KLATKA

Szpital. Nie powinno mnie tu być. Wszystko powinno wyglądać inaczej. Powinienem być w domu. Odpowiednio nastrajać się przed najważniejszym wydarzeniem w moim życiu. Tak zapewne wyglądałby ten wieczór. Nie wszystko jednak zawsze układa się po naszej myśli. Od rana miałem złe przeczucie. Myliłem się na wielu rzeczach. Wielokrotnie w życiu mogłem pomyśleć i postąpić inaczej. Przeczucie jednak było moim najlepszym przyjacielem. Nigdy nie zawodziło. Na sali nie mogłem się odnaleźć. Pracowałem kompletnie nie w swoim rytmie. Trenerzy tłumaczyli to przemęczeniem. W końcu za nami najcięższy obóz przygotowawczy podczas naszej wspólnej przygody. Przytakiwałem im, w głębi duszy wiedząc, że nie to jest powodem mojego samopoczucia. Trening jednak dokończyłem. W jakim stanie bym nie był przez ostatnie tygodnie dwie jednostki treningowe musiały się odbyć. Gorsze, lepsze po prostu musiały. Każdy posiłek w ciągu dnia był dokładnie rozplanowany. Wszystko w nim musiało się zgadzać. Żyłem jak robot. Jedzenie. Trening. Sen. Byłem wyłączony z jakiegokolwiek życia prywatnego. Odpowiadało mi to. Wiedziałem, że muszę zrobić wszystko, aby spełnić marzenie. Marzenie do którego dążenie wiele mi zabrało… za wiele.

17. Jak zawsze o tej porze wracałem do domu. Wszystko wyglądało jak zawsze. Jakby ostatni okres był jednym niekończącym się dniem odgórnie, idealnie zaplanowanym. W radiu ulubiona muzyka, ruch na drodze minimalny. Cel do, którego dążyłem od zawsze zbliżający się wielkimi krokami, wszystko układało się idealnie. Tylko to przeczucie. To przeczucie, że za chwile wszystko w moim życiu straci kolory.

Jestem na miejscu. W domu. Moja żona śpi. Jest zmęczona. Pewnie mały znów dał jej w kość. Leży obok niej. Wyglądają słodko. Kolejny piękny widok, który towarzyszy mi każdego dnia. Kładę się obok nich. Przeglądam telefon. Jak zawsze. Jak codziennie. Nowe zdjęcia znajomych, nowe posty ludzi z branży, polecane premiery nowych filmów, które na pewno nadrobię razem z Nataszą zaraz po dniu, który dopełni szczęście w moim życiu. Wszystko na swoim miejscu. Odkładam pożeracz czasu. Przytulam się do nich. Drzemka. Kolejna czynność, którą zawsze z uśmiechem na twarzy przyjmuję do swojego życia. Wibracje. Wkurzają. Mimo tego biorę telefon do ręki. Może to być coś ważnego. Tata… Zastygam. Spodziewałem się wszystkich. Nie jego. Nie odzywaliśmy się do siebie od niepamiętnych lat. Nie chcę odbierać. Chcę jak zawsze unieść się honorem. Jednak jestem już innym człowiekiem. Lepszym. Dwie osoby, które leżą obok mnie dobrze o to dbają. Zielona słuchawka. Przesuwam. Słyszę jego drżący głos. Przez całe życie nigdy nie wyczułem od niego strachu. Nie wita się. Słyszę jedynie słowa, które probuje ubierać w zdania. Idzie mu to źle. Nie ważne. Rozumiem sens. Mama. Umiera. Rozłączam się. Wiedziałem, że coś się wydarzy. Kurwa zawsze wiedziałem o takich rzeczach. Telefon. SMS. Adres szpitalu. Patrzę na żonę i syna. Nie wiem jak zareagowałbym gdyby ich nie było obok mnie. Ale są. Wstaję. Nie chce ich budzić, więc wychodzę jak najciszej się da. Jadę. Myśle o wszystkich rozmowach na temat moich rodziców z Nataszą. O tym jak bardzo zależało jej, żebym pierwszy wyciągnął rękę. Skłaniałem się ku temu. Z dnia na dzień bardziej, jednak duma z tamtych lat dalej nie pozwoliła do końca dać za wygraną. Dojeżdżam szybko. Parkuję. Nie wysiadam od razu z auta. Myślę jak się zachować. Co mówić. Czy próbować ich pocieszać. Nie widziałem ich tyle lat. Nie widziałem nikogo z rodziny. Nie wiem kto jest razem z nimi w szpitalu. Biorę wdech. Wychodzę. Muszę. Odwlekanie tego nie ma sensu. Boże. W takich chwilach żałuje, że nie palę. Podaję nazwisko matki w recepcji. Tłumaczę, że jestem synem. Dostaję instrukcje gdzie się udać. Wchodzę po schodach. Z każdym krokiem czuje się coraz bardziej zestresowany. Z każdym krokiem czuję narastający strach. Jest. Taki sam. Wyglądający dokładnie tak samo jak w moich wspomnieniach. Jest sam. Nie ma z nim nikogo. Gdy mnie zauważa wstaję. Przytula się. Nie odpycham go. Pierwszy raz widzę mojego ojca bez maski. Bez pancerza. Mówi płacząc. Rak. Nagłe pogorszenie stanu. Operacja konieczna tej nocy. Siadamy. Bez słowa. Natasza. Odrzucam. Myśl o tym co usłyszałem pochłonęła mnie całkowicie. Pytania typu od kiedy, dlaczego uderzają bardzo mocno. Nic o tym nie wiedziałem. Żyliśmy jak obcy dla siebie ludzie. Nawet, kiedy mieszkaliśmy pod jednym dachem, nigdy się nie poznaliśmy. Operacja. Cisza. Noc. Długa.

 

Ranek. Mama przeżyła. Jest w śpiączce. Narazie ciężko określić czy się obudzi. Wstaję. Czuję się źle. Fizycznie i psychicznie. Czuję, że świat śmieje mi się prosto w twarz, że specjalnie podkłada mi kłody, a moje reakcje powodują jego szeroki uśmiech. Podaję dłoń ojcu. Odchodzę. Nigdy nie żegnaliśmy się czulej. Zawsze tak samo. Od dziecka. Uczucia miały mi zastąpić pieniądze, których miał od groma. Wychodzę. Samochód. Nowy. Ale mój. Patrząc na niego widzę każdą kropelkę krwi i potu z walk i treningów. Wsiadam. Spoglądam na telefon. Niezliczona ilość nieodebranych połączeń od Nataszy. Martwi się. Mimo to nie dzwonię. Zaraz mnie zobaczy. Zaraz będę w domu. Będę w nim dzisiaj cały czas. Jadę niespokojnie. Trasa jest krótka. Mimo to kilka razy mogłem spowodować wypadek. Jestem na miejscu. Dom. Mój. Wchodzę. Nie mam ochoty tłumaczyć się Nataszy. Zasypuje mnie setką pytań. Kamilek chcę się przywiać. Ignoruje ich. Zamykam się w pokoju. Wczorajszy telefon uderzył mnie mocno. Myślę, że dużo mocniej niż gdybym miał z nimi normalne, ludzkie relacje. Nie rozumieli mnie. Nigdy. Zawsze miałem inny świat. Nie umiałem funkcjonować na ich zasadach. Myślę o tym teraz. Siedząc w pięknym domu. Za moje ciężko zarobione pieniądze. Myślę o tym w momencie, w którym wszystko układało się wybornie. Jeden telefon. Jeden telefon, który mocno zachwiał silną podstawą. Natasza pukała. Pytała. W końcu przestała. Pierwszy raz jest świadkiem takiej sytuacji, ale muszę być sam. Potrzebuję tego. Potrzebuję tego w tym momencie. Jeszcze w aucie napisałem trenerowi Andrzejowi, że mnie dzisiaj nie będzie. Sprawy rodzinne. Ważne. Zrozumiał. Pewnie wywołało to u niego lawinę stresu. Zawsze tak się dzieje, kiedy plan nie jest realizowany przez jego zawodników w stu procentach. Jest perfekcjonistą. Pracocholikiem. Nie wiem czy nie zawiodę go na całej lini. Nie wiem czy wyjdę w sobotę do klatki. Cios, który otrzymałem może być wystarczający. Może mnie zatrzymać. Świadomość, że moja własna matka może się nie obudzić, a ja nie zdążyłem się nawet z nią pożegnać jest przerażająca. Nie piłem nigdy alkoholu. Nie ciągnęło mnie do tego. Byłem pochłonięty czymś całkowicie innym. Teraz jak nigdy mam ochotę. Ochotę, żeby zagłuszyć myśli. Powstrzymuję je. Muszę myśleć racjonalnie. Mogę być potrzebny. Może potrzebny będzie kierowca. Nie wiem. Nic nie wiem. Wychodzę z pokoju. Mały śpi. Nie wiem ile dokładnie tam siedziałem. Długo. Jest wieczór. Mama się nie wybudziła, gdyby tak było dostałbym telefon. Chyba. Natasza czyta książkę. Siadam koło niej. Jest zła widzę to. Widzę w niej wszystko. Mówię co się stało. Jasno. Bez owijania w bawełnę. Zawsze wszystko u nas było szczere i prawdziwe. Nigdy problem nie był pakowany w ładne pudełko. Odkłada książkę. Przytula mnie. Cała jej złość przeradza się w ogromne ciepło. Jest częścią mnie. Częścią mnie i będzie nią już zawsze. Strach, pretensje, ból wszystko to przykrywa jej magiczna aura. Nic nie mówi. Nie musi. Zawsze wie, kiedy potrzebuje jej słów, a kiedy po prostu obecności. Jest późno. Kładziemy się. W salonie. Bez wymienionych zdań. Rozumiemy się bez nich. Po prostu zasypiamy. Ona. Ja myśle całą noc.

 

Pamiętam wszystkie nasze rozmowy na początku znajomosci. Pamiętam jak ja młody bogacz, żalił się dziewczynie z biednego domu jak mi jest źle. Nigdy tego nie oceniała. Nigdy jej to nie przeszkadzało. Zawsze wiedziała jak pomóc. Zawsze potrafiła wysłuchać. Jest wyjątkowa, dlatego nigdy nie poznała moich rodziców. Nie pozwoliłem na to. Nie chciałem. Ona chciała bardzo. W tej jednej sprawie jednak jasno postawiłem na swoim. Nienawidziłem ich wtedy. Chciałem, żeby zniknęli. Żeby przestali istnieć. Dzisiaj leżąc w ciemnym salonie ze świadomością, że moja mama leży bezwładnie w szpitalu, dalej nienawidzę. Ale siebie. Za tamte myśli.

 

Ranek. Robię śniadanie. Wszystkim. Robię to po, żeby chociaż na chwile zająć czymś głowę. Nie wybieram się dzisiaj na trening. Jeżeli w ogóle zawalczę to pojawię się w Gdańsku dopiero w dniu ważenia. Na te chwile jednak, nie jestem w stanie określić, jak będzie wyglądał dzisiejszy dzień. Do piątku daleka droga. Śniadanie jemy w ciszy. Nawet Kamilek nie odzywa się jakby wyczuwał napięcie, które odwiedziło nasz dom. Nie zna babci. Nie dałem szansy mu jej poznać. Żałuję. Jeżeli z tego wyjdzie pogodzę się z nimi. Zrobię wszystko, żeby miał dziadków, żeby mógł spędzać z nimi czas. Byłem egoistą. Patrzyłem tylko na siebie. Kończę. Ledwo cokolwiek przeszło mi przez gardło. Wychodzę na taras. Dzwonię do Andrzeja. Muszę poinformować go o całej sytuacji. Nie muszę. Chcę. Przez większość życia był dla mnie jak ojciec. Doceniam każdą chwile, którą mi poświecił. Odbiera. Od razu. Tłumaczę mu całą sytuacje. Jest w głębokim szoku. Wiem to. Znam go tak dobrze jak Natasze. Pyta czy czegoś potrzebuję. Czy jest w stanie coś dla mnie zrobić. Nie pyta o walkę, walka zeszła u niego w tym momencie na tak daleki plan jak i u mnie. Chwile jeszcze rozmawiamy. Na koniec informuję go, że dam mu znać w czwartek wieczorem czy jedziemy. Wspólnie ustalamy, że nie będziemy informować federacji o całym zajściu. Podejmujemy te ryzyko. Przynajmniej z wagą nie będzie problemu. Zabawna myśl. Nieliczna w ostatnich godzinach.

 

Kierunek szpital. Natasza chciała jechać ze mną. Odmówiłem. Chcę zmierzyć się z tym sam. Nie chcę. Muszę. Wchodzę. Udaję twardego. Nie jestem. Siadam obok ojca. Pytam czy coś jadł, czy spał. Nie odpowiada. Nigdy nie był wylewny. Widzę jednak w jego oczach, że jestem złamany. Siedzimy tak chwile w ciszy. Lekarz wychodzi z pomieszczenia, w którym leży mama. Tata jest zagłębiony w swoich myślach. Nie widzi go. Wstaję więc ja. Pytam. Bez zmian. Siadam z powrotem. Nie chce wejść jej zobaczyć. Wstyd. Wstyd przeszywa mnie od środka. Nie jestem w stanie się przełamać. Nie mam co liczyć na jakąkolwiek rozmowę z ojcem. Nie teraz. Nie w tym stanie. Siedzimy więc w ciszy. Wracam myślami do dnia w którym uciekłem z domu. Uciekłem z domu w którym było wszystko. Wszystko oprócz uczuć. Rodzice nigdy nie pogodzili się z moim pomysłem na życie. Miałem być prawnikiem, lekarzem, miałem nie mieć nic do gadania. Nie wyszło. Kłóciliśmy się codziennie. W każdy dzień. Każda taka kłótnia dawała mi motywacje do treningów. Do udowadniania światu, że mogę. Że dzieciak z takiego domu jak ja, również może się napierdalać, że może być w tym najlepszy. Miałem swój świat. Swoją rzeczywistość. Nie żyłem jak reszta bogatych dzieciaków. Kosiłem trawę sąsiadom, wykonywałem inne czynności w ich posiadłościach i za zarobione pieniądze kupowałem sobie ciuchy i inne niezbędne rzeczy. Nie chciałem pieniędzy od nich. Brzydziłem się nimi. Ich podejściem do świata. Do ludzi. Mimo tych wszystkich rzeczy, tej całej niechęci, tego że nawet nie próbowali się ze mną skontaktować po uciecze, cierpię. Cierpię bo i tak ich kocham. Bo moja rodzona matka leży tam i umiera, a ja nie jestem wystarczająco silny, żeby wejść i na nią spojrzeć. Mija trochę czasu. Kilka godzin. Wstaję. Podaję ojcu rękę. Wychodzę. Przez ten czas nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Trudno myślę. Widocznie tak musiało być. Od zawsze, na zawsze.

 

Dzwonię do Nataszy. Nie będzie mnie dzisiaj. Noc chce spędzić w aucie. Jeździć bez celu. Po prostu po mieście. Lubię to. Jestem wtedy sam. Nikt nie przeszkadza. Tylko ja i dźwięk silnika. Rozumie. Zawsze rozumiała idealnie, jakby w dniu poznania się weszła do mojej głowy i do dzisiaj nie oddała kluczy. Myśli. Myśli uderzające we mnie jak Marcinkiewicz w najtrudniejszej walce w mojej dotychczasowej karierze. Myślę, że całe moje życie idealnie opisuje właśnie te słowo. Walka. Od małego buntowałem się. Chodziłem własnymi ścieżkami. Nienawidziłem stereotypów. Moim życiowym celem było łamanie ich. Bycie kimś wyjątkowy. Bycie kimś innym. Lubię siebie. Lubię drogę jaką przeszedłem. Jak każdy pewnie, gdybym żył jeszcze raz coś bym pozmieniał, ale nie mam pewności, czy zmiany te nie zmieniłyby mojego obecnego życia na gorsze. Noc jest piękna. Zawsze wymykając się z domu patrzyłem na gwiazdy i myślałem. Byłem wtedy najbardziej prawdziwy. Nie było bodźców świata zewnetrznego. Byłem tylko ja. Ja i księżyc. Dzisiaj będąc już ukształtowanym człowiekiem również potrzebuje takich chwil. Zwłaszcza teraz. Zwłaszcza teraz, kiedy nic nie wiem, kiedy nie wiem co będę robił następnego dnia. Zawsze się tego bałem. Bałem się straty kontroli. Straciłem ją. Muszę jednak walczyć. Walczyć tak jak zawsze. Jak przez całe pieprzone życie. Z tą myślą wracam do domu. Pewniejszy niż jeszcze przed paroma godzinami. Bez planu, ale z nadzieją.

 

Ranek. Potrzebuję rozmowy. Rozmowy z Nataszą. Mówię jej, że zawalczę, postanowiłem o tym wczorajszej nocy. Pyta czy jestem pewien. Nie jestem, ale muszę to zrobić, zresztą decyzja zapadła. Nie zmienię jej. Nigdy ich nie zmieniałem. Wstaję na wadze 78. Idealna sytuacja. Dobrze, że chociaż z tym nie będę miał problemu. Piszę do Andrzeja. Walczymy. Walczymy tak jak zawsze dotychczas. Tak jak zawsze muszę złamać bariery, złamać granice, muszę pokazać kim jestem w środku. Skurwielem nie do złamania. Co by się nie wydarzyło wrócę do domu z pasem, a później stawię czoła wszystkim moim życiowym problemom jak facet. Jak głowa rodziny. Straciłem na chwile wiarę. Zachwiało mną, jak każdym w pewnych momentach życia, ale nadal stoję. Tym się różnie od całej reszty.

 

Dzień mijał spokojnie jak na zaistniałą sytuacje. Odwiedziłem mamę w szpitalu. Wszedłem nawet do środka. Wiele mnie to kosztowało, ale wiedziałem, że nie mam wyjścia, że muszę to zrobić. Niestety jej stan dalej pozostawał taki sam. Z ojcem nie zamieniłem słowa. Był załamany. Zamknął się kompletnie w sobie. Po wizycie odebrałem jeszcze Kamilka z przedszkola i wiedziałem, że to już czas. Synka zostawiamy z babcią, jak przed każdą inną walką i rozpoczynam drogę. Drogę po marzenia.

 

W aucie nikt nie był skory do rozmów. Prowadził Andrzej. Natasza czytała książkę. Ja natomiast utopiłem się w myślach. Nigdy nie interesowała ich żadna moja walka. Nienawidzili mojej drogi życiowej. Paradoksalnie duże wsparcie miałem ze strony rodziny Nataszy. Nie mam na co narzekać. Niektórzy nawet tego nie mają. Mam im za złe tyle rzeczy. Tyle rzeczy bym im wygarnął. Za tyle ich nienawidzę. Jednak poprzedniej nocy postanowiłem też, że zostawiam to wszystko za sobą, że zacznę nowy etap ze swoją rodziną. Nie będzie to łatwe, ale jak tylko mama się wybudzi będzie to mój główny cel. Zrobię to dla Kamilka. Dla Nataszy. Dla mnie…

 

Piątek. Poranne ważenie. 77. Idealnie. Czekają mnie teraz czynności, które znam idealnie, które wykonywałem tyle razy w życiu, które kocham, dla których się poświęciłem. Zainteresowanie walką jest ogromne. Nie jestem faworytem. Staję na przeciwko gościa, który jest niepokonany. Tak jak ja. On jednak walczył ze zdecydowanie mocniejszymi przeciwnikami. Jest mistrzem. Nie ma co ukrywać, będzie ciężko. Jednak wróciła mi wiara. Wróciło mi wiara w zwycięstwo, w to, że mama wyzdrowieje. Jest dobrze. Wiara i nadzieja nigdy mnie nie zawodziły. Tym razem również stoją przy moim boku.

 

Wieczorne ważenie. Mnóstwo ludzi. Wszyscy chcą poczuć jutrzejsze emocje. Wywiady. Nikt nie wie o moich problemach. Nie powiem o nich, ani teraz, ani po walce. To wymówka. Ja jestem wojownikiem, nie korzystam z takich rzeczy. W trakcie dnia dzwoniłem do lekarza prowadzącego. Bez zmian. Niestety. Jestem jednak dobrej myśli. Wygram jutrzejszą walkę. Moja mama w najbliższym czasie również wygra. Dużo poważniejszą.

 

Sobota. Dobre samopoczucie towarzyszy mi od rana. Jest to bardzo ważny czynnik. Muszę się wyłączyć od wszystkiego. Nie będzie to łatwe, ale wiem, że jest to jedyna droga do zwycięstwa. Leżymy w hotelu. W ciszy. Natasza wie, że dzień walki jest moim dniem. Tylko moim. Nigdy nie przeszkadzała. Stała obok. Była. Jej obecność jest dla mnie czymś niedopisania. Wszystko wykonujemy według schematu. Nic nie zmieniamy. Zawsze działało. Uda się i tym razem. Jestem o tym przekonany. Jestem silny. Jestem zły. Mam w sobie więcej bólu niż mój przeciwnik. Umiejętności to nie wszystko. W 25 minutowej walce liczy się charakter. Ja go mam. Wiem o tym. Wszyscy o tym wiedzą.

 

Wieczór. Szatnia. Jestem skupiony. Maksymalnie. Wiem po co za chwile wyjdę do walki. Zrobię mu krzywdę. Zabiorę mu wszystko. W szatni każdy zawodnik zamienia się w potwora. Adrenalina jest przeogromna. Czuję ją. Czuję ją całym sobą. Wchodzi Andrzej. Widzę po nim, że coś jest nie tak. Nie mówi. Wstaję. Czuję, że jest to coś poważnego. Nie wacham się. Grożę, że jeżeli zaraz nie powie mi, dlaczego w jego oczach pojawiły się łzy nie wyjdę do walki. Mówi. Niechętnie. Mama. Nie żyję. Tracę równowagę. Trenerzy łapią mnie i prowadzą na ławkę. Nikt nic nie mówi. Jestem przerażony. Czuję ból. Przeogromny. Natasza przytula mnie. Wchodzi sędzia. Przypomina, że za chwile wychodzimy. Wszystko dzieję się za szybko. Kontrola. Nie mam. Nie wiem co robić. Jak postąpić. Wszystko poukładałem sobie w głowie. Wierzyłem. Jestem tu, chociaż wielu nie dałoby rady. Łzy. Blokuję. Kamil. Nie pozna jej. Kurwa przez jebany egoizm mój syn nie pozna babci. Jestem śmieciem. Jestem nikim. Andrzej mówi, że odwołujemy walkę. Nie zgadzam się. Nie wiem gdzie jestem, ale wstaje i wychodzę do walki. Wychodzę na rzeź. Jednostronną…

 

Cisza. Przegraliśmy. 25 minut byłem bity. Bezbronny. Leżę obolały. Wszystko czuję dwa razy mocnej. Nie naprawię tylu rzeczy. Tyle rzeczy nagle straciło sens. Tata strzelił w domu sobie w łeb. Wiem o tym. Tylko ja. Nikt nie dostał tej informacji. Nawet ja. Po prostu to czuję. Tak jak zawsze. Nie wiem co ze sobą zrobić. Może trzeba było ich posłuchać. Uszczęśliwić. Być kim chcieli, żebym był. Spędziłbym życie z nimi, a nie obok nich. Nie leżałbym teraz obity w szatni. Nie czułbym się jak najgorsze ścierwo. Kamil nie musiałby być na pogrzebie obcych ludzi. Ludzi, których nie zna. Ludzi, których ja kochający ojciec mu zabrałem. Kibice byli wściekli. Spodziewali się czegoś innego. Zostałem strasznie wygwizdany. Pewnie jak wyjdzie do mediów cała sytuacja, wszyscy będą mi współczuć. Za późno. W moich oczach są przegrani. Odwrócili się ode mnie. Wiele w życiu można wybaczać, ale nie to. Przynajmniej nie w moim kodeksie moralnym. Nie wiem co będzie dalej. Pewnie jak całe życie będę walczył. Mam syna. Żonę, które będzie ze mną na dobre i na złe. Sport, który przecież nadal jest mój, ale będę miał tez traumę i żal do samego siebie. Do końca życia się tego nie pozbędę. Do końca życia ta sytuacja będzie za mną zawsze. Jak cień.

 

Pogrzeb. Przyjechała cała rodzina. Rodzina, której się wyrzekłem, której nie znam. Omijają mnie. Dla nich jestem jak cień. Nawet rodzinna tragedia nie skłoniła ich do zamienienia ze mną chociaż słowa. Do kilku podchodzę pierwszy. Chcę się przywitać. Przechodzą obok mnie jakbym był trędowaty. Boli. Boli jak wszystko co zbiegło się w czasie w ostatnim okresie. Okulary, które zakrywają opuchnięte oczu zakrywają także prawdę. Brutalną, której się wstydzę. Kamilka i Nataszy nie ma ze mną. Zostali w domu. Prosiłem ich o to. Nie umiałem wytłumaczyć dziecku na czyj pogrzeb go zabieram. Co miałem powiedzieć? Jedziesz na pogrzeb Pani, która była twoją babcią. Nie znał jej przeze mnie za życia. Oszczędzę mu przynajmniej tego. Bracia i siostry. Słyszę z ust księdza. Wyłączam się. Nie myślę o niczym. Jestem pusty. Do końca pogrzebu wyglądam jak zombie. Jak wrak człowieka. Po wszystkim odchodzę do auta. Czekam aż wszyscy się rozjadą. Kiedy już cmentarz zostaje uwolnimy od ludzi wychodzę. Podchodzę pod grób rodziców. Ściągam okulary. Płaczę. Płaczę łzami całego mojego życia. Nigdy już nie naprawimy błędów. Nie zmienimy przeszłości. Nie ma ich. Ja jestem. Mówię przepraszam płynące prosto z serca. Zakładam okulary. Odchodzę. Odchodzę jako ktoś inny. Odchodzę jako człowiek z blizną. Odchodzę jako przegrany.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Akwadar 10.12.2021
    Kurde...
  • Kołcz03 10.12.2021
    Pozdrawiasz?
  • Akwadar 10.12.2021
    Kołcz03 a zachodzi taka potrzeba?
  • Kołcz03 10.12.2021
    Zależy czy się spodobało

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania