugięła jedno kolano. Potem Hoogy rotował jej biust, aż zaczął go miętosić. Łapczywie ssał jej brodawki.

Następnego ranka Abby, nago przeglądała internet, aż obudził się Hoogy.

- Cześć, chcesz wziąć ze mną prysznic?

Hoogy zareagował, kręci mi się w głowie. Dlaczego to zrobiliśmy?

- Przeszkadza ci to?

- Nigdy nie myślałem o tobie w ten sposób.

Abby dopytała z uśmiechem, co z tym zrobimy.

- Czy ty nadal mnie chcesz?

- No pewnie, czego ty chcesz?

Hoogy odpowiedział, ty bez tego dodajesz mi sił. Ja nie tęsknię za tobą, bo ci ufam. Zawsze wywierałaś na mnie silne emocje. Dbamy o siebie tak, jak w wieku 10 lat, choć trochę się zmieniło. Zawsze czułem się przy tobie bezpiecznie. Nie czuję przymusu, kontaktu z tobą, bo zawsze jesteś. Twoja deklaracja, wsparcia nic nie zmieni, bo zawsze dawałaś maksimum. Bardzo mi się podobasz jako kobieta, ale nie wyróżniam cię za mocno. Całowanie się z tobą przysparza mi energii, ale nic w tym dziwnego. Przeinterpretowanie funkcjonowania z tobą nic nie zmieni. Moja wdzięczność tobie za współpracę nie przybrała na sile.

- Co to znaczy?

Hoogy zamruczał.

- Od wczoraj świat się nie zmienił.

Abby oderwała się od laptopa.

- Mnie drżą: cycki, pęcherz, uda i tyłek. Stopy mi się co raz napinają. Moje plecy i kark są całkowicie rozluźnione. Usta mi drętwieją. Moje dłonie są dziwnie gładkie, a łopatki, odprężone. Mam przypływy powietrza. Czuję ciepło na policzkach, jak w Meksyku przy pełnym słońcu. Może zjedzmy dziś wspólną kolację i zobaczymy, co wyjdzie!

Po śniadaniu poszli na basen na statku. Potem Abby była u fryzjera i kosmetyczki. Kupiła brązową suknię z wycięciem, aż się spotkali. Abby pocałowała Hoogy’ego i wzięła go za rękę. Weszli na salę balową, a Hoogy odsunął krzesło partnerce. Zjedli coś, aż Hoogy poprosił Abby do tańca. Minęły trzy piosenki i Abby zapytała, jak się czujesz.

- Świetnie, odparł.

- Chodźmy na pokład!

Abby oparła się o burtę z pytaniem, czy moja osoba dodaje ci czadu.

Wtedy w dno pokładu coś uderzyło.

Gdyby Hoogy nie złapał partnerki, ta by wypadła.

Abby zapytała, co to było.

- To orka, odparł. Nie to jest najgorsze.

- To co?

Hoogy powiedział, orki pływają grupami.

Oboje zeszli do sterowni.

- Panowie, orki nas atakują. Radzę przyśpieszyć.

Potem nastąpiły dwa kolejne uderzenia i zbudzono kapitana. W ostatniej chwili zwiększono prędkość statku. Hoogy z Abby weszli na pokład, a statek przechylił się tak, że Hoogy wypadł za burtę. Tylko Abby go złapała. Jego waga wyrwała jej bark, jednak utrzymała go. Hoogy nastawił go jednym ruchem. Abby krzyknęła z bólu kończąc, dzięki.

Następnego ranka po śniadaniu Pouline grała z Tomkiem w ping ponga przez trzy godziny. Potem poszli na siłownię. O 17.00 wzięli wspólny prysznic. P umyła Tomusia, a on ją. Potem Tomek pomasował Polly i oboje weszli do jack- uzzi. Tam doszło do szaleńczego zbliżenia na jeźdźca przodem. Potem partnerzy łączyli się ukosem przy podporze na rękach. Dzień zakończyli wspólną kolacją i obcięli sobie wzajemnie paznokcie. Umyli zęby. Tańczyli w kajucie do Deep purple prosto z gramofonu. Potem całowali się pół godziny. Tommy oznaczył na mapie trasę, którą przebyli. Polly napisała dziennik wyprawy. Wieczorem wyszli na pokład. Położyli się na leżakach. P usiadła.

- Wiesz, że jutro dopłyniemy na koncert, Brian’a Johnson’a.

- Dziś już miałem lepszy koncert.

- O czym ty mówisz? Cały dzień byłeś ze mną.

Tomuś zareagował, dodajesz mi energii do szpiku kości.

Polly chwyciła go za rękę i uśmiechnęła się. Na pokładzie jeszcze bawiły się dzieci, a statek tak się przechylił, że troje wypadło. Został ten 10-latek, którego wyciągnęła Iza. Po usłyszeniu plusku oboje się zerwali na równe nogi. Polly zdjęła spodenki i klapki.

- Cześć, gdzie polecieli?

- Tam, odparł chłopiec, sparaliżowany ze strachu.

P natychmiast skoczyła. Problem w tym, że woda była czarna. Skoczył też Tomuś. Polly znalazła dwie dziewczynki, ale nie widzieli chłopca. Tommy zaświecił zegarkiem i zobaczył bąbelki. Jeszcze raz nabrał powietrza i spłyną tam. Długo nie wracał, aż Pouline wezwała przyjaciół. Tommy wypłynął. Wolly poinformował marynarzy, a ci wyciągnęli wszystkich. Polly zrobiła reanimację jednej dziewczynce Abigale, innej z kolei Kooky, chłopcu.

- Co się dzieje?

Nigel powiedział, wpadliście do wody.

Dziewczynka zdumiona powiedziała, gdyby nie wy...

Hoogy pokiwał głową.

- Dziękuję.

Chłopak z wdzięczności przytulił Polly.

Druga dziewczynka zapytała Kooky, czy pani jest Chinką.

- Moi rodzice byli.

- Dziękuję.

Przyszli rodzice, dzieci.

- Jim powiedział, że państwo wyciągnęliście nasze dzieci z wody.

Nad ranem statek przybił do portu w Sacramento. Kilka godzin później odbył się koncert, ACDC w tym mieście. Pouline założyła gwiazdki przykrywające sutki, a do tego niebieską bluzę jeansową z odciętymi rękawami. Włożyła czarne, przezroczyste stringi i brązowe, obcisłe, skórzane spodnie- ochładzane wewnątrz. Przypięła do uszu kolczyki z długimi piórami orła, którego dawniej upolowała. Pofalowała rozpuszczone włosy. Paczka przyjaciół spotkała się przy jednym stole podczas śniadania. Nigel zareagował na wygląd Polly, ale cię wzięło.

- Ja kocham ACDC.

Nadszedł wieczór, a przed koncertem na stadionie Pouline zaczęła skandować, A-C-D-C. Wszyscy inni dołączyli do niej. Podczas koncertu Nigel podniósł Polly, a inni przenosili ją nad publicznością. Stanęła przy Tomku. On wziął ją na barana. Gdy już zeszła na trawę, napierała na niego, łonem. Ugięła kolano. Potem zahaczyła o niego łydką. Zaczęła przysuwać się powoli, aż przyśpieszyła. Znów zwolniła i przez chwilę jechała na pełnych obrotach. Przestała, gdy poczuła zgrubienie. Zatańczyli. Tomuś pocierał rozłożysty biust, Polly. Jego duże dłonie spoczęły na jej pośladkach i uniósł jej udo. Krążyli wokół. Polly odwróciła się, przysunęła pośladki i pochyliła się. Tomuś lekko się wypiął kilka razy. Potem Pouline poszła po autograf.

- Cześć mała, widziałem cię ze sceny. Jesteś szalona. Czy chcesz którąś z moich płyt?

- Nie dzięki, mam wszystkie.

Brian zdziwił się, nawet tą nową.

- Chyba byłam pierwsza w kolejce przed sklepem. Ja słucham gramofonowych.

- Co to za pióra w twoich uszach?

- Orle, odparła.

- Gdzie je kupiłaś?

- Upolowałam.

Brian Johnson poczuł dumę.

- Łał, rozmawiam z indiańską wojowniczką.

- Kiedyś pomagałam córce, wodza z Peru i tak się złożyło, że nas ugościł. Spróbowałam sił i udało się.

- Jak tu dotarłaś?

Pouline wyjaśniła, płynę z Bostonu, statkiem dokoła świata.

- Miło było cię poznać. Mogę cię pocałować?

- O stary, ja mam faceta. Mogłeś poprosić 6 lat temu.

Brian zakończył, jasne.

Następnego ranka statek odpłynął. Wolly zobaczył mnóstwo ryb. Natychmiast zbiegł do kajut i zapukał do Hoogy’ego.

- Co jest?

- Ryby, zbieraj się!

Wolly wziął 10 misek. Napełnił je wodą. Wziął: wędki, przynętę, widły i siaty. Złowione ryby wrzucał do misek, lub wiader. Wieczorem, Hoogy i Wolly wciągnęli siaty z setkami ryb. Wcześniej stali z wędkami i złowili ponad 60. Wieczorem zjedli z każdym, kto chciał. Brali 1 dolara za sztukę. W jeden dzień zarobili 1000$. Kolejnego dnia dalej łowili. Robili tak przez pół roku. Zarobili 200000 $. Tego wieczoru Pouline zobaczyła chłopaka rysującego krajobraz. Przysiadła się do niego z pytaniem, czy możesz mnie narysować.

- Jasne, odpowiedział.

Znaleźli ją przyjaciele.

Abby ukucnęła.

- Łał, ona jest rysowana.

Po skończeniu portretu Polly zapytała, ile jestem ci winna.

- Naprawdę? To proszę 2 $.

Wszyscy kumple, Polly też umówili się z rysownikiem na następny dzień.

Zaraz po odebraniu portretów, statek wpłynął na wody, które uzurpowali sobie piraci, którzy zobaczyli statek.

Tomuś uświadomił to sobie i poprosił pasażerów o zejście do kajut. Powiedział, że zbliża się burza, co było prawdą.

Gdy piraci weszli na pokład, przyjaciele podeszli do nich.

Tomuś powiedział, dzień dobry, czego potrzebujecie.

Herszt piratów krążył, szukając czegoś wartościowego.

- Co przewozicie?

Tomuś powiedział nic, zrobiliśmy sobie wycieczkę.

- To nasze wody, macie czym zapłacić?

Nigel powiedział, nie.

- To weźmiemy wasze kobiety. Brać je!

Hoogy zaszeptał, dziewczynom, Skaczcie do wody i płyńcie na środek oceanu- znajdziemy was.

Wolly zagadywał piratów, gdy: Abby, Iza, Kooky i Pouline się wymknęły. Hoogy je spuścił, liną do oceanu.

Dziewczyny zrozumiały, że 40 piratów gwałciłoby je na zmianę, więc rozebrały się, by płynąć szybciej. Przepłynęły 4 km wpław, by zobaczyć wyspę na horyzoncie. Płynęły od południa do 22.00 i wypadły na w pół przytomne na brzeg bezludnej wyspy. Po obudzeniu się rano, Polly związała z liści i lian, spódniczki i staniki, czego wymagały chwile na misjach w K.N.D. Zebrała mnóstwo owoców i zrobiła łuki. Reszta dziewczyn zastanawiała się, gdzie jest P, aż przyszła.

- Cześć laski, któraś jest głodna?

Słońce odbijało się od skóry dziewcząt, choć wiał lekki wiaterek.

- Ojej, dzięki.

Jesteśmy siostrami, nie?

Przez pewien czas zbudowały domek. Związały drzewa do ścian i wszystkie po kolei uniosły. Potem zrobiły drabiny, by na górze przymocować sufit. Ułożyły ognisko, skautów. Uszyły pościel, wypełniając związane liście, trawą. Wykopały doły wokół osady i zalały je wodą. Zbudowały wiele pułapek. Polly wyrzeźbiła totem- słup z postacią nagiej kobiety. Zbudowały tipi na wypadek chorób, którejś z nich. Wykopały dół jako toaletę. Owoce składowały w szopie. Wykopały dojścia wód z oceanu do działki. Ulepiły z gliny, wiadra. Polly ugniotła kamieniem kwiaty, by zrobić barwniki.

 

Następnego dnia nazwały wszystkie miejsca w osadzie. Potem znalazły wiele ziół. Wiadra służyły im do łowienia ryb, choć Iza zrobiła też wędki. Po pewnym czasie ryby przypłynęły pod samą osadę. Dziewczyny je łowiły i jadły. Codziennie razem się kąpały. Polowały na ptaki i zwierzęta. Zbudowały łódkę. Pewnej nocy, gdy dziewczyny poszły spać, przy ognisku została P. Dosiadła się do niej Iza, która lekko uśmiechnęła się.

- Skąd znasz zwyczaje indian.

Zupełnie obojętnie Pouline powiedziała, z Peru. Ty drżysz i pocisz się. Jesteś bardzo zarumieniona, a twój biust drży i się rozluźnia. Czy chcesz dziś spać ze mną?

- Tak.

Doszło, między nimi do ostrego zbliżenia. Przyjaciółki siedziały na przeciw siebie, krzyżując nogi ukosem. Odpychały się rękami za pośladkami. Najpierw przesuwały się powoli, stopniowo zwiększając tempo i napór. Gdy nawiązały zaufanie wspierały się na rękach, łącząc się po rozłączaniu z zabójczą szybkością. Zmieniały poziom naporu z lekkiego na mocny, aż przytuliły się ze zmęczenia. Naciskały na siebie drżącymi piersiami. Obie miały znaczny rozmiar, biustu. Iza oplotła nogami, Polly. Ona chwyciła talię, Izy. Na boku wchodziły w siebie, jak salamandry, aż połączone, ciałami zasnęły.

2014

Rano po dwóch miesiącach do brzegu dopłynął statek z chłopakami. Dziewczyny pływały przy brzegu. Spojrzały całkiem obojętnie, jak na obcych turystów. Nie przeszkadzała im, ich nagość. Wygasła w nich wszelka tęsknota za poprzednim życiem. Zapomniały wszystko, a czar miłości prysł. Wtedy miały na względzie, życie na wyspie z resztą sióstr z dala od niebezpieczeństw. Łowiły ryby, zbierały owoce, kąpały się. Znalazły składniki pasty do zębów, które wymieszały. Polowały na ptaki i zwierzęta.

Pasta do zębów

mięta, pokrzywa, olej kokosowy

barwniki

ostryż- kurkuma

sok z czerwonej kapusty

sok z buraka

lukier

wiórki kokosowe

Czasami uprawiały seks. Zbierały deszcz do naczyń. Nigel odezwał się do Polly jej imieniem, gdy już założyła liściaste bikini. Ona odrzekła, kim jesteś, nie znam cię.

- To ja, Nigel.

Polly zareagowała, nie znam cię, ty też nie znasz naszych zwyczajów, więc stąd odpłyń!

Wolly doszedł.

Ty, ona tak na poważnie?

- Raczej nie udaje.

Polly podeszła do Izy.

- Kto to jest?

- Jakiś przybysz powiedziałam, by odszedł.

- On tam stoi.

- Nie przeszkadza mi, jednak nie wejdzie na naszą ziemię.

Abby nie zwróciła uwagi na męską część paczki, niosąc naczynia do wody. Kapitan zapytał, co z nią jest. Traktuje nas, jak posągi.

Nigel powiedział, one się tu osiedliły.

Tomuś podszedł do Kooky, a ta przerzuciła go przez ramię.

- Czego chcesz, przybyszu?

Przerażony powiedział, jestem Ten Tomuś.

- Tu mieszkają 4 kobiety, nikt inny z ludzi.

Tomuś podszedł do Nigela.

- One są dzikie i nas ignorują.

- Chcesz być doceniany to zrób coś ze sobą!

Pozostali śmiali się.

- Może chodźmy do ich fortu?

- Wolly chcesz, żeby cię zabiły?

Wolly dopytał, czy one przez nas weszły w nową rutynę.

- Tak, zbudujmy własną twierdzę z drugiej strony, wyspy! Może nas przypomną, albo nawiążemy barter.

Tomuś odparł, to do roboty.

Siedemnastolatek wszedł na drzewo.

- One mają całą infrastrukturę. Nie wiem, jak one to zbudowały.

Statek z pasażerami odpłynął. Zostali tylko: Nigel, Ten Tomuś, Wolly i Hoogy, poza dziewczynami.

Zbudowali dom na drzewie. Wyszli na brzeg i zobaczyli tam dziewczyny. Ustalili, że nie będą zmuszać ich do ponownej relacji. Najważniejsze jest to, że żyją, a miłość i przyjaźń powrócą, jeśli były prawdziwe. Na domiar tego wyzwania Polly podeszła do Tomka.

- Ależ jesteście uparci. Nie mogę wam zakazać, osiedlania się tu, ale tu są częste i obfite deszcze.

Tomuś powiedział, my mamy schronienie.

- Możemy podzielić dżunglę. Nie przeszkadzajcie nam! Mam propozycję wymiany na początek. Moje siostry i ja jesteśmy spragnione, seksu. Same zaspokajamy się, znajdując ujście emocjom. Wyglądacie na silniejszych. Czy zgodzicie się na zbliżenie z nami za owoce.

- Nie wiem, jak reszta, ale ja sądzę, że to uczciwy układ. Gdzie i kiedy chcesz to zrobić?

- Dziś wieczorem na brzegu, mam na imię Pouline.

Pozostałe też się tak umówiły. Wszyscy wieczorem spotkali się na plaży. Tomuś włączył na komórce, Led zeppelin- „Whole lotta love”. Nigdy przedtem nikt z przyjaciół nie doświadczył takiej furii. Na tej wyspie opadły kajdany. Przyjaciele stracili opory. Dziewczyny oddały partnerom cały stres i coś pękło w ich głowach. Ocknęły się po wyładowaniu energii i zrządzeniem losu wróciła im pamięć. Dotyk pobudził ich podświadomość. Rozpadał się deszcz, a Polly zaproponowała chłopakom, by przenocowali w ich osadzie. Jeszcze wtedy dziewczyny nie dały po sobie poznać, że przypomniały sobie wszystko, czując ten sam i wyższy pułap zaangażowania i zjednoczenia, jak z nikim innym. Rano zbudowały dodatkową łódkę. Abby usiadła na pieńku.

- Kiedy im powiemy, że nie wpuszczamy obcych ze współczucia?

Polly spojrzała na nią.

- Zachowujmy się normalnie! Oni też igrają z nami. Nie trzeba nic zmieniać na siłę. Reszta przyjaciół wyszła na plażę. Tomuś odezwał się pierwszy.

- Po co wam druga łódź?

Kooky zapytała, chcesz ją odkupić. To pomóż nam ją wnieść do wody!

- Gdzie płyniecie?

Polly otarła się o Tomka.

- Było świetnie. Płyniemy do Bostonu.

Słońce rozjaśniło wybrzeże wyspy. Odbijało się od jasnej skóry, czterech nagich przyjaciółek, zmierzających do łodzi. Kooky spojrzała na Pouline.

- W którą stronę płyniemy?

- Na północny- zachód.

Kooky dopytała, czy nie lepiej złapać stopa, płynąc na zachód.

- Przypominam, że jesteśmy nagie.

Kooky zareagowała, a no tak.

Po kilku metrach Polly powiedziała, wiosła w górę.

Izka spytała, co jest.

- Widzę 3 żarłacze białe- zaszeptała.

- Gdzie?

P wskazała palcem.

- One płynął do chłopaków.

Polly uciszyła Izę i dodała, płynie dalsza rodzinka.

- To, co robimy?

- Fale nas popchną, cicho!

Pięć płetw minęło łódkę. Żadna z przyjaciółek nie ruszyła się, ani odezwała przez dwie godziny, aż Pouline lekko zaczęła wiosłować. Reszta dołączyła po niej. Oblała je fala. Męska część dopłynęła do nich. Nigel chwycił bok łódki, dziewczyn.

- Wyglądacie nieziemsko, ale to wam się przyda.

Oddali dziewczynom, koszulki.

- Minęliście rekiny?

- Jasne dobrze, że wam też nic się nie stało.

Po kilku dniach dopłynęli do portu w Bostonie. Nigel wyciągnął Polly i Izkę. Ratownicy podeszli z pytaniem, czy w czymś pomóc. Wolly poprosił o koce.

Ratownik pociągnął, skąd płyniecie.

- Z Afryki, musieliśmy wysiąść ze statku dokoła świata na bezludną wyspę po ataku piratów. Nasze dziewczyny tam uciekły. Tak je to wciągnęło, że zdziczały i straciły pamięć. Pomieszkaliśmy obok nich, aż sobie nas przypomniały.

Wszyscy wrócili do piwnicy. Polly wyszła z propozycją, seksu grupowego.

Abby, pełna rozkoszy uśmiechnęła się do Hoogy’ego.

 

Abby, między nogami, Hoogy’ego leżała oparta na rękach. Między jej nogami, gdy leżała oparta na rękach przy rozstawionych nogach partner zaszedł ją od tyłu. Polly łączyła się z Tomusiem, stojąc. Potem ugięła nogę, aż odwiodła.

Nigel ukucnął, zachodząc Izkę od tyłu. Uniesiona Kooky rozstawiała nogi po bokach, Wolly’ego. Polly podpierała się przy poręczy, gdy Tomuś dodawał jej sił. Izka ukucnęła bokiem, między nogami, Nigela. Kooky, opadała wzniósłszy się nad Wolly’m w siedzie klęcznym, tyłem do niego. Leżała na piersiach przeciwnie do niego siedzącego. Pouline leżała na nogach Tomusia, plecami. Gdy klęknął jednonóż, opierała wyprostowaną nogę na jego udzie. Wznosiła się i opadała, kucnąwszy tyłem. Izka prostowała miednicę, gdy partner trzymał jej brzuch. Ona siadała bokiem. Nigel zbliżał się do pośladków jej skulonej. Ona opadała na niego przy jego wzniesionych nogach. Abby siadała klęcznie, przodem na Hoogy’m. On zbliżał się do jej pośladków, gdy była na boku. Polly przesuwała się na kolanach, Tomusia. On wchodził w nią, gdy ta podkurczała kolana na plecach. Nigel pochylał się nad Izką, gdy rozchyliła ugięte nogi. On kucał na jej pośladkach. Wolly przyciągał Kooky leżącą bokiem, stojąc nad nią. On zachodził ją od tyłu. Potem łączyli się ukosem w leżeniu. Izka kucała na Nigelu, robiącym mostek. On zbliżał się do niej przykrytej swymi nogami. Przyciągał ją chwyconą za uda. Tomek przyciągał partnerkę ukosem w klęku prostym jednonóż. Ona na plecach opadała na nogi jego siedzącego. Ona tyłem do niego podkurczała nogi. Kooky splotła krok ukosem z Wolly’m. On w klęku prostym przyciągał ją leżącą na plecach. P i Tomuś ułożyli się na waleta. Partnerka podciągała nogi na górze, on ją kołysał.Abby podciągnięta uginała nogi. Oparta na rękach rozstawiała nogi na leżącym Wolly’m. Iza, górą robiła mostek nad Nigelem. Iza na plecach rozstawiała zgięte nogi. Tomuś wsuwał się w P, siedząc. Ona kucała na nim, bokiem. Tomuś unosił ją, ona chwytała go nogami. Abby opierała się, partner zachodził ją od tyłu. Odwodziła nogę, stojąc tyłem. Ona leżała przeciwnie przed klęczącym z jedną nogą u góry, a drugą u dołu. Nigel przodem podpierał się nad Izką, leżąc. Ona wchodziła, między jego ugięte nogi. Leżała, między kolanami jego, klęczącego. Nigel położył się na boku za partnerką. Ona uginała jedno kolano, leżąc na boku, tyłem. Kooky ukosem rozstawiała nogi wobec Wolly’ego u brzegu łóżka. Oboje przeszli do klęku prostego na przeciw siebie. Hoogy, klęcząc zachodził od tyłu Abby, leżącą bokiem.

Następnego ranka Tomuś zamówił duży, luksusowy jacht, 8 skuterów wodnych i 8 kajaków. Złożył też zamówienie na: żagle, liny, drabinki i kanistry z paliwem. Dokupił: motorówkę, łódź podwodną z możliwością wynurzania się i komputeryzację, wpuszczającą go ze względu na: wagę, hasło, tembr głosu i budowę ciała. Obudowa tej łódki była stalowa ze stalowymi gwoździami. Nosiła nazwę, Speed. Komputer łodzi porozumiewał się z Tomusiem. Łódka miała radar i osiągała zawrotną prędkość. Tomuś miał pilot w zegarku, którym mógł przywołać Speed’a.

Po trzech tygodniach Tomuś organizował wycieczki i przyjęcia na jachcie. Przyjaciele zwiedzali dno oceanu. Tomuś pływał z Wollym, żeby rozbrajać bomby na dnie oceanu. Przyjaciele ratowali ludzi. Wynajmowali skutery. Pouline odbyła kurs na hipoterapeutę. Abby zdobyła uprawnienia, kierowania samolotem i zbudowała lotnisko. Zorganizowała aeroklub. Kooky została ratowniczką wodną, a potem trenerką pływania.

Polly wykupiła działkę i wyremontowała ją z przyjaciółmi i załogą budowlaną. Zadbała o tablice informacyjne i promocję, obozu integracyjnego. Miejsce to znajdowało się przy lesie obok rzeki. Zbudowano tam domki, wiaty, tor jeździecki, sceny, baseny. Niedaleko stanęły: umywalki, szatnie, toalety, przebieralnie i prysznice. Kupiono tarcze łucznicze. Powieszono linę wspinaczkową przy drabinkach. Był tam też parkiet do tańca. Polly zatrudniła: hipoterapeutów, arteterapeutów, choreoterapeutów, rehabilitantów i instruktorów od wspinaczki. Nie zabrakło opiekunów kolonijnych. Wszystko było na świeżym powietrzu. W 2014 roku obozowicze i pracownicy przybyli tam autokarami.

Miesiąc później dziewczyny na ławce na molo rozmawiały o kolejnym ośrodku nad oceanem z inicjatywy Kooky Sunban.

- Świetnie zorganizowałaś ten obóz. To nie była tylko zabawa i wsparcie, ale też wzbudzanie odpowiedzialności.

Polly odparła, to nic wielkiego- prędzej, czy później przypadkowa zbieranina kształtuje społeczność, a pochodną pierwszej triady jest organizacja.

Kooky dodała, ale ty stworzyłaś ku temu warunki. Czy pomożesz mi założyć obóz pływacki nad Massechiussets?

- Nie, ty sama to zrobisz, choć mogę dać ci plecy.

Kooky zastanowiła się.

- Czy mogę zatrudniać ludzi z K.N.D?

- Nie wiem, o co pytasz- ta organizacja już nie istnieje, a ja nie jestem twoim zwierzchnikiem. Jesteśmy kumpelami. Nie jesteś pod czyjąkolwiek banderą. Obudź się!

Przyjaciółki znalazły miejsce.

2019

Po pięciu latach na obóz pływacki przyjechało wielu sportowców- sprawnych i niepełnosprawnych ruchowo. Dwóch chłopców- chodzących wyzwało gościa na wózku inwalidzkim do wyścigu, 50 m.

Ten odpowiedział, e, to nieuczciwe.

- Nie będę oszukiwał.

Ten na wózku zapytał, jak masz na imię. Jestem Jim.

- Mike, odparł.

- To jest nieuczciwe wobec ciebie. Od ilu lat pływasz?

Mike powiedział, od trzech.

- Ja pływam od 13 lat.

Mike dopytał, od ilu lat jesteś niepełnosprawny?

Jim zareagował, od zawsze nie mam czucia w nogach na lądzie.

- To płyniemy?

- Co ty jesteś tak narwany? Trzeba nam więcej przeciwników.

Po kilku namowach Jim się zgodził. Mike pomógł mu zejść po drabinkach, gdy Kooky skończyła expose.

Michael nie miał szans. On był w połowie basenu, gdy Jim już skończył. Przyglądała się temu trenerka, która daje licencje do zarabiania na pływaniu sportowym. Pomogła Jim’owi wyjść.

- Strasznie wam się śpieszy.

Jim odpowiedział, to on mnie wyzwał.

Trenerka powiedziała, jestem Jil. Jak masz na imię?

- Jimmy.

- Może chcesz, żebym przygotowała cię do pływania w sporcie zawodowym?

Jim spokorniał, jak mam się mierzyć z wyczynowcami.

- Tym, co pokazałeś. Słuchaj, może zjemy razem lunch?

W kawiarni Jil powiedziała stary, 50 m przepłynąłeś w 1 minutę, 20 sekund.

Ktoś to liczył?

- No ja, co jest z twoimi nogami?

- Mam bardzo słabe czucie na powierzchni.

Jil dopytała, dlaczego wkładasz tyle siły w pływanie? Przecież woda cię utrzyma.

- Kiedyś miałem zaniki kilku mięśni i teraz z nich korzystam.

- Co ty gadasz? Używanie mięśni to jest automatyzm, a nie napinanie ich do granic możliwości.

- Co proponujesz?

- Wyluzuj się i zaufaj sobie! Tu masz rozpiskę, codziennie. Spotykamy się na basenie. Jak mnie nie ma to sam pływasz. Chodzisz tylko ze mną do nabrania pewności w nogach. Znajdę ci ciężarki i ekspandery. Wchodzisz na dużą piłkę ze mną. Korzystasz z pionizatora ze mną i jeździsz konno. Dogadam się z hipoterapeutami. To idziemy?

- Gdzie?

Pływać, odparła Jil.

Po pierwszym treningu z Jil, Jim stanął po wyjściu z wody bez asekuracji.

Jil zareagowała, o stary wiem, że wpływam na facetów, ale nie wiedziałam, że w takim stopniu. Chodź do mnie!

Zrobił trzy kroki i padł w ramiona, Jil.

- Dziękuję.

- He, to jest twoja zasługa.

- Odprowadzisz mnie? Po sięgnięciu po wózek Jil, Jim powiedział, ale na nogach.

Trenerka wróciła do siebie. Następnego ranka Jim uniósł nogi i o świcie zaczął pływać 5 km. Potem przyszła Jil.

- Od kiedy pływasz? Ile przepłynąłeś i gdzie jest twój wózek?

- od 6.00- 200 basenów, sam przyszedłem.

Jil asekurowała siedemnastolatka, a on skoncentrowany na każdym mięśniu, utrzymywał się na nogach. Po porannym pływaniu kontynuował treningi. Wieczorem, gdy wracał do swego domku obozowego zobaczył, kątem oka Jil biorącą prysznic, jednak odwrócił głowę. Zrobił 20 pompek i 10 nożyc pionowych, nogami. Zrobił 30 przysiadów i jeden współlokator zapytał go, dlaczego ty cały dzień spędzasz z jedną trenerką.

- Jest inaczej- to ona spędza ze mną czas, jak może. Dała mi rozpiskę, treningów.

Inny odezwał się, dlaczego ty już nie jeździsz na wózku.

- Już nie potrzebuję.

- Co na to wpłynęło?

- Dobry zestaw ćwiczeń, odparł Jim.

- Dlaczego wcześniej tak nie pracowałeś?

- Miałem opory i obawy w chodzeniu, bo miałem słabe czucie.

- Czemu nagle wziąłeś się do roboty?

Jim zareagował, Jil zaproponowała mi, że przygotuje mnie do pływania zawodowo.

- Łał, to dla tego się tak żyłujesz.

- Nie, ona wzbudziła we mnie pewność siebie.

Następnego wieczoru po treningach Jimmy’ego, Jil podeszła go od tyłu i przytuliła, krzyżując ręce z przodu.

- Cześć, chciałbyś pójść ze mną i ekipą do baru, 3 km dalej?

Podszedł do niego Nigel i przedstawił się.

- Dziś widziałem, że nie możesz spać.

Polly dodała, niech chłopak się hartuje.

- Ja też jestem za tym tylko 3 dni temu przyjechał tu na wózku.

Abby zapytała, naprawdę.

Wolly powiedział, to niemożliwe. Dlaczego zacząłeś chodzić?

Jim zastanowił się.

- Jil dała mi rozpiskę treningów, a ja chciałem temu podołać.

Tomuś dodał, już znamy winowajczynię. Co ona ci powiedziała?

- Nie wierzyłem w siebie, względem startów zawodowo, a Jil dodała mi sił słowami, że pokazałem klasę.

Jil włączyła się w rozmowę, obserwowałam wyścig chłopaków po expose, Kooky i włączyłam stoper. Jim bez czucia nóg przepłynął 50 m w 1.20 min.

Jim dodał, lepiej nie liczmy, żeby się nie ograniczać.

Hoogy zauważył, tu rośnie romansik.

Jim zaprzeczył, bardziej podobają mi się grubsze o szerokich biodrach, umięśnionych udach i ramionach z dużym biustem i w rozsądnej różnicy wieku. My jesteśmy kumplami.

Polly zgadywała, czy pasuje ci Kooky.

- Świetnie wyglądasz.

- O, dziękuję. Wolly, czemu ty nie prawisz mi takich komplementów? Jimmy, mogę wziąć cię pod rękę?

Abby powiedziała, ja też chcę.

Tomuś położył ręce na barkach, Wolly’ego i Hoogy’ego.

- Panowie, macie przechlapane.

Wszyscy się śmiali. Gdy doszli do baru, Jil poprosiła Jim’a do tańca.

Reszta opiekunów wraz z Kooky też tańczyli. Po chwili włączyli się inni goście, baru. Po pierwszej piosence Jil pocałowała Jim’a ze słowami, było świetnie. Potem Kooky odbiła w tańcu, Jim’a- on się zgodził. Tomuś zaproponował Jim’owi, zagramy w bilarda. Wolly z Hoogy’m grali w kręgle, a Polly z Jil rzucały lotkami do tarczy. Po północy wyszli z baru. Około dwóch godzin później wszyscy obozowicze dotarli na plażę. Jil odprowadziła Jim’a do domku, aż usiadła i przez podniesione tętno z nadmiarem radości, zasnęła. Odchyliła się na lewy bok i zamknęła oczy. Jim podniósł jej głowę i podłożył jej poduszkę. Jej nogi włożył na łóżko. Była gorąca noc, więc rozpiął bluzkę, Jil i przykrył ją. Sam spał na ziemi. Gdy Jil się obudziła, Jim już pływał. Po jego wyjściu z wody o 8.00, Jil go przytuliła.

- Dzięki- jesteś gentelmanem.

Jim odparł, proszę. Może popływamy razem?

Jil odpowiedziała, właśnie tego mi było trzeba. Już idę się przebrać.

Po 40 basenach Jil i Jim opalali się na leżakach. Trenerka zwróciła głowę w kierunku towarzysza.

- Dlaczego bardziej podobają ci się grube kobiety?

- To nie dotyczy obwisłej skóry i tłuszczu na wierzchu, ale wolę mieć, co chwycić, niż stukać kośćmi w partnerkę.

Jil zgadywała, czy ty byłeś już z dziewczyną.

- Wiesz co, wolę utrzymać to w tajemnicy.

- Nie było tematu. Co ty tak napinasz łopatki? Mój bohaterze to pewnie przez spanie na podłodze. Siadaj przede mną!

Jil pomasowała Jim’a. Potem oparła jego plecy na biuście, żeby je rozluźnić.

- Dziękuję, wracam do treningu.

- Może pobiegajmy!

- No dobrze, odparł Jim.

Po joggingu Jil stanęła i mimochodem powiedziała, ależ mi bolą piersi.

Jim zapytał, co jest.

- Są bardzo napięte, chyba przez nadmiar wysiłku. Czy możesz mi je pomasować?

- Czemu do mnie kierujesz tą prośbę?

- Ufam ci i bardzo mnie rozbudzasz, a przy tym możesz mi pomóc. Chodźmy do lasu!

Wzięli koc i olejek. Po godzinie Jim odprężył Jil do granic możliwości. Przykładał dłonie do twardego biustu. Rozluźniał ręce. Pocierał przez jakiś czas, aż lekko uciskał. Potem powoli rotował. Ugniatał lekko i coraz głębiej powoli i coraz szybciej, aż w tempie maniaka. Do jej piersi przyparł członkiem. Jil zamknęła oczy i odchyliła głowę. Raz wciskał dół dłoni, raz palce.

Przez resztę dnia Jil chodziła, jak w niebo wzięta. Zapalono ognisko, a Jim jeszcze pływał.

Trenerka zakłóciła jego flow, chodź do reszty.

Następnego dnia Jil dużo trenowała na masę i nie żałowała sobie jedzenia. Powtarzała to każdego dnia, aż rzeczywiście znacznie przytyła. W zieloną noc przy ognisku poprosiła Jim’a, by spędził z nią wieczór w jej domku.

Po powrocie do Bostonu wszyscy, czyli: Jim, Jil, Polly, Tomuś, Nigel, Izka, Wolly, Kooky, Abby i Hoogy się odnaleźli. Jim zdobywał mnóstwo medali w zawodach i zarabiał. Całe dnie spędzał na pływalni. Prawie się tam przeprowadził. W wenkendy spotykał się z przyjaciółmi. Gdy Jimmy skończył 18 lat wszedł na kolejny poziom. Otrzymywał propozycje, podpisania kontraktu. Jil raz weszła do niego w szatni.

- Czemu odrzuciłeś taką forsę?

- Ja nie jestem niewolnikiem, a z tobą fajnie się trenuje. Ja pływam, bo lubię, nie z przymusu. Nie robię tego dla forsy.

Jil zapieczętowała to zdaniem, dziękuję.

Przytuliła Jim’a, życząc mu powodzenia.

//////////////////////////////////////////

W 2020 roku P i reszta odeszli do cywila, względem K.N.D. Tamto życie przerodziło się w przeciętność. Każda para kupiła domy. Doszło do wspólnego ślubu, dziesięciorga przyjaciół. Nigel, Wolly, Hoogy, Tomuś i Jim nie mieli, co zrobić z energią i potrzebą kondycji fizycznej. Zaczęli codziennie grać w koszykówkę, aż: Pouline, Izka, Jil, Abby i Kooky zaszły w ciążę.

_________________________________

 

Pocałunek

1. Podniesienie dopaminy

2. Wzrost poziomu oksytocyny

3. Działanie adrenaliny i noradrenaliny

4. Wypełnienie mózgu, powietrzem

5. Rozszerzenie naczyń krwionośnych

6. Działanie narządów limbicznych, dzięki węchowi

7. Wzmocnienie zmysłów

8. Odkrycie silnych stron

9. Poszerzenie zakresu pragnień

10. Otwartość

11. Umiejętność budowania relacji

12. Odpowiedź, czy warto utrzymać kontakt z partnerem

13. Uzmysłowienie, czy warto nawiązać i przedłużyć relację z partnerem.

14. Dowartościowanie

15. Świetny pocałunek dostarcza estrogen- hormon seksu.

16. Zły pocałunek z niewłaściwą osobą odpycha od niej, dostarczając kortyzol- hormon stresu.

Seks

1. Łono kobiety jest bardziej wilgotne.

2. Wargi sromowe nabrzmiewają.

3. Ciała jamiste łechtaczki wypełniają się krwią,

4. Łechtaczka powiększa się, podnosi i jest bardzo wrażliwa.

5. Brodawki kobiety są twarde.

6. Ciała jamiste członka wypełniają się krwią. Członek jest twardy, większy i unosi się. (mężczyźni).

7. Orgazm stanowi rozładowanie energii seksualnej w ciele.

8. Mięśnie dna miednicy ulegają skurczeniu.

9. Rozszerzanie źrenic

10. Nadmierne bicie serca

11. Kurczenie się tętnic

12. Wzrost temperatury

13. Podwyższenie ciśnienia

14. Spłycanie i przyśpieszanie oddechu

15. Gwałtowne działanie neuronów

16. Wyrzucanie hormonów przez gruczoły

17. Mimowolne napinanie się mięśni

 

Wczytywanie misja, Klanu na drzewie, operacja-

W.I.Ę.Z.I.E.N.I.E.

Wyjście, ignorując egzekwowane normy i ewakuacja

Koniec transmisji

.......................................

Od dłuższej chwili na błękitnym niebie intensywnie świeciło słońce. Uliczni grajkowie, parkowi lodziarze, czy pobliskie kwiaciarki zaczynali pracę. Pierwszego dnia czerwca, 10 lat po opłynięciu świata przez rodziców, Chucky zaprosił kilku kumpli. Wszyscy przyszli. Na podwórku odbyło się przyjęcie. Nigel z przyjaciółmi zbudowali tipi w ogródku. Spotykali się tam: Chuck, Lara, Susie, Mike i Terry. Przez całe dnie uczyli się, rysowali i powtarzali zajęcia z przedszkola. Paczka pięciorga przyjaciół układała wysokie wieże z klocków. Dzieci bawiły się w indian i odkrywców. Uczyły się gotować. Wszystkiemu towarzyszyli rodzice. Nigel, Wally, Hoogy, Jim, Tommy, Iza, Kooky, Abby, Jill i Pouline chcieli zakopać za sobą przeszłość, jednak wspomnienia z Klanu na drzewie jawiły się w ich wychowaniu. Wszystkie wpływy podnosiły tętno, rozwijały potencjał. Wszystkie zabawy podnosiły dzieci na duchu i dodawały im sił. Cała piątka była szkolona do radzenia sobie z zagrożeniem.

Chucky przywitał wszystkich zgromadzonych wokół ogniska.

- Słuchajcie, chciałbym częściej spotykać się z wami w takim gronie.

Następnego dnia 250 dzieci przyszło pod płot domu, Chucka. On niedawno zaczął jeździć rowerem. Gdy chłopak podjechał pod swój ogród zapytał cześć, chcecie czegoś ode mnie.

- Chciałeś tu się spotkać, odparła Emily.

- Tak, jasne, jasne, pograjmy w piłkę! Zaraz przyniosę.

Rozegrali mecz, piłki ręcznej po podziale na drużyny. Potem wszyscy sąsiedzi przebrali się do pływania w basenie przy domu, Chucka. Potem odbyły się biegi osiedlowe.

Po tygodniu wszyscy na rowerach z doczepianymi kółkami przywieźli: deskorolki, rolki i kaski. Tego dnia zaczęli strzelać z łuku. Walczyli drewnianymi mieczami. Później zagrali w koszykówkę. Wieczorem zrobili imprezę. Wszyscy tańczyli w parach. Dla Chucka przypadła Emily. Po kilku piosenkach dziewczynka przytuliła partnera ze zmęczenia.

- Może usiądźmy, zaproponował Chucky. Emy oparła dłoń na plecach przyjaciela,

jasne. Ona pełna emocji pocałowała go. Zjedli coś i poszli do jednego z tipi. Emy rozebrała się. Chucky zapytał, czy chcesz, bym ci towarzyszył.

- Tak, czuję z tobą bezpieczeństwo, spełnienie i ciepło. Zorganizowałeś świetne zabawy. Kładź się!

Położyli się nago na boku naprzeciwko siebie i Emy lekko przyparła do Chucka. On chwycił jej pośladek. Wówczas całowali się. Emy ujęła dłonią, plecy Chucka i przesunęła ją do jego włosów. Przez godzinę łagodnie muskali łona. Później spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Podczas jednej z randek Chuck wyzwał trzech brodatych, rosłych mężczyzn na grę w rzutki za pieniądze. Oni zgodzili się z przymrużeniem oka. Chuck trafiał tylko w środek i tak wygrał.

- Ile ty masz lat?

- 5, to jest mój dowód. Kiedyś latałem za granicę z rodzicami.

- Skąd ty umiesz tak rzucać?

- Dużo strzelam z łuku.

Po tych słowach Emy pocałowała Chucka. On ją odprowadził i wrócił do domu.

Następnego dnia sąsiedzi spotkali się na boisku. Wszyscy stanęli w kole. Zaniepokojony Chuck chodził w tą i z powrotem, jak Nigel.

- Czegoś mi tu brakuje.

Emy wyszła przed szereg.

- Może nazwy naszych spotkań.

- No właśnie, co wy o tym myślicie?

Po naradzie odezwał się Mike może, Klan pod ziemią.

Emy zapytała, czy jesteśmy jednomyślni.

Wielu po kolei to potwierdziło.

Chucky zapytał, kto dobrze rysuje.

Wypchnięta została Renee.

- Ty zajmiesz się ilustrowaniem logo. Kto będzie głównym przywódcą?

Terry powiedziała, chyba ty.

Chucky odmówił. Ja jestem: szkoleniowcem, trenerem i organizatorem.

Lily powiedziała, ty wybierz.

- Wybieram Emily.

- Co, czemu?

- Bo dasz sobie radę, teraz wszystko zależy od ciebie.

Emy po zastanowieniu powiedziała, nadajmy sobie przezwiska.

Potem wszyscy wspólnie spisali swoje dane. Dobrano sobie kolory. Wszyscy wzięli odpowiedzialność za partnera przeciwnej płci. Dźwigi wstawiły 10 szamb do 10 dołów z 10 stron, Bostonu. Wywiercono kominy. Zrobiono instalacje elektryczne, kanalizacyjne i gazowe. Zasypano je i odkopano jedną ścianę, żeby wywiercić drzwi. Bunkry posprzątano. Wstawiono: meble, żywność i książki. Zrobiono oddzielne sypialnie, wspólne stołówki i pokoje dzienne. Wszystkie bunkry, jak organizacja stały się tajne. Każdy dostał funkcję. Emy nadała hierarchię. Opisano szkolenia, które przechodzili nowicjusze pod okiem Chucka.

Emily zaprosiła Chucka do swego domu po porannym joggingu. Po przemyciu się i przebraniu powiedziała słuchaj stary, coś tu jest nie tak. Moi rodzice często nagle wyjeżdżają. Co jakiś czas przychodzą do nas ci sami wujkowie. Inni nas obserwują. Poza tym żyjemy w luksusach, a sklep wędkarski moich rodziców nie przynosi takich dochodów.

- Co związku z tym?

- Myślę, że pracują dla rządu.

- Słuchaj, nie nadaliśmy ci funkcji, generalnego dowódcy, byś wszędzie wietrzyła spisek.

- Na domiar złego mój tata nikogo nie wpuszcza do swojego biura.

- Przesadzasz. Może spytajmy ich!

Emy i Chuck zeszli do salonu, gdzie rodzice, dziewczynki oglądali telewizor.

Emy wprost zaczęła rozmowę, mamo, tato, zastanawiam się, skąd te wasze częste wyjazdy.

- Mamy obowiązki służbowe.

- Przecież towary są wam dostarczane.

- Kochanie widzę, że coś budzi twoje wątpliwości.

- Czy wy pracujecie dla rządu?

- Skąd ten pomysł, dopytał tata, Emy.

Dziewczynka powiedziała o swoich badaniach tej sprawy.

Mama uznała, że nie warto już ukrywać prawdy.

- Tak, masz rację.

Emy dociekała, skąd pomysł, by zapisać mnie na boks i karate prawie od urodzenia.

- Ty jesteś przygotowywana, by zająć nasze miejsce, jakby coś poszło nie tak.

- Czy moje zdanie się nie liczy? Kim są ci goście obserwujący mnie dzień w dzień.

- Oni cię pilnują.

- Ja doskonale dam sobie radę sama.

Następnego dnia czarne limuzyny otoczyły przedszkole. Podejrzliwie z balkonów obserwowały je staruszki dziejące na drutach.

Do jednego samochodu na rządowych rejestracjach podszedł Chucky.

- Dzień dobry, czy mogę w czymś pomóc?

- Nie, czekam na córkę.

- Jak ma na imię? Może znam to zawołam.

- Emily Gun

- O, nie znam.

Chuck krzyczał, ojej, co pan robi. Nie znam pana. Proszę mnie zostawić.

Chuck wyprowadził Emy, tylnym wyjściem. Starsze panie zawiadomiły policję. Limuzyny odjechały.

Chucky odprowadził dziewczynę do drzwi, jej domu. Okazało się, że nikogo nie ma. Komórki rodziców też nie odpowiadały. Po wejściu do domu Emy doprowadzona do ostateczności weszła do pracowni, taty. Znalazła tam stronę internetową agencji wywiadowczej. Chuck znalazł telefon, człowieka w jednym miejscu w przeciwieństwie do innych numerów. Chuck zadzwonił pod ten numer.

- Słucham.

- Jestem chłopakiem, Emily Gun. Przeczuwamy, że jej rodzice mają kłopoty. Trzeba im pomóc.

Emily zwróciła uwagę, że każdy agent miał gps’a pod skórą prawego ramienia, więc ona też. Znalazła projekt, więzienia, gdzie się udali po wyjęciu czipu z ramienia w szpitalu po prześwietleniu. Weszli do budynku, więzienia, studzienką kanalizacyjną. Wspólnymi siłami wywiercili otwór w rurze i ścianie, co zasłonili. Ich mocną stroną był niski wzrost. Przeszli przez wiele sal o różnych kolorach. Mijało ich wielu pracowników, jednak Chuck i Emy przebierali się w zależności od koloru ścian. Po pewnym czasie dotarli pod drzwi, cel otwieranych kodem. Jeden pracownik wcisnął ten szyfr, czemu przyjrzała się Emy. Gdy pracownik wyszedł, Emy z Chucky’em przeszli przez te drzwi. Znów zmienili ubrania, aż dotarli do cel rodziców. Emy liczyła kolejność cel, by otworzyć, kodem przejście dla rodziców.

- Co ty tu robisz Emy, Chuck?

- Nie pora na to, włóżcie to!

Dotarli tą samą drogą do wodociągów i uciekli.

Chuck i Emy ukryli rodziców, M w bunkrze po usunięciu z nich chipów.

Mama, Emy zapytała, gdzie my jesteśmy.

Chuck odpowiedział, jak najmniej pytań.

- Dlaczego?

- Nas też ścigają.

- Niby czemu?

- Mamy listy: agentów, telefonów, stron i projektów.

- Po co się narażaliście?

- ... Bo państwa kochamy.

- Skąd wiedzieliście, gdzie szukać?

M chodziła w kółko.

- Nic nie wiedzieliśmy. Przetrząsnęliśmy biuro, taty.

- Jaki był tego powód?

M powiedziała, wasza nieobecność i przedszkole obstawione limuzynami z rządową rejestracją.

Chuck zabrał głos, nasi ludzie zajmą się państwa, wyglądem.

- Czemu wasi ludzie?

- Jak najmniej pytań, przypomniał Chuck.

Nastąpiła metamorfoza. Chuck zaprosił Emy do domu, jak gdyby nigdy nic.

Nigel zapytał, gdzie wy byliście.

Emy powiedziała, u mnie.

Iza powiedziała, przecież byłeś w innym ubraniu.

Emily wybrnęła, bawiliśmy się w przebieranki.

 

///////////////////////////////////////////////

 

Następnego dnia z samego rana wielu ludzi w Bostonie biegało. Około południa miał wygłosić przemówienie, ważny polityk. Do tej prezentacji doszło przy pełnym słońcu. Stawili się tam agenci, Klanu pod ziemią. Owy polityk był wrogiem islamu. Frank, Lucy, Chuck i Emy obstawili teren. Mieli ze sobą lustra. Pół godziny po rozpoczęciu, Reachel zauważyła przez lornetkę na 10.00 obcego człowieka z karabinem. Agentów z lustrami skierowała na 11.00, by nie skrzywdzić przestępcy, nawet podczas jego strzału. To go chwilowo oślepiło, więc chybił. Każdy to usłyszał. Ochroniarze ujęli Turka, gdy Reachel w gruncie rzeczy udaremniła atak. Wszyscy agenci się zmyli po akcji. Po tym zdarzeniu ochroniarze informacyjni zauważyli na monitoringach błysk, jednak zawiedli oni i ochrona na miejscu. Ten polityk wybudował jakiś czas temu w Bostonie, schronisko młodzieżowe. Tak się złożyło, że różni przyjaciele, Emily znali uczestników tamtejszych zajęć. Podejrzane było to, że niektórzy znikali. Niby dostawali stypendia, czy pracę za granicą. Informatycy wykryli przelewy dużych sum pieniędzy. Podejrzewano, że znikający nastolatkowie są sprzedawani: pedofilom, do niewoli, lub burdelów. Sprawdziła to Terry. Zaprzyjaźniła się z siedmioletnim synem, polityka. Dostała okulary- zerówki z małym aparatem, żeby zebrać dowody. Miała przy sobie stale włączony dyktafon. Była świadkiem nocnego wywozu grupy uczestników, więc zawiadomiła FBI, zhakowanym numerem telefonu. Jej misja się zakończyła, więc wróciła do bunkru. Nawiązała kontakt z M mówiąc, że misja wykonana. Do FBI przesłano wszystkie nagrania i zdjęcia. Wykryto też pranie pieniędzy.

 

///////////////////////////////////////////////////////////////////

Podczas wyjazdu na wczasy, Chucka z Larą, Susan, Terry, Mickey’em i ich rodzicami przed mostem, autobus z pasażerami wpadł w poślizg. Trwała nawałnica. Susie zauważyła drugą kałużę. Pomyślała, że kierowca autobusu nie da rady przejechać przez nią. Powiedziała do Nigela, proszę zatrzymać camper- muszę się załatwić.

Poinformowała Chucka szeptem, jest robota.

Wolly to usłyszał z pytaniem do Chucka, gdzie ty idziesz.

- Też chcę skorzystać z postoju.

Wówczas autobus przekoziołkował, wpadając do rzeki.

Susy rozebrała się do kostiumu kąpielowego. Wolaby powiedział do Nigela, zostań tu.

- Co jest?

- Autobus wpadł do wody.

- Jasne, szybko...

- Chodźcie dziewczyny!

Chucky z Susan wrócili.

Po 5 minutach przyszedł też zdziwiony nr. 4.

- Tam został tylko autobus.

Nigel zapytał, gdzie wy się tak zmoczyliście.

- Tato, zjedź do stacji paliw!

Wszyscy poszli coś wypić.

- Ja z 250 kumplami tworzymy organizację, ratunkową.

- Dlaczego? Czy nie jesteście za młodzi?

- Robimy to na wzór, Klanu na drzewie. Może słyszałeś?

Hoogie wpadł w niepohamowany śmiech.

Chuck zapytał, co jest wujkowi.

Abby wyjaśniła, my jesteśmy sektorem V.

- Co, Chuck nie dowierzał własnym uszom.

- Ja jestem Szefo- nr. 1, Hoogy to nr. 2, Kooky to nr 3, Wolly- 4, a Abby 5.

Kooky dodała, my zaczęliśmy w wieku, 10 lat. Co wy robicie?

- To jest tajne, dodała Emily.

Izka dopytała syna, czy ty jesteś dowódcą.

- Nie mogę powiedzieć, to jest tajne.

Przy kolejnym zjeździe na wzniesieniu, Nigel chciał zatankować. Reszta poszła coś zjeść.

Emy zobaczyła pijaną kobietę z synem na wózku inwalidzkim. Po chwili ta kobieta odeszła, a wózek nie zahamowany odjechał. Emy się zerwała, gdy to zobaczyła. Dogoniła wózek, chwyciła oparcie i usiadła, łapiąc głowę chłopaka. Natychmiast zbiegli jej towarzysze. Okazało się, że złamała miednicę.

Nigel powiedział, przynieście nosze.

M spędziła miesiąc w szpitalu, nieruchomo. Zrobiła to, bo kręgosłup musiał się zrosnąć.

Jej obowiązki przejął Chuck, jednak ją odwiedzał.

Lekarze dziwili się, zdyscyplinowaniu, Emily.

- Wiesz, mój syn jest tak ruchliwy, że nie wytrzymałby miesiąca w jednej pozycji. Jak ty to robisz?

- Znam przyczynę i skutek.

- Jak doszło do twojego wypadku?

- To nie był wypadek.

- To co?

- Zatrzymałam chłopaka na wózku, jadącego z pagórka w stronę drzew za kamieniami.

- Dlaczego to zrobiłaś?

- Ja lubię żyć. Pan nie lubi?

- Mogłaś stracić życie.

- Ten chłopak straciłby, gdyby nie ja.

- Nie rozumiem, czemu pięciolatka tak ryzykuje.

- Robię to, bo umiem.

- Skąd?

- Od chłopaka...

- Tego, co tu przychodzi?

- Jasne...

- On też nie jest wiele starszy od ciebie.

- Jest młodszy o 3 dni.

Chuck przyszedł.

Lekarz zapytał, czy jesteś gotowa na zdjęcie gipsu.

- Tak...

Po wyjściu ze szpitala Chuck zapytał, czy chcesz wrócić do obowiązków.

- Nie czuję się na siłach. Chodźmy na basen!

Zapewnili rodziców o tym, że wrócą wieczorem. M pływała 3 godziny. Miała masowaną miednicę. Chuck prowadził za lonżę konia ją wiozącego. Wielokrotnie Emily chodziła po jedno-kilometrowym trawniku przed domem, Chucka. Potem strzelała z łuku. Zakończyli dzień na grze w koszykówkę pod latarnią. Emilia poprosiła w bunkrze, by Chuck: spokojnie, lekko i powoli napierał jej pośladki, wziąwszy ją od tyłu. Po kolacji M poszła za rękę z partnerem do ich przedziału. Włączyła płytę, Led zeppelin. Zaczęli się całować. Wówczas Chuck miętosił jej umięśnione pośladki. Rozpięła jego rozporek. Chuck zsunął jej spódniczkę. M rozpięła guziki bluzki. Chuck zdjął koszulkę. Wzajemnie zdjęli sobie majtki. Emily stanęła przed oparciem krzesła. Rozstawiła nogi. Chuck oparł na niej głęboki ciężar, który cofnął. Był powolny. M uniosła do boku prawą nogę. Chuck chwycił jej udo. Zbliżał się i oddalał, aż się położyli. Przez pół roku ćwiczenia odbywały się kilka razy dziennie. Emily doszła do formy. Bardzo przytyła. Chodziła na basen z Jim’em tatą, Terry. M nabrała mięśni w: ramionach, brzuchu, plecach. Miała wypukłe, choć miękkie pośladki i szerokie nogi. Rytuał ćwiczeń wszedł jej w nawyk. To dodawało jej masy. Bardzo dobrze pływała, dzięki pomocy, Jill i przykładowi, Jim’a. Chuck również jej towarzyszył. M musiała też więcej jeść, ale bez przesady. W 2026 roku M przekazała Larze, kierownictwo, Klanu pod ziemią. Odeszła z organizacji i Chuck zrobił to samo. Podczas zakupów rodzice, Emily zostali śmiertelnie ugodzeni nożem. Gdy Emy się o tym dowiedziała, jej rodzice byli już pochowani. Nigel, Iza i Chuck zdecydowali o adopcji, M do 18 roku życia. Po kilku latach organizacja, Lary się rozleciała przez brak trenera z zapałem. Wszystkie bunkry były własnością, Emy i ona je sprzedała po wyższej cenie. Chuck i Emilia poszli do czwartej klasy, podstawówki.

 

///////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

Wczytywanie: misja, Klanu na drzewie operacja, Ś.M.I.E.R.Ć,

Ślicznotka musi ignorować egzekwowane reguły

.......................................................

Koniec transmisji

 

Em była okrągła i wysoka. Miała długie, brunatne włosy upięte w kok z wbitą różą. Jej biust nabierał kształtów. Była ubrana w szary, srebrzysty top, czarną spódniczkę mini z brązowo-przezroczystymi pończochami w szarych pantoflach. Chuck chwycił jej pośladek w drodze do szkoły. Wszyscy oglądali się za nimi. Gdy dla Emily swędział tyłek, podrapała pośladek, a miała szare stringi. Wszyscy się na nią gapili. Już zakładała stanik, by nie czuć bólu opadających piersi.

Do Emy w ławce dosiadł się Chuck. Po zapisaniu planu lekcji, wychowawczyni napisała zasady. Wszyscy się przedstawiali, aż padło na Emily.

- Jestem Emilia Gun. Mam 10 lat. Kiedyś złamałam miednicę, zatrzymując chłopaka na wózku zjeżdżającym z górki. Po zrośnięciu się kości, mój chłopak pomógł mi dojść do formy. Zaczęłam: pływać, chodzić, jeździć konno, strzelać z łuku, uprawiać szermierkę i grać w kosza, systematycznie. Dzięki temu mam taką masę. Byłam przywódcą organizacji ratunkowej. Po moim złamaniu, musiałam odejść. Rozpadła się pod wodzą mojej przyjaciółki.

- Co wy robiliście?

- To jest tajne.

- Kto tam należał?

- To jest tajne.

- Jak ta grupa się nazywała?

- To jest tajne.

Wychowawczyni dopytała, to jak mamy ci uwierzyć.

- Dlaczego ma mnie to interesować? My nie istnieliśmy dla nikogo przez rok. Potem się posypało.

- Jak zginęli twoi rodzice?

- To jest tajne.

- Co nie jest?

- Nic nie mogę powiedzieć.

- Dlaczego?

- Zalazłam za skórę kilku nieprzyjemnym ludziom, a teraz jestem wolna.

- Komu?

- To jest tajne.

Po szkole Emily pływała, podnosiła sztangi i wzięła prysznic. Zeszła na kolację w szlafroku przy włosach obwiązanych ręcznikiem. Następnego dnia, pierwszą lekcją w szkole był wf. Emily przyszła w wojskowych bojówkach i zielonej koszulce. Miała brązowe szelki, przecinające piersi. Nauczyciel chciał zobaczyć możliwości uczniów. Padło na Emily.

- Jakie sporty wykonujesz? Jakie lubisz? Które chcesz uprawiać?

Chuck wpadł w śmiech.

- Co się stało?

- Widzę, że ma pan dużo czasu.

- Od dawna strzelam z łuku. Gram w kosza. Pływam. Trochę jeżdżę konno.

- Skąd masz takie zainteresowania?

- Z konieczności...

- Kiedyś złamałam miednicę, zatrzymując gościa na wózku jadącego z górki na drzewa.

- Ja tam byłem 5 lat temu.

- No...

- Jak w ogóle go namierzyłaś? Czemu ryzykowałaś?

- Koleś zabiłby się, a ja mu pomogłam tego uniknąć.

- Skąd to umiałaś?

- Byłam przywódczynią, organizacji ratunkowej.

- Jakiej?

- Nie mogę powiedzieć.

- To zagrajmy w kosza!

Emily ograła nauczyciela.

- Czy masa nie utrudnia ci ruchów?

- Ja codziennie trenuję od 5 lat.

- Czemu?

- Nie chcę stracić formy.

- Twoja gra przypomina mi umiejętności, koszykarzy NBA.

- To jest zasługa Chucka.

- Może dołączysz do mojej damskiej drużyny.

- Nie, mam chłopaka, basen i ćwiczenia.

Po szkole, Emily zobaczyła samochód: starszej, niedowidzącej kobiety, rozmawiającej przez komórkę. Kobieta była lekko podpita. Jej samochód jechał na dwóch siedmiolatków, którzy po obejrzeniu się byli pewni bezpieczeństwa. Emy ucięła w pół słowa rozmowę z Chuck’im i wystrzeliła, jak z procy. Przebiegła 100 metrów w 2 sekundy, chwyciła chłopaków i przeskoczyła dwa pasy, jezdni. Pani przejechała przez przejście dla pieszych, pół sekundy później.

W pierwszej reakcji jeden pierwszoklasista zapytał, co ty robisz.

Drugi powiedział, jakaś wariatka mogła nas rozjechać.

Kobieta zatrzymała się.

Enily uspokoiła chłopców. Zjawił się Chuck.

- Chucky, pilnuj, żeby siedzieli!

Em podeszła do spanikowanej kobiety.

- O Jezu... Ja mogłam... Jak ty zdążyłaś?

Emily wyjęła kluczyki ze stacyjki i zadzwoniła po policję. Zabrano kobiecie prawo jazdy.

- Jak masz na imię, bohaterko?

- Emilia Gun- 10 lat i podała adres.

- Skąd ty umiesz tak reagować?

- Chcą mnie panowie pociągnąć do odpowiedzialności za przewodzenie nielegalnej organizacji ratunkowej?

- No nie...

- To, jak najmniej pytań!

- Było coś takiego?

- Uratowałam miliony ludzi. Ściga mnie wywiad za wyciek danych itd.

- Co?

- Odwieziecie nas, bo serce mi wariuje?

- Jasne... Czy chcesz stworzyć w policji taką grupę?

- Nie, ja jestem dzikim przywódcą bez oporów. Jak świadczę pomoc to rozwiązuję problem. Robiłam z przyjaciółmi rzeczy trudne i niebezpieczne.

- Przecież o to chodzi, skoro to umiesz.

- Nie mogę się z nich zwierzać.

- Dlaczego?

- Chcę jeszcze długo pożyć.

- Co ci grozi?

- Śmierć...

- To ci pomożemy, jak do nas dołączysz. Nawet my musimy odpowiadać przed zwierzchnikami.

- Bracie, czy ty myślisz, że to są żarty? Ja nie mogę was narażać. Byłam wyższa stopniem wystrzelonym w kosmos na zupełnie innych zasadach. Skąd to nawet? Mam liczbę najgroźniejszych w państwie wrogów, która nie mieści się w głowie.

Funkcjonariusze odwieźli Emily i Chucka pod dom. Emily całowała się z Chucky’em po wyjściu spod prysznica. On: głaskał, rotował i miętosił jej piersi. Ona popchnęła go na poduszkę. Usiadła klęcznie na jego przyrodzeniu. Wznosiła się i opadała z różnym poziomem, intensywności. Zwiększała i zmniejszała tempo. Oddała całą złość. Wyrzuciła wszystkie emocje przy wysokim temperamencie. Chwyciła dłonie, Chucka, by złapał jej pośladki. Przesuwała się do przodu i do tyłu. Pochylała się i odchylała tułów, aż skończyli. Pełna entuzjazmu Em padła na łóżko obok Chucka i zasnęła z lewą ręką nad głową. Chucky nigdy wcześniej nie był, aż tak odprężony. Przykrył Emy.

Po kilku tygodniach Emily dostała listowne zaproszenie z osobą towarzyszącą na bal na statku jako miliarderka. Wybrała się tam z Chuck’em.

Wieczorem Emy jaśniała w fioletowej sukni zdobionej wyszywanym bukietem: różowych, czerwonych, białych i pomarańczowych kwiatów na biuście. Jej włosy były upięte w kok. Założyła beżowe pantofle. Po balu ocean nawiedził gigantyczny sztorm. Wielkie fale wciągnęły kilku marynarzy. Emy zobaczyła ich przez bulaj. Po dobrym seksie wybiegła na pokład nago i skoczyła przez burtę na główkę. Reszta marynarzy rzucała koła ratunkowe i świeciła latarniami. Nagość zwiększyła tempo jej pływania. Wyłowiła dwóch z wody i krzyknęła, wciągać.

Emy wyciągnęła pozostałych. Dmuchała do ust żeglarzy pod wodą, by zaczęli oddychać sami. Po wyciągnięciu ich na pokład majaczyli, syrena, syrena, aż wciągnięto Emily i zakryto ją mundurem.

Rano statek dobił do brzegu. Emy szła z Chuck’em przez port, aż jeden szpieg próbował zatrzymać dziewczynę. Ona to wyczuła. Chwyciła jego dłoń i pociągnęła rękę do tyłu. On próbował swoją wagą pociągnąć ją do przodu. Uderzył twarzą w ziemię, a Emily zrobiła przewrót w przód. Wstała i przycisnęła go kolanem. Chuck go związał i podniósł.

- Kto cię nasłał?

- Pocałuj mnie w dupę!

Emily zrobiła 3 kroki.

- Yhm, co by z nim zrobić?

- Przecież masz znajomości w policji.

- To nic się nie dowiemy.

- Chcesz wiedzieć, kto chce cię zabić?

- Czy masz ten śpiwór, który ci kupiłam?

- No mam, a co ty...? He, nie, nie, nie, ty chyba zwariowałaś. Poza tym on będzie się bronił.

- Ile to?

Emy wstrzyknęła agentowi, środek usypiający. Zawlekli go do lasu, włożyli do śpiwora. Podnieśli go liną, a Chuck rozpalił pod nim ognisko. Agent się obudził.

- Co wy robicie? Zgaście to! Pomocy!

Emy zakryła ognisko, patelnią.

- Nazwiska!

- Oni mnie zabiją.

Chuck dopytał, a my nie.

- Odpowiedz, a przeżyjesz!

- Można go przekazać policji.

- Co ty, tyle po sądach się włóczyć? Strata czasu...

Szpieg wszystko zdradził i przejęła go policja.

Następnego ranka, Emy po grze w kosza wobec Chucka, cała spocona usiadła na ławce, by się napić.

- Słuchaj stary, ja czuję jakieś blokady.

- Ty żartujesz? Jesteś bardziej elastyczna ode mnie.

- Mówię o psychice. Funkcjonujemy w ciągłej rutynie. Brakuje mi różnorodności, a ja potrzebuję bodźców.

- Chyba wolna jest szopa.

- Tu też, jesteś świetnym partnerem, ale dajemy sobie czadu w tych samych miejscach.

- Co chcesz zmienić?

- Przecież mamy kasę. Możemy jechać na obóz.

- Czy jakiś cię interesuje?

- Znalazłam w internecie obóz indiański.

- No dobrze...

Nigel z Izką podwieźli dzieciaki. Podszedł do nich organizator.

- Dzień dobry, jestem Jack.

- Ja jestem Chuck, to jest Emily. Tu są moi rodzice.

Iza wysunęła rękę, jestem Izka.

- Pan mi kogoś przypomina.

- Ty jesteś dziewczyną nr. 1, tak?

- Ojej, „Szalony Jack”, cześć...

- Już jestem żoną, Nigela.

Chuck i Emy dostali oddzielne tipi z lokatorami. Po odjeździe Nigela i Izy, nowoprzybyli rywalizowali w strzelaniu z łuku do tarcz. Dwoje strzelało w środek z każdej odległości, jeśli byli przed tarczą. Wielu uczestników, łącznie z Jack’em patrzyło z niedowierzaniem.

- Skąd umiecie strzelać?

- Ja od taty...

- Ja od Chucka...

Potem jeździli konno. Naostrzyli nowe strzały. Wykonali strachy na wróble. Chuck wyciął drzewo, z którego ustawił ognisko. Wieczorem do osady wszedł niedźwiedź.

Emy powiedziała o tym, Jack’owi. Dodała, by wziął łuk.

- Słuchaj, to już nie jest zabawa!

- No tak, lepiej zostań w wigwamie!

Chuck trzymał drapieżnika na muszce. Gdy doszła Em, oddali strzały. Potem pojawił się Jack. Jego strzała utknęła w brzuchu, misia. Chuck sprawdził mu puls i serce. Było po zawodach.

Jack powiedział, świetna robota.

Wszyscy zjedli niedźwiedzia z rożna.

Rano po wyjściu z tipi, Emily zobaczyła dym. Spontanicznie wybiegła. Zobaczyła pożar, domu. Wezwała: Chucka, Jacka i straż pożarną. Cały parter zajął się ogniem. Przy domu była drabina, więc Emy weszła po niej na pierwsze piętro z kamieniem. Wybiła szybę i przeszukała dom. Trafiła na niemowlę w kołysce. Wyniosła dziecko, jedną ręką. Drugą trzymała drabinki. Wróciła. Obudziła rodziców.

- Wstawać! Jest pożar na parterze. Wyniosłam dziecko. Trzy drzwi, dalej po lewej jest drabina.

- Ojej, moja mama śpi na dole.

- Zajmę się. Wyjdź, nie przeszkadzaj! Ty wyważ drzwi!

- Jasne... Ile masz lat?

- 11 rób, co mówię!

- Proszę pani, Em oblała kobietę wodą.

- Kim ty jesteś?

- M, jest pożar. Proszę wstać.

Mężczyzna wyważył drzwi. Po wyjściu Emily ze starszą panią po minięciu płonących mebli, dziewczyna dodała jej powietrza. Emy zemdlała przez zaczadzenie. Zabrała ją karetka. Do szpitala dojechał Chuck z Jack’em. Zawiadomili Nigela. Oczyszczono płuca, Em z toksyn.

Wszedł do niej Nigel.

- Co ty robisz, dziewczyno?

- Uratowałam rodzinę. Nie wzbudzisz we mnie poczucia winy.

- Wiesz, że takie akcje należą do strażaków.

- Nie zdążyli.

- Skąd ty wiesz, co by było?

- Co ty, wczoraj się urodziłeś?

Izka zapytała, dlaczego to zrobiłaś.

Emily odparła, bo umiem.

Nigel dodał, serce mi podskoczyło do gardła.

- Twoim zadaniem jest przeżyć podczas misji, nie uratować każdego.

- Dlatego się tym zajmuję.

Weszła uratowana rodzina.

- Dziękujemy.

- Nie ma sprawy.

Po wyjściu ze szpitala, Emy z Chuck’em i trzystoma przyjaciółmi poszła na plażę. Zajęli cały teren. Em wypłynęła bardzo daleko, jednak ratownik dostrzegł ją przez lornetkę. Zbiegł z wieży. Podszedł do niego, Mike.

- Gdzie ty biegniesz?

- Tam jest dziewczyna.

- To jest Emily, ona sobie poradzi, a ty, wpław możesz dostać zadyszki.

- Ile ona ma lat?

- 11...

- Ja mam 19.

- Rób, co musisz, uważaj na siebie!

Ratownika zmyliła gałąź, którą dogonił, 3 km od brzegu. Emily przepłynęła wówczas 10 km. Nie chciała jeszcze wracać, jednak Mike zadzwonił do jej zegarka z informacją, że jeden ratownik jej szuka.

- Gdzie on jest?

Michael wskazał jej kierunek. Emy dopłynęła tam. Okazało się, że ratownik wpadł w wir i zaplątał się w wodorosty. Emilia utrzymywała się na wodzie. On był pod wodą. Obok był wir. Najpierw Emy pod wodą zrobiła ratownikowi sztuczne oddychanie. Miała tyle siły i szybkości, by nie wpaść w wir. On odzyskał przytomność. Emy zanurkowała i odcięła wodorosty. Chwyciła chłopaka pod powierzchnią oceanu i machała nogami bez opamiętania, aż wypłynęli. Ratownik próbował płynąć, ale był wykończony.

- Słuchaj, nie machaj nogami! Ja dopłynę do brzegu.

- Skąd ty masz tyle siły?

- Nie pływam od wczoraj.

- aaa...

- Weź się zamknij!

Gdy Emy wyniosła nieprzytomnego ratownika, otoczyli ich pozostali.

- He, a to on płynął po ciebie.

- Czy wam, kurwa nie mówiono, że dam sobie radę?

- Jesteś młoda.

- Gdybyś ty pływała tyle, co ja, to byś zeszła na serce.

- Gdzie ty pływasz?

- Na akcjach...

- O czym ty mówisz?

Brian powiedział, każda z osób na tej plaży tworzyła organizację ratunkową pod wodzą, M.

- Czemu już nie działa.

Robert wyjaśnił, że mają przechlapane ze strony, Wywiadu.

- Co?

Chuck zakończył, za dużo pytań.

Po ocknięciu ratownik podziękował.

- No stary, nie wypływaj za boje!

Reszta ratowników nie pohamowała śmiechu.

- Ale ci przygadała.

Po powrocie do domu, Chuck zrobił masaż dla dziewczyny. Ona była w niebo wzięta.

Emily zasnęła. Chucky ją przykrył. Tej nocy dostała miesiączki, jednak poradziła z tym sobie bez robienia rabanu. Zatamowała krwawienie i zabandażowała. Wzięła kąpiel przed świtem i poszła do sklepu, kupić podpaski. Gdy wróciła, Chuck już był na nogach.

- Co to za krew na pościeli?

- Uczyniłeś mnie kobietą.

- Przecież to nie trwa od wczoraj, ale rozumiem.

Zaraz potem oboje poszli do szkoły. Dzień zaczęli dwiema lekcjami, informatyki. Nauczycielka przybliżała program, Paint. Emily z nudów napisała zarabiającą stronę internetową, gdzie umieściła komiks o wszystkich przygodach opisanych powyżej. Zdjęcia agentów pobrała z maila. Podeszła do niej nauczycielka z pytaniem, co piszesz.

- Notuję kod strony, którą zrobiłam z użyciem Painta.

- Ojej, skąd to umiesz? Tu nawet kupiłaś hostingi na cały świat.

- Się zwróci. Prowadziłam organizację ratunkową.

- Kto ją zorganizował?

- Chucky Uno...

- Dostajesz 6. Może chcesz dołączyć do mojego koła informatycznego.

- Nie, jeszcze nie doszłam do siebie po pożarze i wyciągnięciu na brzeg, ratownika wodnego. Poza tym trenuję i mam chłopaka.

- Czemu trenujesz?

- Kiedyś złamałam miednicę, zatrzymując wózek z gościem jadącym bezwładnie z górki.

- Co ty mówisz? Przecież jesteś najsprawniejszą uczennicą.

- Z czegoś to wynika.

- Co to spowodowało?

- Chuck mi nie odpuścił. Ja to kontynuuję.

- Czy robisz ćwiczenia odchudzające?

- Co? Moje wielkie mięśnie, pełny biust, wzrost i duże pośladki wynikają z ciągłego wysiłku. Ja lubię być widoczna. Mniej więcej taki miałam dress code, skoro jeszcze nie miałam kształtów.

- Czy ten komiks przedstawia wasze zadania?

- Odmawiam odpowiedzi.

- Dlaczego?

- To jest puszka, Pandory.

- Już widzę. To są prawdziwe dane?

- Za dużo pytań...

- Dlaczego narysowałaś karykatury prawdziwych osób?

- Jestem za mało kreatywna, żeby kłamać. Poza tym, to mnie dusi od środka.

- Co będzie, jak panowie w czarnych garniturach zapukają do ciebie?

- Ja zhakowałam moje dane.

- Dlaczego nosisz: kok, sukienkę z wycięciem, pończochy, pantofle, albo wojskowe spodnie, brązową bluzkę zazwyczaj uwydatniającą sutki?

- Nie zawsze mam czas, by włożyć biustonosz.

- Wiesz, że mieszasz w głowie, chłopakom.

- Ja obstaję przy jednym. Jak ktoś nie chce skończyć w szpitalu, nie posuwa się za daleko.

- Przekażę namiary na twój komiks znajomym, którzy je czytają.

- Dziękuję, tylko nasza rozmowa jest tajna.

- Oczywiście...

Tydzień później na koncie bankowym, Emily pojawiło się milion $. Po ujawnieniu tego przez informatyczkę, Emily beznamiętnie odpowiedziała, że dobrze.

- Przecież ty jesteś bogata.

- Byłam bez tego.

- Ile miałaś pieniędzy?

- Ile pani ma pieniędzy?

- Jak się tego dorobiłaś?

- Jestem dobrym człowiekiem.

- Czy za to ci płacono?

- Pomoc, mojej organizacji była non profit. Bez myślenia o kasie, reakcje na podłość były dokładne. Jak wszystko się zawaliło, zwinęłam cyrk.

- Nie wierzę, że udaremniliście atak terrorystyczny, czy wdarliście się do tajnego więzienia rządowego. Niemożliwe jest ujęcie, handlarza ludźmi przez pięciolatków.

- Dlaczego ma mnie to interesować? Mojej organizacji, trzystu agentów nie było i nie ma w opinii publicznej.

- Co ty wymyślasz? Skąd znasz te dane?

- Czy to przypadek?

- Kto nauczył cię programowania stron?

- Wie pani, nie lubię się powtarzać.

Chuck, Emy i przyjaciele ukończyli podstawówkę w 2035 roku. Przebyli ten czas w miarę bezpiecznie, aż przed wakacjami do rządu dotarła wiadomość o miliard-dolarowych przychodach z komiksu, Emily sprzed lat. Autorka we współpracy z Renee drukowały ten komiks dodatkowo. Do ich komiksiarni wszedł mężczyzna, oficjalnie ubrany z logo Wywiadu na teczce. Broń wisiała na nim, jak biżuteria. Emily rozpoznała go na pierwszy rzut oka. Pochyliła głowę nad uchem, Renee.

- Idź do domu! Ja zajmę się panem.

Entuzjastyczna, jak zwykle, Emy na pełnym luzie podeszła do szpiega.

- W czym mogę służyć?

- Ja bardzo lubię komiksy. Zastanawia mnie, kto jest ich autorem.

- Ja je wykonałam.

Agent rozejrzał się na kamery wokół. Renee zaniepokoiła się wczesnym odciążeniem jej od pracy i poprosiła Hoogy’ego, by to sprawdził.

- Czy wybrał już pan?

- Tak, ile płacę?

- Kupuje pan, czy wypożycza?

- Kupuję.

- Proszę 15 $. Życzę fantastycznego dnia.

Po wejściu, Hoogy na boku szeptał do Emy, co jest.

- O czym ty mówisz?

- Renee mnie wezwała.

- Jak widzisz wujek, nie ma natłoku.

- Czemu dałaś jej wolne?

- Ja ją kocham. Przenoszę komiksiarnię do sieci.

- Zupełnie cię nie rozumiem.

- Nie musisz.

Emy poinformowała Renee o tej decyzji i rozkręciły sklep internetowy. Emily powiesiła na drzwiach kartkę z tą informacją. Pisały wiele faktur. Firma była zarejestrowana na filipinach. Numer IP, komputerów był przekierowany do Bouchaoui w Algierii pod adresem z Tokio. Dziewczyny wysyłały wiele maili podczas każdej transakcji. Nie było problemu z dostawami z drugiej strony świata. Mimo przybytku piętnastolatki żyły zwyczajnie.

Następnego dnia po treningach Emy, podeszła do niej Izka.

- Cześć, od kiedy ty nosisz podpaski?

Zziajana dziewczyna dopytała, nie masz ciekawszych tematów.

- Myślałam, że pogadamy w damskim gronie.

- Kochana, noszę podpaski od 4 lat.

- Co to spowodowało.

- Mam kompetencje, się dzielę i się odprężam.

- Od kiedy?

- Pamiętasz dzień dziecka w 25?

- Tak...

- Wtedy bawiliśmy się w indian jako partnerzy w organizacji po imprezie.

- Kto wykazał inicjatywę?

- Chucky był uroczo zaskoczony.

- Co na to wpłynęło?

- Chuck podniósł mi tętno, a rodzice szkolili mnie od urodzenia. Byłam bezbronna wobec przymusu na dole.

- Czy jeszcze...

- O nie, o tym nie pogadamy.

- Dobrze, chcesz coś zjeść?

- Jeszcze się podciągnę na trzepaku 20 razy.

Po 10 minutach Emy wróciła do domu. Wzięła prysznic i zjadła śniadanie. Przysiadł się do niej Nigel.

- Czy wybrałaś już szkołę, do której złożysz papiery?

- Nie chcę dalej chodzić do szkoły.

- Czemu?

- Narażam zbyt wielu ludzi.

- Co, czym?

- To niestety jest tajne.

- Wiesz, że tu nic ci nie grozi.

- Nie wiem tego od 10 lat.

- Co ty, podejrzewasz nas?

- Nie o to chodzi.

- To o co?

- Ja nie panikuję, jednak nie czuję się bezpieczna.

- Dlaczego?

- O tym nie pogadamy. Na tej stronie znajdziesz komiks.

Po 3 godzinach Nigel znów spotkał Emy.

- Dziwi mnie twój spokój i pełen entuzjazm.

- To wyróżnia przywódców. Coś o tym wiesz.

- Ja byłem niższy stopniem.

- Wiesz, chcę kupić ziemię pod dom. Czy podpiszesz mi zgodę?

- Gdzie?

- Obok parku...

- Dobrze...

Emy z Chucky’m rozpoczęli budowę. Trwała ona 2 lata. Na podwórku wylano boisko streetballowe. Postawiono trzepak. Wywieszono tarczę łuczniczą. Wstawiono ring bokserski. Ustawiono instrumenty. Był trawnik i ogród obok sadu. Emy zrobiła kurnik i Postawiła 10 uli. Hodowała 5 krów i 2 byki. Miała konia. Po uprawie wzięła dynię. Zrobiła w niej otwór. Wybrała wnętrze i zalała wodą z cukrem. Po miesiącu Chuck zapytał Emy, co tak śmierdzi.

- Robię bimber.

- Po co?

- Na rany, znalazłam pamiętnik mojej pra, pra, pra babci. Dynia poprawi mi wygląd, a nasiona dyni uczynią cię zawsze gotowym.

- Na co?

- Na mnie...

Był pochmurny dzień. Zbierało się na deszcz. Od kilku tygodni pewien chłopak podrywał Larę. Ona nie reagowała, choć on się zaangażował. Ten chłopak wszedł na lekcję z pistoletem. Wyjął go i wycelował w klasę, aż skierował na nauczycielkę.

- Siadać i mordy w kubeł!

- Lara zaalarmowała pager, Chucka. On znalazł lokalizację. Lara włączyła monitoring w ołówku. Chucky napisał jej wiadomość, by nie wzywała policji i go zagadywała. Lara była bliska paniki, ale wstała.

- Kriss, wiesz, że to zabija, a po strzale z twojej ręki, nawet najlepsza kochanka cię nie zadowoli. Weź to opuść!

- Chcesz być ze mną?

- Nie...

Chuck odezwał się w radiowęźle cześć, tu Chucky, o co ci chodzi.

- Najpiękniejsza dziewczyna świata właśnie dała mi kosza.

Chuck podszedł pod drzwi, klasy z mikrofonem.

- Czy my mówimy o Larze?

- Tak, a co?

- Każdy ma swój gust, ale ja mam inne wspomnienia.

- Jakie?

- Trzymajmy się twojej wersji, bo jeszcze mnie zabije!

Podczas tej rozmowy Lara zaszła Krissa od tyłu i podniosła jego ręce. On strzelił, ale w róg sufitu. Chciał opuścić broń, ale Lara była silniejsza. Przestawiła mu barki i wyjęła mu pistolet z rąk. Jego ramiona zaskrzypiały. Potem dziewczyna je nastawiła. Wszedł Chuck.

- Czemu odradziłeś mi wzywanie policji?

- Antyterroryści nie zadają pytań. My sobie słodko pogadaliśmy. Chodź kolego!

- Ty jesteś ogrem, czy kulturystą?

- To wioska mnie tak zmieniła. Muszę być w formie dla dziewczyny.

Poszli na komisariat policji. Chucky wniósł oskarżenie i poszedł. Kriss trafił do ośrodka dla nieletnich po przesłuchaniu.

- Ty go sam obezwładniłeś?

- Nie, dziewczyna, którą bezskutecznie podrywał.

- Czyli ta Lara?

- Tak...

- Ty naprawdę masz 15 lat?

- Tak...

- Skąd masz taką muskulaturę?

- Należałem do organizacji ratunkowej.

- Jakiej?

- Nie powiem.

- Czy Lara też należała?

- Nie powiem.

- Kiedy to funkcjonowało?

- Nie powiem.

- Dlaczego?

- Chcę pożyć.

 

Tuż po świcie wiał lekki wiaterek. Przed parkiem ustawiały się wozy z lodami. Poranni biegacze zaczęli przemierzać trasy. Handlarze ustawiali stragany. Emily doiła krowy. Chucky wyprowadził konie ze stajni. Potem rozrzucał ziarna, kurom. Podlewał skalniaki i sady. Wrzucał siano do zagród, koni. Nosił beczki z wodą. Dał cielakom, butelki z mlekiem. Nakarmił świnie. Zrobił 30 pompek na jednej i drugiej ręce. Przyniósł do domu wiadra, wody ze studni. Przelał je do beczek. Em wykąpała się w jednej z nich. Podczas wybiegu kur, Emy zebrała jajka do jajecznicy. Chuck umył się i przyniósł 5 dyń do domu. Po śniadaniu jeździł traktorem, by pokryć truskawki, gnojem. Emily segregowała owoce i warzywa na handel i do domu. Chuck przelał mleko od krów do butelek. Następnie poszedł z Emily na ryby. Po trzech godzinach wrócili do domu, gdzie dziewczyna skosiła trawę. Zagrali w koszykówkę i Chuck odebrał telefon od prezydenta.

- Cześć Chuck, tu Robby, czy możesz pomóc wyszkolić moich żołnierzy?

- Przecież jest demilitaryzacja świata.

- Wolę trzymać rękę na pulsie.

- Czemu akurat ja? Ja niczego na nikim nie wymuszam i nie dam się zniewolić nie swoimi konsekwencjami. Ja mam spokojne życie na wsi i siedzę na bujanym krześle. Ty myślisz, że zagraża ci garstka niskowymiarowych ludzi? Oni sami się wytłuką, nie dochodząc do porozumienia. Emily przyniosła: zioła, marchew, paprykę, cebulę i pomidory. To jest moje życie. Nie pomogę ci.

Po obiedzie Em założyła dla Chuck’a ręce od tyłu, opierając biust na jego karku.

- Czekam na ciebie w sypialni, przystojniaku.

Odeszła uśmiechnięta. Chuck dokończył jedzenie. Em zapaliła świece. Włączyła muzykę, mariachi. Zmieniła pościel. Gdy Chuck wszedł dziewczyna zaczęła rozpinać guziki bluzki, która po chwili opadła. Rozpięła stanik. Zdjęła powoli buty i spódnicę. Wspięła się na rurę i odchyliła się, by podnieść tułów. Gdy stanęła na podłodze, Chuck głaskał jej plecy i całował łopatki. Ona chwytała jego głowę i pośladki. Chuck zdjął ubranie i całował jej szyję i skórę pod włosami. Wszedł powoli i cofał. Emy chwyciła rurę jedną ręką, a drugą opuściła. Chucky nadał szaleńcze tempo, aż dziewczyna się odwróciła. Zaszeptała, czy jesteś gotowy.

- Do dzieła!

Oboje byli szaleńczo zachwyceni każdą chwilą. Wówczas zniknęli. Ich energie się połączyły.

Koniec transmisji

Zaraz po seksie Chuck rąbał drzewo, a potem zebrał miód z uli. Em pływała w basenie i zrobiła test ciążowy. Okazał się pozytywny. Emily umówiła się z ginekologiem na badania.

- Kiedy pani zaszła w ciążę?

- Wczoraj...

- Jak pani ma na imię?

- Emilia Gun...

- Ile pani ma lat?

- 15...

- Czy nie przyszła z tobą mama?

- Moja mama nie żyje.

O przepraszam. To kto z tobą przyszedł?

- Mój facet...

- To zaproś go tu!

- Chucky, chodź!

On też podał swoje dane.

- Dlaczego jesteście tak umięśnieni?

- Przez życie na wiosce...

- W jakiej szkole się uczycie?

- Nie chodzimy do szkoły.

- Dlaczego?

- Ściga nas wywiad rządowy, ujawnił Chuck.

- Naprawdę?

Em dodała, od 10 lat.

- Jak do tego doszło?

Chuck powiedział, znamy zbyt wielu: ludzi, miejsca i hierarchie.

- Dlaczego od tak młodego wieku?

Em powiedziała, że ludzie potrzebowali pomocy.

- Jakiej?

- Takiej, o której panu nie powiemy.

- Wasze dziecko jest ogromne, jak na zarodek. Serduszko bije, jak u sportowca.

- Czy chce pan poznać nasze przygody z zespołu ratunkowego, zapytała Emy.

- Jasne...

- Proszę ten komiks.

- Ile płacę?

- Ojej, 15$...

- Kiedy będzie kolejna wizyta?

- Może za tydzień o tej samej porze.

- Czy radzicie sobie finansowo?

- Tak...

- Kto z was zarabia?

- Odłożyliśmy kilkaset miliardów.

- Skąd?

- Za czynienie dobra...

- Jak to wyglądało?

- Wszystko jest w komiksie.

- Jasne, przeczytam.

Na kolejnej wizycie lekarz zaakcentował, wasze przygody były niewiarygodne. Czy to jest prawda? Sprawdziłem dane polityków i daty wydarzeń i wszystko się zgadza. Skąd w was tyle energii?

Emy wyjaśniła, z miłości.

- No, tego nie da się przebić.

Emy przychodziła na wizyty z tygodnia na tydzień. Chuck z jej pomocą urządził pokój, córeczki i warunki, całego gospodarstwa. Zrobił uprawnienia hipoterapeutyczne i zapraszał ludzi na zajęcia. Otworzył też szkołę, zen. Pomagał uczniom odnaleźć siebie, dzięki medytacjom, nie-umysłu. Pomagał uwolnić: miłość, bezwarunkowość i twórczość. Razem wyeliminowali: ego, prestiż, chciwość pieniędzy, władczość i politykę. Znaczenie straciła sława. Chuck uzmysłowił uczniom odrębne odpowiedzi i prawdę. Przyzwyczaił zespoły do zagrożeń. Pomagał ludziom uwolnić się odpowiedzialnością, zamiast zniewoleniem od praw i obowiązków. Uruchomił w uczniach bezpośredni wgląd bez pytań. Zaczęto przykładać uwagę do otoczenia, zapominając o sobie. Wyrażano uciążliwe uczucia, by nie zatruwać nimi, świadomości. Trenowano poruszanie się bez myślenia. Przykładano wagę do teraźniejszości w reakcji na daną chwilę. Uzmysłowiono sobie, działanie na 100%. Wszyscy rozluźniali: ciało, umysł i serce, by dotrzeć do rdzenia, świadomości. Poznawano rozrywkowy tryb życia, by go porzucić i zaprowadzić w życiu porządek. Każdy sobie pomagał, ale nikt nikomu nie służył. Gdy ktoś potrzebował wsparcia, otrzymywał je bez niczego w zamian. Ludzie stali się jednością. Nie używano słów wojna, czy walka. Nikt nie utożsamiał się. Nie porównywano się. Straciły znaczenie iluzje, do których nie przykładano ręki. Te treningi wyssały z uczniów tęsknotę za pragnieniami. Totalnie wchodzono w intencje.

Gdy urodziła się córeczka, wszyscy ją powitali na gospodarstwie. Jeden chłopak wyrzeźbił chodzik, inny wanienkę. Lily pomalowała pokój dziewczynki. Brenda uszyła ubranka dla niej. Chuck i Emily nazwali córkę, Rebeca. Simon wyrzeźbił jej instrumenty, lalki i klocki. Ann napisała bajki, Rebece. Rich opowiadał spontanicznie improwizacje. Simon wyrzeźbił kołyskę. Wszyscy wybudowali domki, dwu- trzy- osobowe na podwórku, Chuck’a i Em. Czasami tam nocowano, gdy nawiązywano nieodpartą relację, albo po prostu. Dużo biegano, czytano, uprawiano szermierkę i zapasy. Dorothy przez większość wakacji pływała na basenie. Jedni śpiewali, inni grali na instrumentach. Odbywały się imprezy, choć nie tylko wtedy tańczono. Ludzie masowali się na wzajem. Pielęgnowali ogród. Ranczo ożyło. Dni kończyły się wokół ogniska. Pod trawnikiem, rancza przyjaciele zbudowali 3 piętra, bunkru o powierzchni 1 hektara. Wspólnymi siłami wyremontowano to miejsce z dojściem do kanalizacji, prądem i systemem, ogrzewania. Było tam 100 pomieszczeń: kuchnia, jadalnia, spiżarnia, kotłownia, sala komputerowa, pływalnia, siłownia, sauna, biblioteka, sala do przyjęć, garderoba, pokój do zabaw, sala z ringiem. Na niższym piętrze były sypialnie. Niżej był magazyn, towarów do sprzedaży przez internet. Na 10 drzewach zbudowano domki. Po uporządkowaniu wszystkiego Chuck wynajmował mieszkania. 2.5 hektara nieruchomości zajmowało nowe osiedle. Tamtejsi ludzie byli samowystarczalni. Chucky opłacał podatki i wszystkie należności z najmu i handlu internetowego. Wyżywienie wszystkich zaspokajały: jajka, owoce, zioła, przyprawy i warzywa. Wykopano wiele studni. Zbudowano place zabaw. Sadzono i zbierano też grzyby. Ssaki i produkty z nich kupowały sklepy. Wpuszczano tam turystów. Chuck zorganizował szkoły, zen.

Nastąpiły takie: wybuchy wulkanów, tsunami, tornada, wzrost poziomu oceanu i nawałnice, że mieszkańcy osiedla ewakuowali się statkiem.

Obie Ameryki, Australia, Azja i Afryka zatonęły. Statek dopłynął do północno-wschodniej Polski. Tam było najmniej podtopień. Większość tamtejszych domów była pusta, a zwłoki, ludzi leżały na ulicach. W 2040 roku Chuck natknął się na jedną żywą osobę w okolicy. Wówczas palił zwłoki.

- Cześć, jestem Chuck Uno. Jak ty masz na imię?

- Jestem „Żółwik”.

- Widzę, że nie masz zbyt wiele towarzystwa, może więc dołączysz do mojej organizacji?

- Jasne, jak Rebeca zniosła podróż?

- Skąd znasz moją córkę?

- Na świecie zostało kilkoro ludzi Zen.

- A, rozumiem. Gdzie dotychczas mieszkałeś?

- Niedaleko...

- Chcesz coś zabrać?

- Tak...

- To prowadź! Nikogo tu nie ma, poza tobą?

- Nie ma.

Po dotarciu do bazy, każdy otaczał, „Żółwika” z uśmiechem. Każdy chciał go poznać, a panny piszczały z tęsknoty za kimś żywym. Chuck przeciął drogę, „Żółwikowi”.

- On zostanie z nami. Chcesz dziewczynę?

- Jak można posiadać osobę? Przecież relacja nie zależy ode mnie. Ja szczególnie zachwycam się grubszymi kobietami z: szerokimi nogami, biodrami i barkami przy umięśnionych ramionach i tyłku o gładkiej skórze z pełnym biustem.

Każda kobieta czuła szczególną energię, która stawiała je na piedestale. Mężczyźni też doświadczyli wielkiej mocy.

- Póki co, nie wiem, gdzie mam mieszkać.

Sara odparła, u mnie jest trochę miejsca.

- Mogę zamieszkać z tobą?

- Jasne, potrzebuję męskiej ręki.

Zaczęli łączyć 6 płyt i spajać je, cementem. Wywiercili dziury: drzwi, okien, rur kanalizacyjnych i umieścili w ścianie magnezy, by wytwarzać prąd. Zbudowali ogromny lejek nad murem ochronnym studni, by rozłożyć nad nim: wełnę, węgiel drzewny, piasek, kamienie i żwir. Mieli czystą wodę. „Żółwik” przyniósł parę: ubrań, książek, instrumentów i ciężarków. Potem wykopali kanał ze zbiornika wody. Połączyli go rurą ze studnią. Przywiązali do rolki wiadro, przybijając do niej linę. Zaczęły tam przypływać ryby, kanałem. Znaleźli liście, pokrzywy, mięty i rozłupali kokosy. Pod koniec dnia Sara ze zmęczenia przytuliła „Żółwika”. On ją odprowadził. Następnego dnia zbudowali: beczki, łuki, strzały, łóżko, stół i krzesła. Znaleźli krzemień, by go roztopić i zamrozić w blaszanej foremce, płyt do okien, które obramowali drewnem. „Żółwik” znalazł ul, grzyby, zioła i maliny. Zrobili barwniki i pomalowali płot wokół ich domu. Sara usiadła przy współlokatorze.

- Czy masz ochotę na seks?

- Czy czujesz: zachwyt, niezależność i aprobatę, chcesz mnie zdominować, czy zaspokoić głód. Póki co nie dodajesz mi czadu. Seks jest medytacyjny, więc zjednoczmy się najpierw duchowo!

- Jak to zrobimy?

- Trzeba rozluźnić: ciało, umysł i serce, by wejść do rdzenia świadomości. Tam się naładujemy i otrzymamy odpowiedź, co dalej. Ładunek, energii da nam kompetencje i wystarczy pozwolić intencji dojść do skutku. Musimy zrezygnować z ego, by zniknąć.

 

Wczytywanie

misja klanu na drzewie operacja,

F.r.a.n.k.y.

- Forteca rocka angażuje nową kicię

Koniec transmisji...

 

2005

 

Rok po odebraniu uprawnień, wyłapywania dezerterów i złomowania agentów klanu, Fanny Fulbright nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Przez całe dzieciństwo była otaczana przez agentów, którzy liczyli na nią. Po odejściu czuła się: wypompowana, odarta z autorytetu i opuszczona. Miała przemożną potrzebę wysiłku. Bez zadań czuła się bezwartościowa. W 2004 roku trafiła do bidula w Chicago. Czuła się tam nieswojo. Była właścicielem setek nieruchomości i firm na całym świecie. Nie miała do nich prawa do 2008 roku. Poza tym nic nie mogła ujawnić. Całe dnie ćwiczyła, pływała, czy grała w koszykówkę. Nic nie mogło wypełnić jej pustki. Niedostatek wrażeń sprawił, że Francis zaszła w ciążę z przypadkowym chłopakiem po imprezie. On był niepewny i stale naciskał na Fanny. Gdy nadzy skrzyżowali nogi pod kołdrą w pokoju hotelowym, Tim był wniebowzięty. Zaczął pocierać biust Franky. Ta zdjęła jego dłoń z piersi.

- Nie musisz mnie rozgrzewać, jestem gotowa. Może tobie trzeba bodźców?

- No co ty?

- To daj mi czadu!

Timoty wszedł bardzo wygodnie dla obojga. Nigdzie się nie śpieszyli. Ogarnęła ich głębia, przyjemności. Piętnastolatka poczuła wewnętrzne ciepło. Totalnie oddali się chwili. Franky zaszeptała, było świetnie. Poczuła się, postawiona na piedestale. Tim powiedział, super. Numer 86 zrobiła test ciążowy. Okazał się pozytywny. Fanny sprzedała nieruchomości, poza jedną, gdzie ukryła córeczkę po jej przyjściu na świat. Nikt o niej nie wiedział, poza opłaconą dziewczyną za milczenie, która odebrała poród. Fanny nosiła słuchawkę, odbierającą głośnik przy kołysce, Lilian. Dziewczynka zaczęła chodzić po roku. Francis wstawała przed świtem, by wyprowadzać Lily na spacer. Po każdym płaczu, Franky niezauważenie wychodziła z domu dziecka, by zająć się córką. Francis pilnowała godzin karmienia. Opowiadała Lily, bajki i śpiewała piosenki. W wieku 3 lat Lily chodziła stabilnie. Zaraz potem Francis musiała odejść z domu dziecka z powodu pełnoletności. Zamieszkała w apartamencie z Lily. Na jej konto bankowe wpłynęły 3 miliardy $. Osiemnastolatka kupiła działkę na wsi, gdzie przeprowadziła się z córką. Zrobiła kartę motorową. Kupiła: kury, konie i ule. Dobudowała domki pod wynajem. Robiła imprezy. Założyła zespół muzyczny i rozkręciła sklep internetowy. Uprawiała warzywa i owoce. Franky niezmiennie ćwiczyła. Zrobiła boiska, korty i baseny. Powstały hotele i restauracje.

Lily pojechała z mamą do przedszkola pierwszego dnia. Przed zajęciami usiadła obok chłopca.

- Cześć, jak masz na imię? Jestem Lill.

- Mam na imię Joe.

- Należysz do grupy trzylatków w tej Sali?

- Tak...

- Czy znasz kogoś, poza mną stąd?

- Znam Danniego i Pita. Widziałem na placu zabaw Lorę i Sussy.

- Super, to możesz mnie wkręcić.

- Co to znaczy?

- Zapoznać...

- Jasne...

Joe chwycił rękę, Lily i przedstawił ją znajomym.

Lilian powiedziała stary, ale narzucasz tempo.

- Co jest za szybko?

- Żartuję, to mi się podoba.

- Co?

- Twoja energia.

Joe uśmiechnął się. Wszystkie dzieci zaproszono na salę.

Po godzinie ta szóstka spotkała się przy stoliku. Lily zaczęła.

- Czy chcecie ze mną stworzyć drużynę?

Lorelai zapytała, co byśmy tam robili.

- Co lubicie?

Sussy powiedziała ja, roślinki.

Danny dodał ja zwierzątka.

Lill zakończyła, to będziemy chronić przyrodę.

Joe zaakcentował, świetny pomysł.

- Jak chcecie się nazywać?

Lora powiedziała, Niebo.

Lily zamknęła oczy.

- Chronimy to, co jest pod niebem. Kto dobrze rysuje?

- Ty mówiłaś, że dobrze rysujesz.

- Chcecie mi zaufać?

Joe dopytał, w czym.

- Narysuję nasz znak rozpoznawczy.

- Dobrze...

- Potrzebujemy miejsca spotkań.

Petter powiedział, jest miejsce w lesie.

- Jeszcze jedno, jesteśmy tajemnicą.

- Jasne...

- Niebo, spotykamy się w lesie po zajęciach.

Lily wzięła do lasu: młotek, sznur, gwoździe, linijkę i kątomierz. Przywiozła to taczką.

Pit przyniósł pędzle i puszki z farbą.

Odnaleźli się, gdy Lill przybiła szczeble, drabiny.

Potem wszyscy wyżłobili deski z gałęzi. Ułożono z nich kwadrat. Przybito stojące gałęzie. Łączono je poziomo, krótszymi. Krótkie gałęzie mocowały okna i drzwi. Najtrudniejsze było postawienie ścian, ale wspólnymi siłami się udało. Lorelai przyniosła: wodę, bandaże i wodę utlenioną. Sussy przyniosła mnóstwo liści. Znaleziono wiele malin. Lily przybiła gwoździami, każdą ze ścian. Dzieci wniosły deski na sufit. Lill przybiła ukosem, inne deski. Dziewczynka namalowała logo. Potem zrobiła świder i łuk, by na desce wśród wióru rozniecić ogień z żaru. Wszyscy zjedli umyte owoce i zasnęli na liściach. Przez całą noc wszyscy rodzice szukali dzieci, ale nikt ich nie znalazł. Rano Lill wróciła do domu i położyła się obok śpiącej mamy. Jej rękę założyła na swój bok. Franky obudziła się.

- Cześć, gdzie ty byłaś?

- To jest tajemnica.

- No dobrze...

Po 3 godzinach Lily zbudowała w lesie karmniki i domki dla jeży. Zjawił się Joe.

- Cześć, co robisz?

- Karmniki...

Potem upletli gniazda. Wykopali glinę, by ulepić naczynia i zbiorniki wody. Potem usiedli na pieńkach, by odpocząć. Ręka, Joe bezwładnie padła na udo, Lily. Dziewczynka chwyciła jego kolano.

- Joey, możesz mnie pomasować w domku?

- Dobrze...

Lily rozebrała się, Joe też. Rozluźnił jej: plecy, pośladki, nogi i barki.

- Dlaczego my się rozebraliśmy?

- Czy nie podoba ci się?

- Czuję się dziko.

- Musimy zespolić się z naturą, by jej chronić.

Joe dopytał, czy chcesz codziennie się rozbierać.

Lily odparła, tylko w twoim towarzystwie.

Potem zbudowali beczkę, którą napełnili wodą. Wnieśli ją do domu. Joe powiedział patrz, miś.

- Cicho bez ruchu, natrzyj się błotem!

- Czemu?

- Ukryjesz swój zapach.

Niedźwiedź ich minął. Później razem wykąpali się w beczce. Potem zasnęli wtuleni.

Rano Lill zauważyła w gnieździe, jajo jastrzębie, bo wcześniej bywała tam jastrzębica. Dziewczynka wzięła rękawice i ogrzewała to jajko, aż po 3 tygodniach, podczas czuwania, Sussy jajo zaczęło pękać. Zawołała Lily. Potem ptak uczył się latać. Lora odebrała poród, wilczycy. Powiedziała o tym dla Lily.

- He, czy ty zwariowałaś?

- Myślałam, że pomagamy zwierzątkom.

- Pomagamy, mając pewność, że nas nie zjedzą.

- Czemu wilki miały by mnie zjeść?

- Są stadne, mało ufne z ciągłą obstawą.

- To mogła być ostatnia moja pomoc.

- Nie pomagaj drapieżnikom, jak dadzą sobie radę! Kurczę, moja klacz dziś rodzi, a moja mama wczoraj zbudowała altankę.

Lora odparła, już wzywam zespół.

- Trzeba ją położyć. Tutaj rozcinam drogi rodne.

Sussy powiedziała Joe, włóż tu ręce i trzymaj główkę.

- Ależ tu śmierdzi.

Lill i Lora wyjęły zad, Danny i Pit, nogi.

Lily wypadła z równowagi i mało nie wpadła do macicy, ale Joe wybiegł i rzucił się z nią na siano. Obrócił się, by nie uderzyła się.

Danny powiedział, rozejdźmy się, żeby źrebak wstał i poszedł.

Lill podziękowała dla Joe.

Do stajni weszła Franky, a źrebak poszedł.

- Kurczę, wy odebraliście poród? Skąd wy to umiecie?

- ... Od Lill

- Czy to jest ta tajemnica?

Pit dopytał, co.

Lily zakończyła, lepiej nie drążmy.

- Jesteście bardzo zgrani. Co wy robicie?

- O tym nie pogadamy, zareagowała Lill.

- Mogę wejść w skład waszej drużyny?

Joe powiedział, chronimy przyrodę.

- Rozumiem, nie wnikam.

Franky zrozumiała, że dzieci tylko praktycznie nabiorą: pewności siebie, samodzielności i siły.

- Nie mów nikomu!

- O czym?

Franky poszła do leśniczego.

- Czy w lesie są jakieś szałasy?

- Chyba w jeden dzień powstał całkiem stabilny domek z drewna. Tylko nie wiem, jak.

Poszli tam.

- To jest siedziba drużyny, mojej córki. Tylko to jest tajne.

- Tutaj chodzą dzieci, ale kto to zbudował?

- Przychodzą: pokaleczone, wycieńczone z coraz większymi mięśniami. To, kto mógł to zrobić?

- Ile mają lat?

- Cztery, nikt nie może się o tym dowiedzieć.

- Jasne...

Lill odciągnęła jelenie wychodzące na ulicę i poszła do bazy. Zobaczyła mamę z leśniczym.

- Co wy tu robicie?

- Nie wiesz, kto zbudował ten domek?

- Ja z kumplami...

Leśniczy dopytał, kto rozpalił ognisko.

- No ja...

- Ty wyżłobiłaś: świder, łuk i deskę?

- No... Trzeba zrobić płot. Przesuń się!

- Po co?

- Jelenie wyłażą na ulicę. Panienki mają ruję.

- No tak...

- Mnie zależy na populacji.

Fanny zapytała, czy możemy ci pomóc.

- Proszę zrobić kilometr barierki z metrowymi odstępami tzn. częściami, żeby to przenieść na brzeg lasu i przybić zasypane ziemią.

- Długo nad tym myślałaś, zapytał leśniczy.

- Do roboty!

Zjawił się Joe.

Co państwo tu robią?

- Pomagają, się nie martw! Trzymaj jelenie z dala od ulicy!

Skończyli tego dnia. Nigdy później Francis nie wspomniała o tym miejscu. Omijała bazę, dzieci.

Rano Lill wypalała kamienne płyty w szczypcach z głazu. Formowała ściany.

Przyszedł Danny z pytaniem, co robisz.

Lill powiedziała, bunkier.

- Po co?

- Do leczenia zwierząt...

- To może wykopię dół.

- Jasne...

Dołączył: Joe, Pit, Lora i Susan. Lily wytopiła płyty, które chłodziła w wodzie przez tydzień. Potem je włożono do dołu, wszystko powoli w rękawicach. Po umocowaniu płyt z forem, dzieci wykuły wejście w słuchawkach wygłuszających. Robiły to na zmianę. Joe przyniósł wiertarkę, by wszyscy razem wywiercili otwory. Joe odniósł urządzenie. Potem mrozili się w wodzie, ale skończyli po roku.

Gdy każdy doszedł do siebie z powodu bólu mięśni, dzieci zrobiły imprezę, pierwszego czerwca 2010 roku. Lill wylądowała z Joe w bunkrze, nago.

- Chcesz, żebym ci towarzyszył?

Lill zaszeptała, daj mi czadu.

Muskali swoje łona o siebie na boku. Patrzyli na siebie, całowali się i głaskali. Joe lekko zwiększył nacisk. Lill przyśpieszyła. Łagodnie piszczała. Po 30 minutach: umyli się, wytarli, ubrali i wrócili do ogniska.

Lill na leżaku na przeciw krzesła, Joe wyprostowała nogę, by położyć stopę na jego przyrodzeniu.

- Byłeś świetny.

- Ty też...

- Stary, brakuje mi tu kominka.

- Potrzebujemy: ognia, wody, rękawic, forem, szczypiec, młota i słuchawek wygłuszających.

- Prześpijmy się i jutro zaczniemy!

Rozebrali się i zasnęli. Lill przytuliła chłopaka.

Rano znalazła wiele granitu i krzemu. Rozpaliła naczynie z krzemem, by uformować szybę. Razem z Joe wypalili i zbili ściany, kominka z granitu. Robili to tygodniami, aż ukończyli. Sussy wyplatała naszyjniki makramowe. Okazało się, że idzie niedźwiedź. Lill została z Susan.

- Lily, patrz!

- Jak jesteśmy obie, a ona jest sama, to możemy jej pomóc.

- W czym...

- W porodzie, ona bardzo się męczy.

- Jak ją zaciągniemy do bunkru?

- Otwórz drzwi!

Lill pokierowała niedźwiedzicę. Dziewczyny umyły ręce i nożyk, którym Sussy rozcięła drogi rodne po uśpieniu niedźwiedzicy. Po wyjęciu płodu, dziewczyny wyszły z bunkru, by pacjentka doszła do siebie. Potem wyszła.

- On jest przepiękny, powiedziała Suss.

- Piąteczka...

Susan przybiła piątkę z wielką euforią ze łzami w oczach. Dziewczyny przytuliły się. Obie miały na rękach niedźwiadka.

Lill w domu powiedziała, cześć mamo.

- Co tak śmierdzi?

Córka bez emocji powiedziała, krew.

- He chcesz, żebym zwariowała? Czyja?

- Niedźwiedzicy...

- Walczyłaś z nią?

- Nie, to jest moja przyjaciółka. Muszę udokumentować zabieg, rysunkiem.

Francis weszła do pokoju, córki. Zobaczyła stos, schematów.

- Ej, ej, to jest tajne.

- Jasne, sory...

Lill przyniosła te projekty do bunkru, gdy wszyscy tam się zgromadzili. Wieczór się ochłodził i zaczęła się ulewa. Dzieci zapaliły w kominku i rozmawiały o wykonywanych zadaniach. Danny zaczął.

- Musiałem katapultować wodę na brudne psy, gdy szczerzyły kły na dzieci wewnątrz kółka, żeby się rozbiegły.

Lily dopytała, skąd te psy?

Pit zabrał głos, mój wujek rozmawiał przez telefon o walkach psów.

Lora prosiła, by mężczyzna spuścił psa z łańcucha.

Susan założyła lonżę na grzbiet konia, by sprowadzić go z ulicy.

Joe z pitem zagrodzili drogę samochodom, gdy żaby przemierzały ulicę.

Lorelai powiedziała myśliwym, żeby przestali polować w jej lesie, aż zawyła w niebogłosy, by zaalarmować inne wilki. Polowano na królową. Wszyscy zwiali, jak Lora oszczędziła myśliwym większych kłopotów. Wilczyca podeszła i dała się pogłaskać. Potem zawyły razem.

Lill zdziwiła się, to naprawdę ty.

- To masz chody u watachy, wilków.

Susan zerwała jałowce i pokrzywy, które ugniotła i zalała wodą, którą wylała, konewką w lesie obok twierdzy.

Z zagrody sąsiadów wyskoczył koń i wbiegł do lasu. Zastała go burza, która go przeraziła.

Lora zapytała, słyszeliście. Sussy, weź lonżę!

- Lill, powoli! Zaniepokoił się Joe.

Dziewczynka dosiadła konia z drabiny. Musiała chwycić jego grzywę.

- Spokojnie koniku, ćsi! Nic się nie dzieje.

Deszcz lał dalej. Lily masowała szyję, konia. Z lonży zrobiła wodze i dojechała do gospodarstwa, sąsiadów. Koń zarżał i zbudził rodzinę. Przyszedł gospodarz.

- Co ty tu robisz, Lily?

- Chcieliśmy inaczej przyprowadzić konika, lonżą. Spadłam z drabiny.

- Nie bój się! Kto był z tobą?

- Nie boję się. To jest tajne.

- Co wy, chronicie przyrodę?

- Tak...

- Przede wszystkim, dziękuję za uratowanie konia. Teraz chodźmy do twojego domu!

- Nasza pomoc jest tajna.

- Jasne nic, nikomu nie powiem. Zastanawiałem się, czyj jest ten domek. Myślałem, że człowieka z lasu. Widziałem mnóstwo karmników, nowych gniazd i barierki.

- Cześć Don...

- Cześć, oddaję córkę. Uratowała mojego konia.

- He, nic ci nie jest?

- Wszystko w porządku...

- Czy ona długo jeździ? Ten koń jest narowisty.

- Myślę, że dziś pierwszy raz jeździła.

- Ona jeździ, jak stara jockey’ka, poza tym podczas jazdy zrobiła wodze z lonży.

- Lill ma rękę do zwierząt.

- Gdzieś się uczy, poza przedszkolem?

- Z doświadczenia...

- Aha, no nie wnikam.

- Ja też, ona co dzień wraca zakrwawiona i pokaleczona, a to nie jest jej krew.

- Aż tak?

- Dobrze, bo zaraz powiem za dużo.

- Jasne, poufność...

Następnego ranka Lily zapytała mamy, gdzie jest mój tata.

- W Chicago...

- Czemu go nie ma z nami?

- On nie wie o tobie.

- Dlaczego?

- Ukryłam cię przed nim.

- Dlaczego?

- Nie jest odpowiedni.

- Czemu doprowadził do mojego urodzenia?

- Chciałam się odprężyć. On był pod ręką i podobałam mu się.

- Od czego się odprężyłaś?

Francis wstała i przeszła się.

- To było 6 lat temu. Byłam dowódcą, brygady operacyjnej, aż odebrano mi uprawnienia. Byłam strasznie osamotniona. Targały mną silne emocje. Odebrano mi różnorodność.

- Jak on się nazywa?

- Tim, mogę cię teraz do niego zawieść.

- To jedziemy.

Objechały osiedle, aż zobaczyły Tim’a.

Franky z radością podeszła.

- Kopę lat wszystkim, to jest moja córka. Ma 5 lat.

- Mam na imię Lily.

- Chodź Tim, pogadamy!

- Przecież ty byłaś 5 lat temu w Chicago. Czy to jest moja córka?

- Tak..

- Czemu to ukryłaś?

- 5 lat temu byłeś szczeniakiem. Zostaniemy tu przez wenkend.

- Czy chcesz czegoś ode mnie?

- To ja chciałam cię poznać?

- Może chcesz coś zjeść, czy wypić?

- Jasne...

- Franky, nie idziesz z nami?

- Macie swoje sprawy. Lill sobie poradzi. Ona pilnuje lasu.

Usiedli w barze.

- Co pijesz?

- Sok ananasowy...

- Co zjesz?

- Frytki...

- Proszę dwa razy.

- Co znaczy, że pilnujesz lasu?

- Moi kumple najwięcej robią.

- Znasz leśniczego, Roberta?

- Tak...

- To jest mój kolega. Co wy tam robicie?

- Chronimy przyrodę i pomagamy zwierzętom.

- Jak?

- Sory, to jest tajemnica. Mam zdjęcia w komórce.

- Łał, ty jesteś...

- Nikomu, ani mru mru...

- Jasne, czy Franky coś wie?

- Malutko... Jak wróciłam śmierdząca krwią to uogólniłam, jak tobie.

- Co wtedy się stało?

Lill wskazała na zdjęcie, projektu.

- He, ty...

- Cichutko...

- Kurczę, tu są zdjęcia. Kto jest obok ciebie?

- Susan Stone...

- Wy macie fotografa?

- Nie, nasze aparaty same pstrykają. Gdzie pracujesz?

- Prowadzę zajęcia ekologiczne. Od kiedy wy pracujecie?

- Od trzeciego roku, życia...

- Kto zbudował waszą bazę?

- Wszystko robimy sami.

- Mogę was odwiedzić?

- To zależy od mamy.

Tim odwiedził dziewczyny w apartamencie.

- Czy mogę przyjechać na wasze ranczo?

- Potrzebowałam, żebyś mnie znalazł i potrzebuję nadal. Tamtej nocy postawiłeś mnie na piedestale. To była magia.

- No, było odlotowo.

- Jak pogodzisz pracę?

- Za tydzień zaczynam urlop.

- Super, to czekamy.

Następnego dnia Lill poszła z Tim’em na boisko streetballowe. Tim przedstawił córkę. Lily oglądała kilka meczy i wstała.

- Czy mogę zagrać?

- Trzymaj piłkę.

Dziewczynka swobodnie kozłowała, pochylając tułów przy ugiętych kolanach. Przeszła w bok i minęła gracza, by obrócić się i zmylić drugiego. Oddała rzut. Nie trafiła, ale Tim zrobił dobitkę.

- Dziewczyno, ty grasz gdzieś?

- Nie, pierwszy raz miałam piłkę w rękach.

- He, okiwała was.

Lilly zabrała głos, Jimmy, Rogg, do roboty.

- Słuchajcie, dziś jest mecz za dwie godziny, Chicago Bulls z Lakers. Może pójdziemy?

- Chcesz?

- Tak...

W przerwie, między połowami reflektor wylosował szczęśliwca, który mógł się zmierzyć z Kirk’em Hinrich’em. Padło na Lill. Miała 120 cm wzrostu i ważyła 30 kg. Była bardzo umięśniona. Zrobiła sobie kucyk. Kozłowała lewą ręką, zmieniając odstęp piłki. Odbiła do prawej i obróciła się. Rzuciła i trafiła do kosza. Kirk próbował odebrać piłkę, ale przemknęła mu przed nosem. Gdy rozgrywający chciał kozłować i minąć Lill, ta w mgnieniu oka odebrała mu piłkę i wrzuciła. Lill kozłowała nisko, przed sobą i wyżej. Odbijała za sobą, by wysunąć ręce i rzucić. Kirk zablokował, ale Lill rzuciła jeszcze raz po złapaniu przed sobą piłki. Lily podała rękę.

- Dzięki...

- Ty naprawdę masz talent. Od kiedy grasz?

- Dwie godziny temu zagrałam pierwszy raz. Ja robię inne rzeczy.

- Jakie?

- Dbam o las.

Dlatego jesteś tak silna. Ile masz lat?

- 5...

- Chcesz mój autograph?

- Nie, a ty chcesz mój?

- He, jasne...

Napisała, Lill.

- Powieszę nad ołtarzykiem.

Tim zszedł po córkę. Po meczu wrócili do Francis.

- Ograła Kirk’a Hinrich’a.

- Co?

- Widziałam, jak koledzy, Tim’a grają.

- Przecież ty nie grasz.

Po tygodniu Tim przywiózł dla Lily, rower z doczepianymi kółkami.

- Cześć, to dla ciebie...

- Cześć, dziękuję...

- Kirk wypytuje mnie o ciebie. Chce cię odwiedzić.

Francis się włączyła, niech wpada.

- Teraz ma mecze.

Potem Lill jeździła z pomocą, Tim’a.

Zebrała się drużyna, niebo i zbudowali z Tim’em na trawniku, 7 tipi. Wieczorem rozpalili ognisko. Tim wziął zapałki. Lill się zdziwiła.

- Co ty, idziesz na łatwiznę?

- Co?

- Trzeba wydrążyć deskę i świder z łukiem, a na wiórach rozdmuchać ogień z żaru po obracaniu łuku.

Joe pokazał.

- Pan nie poradziłby sobie w lesie bez cywilizacji.

- Co to za nóż?

- Lily zaostrzyła młotkiem, rozgrzany kamień.

- Z kim ja siedzę? Najpierw ludzie lasu, weterynarze, ekolodzy, a teraz kowale, to jest szaleństwo.

Lill zakończyła, lepimy z gliny, szyjemy ubrania, biżuterię i zbudowaliśmy drewniany domek.

- Jak?

- To jest tajne.

- Spoko...

Następnego dnia Lily znów uczyła się z Tim’em jazdy, rowerem. Wieczorem podczas spotkania drużyny, uczestnicy zdecydowali o sadzeniu nowych drzew. Lill uzasadniła to słabszym powietrzem. Widziała mniej energii u zwierząt i ptaków, jak też mrówek. Rzadziej się rozmnażały. Niebo odwiedzili leśniczego i otrzymali zgodę pod wnioskiem podpisanym przez Lill. Dzieci kupiły korzenie. W południe zaczęły mierzyć rzędy i odstępy gatunków, drzew. Potem sadziły korzenie. Joe wykopał tunele dla wody. Dzieci podlewały drzewa, co tydzień. Ustawiły znaki ostrzegawcze.

Wczytywanie misja,

Klanu na drzewie operacja,

ś.w.i.e.t.l.i.k.

- śmiech w intencji entuzjazmu to lubię i kocham,

koniec transmisji........................

 

Członkowie zespołu, Niebo codziennie czyścili rzekę. Wpuszczali do niej ślimaki. Zarybili ją. Zbierali śmieci. Lill sadziła rośliny wodne na dnie, bo dobrze pływała. Lorelai z Danny’m wypływali tratwą, by wyławiać puszki. Dzieci hodowały robaczki świętojańskie. Ogłosiły na wsi imprezę. Tim zadzwonił po Kirk’a Hinrich’a z drużyną. Przyjęcie odbyło się w Oak hill z okazji wzlotu świetlików po wydarzeniu na Milburn creek. Były szalone tańce, aż Lill zabrała Joe do bunkru.

- Czemu tu przyszliśmy?

- Chcę pobyć z tobą. Czuję nadmiar energii. Coś wewnątrz mojego ciała wywołuje we mnie tęsknotę za rytmem, wysiłkiem i kontaktem. Przeszywa mnie siła, która zapiera mi dech w piersiach.

- Gdzie chcesz znaleźć jej upust?

- W dzikości z tobą? Czy chcesz uciszyć wilki we mnie?

Joe zaczął całować się z Lill. Ona rozpięła guziki, swojej bluzki. Joe zrobił to samo. Rozpiął jej długą spódnicę. Zsunął jej majtki. Lill zdjęła mu spodnie z bokserkami. Lily pocierała ramiona, partnera. Joe przyparł do niej. Powoli przysuwał i odsuwał. Poczuli ogromną wygodę. Lill poczuła wezwanie organizmu, by zwiększyć tempo i nacisk. Lill sapała. Skończyli po godzinie. Joe rotował, głaskał, uciskał i oklepywał ciało, Lill. Gładził ją, tulipanem. Umyli się w beczce i zasnęli.

Następnego dnia Lill z Joseph’em poszli do domu, dziewczynki.

Czy chcesz dziś pójść ze mną na kolację w mieście.

- Przecież jesteśmy ludźmi, lasu.

- Raz na jakiś czas moglibyśmy wyjść na randkę.

- Z wielką chęcią...

- Wpadnę o 18.00.

- Byłoby super.

- Narazka...

- Cześć...

Po wejściu do domu Lily zrobiła sobie kanapki. Franky w szlafroku sprawdziła odgłosy, córki.

- Cześć, gdzie byłaś?

- W bazie...

- Z kim?

- Z Joseph’em...

- Pierwszy raz użyłaś jego pełnego imienia. Co się stało?

- To jest tajemnica.

- He...

- Dzisiaj o 6.00 idę z nim na randkę.

- Podoba ci się?

- Nieszczególnie, ale koi mnie.

Franky prawie wybuchła ze śmiechu. Po śniadaniu Lily spotkała Kirk’a Hinrich’a.

- Cześć, podobała ci się wczorajsza impreza?

- Jasne, mam dla ciebie koszulkę, Chicago bulls z numerem, 0.

- Łał, dzięki...

- Może zrobimy dziś ognisko?

- Słuchaj, ja dziś mam randkę o 18.00. Może pogadaj z Tim’em!

- Nie pomyślałem, że masz chłopaka.

- Coś ze mną nie tak? Może pomożesz mi w nauce jazdy na rowerze?

- Jasne, jesteś systematyczna. Lubisz jeździć?

- Tak...

- O, już masz jedno, doczepiane kółko.

Kirk prowadził jej rower, aż puścił. Poczuł pewność, Lill. Ona się zachwiała, ale jechała dalej, gdy uświadomiła sobie odstęp, Kirka. Zwolniła, zahamowała i stanęła na prawą nogę.

- Mamy to. Dlaczego chcesz sama jeździć?

- Nie chcę być zdana na innych.

- W czym?

- Chodzi mi o kupowanie produktów do lasu.

- Powinnaś jeździć, ile wlezie, aż wejdzie ci to w krew.

- Dzięki, stary...

- He, Proszę.

Joe przyszedł po Lill z kwiatami. Usiedli w restauracji.

Podeszła kelnerka z pytaniem dzień dobry, co podać.

- Sok ananasowy i pizza...

- No to, dwa razy...

- Gdzie są wasi rodzice?

- Mamy randkę.

- Macie pieniądze?

- Tak...

Zjedli, zapłacili i zatańczyli.

- Mama zapytała mnie, czy ty mi się podobasz.

- Co odpowiedziałaś?

- Nieszczególnie, ale mnie koi. Nie lubię takich pytań.

- Dlaczego?

- Nie wyjaśnię, wycia wilków we mnie, bo to jest dzikie. Ty jesteś moim bratem, krwi. Znamy swoje: skóry, mięśnie, oddechy, zapachy i dusze. Przelaliśmy swoją krew.

Pierwszego dnia, roku szkolnego w 2011 roku po powrocie z przedszkola do bazy, Lorelai usłyszała drwali. Podbiegła do nich.

- Co panowie tu robią?

- Będziemy wycinać las.

- Czy mają panowie zgodę?

- Tak...

Lora ją przeczytała.

- Jednak ja się nie zgadzam jako strażnik, lasu. Właśnie uregulowaliśmy liczebność populacji, które nadal się rozmnażają. To jest ich dom. Poza tym te lasy zapoczątkowały powstanie, Ameryki.

- Zejdź, dziewczynko!

Lorelai przerażająco zawyła, alarmując: wilki, niedźwiedzie, zające, mrówki, dziki. Zaraz się zjawiły. Dołączyły pumy. Doszły skunksy, szopy i wiewiórki. Pojawiły się kojoty i rysie. Przybyły węże: Northern Copperhead, Eastern Cottonmouth i Timber Gattlesnake. Nadleciały sokoły. Na końcu zjawił się: leśniczy, Niebo, Tim I drużyna, Chicago bulls. Drwale znieruchomieli.

Lill powiedziała, zostaw te węże, jak chcesz jeszcze pożyć.

Kirk podszedł.

- Co panowie tu robią?

- Mamy do wycięcia drzewa.

- Czy mają panowie zgodę, Lilian Fullbright?

- Nie, gdzie ona jest?

- Dzień dobry, jestem Lill.

- To żart? Chłopcy, do roboty!

- Lora, przekaż wilkom, żeby nie zostawiły żywego drwala!

Lorelai zawarczała. Drwale uciekli do wozów i odjechali. Czujne wilki powoli zbliżały się, szczerząc kły.

Do leśniczego przyjechała policja.

- Oskarżono pana o grożenie, śmiercią.

- To nie o mnie chodzi, ale znam sprawę.

- To o kogo?

- Szóstka dzieciaków strzeże fauny i flory, Forest lane.

- Dzieci zagroziły drwalom?

- Nie, jedna dziewczynka...

- Jak sprawiła, że drwalom, śmierć stanęła przed oczami?

- Wezwała wilki i zbiegł się cały las.

- Jak wezwała?

- Wisnęła, aż spadłem z krzesła. Czy pan zgadza się na wynoszenie rzeczy z domu?

- No nie, jak ona się nazywa?

- Lorelai Dare...

- Chyba pan żartuje, ile ma lat?

- 6...

- Robi się coraz ciekawiej. Od kiedy dzieci pilnują lasu?

- Od trzech lat, teraz Lora ma jakieś zasady, choć kiedyś wiszczała bez opamiętania.

- Gdzie one są?

- Mają bazę przy rzece, Milburn Creek.

- Dzień dobry, czy mogę rozmawiać z Lorelai Dare?

- Lora, przyszli twoi fani.

- Chwila, sławy jeszcze nikomu nie zaszkodziła. W czym mogę służyć?

- Dlaczego wezwałaś wilki, żeby pogryzły drwali?

- To jest niedociągnięcie, wezwałam cały las. Drwale chcieli poniszczyć dom, zwierzątkom.

- Mało nie dostali zawału, serca. Nie rób więcej tego!

- Bo co, mam wysadzić pana dom?

- Co ty mówisz?

- No właśnie, ja jestem strażniczką, lasu.

- Co wy robicie w lesie?

- Lill, pokaż panu nasze projekty!

- To jest tajne.

- Chyba nie mamy wyjścia.

- Czemu tu są same rysunki?

- Jak mieliśmy 3 lata to nie pisaliśmy.

- Kurczę, ale czad, chcę objąć ochroną waszą działalność.

- Z czym to się wiąże?

- Proszę, żebyście dawali leśniczemu, wszystkie projekty. On nam prześle ich kopie. My będziemy was finansować. Leśniczy będzie wam dostarczał pieniądze.

- Dobrze...

Następnego dnia w przedszkolu, opiekunka zapytała Lorelai, czy ty umiesz rozmawiać ze zwierzętami.

- Co pani wymyśla?

- Mój brat jest drwalem, a przez to, że napuściłaś na niego wilki, panicznie boi się lasu.

- Nie napuściłam na nikogo, wilków.

- Możesz przestać kłamać.

- Ostrzegłam wszystkie zwierzęta i ptaki przed próbą zniszczenia ich domu. Przybyła połowa, lasu. Ja nie mam skrupułów w obronie, przyrody.

- Mój brat był bliski ataku, serca.

- Czy pani popiera duszenie, dzieci.

- Co ty mówisz?

- Drwale chcieli to zrobić dzieciom, zwierząt. One potrzebują ogromu tlenu z drzew. Dorosłe osobniki potrzebują warunków do życia, nie pozorów, by się rozmnażać. Jak ich nie ma, nie wyruszają na podryw i nie ma bzykanka.

- Jak ty mówisz?

- Czego pani nie rozumie?

Opiekunka zaniemówiła.

- Samce muszą korzystać z procesów natury, żeby mieć coś do zaoferowania partnerkom. To pompuje zwierzątka i podnieca dziewczyny.

Opiekunka wezwała rodziców, Lorelai.

- Dziwi mnie język państwa córki. Mówi, że samce, wilków nie wyruszą na podryw, samic bez tlenu z drzew i nie będzie bzykanka. Odstraszyła drwali, alarmując drapieżniki odgłosami, zwierząt.

- Co pani wymyśla? Lora tylko lubi biologię.

- Nie, ona strzeże lasu, że mój brat był bliski ataku, serca. Ona wezwała cały las, by odstraszyć drwali.

- Gdyby to była prawda to słusznie.

Rodzice wyszli z biura.

- Lora, czy ty bronisz lasu?

- Tak...

- Co robisz?

- Pomagam zwierzątkom i roślinkom od trzech lat z przyjaciółmi.

- Daj jakiś przykład!

- Nie mogę.

- Dlaczego?

- Jesteśmy agencją policyjną od niedawna.

- Czy dlatego wracasz pokaleczona o zapachu, krwi?

Tak, teraz pilnują naszej sprawy.

Leśniczy wypłacił każdemu, pieniądze w bazie, Niebo.

Lorelai wróciła do domu. Jej mama podeszła.

- Co to za pieniądze?

- Wynagrodzenie za ochronę, Forest Lane... Tu jest moja umowa o pracę.

- To jest prawdziwy dokument. Czemu nie zapytano nas o zdanie?

- Będziemy to robić z waszą zgodą i bez niej.

- Co, jak ci zabronimy?

- Wezwę zwierzątka, żeby mnie odbiły.

- Spoko nie musisz, skoro to umiesz. Co tam robisz?

Sadzę drzewa. Odbieram porody. Odprowadzam wilczki. Pilnuję młodych podczas polowań. Udaremniam polowania, ludzi dla zabawy. Ratuję las przed wycinką. Czyszczę Milburn Creek. Lepię z gliny. Szyję ubrania. Rzeźbię w kamieniu. Buduję gniazda i karmniki. Zbieram owoce i grzyby. Zbudowałam z drużyną, domek. Ta rozmowa nie może opuścić tego pokoju.

- Dobrze, czy ty rozmawiasz ze zwierzętami?

- Tak...

- Kto jest w tej drużynie?

- Tego nie powiem.

- Dlaczego?

- Chronimy się. Na mnie napadła przedszkolanka.

Wczytywanie,

misja klanu na drzewie

operacja, L.A.S.

- Ludzie, a sąsiedztwo

koniec transmisji................

Wczasowicze zdecydowali się rozbić obóz w zachodniej Virginii. Lorelai zauważyła ich podczas obchodu.

- Cześć, jestem Lorelai- strażniczka lasu. Co wy tu robicie?

- Przyjechaliśmy na wczasy po maturze.

- Jasne, mam kilka warunków. Zajmijcie jedno miejsce i się go trzymajcie! Zbierajcie: śmieci, butelki i prezerwatywy! Gaście ogień na noc! Nie straszcie zwierząt, chodzących w pobliżu! Nie grajcie głośnej muzyki! Korzystajcie z toalet!

- Ile ty masz lat?

- 6...

- Dlaczego jesteś strażnikiem, lasu?

- Pilnuję z kumplami, Forest Lane.

Wszystkie warunki zostały złamane, a nastolatkowie ledwo uszli z życiem. Lora dała im spokój i zaufała im. Opiekuni, lasu zostali oskarżeni. Wytoczono im sprawę sądową. Poproszono na salę, Lorelai Dare jako świadka.

- Dzień dobry, jak masz na imię?

- Jestem Lorelai Dare.

Ile masz lat?

6...

Czy uczęszczasz do przedszkola?

- Tak, ale jestem tu jako strażnik lasu, Forest lane z ramienia policji, Oak Hill, gdzie mieszkam z moją drużyną, chroniącą las.

- Co za kartki tam masz?

- Nikomu z mieszkańców, zachodniej Virginii nie jest nowością, że rozmawiam ze zwierzętami. Tu są odgłosy i mimika twarzy, które padły w odpowiedzi na złamanie, moich przestróg. Ja, głupia zaufałam tym wariatom. Oni przegięli pałkę.

- Od kiedy pilnujesz lasu?

- Od 2008 1 września, złamano wszystkie moje zalecenia.

- Skąd wiesz, że tamtego wieczoru, zwierzęta to wyraziły.

- Zwierzęta nie kłamią. Znają mnie. Ja znam je. Szanują mnie za uratowanie królowej, wilków. Odprowadzam młode i ich pilnuję podczas polowań. Te ślady wskazują na takie ruchy.

Biegły powiedział, jestem pod wrażeniem, ale to prawda. Dowodzą tego nagrania po zdarzeniu.

Behawiorysta, zwierząt przyznał, że Lora jest, jak Mowgli z „Księgi dżungli”.

Sędzia zapytał biegłego, czy zna pan inne takie przypadki.

- No ja od dwunastego roku życia, ale nie od trzeciego, u Lorelai Dare, każdy ze zwierzęcych języków jest jej drugim naturalnym. Jej reakcje są płynne, dzikie i prymitywne, jak u wilków.

- Mnie też zastanawia jej autentyczność.

- Ja mam charyzmę i tyle.

- Masz bardzo dobrą charyzmę.

Głos zabrał pokrzywdzony. Przedstawił się i powiedział, że leśniczy nie zapewnił nam bezpiecznego pobytu w lesie.

Lora odparła wysoki sądzie, mogę pogadać ze świadkiem.

- Dobrze...

- Jak to nie zadbałam o wasze bezpieczeństwo? Czy nie prosiłam was o zajęcie jednego miejsca?

- Ja w ogóle cię nie znam.

- No co ty, czy nie prosiłam o sprzątanie i gaszenie ognia bez głośnej muzyki i straszenia zwierząt z jednym miejscem na toaletę?

- Nic takiego nie było.

- Czego innego dowodzą nagrania z komórki. Dziękuję.

Zapadł wyrok.

- Troje maturzystów ma zapłacić na rzecz lasu Forest Lane, 10000 $ przez lekkomyślność, niszczenie lasu i krzywdzenie jego mieszkańców. Zakazuję państwu, wkraczania do Forest Lane.

/////////////////////////////////

 

Od trzech lat Lorelai wiedziała, że wilki głównie posługują się węchem i słuchem. Nie zbliżała się do nich bez nasmarowania się wilczym łojem. Przez cały rok próbowała dobierać pary wilków, by podczas zbliżeń nie powstawały hybrydy, wilków z psami. Samice doświadczały rui, czternastego lutego, a porody następowały w maju, lub pod koniec, kwietnia. Lorelai kolekcjonowała zapachy. W 2012 roku czternastego lutego mogła spać spokojnie w bazie, aż zwabiła do siebie trzyletniego wilka, gdy przylgnął do niej zapach wilczycy z rują. Lora wyczuła go. W środku nocy zadzwoniła do Danny’ego.

- Cześć, tu Lora, jestem w bazie po dniu, łączenia wilków. Pachnę gotową na nocne życie wilczycą, a pod drzwiami leży napalony wilk.

- Wykąp się! Ja skoczę po Roberta.

Danny zapukał do leśniczówki.

- Cześć, trzydziestokilowy wilk ma ochotę na seks z Lorą, bo pomagała w doborze par i pachnie wilczycą z rują.

- Co ja mam z wami zrobić?

- Wezwij brygadę antyterrorystyczną!

- Nie mam porządnych środków usypiających. Nie mam stabilnych rąk, żeby oddać 2 strzały. Nie mam siły, by przenieść wilka, nie budząc go.

Po wezwaniu brygady, uśpiono zwierzę i wywieziono je do watachy, wilków. Po wyjściu z bazy Lora przytuliła Daniela.

- Dzięki, bohaterze. Kocham cię.

- Ty bierzesz na siebie zbyt dużo.

- Nikt inny tego nie zrobi, a wilczyce potrzebują chłopa tej nocy. Chcę dać szansę watachom. Psy umywają ręce od wychowania młodych. Idą w swoją stronę. Lorelai pocałowała Danny’ego.

- Co ty robisz?

- Czy możesz zostać ze mną w bazie tej nocy?

- Dlaczego?

- Chcę się odprężyć.

Lora rozebrała się.

- Czy możesz mnie pomasować?

- Dobrze, ale jesteś ponapinana.

- Rozbierz się!

- Na pewno jesteś w formie? Mało cię nie zgwałcono.

- Trwa magiczna noc, wilczyc.

Brygada ekologów rano podeszła do Lorelai.

- Cześć, dlaczego ty podchodzisz do wilków?

- Przez cały rok dobieram je w pary.

- Dlaczego?

- Daję szansę populacji.

- Jak to robisz?

- Rozpylam zapachy.

- Dlaczego wilki cię nie unikają?

- Smaruję się ich łojem.

- Po co?

- Ja kocham wilki.

- Czemu zbliżyłaś się do wilków?

- Uratowałam myśliwych, udaremniając ich polowanie na królową.

- Wszystko jasne, ona cię wprowadziła w towarzystwo.

- Jak powstrzymałaś myśliwych?

- Zaalarmowałam wilki, a myśliwi zwiali. Potem łączyłam wilki i odbierałam porody.

- Właśnie, skąd masz, tak wielkie mięśnie?

- Przez pracę...

- Od kiedy pilnujesz lasu?

- Od pierwszego września 2008 roku...

- Ile masz lat?

- 7...

- Kto z tobą pracuje?

- Sześcioro moich przyjaciół...

- Czy jest wśród nich Robert?

- On tylko nam przeszkadza.

Wszyscy wpadli w śmiech.

Drużyna przyszła do bazy. Podeszła Sussy.

- Czemu państwo wchodzą na nasz teren?

- Lorelai Dare zwabiła wilka.

Lily zapytała, wszystko dobrze.

- Tak, Danny mnie uratował.

- Zrobiłabyś dla mnie to samo.

- Możemy was spisać?

Wszyscy pokazali legitymacje policyjne.

- Przepraszam, nie wiedzieliśmy.

- Nie ma problemu.

Szymon żółwik Kaczanowski

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania